środa, 5 czerwca 2019 11:29

Rak to nie wyrok. Udowodnią to wyruszając w OnkoRejs Granicami Polski

Autor Mirosław Haładyj
Rak to nie wyrok. Udowodnią to wyruszając w OnkoRejs Granicami Polski

W dniach 23 – 29 czerwca 2019 r. odbędzie się czwarta edycja Onkorejsu Granicami Polski 2019. Jest to ogólnopolski marsz dla osób chorych onkologicznie oraz wspierających ich osób zdrowych.

Onkorejs Granicami Polski powstał po to, by aktywizować osoby chore i pokazać im, że rak to nie wyrok i że każdy powinien mieć marzenia i je spełniać. Ma on na celu także nagłośnić znaczenie badań profilaktycznych i pokazać, że bez względu na to ile ma się lat, jaki posiada się status społeczny, ile się zarabia, gdzie się mieszka, to choroba onkologiczna może dotknąć każdego z nas. Projekt zdejmuje też stygmaty i mity, jakimi obciążone są osoby chore a także sama choroba. Ma na celu pokazać, że można się wyleczyć, a będąc chorym można żyć normalnie korzystając z życia, pracując, podróżując, działając na rzecz innych. Organizatorzy akcji chcą pokazać, że nie można leżeć w łóżku czekając na śmierć, ale trzeba zrobić dla siebie, pojąć walkę i dzięki temu dać innym wiele dobrego.

Wyjście na trasę Onkorejsu, to dla uczestników czas cudownych relacji, wspaniałych ludzi, niesamowitej energii, która daje „kopa” na kolejne miesiące. Oczywiście jest pot, ból, zmęczenie, a nawet płacz z wyczerpania. Ale towarzyszy temu przeświadczenie, że warto iść, bo dzięki temu udaje się uratować niejedno życie.

Jedną z osób, które udadzą  się na szlak jest pani Anna Nadolny, która pięć lat temu dowiedziała się o tym, że choruje na raka. Podjęła leczenie, przeszła dwie operację, chemioterapię, radioterapię, a obecnie jest w trakcie hormonoterapii. Na chwilę obecną z jej zdrowiem jest wszystko w porządku. Pani Anna jest żoną i matką dwójki dorosłych już dzieci – córki i syna. Kocha góry, a wyprawa w którą się udaje wiedzie 93 kilometrowym szlakiem przez Zawoję Lipnicę Wielką, Chyżne, Chochołów, Zakopane i Jurgów.

Pani Anno, będzie pani brała udział w wyprawie Onkorejs Granicami Polski. Skąd dowiedziała się pani o tej inicjatywie?

Kilka lata temu zostałam w sumie zaproszona do polubienia na Facebooku strony Onkorejs Wybieram Życie. To tam właśnie została stworzona inicjatywa Onkorejs Granicami Polski. Zafascynowało mnie to i od kilku lat przymierzałam się do wzięcia w niej udziału. W zeszłym roku definitywnie zdecydowałam i nastawiłam się, że w tym roku wyjdę na szlak. Biorę udział w trasie z Zawoi do Jurgowa. Kocham góry, chodzę po nich, więc to jest dla mnie najbardziej odpowiedni szlak, który z pewnością sprawi mi ogromną satysfakcję. Chcę wziąć udział w Onkorejsie, bo dla mnie ta inicjatywa jest czymś ważnym. Promowanie hasła „Rak to nie wyrok”, mówienie o tym, że z chorobą można tak samo żyć jak przed diagnozą, że można się wyleczyć – to wszystko jest mi po prostu bliskie

Upowszechnianie informacji o chorobach nowotworowych to nie jedyna idea Onkorejsu.

Główną ideą jest przybliżanie znaczenia profilaktyki, badania się. Nie możemy czekać na zalecenie ze strony lekarza, tylko każdy z nas, powinienem rozpocząć profilaktykę badań, bo ona jest najważniejsza. Im wcześniej wykryta choroba, tym większa szansa na wyleczenie. I to jest naprawdę ważne. Powtarzam to cały czas dzieciom, i bliskim, i znajomym. Mówię o tym na podstawie własnego przykładu.  W przypadku wykrycia choroby, nie ma co załamywać się, trzeba walczyć, jak o wszystko w życiu. I spełniać marzenia. Moim mottem jest „Korzystam z życia, póki mam zdrowie i korzystam ile się da”.

Na czym będzie polegały działania prowadzone na szlaku?

Chcemy zorganizować spotkania z osobami, które są zainteresowane tym tematem. Obserwuję sytuację rozprzestrzeniania się chorób onkologicznych i uważam, że ten problem może dotyczyć praktycznie każdego z nas. Jeśli nie w sposób osobisty, to pośredni, ponieważ choroba mogła dotknąć naszych bliskich, rodzinę, przyjaciół, znajomych. Wiadomo, że w przypadku takiej informacji pierwszą reakcją jest szok i nieważne, czy samemu się jest chorym, czy jest to ktoś bliski z rodziny. Ale można sobie z tym poradzić. Grunt, to nie zamykać się w domu, nie uciekać, tylko walczyć i próbować cały czas realizować marzenia. Marzyć i realizować te marzenia, bo to jest chyba najważniejsze w leczeniu każdej choroby.

Czy uważa pani, że problem chorób nowotworowych jest ciągle w Polsce na zbyt małym poziomie świadomości społecznej?

Tak, bo osoby, które nie mają nikogo bliskiego, albo same nie zachorowały, po prostu nie zdają sobie sprawy, że każdego z nas, ale naprawdę każdego, może to dotknąć. I to w najmniej spodziewanym momencie. Tak się dzieje najczęściej. Mamy jakieś plany życiowe, a choroba mimo wszystko je przecina i weryfikuje nasze życie, które tak naprawdę musimy zacząć od nowa. No i każdy z nas powinien się spodziewać, że prędzej czy później zetknie się z tym problemem. Jak nie u siebie, to na pewno u swojego bliskiego, bo niestety choroby onkologiczne coraz bardziej  się rozprzestrzeniają i jest to narastający problem

Pani Anno, co oprócz takiej profilaktyki i spotkań o których pani mówiła jest ważne? Co się liczy w czasie walki z chorobą?

Jak już mówiłam, w pierwszym momencie jest szok, przerażenie, strach. To jest normalna reakcja na taką informację i tak samo ja reagowałam. Był płacz, był strach, była panika. Najtrudniejsze było powiedzenie o tym dzieciom, więc to mnie najbardziej przerażało. Ale z problemami trzeba walczyć. Zakasać rękawy i wziąć się za nie z pozytywnym nastawieniem. Przez cały okres choroby miałam marzenie i myśl, że wrócę do zdrowia, że dalej będę chodzić po górach. Walczyłam, żeby choroba mi tego nie odebrała. Cały czas walczyłam i wierzyłam, choć trudno w obliczy choroby wierzyć w to, że będzie dobrze. Ale nie można się załamywać. Wiadomo, są lepsze i gorsze dni, ale wiem, że po prostu korzystam z życia dopóki mogę, bo każdy dzień jest dla nas niespodzianką i nie wiadomo, co się może zdarzyć. Chciałam jeszcze dodać jedno. Jest to bardzo ważne dla nas, kobiet. Jako matki jesteśmy bardzo oddane rodzinie i to właśnie rodzina jest dla nas najważniejsza, a jednak choroba nauczyła mnie pewnego egoizmu. Czasami warto być egoistką i zacząć myśleć o sobie w kategorii „ja to ja”, a nie „ja to matka, żona”. Dlatego ważne jest żebyśmy nie odkładały badań na później, żebyśmy myślały o sobie. Rodzina jak najbardziej, kochamy ją, ale jeśli nie zadbamy o siebie, to ona nas straci. Najbardziej powinnyśmy kochać siebie.

Jak zrodziła się pani pasja do gór?

Mieszkam na Dolnym Śląsku więc najbliższe moje góry to są Karkonosze. Zawsze gdzieś tam podświadomie wiedziałam, że góry to jest to, co kocham, że to nie morze. I z mężem powoli rozwijaliśmy tę pasję. Wyjeżdżaliśmy z dziećmi z początku na jednodniowe wyjazdy, później gdzieś pod namiot, ale też na szlaki i po prostu te góry coraz bardziej nas wciągały. Mam to szczęście, że oboje z mężem jesteśmy pasjonatami. Wspólnie odkrywamy nowe szlaki, nie wyjeżdżamy gdzieś na koniec świata. Nie mam takiej potrzeby, ponieważ uważam, że nasze góry są piękne. Dla mnie są one po prostu życiem, ja tam czuję, że żyję. One doładowują moje akumulatory na zmaganie się ze zwykłymi problemami, z codziennością. Będą na szlaku namęczę się, ale ja kocham to zmęczenie. Gdy przychodzę, po całym dnu spędzonym na szlaku, do schroniska to jestem zmęczona, ale zarazem bardzo szczęśliwa, a widoki wynagradzają wszystko.

Pani Anno, Onkorejs Granicami Polski pierwotnie był inicjatywą tylko i wyłącznie żeglarską, czy myślała Pani o tym, żeby wziąć udział w morskiej wyprawie?

Morze to nie jest coś co mnie pociąga, po prostu stronię od niej, bo nie lubię pływać. Mam związane z tym lęki, ale nie jest powiedziane, że tego nie zrobię. Nawet powoli już to rozważam gdzieś tam w zakamarkach swojego mózgu. Więc nie mówię nie. Na tę chwilę bardziej jednak wolę wędrowanie po górach, ale nie mówię że kiedyś nie spróbuję Onkorejsu na żaglowcu.

Czy zna pani osoby z którymi wyruszy na szlak?

Nie. Poznałyśmy się przez Internet, nie znamy się osobiście, jesteśmy z trzech różnych miejscowości. Magda jest z Zielonej Góry, Monika jest z Warszawy, ja jestem z Głogowa. Zatem po raz pierwszy spotkamy się na trasie, a docierać się będziemy w trakcie marszu. Do Zawoi, z której ruszamy, przyjeżdżamy dzień wcześniej, więc będzie okazja trochę się poznać. Na drugi dzień rano z Zawoi ruszamy na szlak.

Jak panie planują, ile potrwa wyprawa?

Tydzień czasu. Szlak już mniej więcej mamy ustalony, noclegi też są już zarezerwowane. Tym akurat zajmowała się nasza koordynatorka. Mamy też patronaty medialne i lokalnych władz, czyli wójtów gmin. Osoby postronne pomagają nam zorganizować przejście, transport i wiele innych rzeczy, które będą nam potrzebne na trakcie. To jest inicjatywa całkowicie dobrowolna i same, jako wolontariuszki, ją finansujemy. Oczywiście jest pomoc sponsorów, ale nie pokrywa to wszystkich kosztów.

Czy osoby chętne będą mogły dołączyć do pań na szlaku?

Tak, nie trzeba iść z nami całej trasy. Można podejść, można z nami porozmawiać, można wspólnie z nami się przejść. Jesteśmy otwarte na każde towarzystwo, na każde pytanie. Jeżeli w jakikolwiek sposób możemy pomóc, to jesteśmy oczywiście bardzo chętne.

Pani Anno macie już zaplanowane na szlaku jedno spotkanie.

Tak, na tę chwilę udało się nam skontaktować z Kołem Gospodyń Wiejskich w Witowie i będziemy organizować tam spotkanie. Panie chcą nam pomóc w organizacji. Z naszej strony z pewnością będzie spontanicznie i będzie improwizacja, bo do tej pory żadna z nas nigdy czegoś takiego nie robiła. Nie byłyśmy wcześniej na Onkorejsie Granicami Polski i na takich spotkaniach, więc będziemy się tego na bieżąco uczyć. Przy tej okazji chcę powiedzieć, że jeżeli ktoś byłby chętny spotkać się w szerszym gronie i porozmawiać, to jesteśmy cały czas na to otwarte. Można się z nami kontaktować przez Facebooka Onkorejsu.

Zapraszamy do obejrzenia galerii z zeszłorocznego OnkoRejsu.

Fot. i inf.: Fundacja OnkoRejs

Sucha Beskidzka

Sucha Beskidzka - najnowsze informacje

Rozrywka