czwartek, 21 marca 2019 09:57

Historia pewnego zegara. Rozdział I. Odcinek 4

Autor Bernard Szwabowski
Historia pewnego zegara. Rozdział  I. Odcinek 4

Gdzie i kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tą rasą?

Otóż w 1961 roku, dokładnie 1 marca zacząłem pracować w Gromadzkiej Radzie Narodowej w Donosach. Donosy to miejscowość położona dwa kilometry od Kazimierzy Wielkiej, a osiem od granic powiatu i gminy Proszowice. Pomimo, że są to różne gminy, to jest to jeden rejon, jedno środowisko. Żadne źródła historyczne nie podają skąd lub od czego pochodzi nazwa miejscowości Donosy. Złośliwi powiadają, że nazwa Donosy pochodzi od „donoszenia”. Musieli być w tej okolicy ludzie, którzy na drugich robili donosy, czyli skarżyli, donosili do władz, policji, a może do dziedzica. Ale nie jest to wiarygodne, bo Donosy są spokojną wioską, a donoszenie zapewne się trafia, tak jak i wszędzie, ale nic szczególnego. Mit ten można by obalić chociażby tym, że w zapisie z ksiąg hipotecznych z 1885 roku miejscowość Donosy jest napisana przez dwa S, czyli DONOSSY, a więc nie może być od donoszenia, a w ogóle daje to bardzo dużo do zastanowienia. Przytoczę zatem jak o wsi Donosy napisano według Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego: Donosy wieś i folwark pow. Pińczowski,gr. i par. Kazimierza Wielka leży na lewo od drogi bitej ze Skalbmierza do Proszowic o 10 wiorst od Skalbmierza. Posiada fabrykę cegły poruszaną lokomobilą. W 1827 r. było tu 29 domów i 173 mieszkańców. Rozległość folwarku wynosi mórg 448, a mianowicie gr. orne i ogrody mórg 380, łąk mórg 38, nieużytki i place mórg 30, płodozmian 7 polowy. Budynki murowane 2, drewnianych 11. Wieś Donosy osad 27, gruntu mórg 124. A oto zapis z ksiąg hipotecznych:

Wówczas, wracamy do roku 1961 średnio w co piątej miejscowości była Gromadzka Rada, w myśl zasady „władza bliżej mas.” Do tej w Donosach należało pięć wiosek. Jako dwudziestoletni młodzieniec objąłem stanowisko „referenta meldunkowego”, a po około pół roku pracy „referenta skupu” zwanego również „rachmistrzem skupu”. Do moich obowiązków należał wymiar i śledzenie skupu tzw. „obowiązkowych dostaw” przez rolników. A zatem mój kontakt z rolnikami był bardzo częsty. W każdej Gromadzkiej Radzie był zatrudniony agronom, który miał za zadanie prowadzić fachowe doradztwo rolnikom, a także szkolenia rolnicze. W tym czasie był duży nacisk na rolnictwo i właściwe gospodarowanie ziemią. A wszystko to pod okiem agronoma. Bardzo często odbywały się zebrania wiejskie, przeważnie na temat rolnictwa. Tam właśnie pierwszy raz usłyszałem o zielononóżce od pani agronom, z którą pracowaliśmy w jednym pokoju. Od tej pory bardzo często rozmawialiśmy na temat tej rasy. Była to dla mnie nowość, bo byłem młodym człowiekiem i chociaż nie miałem pola, rolnictwem interesowałem się bardzo.

Jak już wspomniałem, były prowadzone szkolenia rolnicze i na tych szkoleniach m.in. promowano hodowlę kur zielononóżek. Na każdym zebraniu o nich mówili, rozpowszechniali tą rasę - tak jak kukurydzę za Chruszczowa. Gospodarze chętnie hodowali zielononóżkę. Każdy jak o niej posłuchał, to był ciekawy, jak będzie się chować, jak będzie znosić miejscowe warunki i jakie będzie jaja nosić. Hodowali je na otwartych terenach. Chodziły po podwórkach i terenach do nich przyległych. Zielononóżka należy do ptaków grzebiących, a zatem wygrzebuje i zbiera te wszystkie części jadalne, które rzec by można inny drób hodowany w gospodarstwie, by nie wygrzebał. Hodowali ją rolnicy posiadający gospodarstwa o większym areale, ale też tzw. chłopo-robotnicy, którzy mieli 10, 20 czy 50 arów pola. W tym czasie każdy skrawek pola był wykorzystany i ci drobni użytkownicy hodowali świnie, kury zielononóżki, a nawet krowy. Te kury były prawie w każdym gospodarstwie. Jeden miał 20 sztuk, a inny 100, stosownie do możliwości. Rolnicy chętnie je hodowali, bo charakteryzowały się dużą nieśnością jajek. Mówi się, że mają o około 30% mniejszą zawartość cholesterolu.

Ja sam zielononóżek nie hodowałem, ponieważ nie miałem warunków, ale zachęciłem rodziców, którzy mieli kawałek pola, do ich hodowania. Rodzice mieszkali w sąsiedniej miejscowości Chruszczyna Wielka i tam hodowali to co na polu o powierzchni 1,5 hektara mogli wyhodować. Zawsze były hodowane dwie świnie, a czasami nawet cztery. Zawsze były hodowane kury, średnio około pięćdziesiąt sztuk w tym połowa to były zielononóżki, które hodowali przez długie lata, dokąd tylko mogli. Często przynosiłem od nich jajka, które naprawdę były smaczne, a najbardziej lubiły je dzieci. Najważniejsza jednak była krowa, która była naszą żywicielką. Mleko bowiem było podstawą do wyrobu rożnego rodzaju produktów pochodnych: śmietany, masła, sera, zsiadłego mleka, które było najbardziej smaczne z młodymi ziemniakami i maślanka, która była świetnym napojem odżywczym. Przez długie lata w moim rodzinnym domu była moja ulubiona czarno- biała krowa tzw. łaciata, niezbyt dużego wzrostu, która była, można by powiedzieć, moim przyjacielem. Od dziecinnych lat pasałem ją trzymając na powrozie, a kiedy pod koniec sierpnia rolnicy zebrali drugi pokos trawy z okalających nasze zabudowania łąk, pasła się luźno na łąkach pod moim nadzorem. Trzeba było tak sobie rozłożyć czas, aby go wystarczyło na odrobienie lekcji i pasanie krowy. To samo robili moi koledzy mieszkający blisko mnie. Kiedy krowy pasły się luźno na łąkach my rżnęliśmy w piłkę lub paliliśmy ogniska do późnej jesieni.

Czy rodzaj paszy dla zielononóżek ma wpływ na wartości odżywcze jajka?

Zapewne tak. Odżywianie ma znaczenie. Kury zielononóżki jadły wszystko, nie kupowało się specjalnych pasz. Dawało im się zboża, ziemniaki. Teraz też tak jest w pojedynczych gospodarstwach. Zresztą hodowało się przy innych zwierzętach, kto by tam zwracał uwagę na to, aby dawać kurom specjalną paszę- dawali wszystko co ona jadła i koniec. Kura była i jest wolnego wybiegu i to już zapewnia dobre jajko, takie o dobrych wartościach odżywczych. Kura przecież je wszystko to co naturalne. Moim zdaniem wszelkie pasze genetycznie modyfikowane mają zły wpływ nie tylko na samą kurę, ale także na wartości odżywcze jajka. Natomiast nie wypowiadam się na temat hodowli w wielkich farmach hodowlanych.

DONOSY - Z PRZYMRUŻENIEM OKA

Kiedy król Kazimierz w tej okolicy,

Polował na grubego zwierza,

Już wiedział, że osada blisko Wiślicy,

Będzie nazywać się Wielka Kazimierza.

Pola wzdłuż rzeki Małoszówki

Porośnięte gęstymi lasami.

Od Małoszowa do dzisiejszej Odonówki

Wypełnione łownymi zwierzakami.

Toteż często na tych ziemiach żyznych

Urządzano liczne polowania.

A potem przy potrawach z dziczyzny

Biesiadowano, aż do świtania.

Na jednym z tych polowań częstych,

Giermek „ DON” pognał na niewielkie wzgórze.

Za zwierzem wśród zarośli gęstych,

Napotykając osy w jakiejś w drzewie dziurze.

Cała chmara tych groźnych owadów,

Oblepiła jego włosy, usta, uszy, oczy,

Wstrzykując w jego ciało multum swego jadu,

A on jadąc na koniu krzyczał, wzywając pomocy.

Widząc to drugi giermek, też pomocy wzywał,

Aby Dona ratować, darł się wniebogłosy.

Przy czym bronią myśliwską ciągle wymachiwał,

Jadąc wrzeszczał ile sił w piersi: Don, osy! Don, osy!

Don choć odchorował użądlenia przeżył,

Zapamiętując na zawsze te przeklęte osy.

A gdy doszedł do siebie, sam sobie nie wierzył,

Że otrzymał od króla wieś, którą nazwał DONOSY.

Ciąg dalszy nastąpi        Zdzisław Kuliś

foto : Zdjęcie autora z krową z 1953 r. w domu rodzinnym

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka