piątek, 12 kwietnia 2019 14:10

Libiążanie wyznania mojżeszowego cz 8

Autor Bernard Szwabowski
Libiążanie wyznania mojżeszowego cz 8

Moją przyjaciółkę z Izraela Halinę Birenbaum – Żydówkę,  już przeszło 20 lat temu poznałem u Sióstr Zakonnych w Karmelu w Oświęcimiu (w „Głosie Chrzanowskim” z listopada 2014 r. pisałem o tej Żydówce).

Ks. Piotr z Centrum Dialogu i Modlitwy zaprosił tę byłą więźniarkę obozu oświęcimskiego, aby tam w ścisłym gronie tego Karmelu przez kratę, płaczącym siostrom zakonnym opowiedzieć o swych męczarniach w obozie zagłady Auschwitz- Birkenau.

To dzięki mojej koleżance Irenie Sekulskiej (niestety zmarła 2 lata temu), która była najlepszą rzeźbiarką w naszej grupie malarsko-rzeźbiarskiej o nazwie „Na Zamku”
w Oświęcimiu, poznałem tę Żydówkę – Halinę Birenbaum. Często, kilka razy w roku Irenę odwiedzali goście z zagranicy, by kupić od niej różne rzeźby, które wzbudzały ogromny podziw i zainteresowanie odwiedzających.

W tym roku w styczniu z okazji 70-tej rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau (można było to wszystko obejrzeć w transmisji telewizyjnej) pierwszy do zebranych (zaproszonych gości i wielu tysięcy uczestników) przemówił Prezydent RP Bronisław Komorowski, po nim przemawiała moja przyjaciółka Halina Birenbaum, następnie głos zabrali kolejni więźniowie, uczestnicy II wojny światowej, którym udało się cudem przeżyć tę gehennę obozu koncentracyjnego.

W tym dniu okolice Oświęcimia, Libiąża i innych pobliskich miejscowości były zapełnione samochodami na obcych rejestracjach, gdyż na tę uroczystość zmierzała kawalkada samochodów z całej Europy. Policja i straż pożarna stały przy drogach, „wyjąc” syrenami i migając „kogutami” ostrzegali miejscowych aby przechodząc przez drogę nawet w miejscach wyznaczonych (przejścia dla pieszych) zachowali szczególną ostrożność, gdyż kolumny samochodów jadących z dużą prędkością mogłyby nie wyhamować i kogoś potrącić.

Zapewne czytelnicy „Głosu Chrzanowskiego” zauważyli, że w moim pisarstwie ciągnę ich w głąb czasu… W czasie II wojny światowej w libiąskiej kopalni na dole pracowało trzech libiążan: T. Bochenek, St. Nędza i Fr. Tryner, ukrywali oni Żydów na dole kopalni. Byli to min. Augustyn Wostwald i Manfred Prager. Po wojnie z Izraela przyjechał
do Libiąża Manfred Prager i spotkał się z tymi trzema libiąskimi bohaterami, którzy na dole kopalni na poziomie 300m pod ziemią, ukrywali Żydów w tajemnicy przed niemieckimi sztygarami, dając im swoje jedzenie, choć w tym czasie, podczas zawieruchy wojennej również do ich domów zaglądała bieda, i często domownicy żyli bardzo skromnie oszczędzając jedzenie.

Po lewej stronie, przed „Fablokiem” jest budynek Szkoły Podstawowej, a ongiś było tam jeziorko, które powstało na miejscu kamieniołomu, z którego pozyskiwano kamień
do budowy „Fabloku”, później woda wypełniła to wyrobisko. W tym jeziorku podczas upałów dzieciaki i młodzież z okolicy się kąpały. Pewnego razu również pewien kilkunastoletni Żydek, na pokaz przed innymi kolegami wskoczył do wody i … już nie wypłynął. Zaalarmowani przez dzieci zbiegli się tam rodzice chłopaka i inni Żydzi i długimi żerdziami mieszali wodę na dnie jeziorka, aby zwłoki tego młodego Żyda wypłynęły
na powierzchnię. Świadkiem tego zdarzenia, jako młody chłopak, który w tym czasie, przed wybuchem II wojny światowej, chodził do Gimnazjum w Chrzanowie  był śp. Onyszkiewicz – malarz, który jeździł z nami na plenery malarskie i podczas wieczornych spotkań wspominał lata swojej młodości. Sprowadzono tam Żyda Abrahama – cadyka z Bobowej, który dawał przykład bardzo religijnym trybem życia i był bardzo poważany w społeczności żydowskiej, z uwagi na fakt że czynił cuda i miał moc uzdrawiania. Abraham przyjechał pociągiem na stację kolejową w Chrzanowie, następnie tłum zaprowadził go nad jeziorko, gdzie  modlił się stojąc przy samym brzegu, a tłum ludzi mu się przyglądał. Nagle wszyscy zobaczyli jak zwłoki tego młodego Żydka wypłynęły na powierzchnię wody.

Tenże Onyszkiewicz, pracował później jako urzędnik w biurze na kopalni, wspominał również zdarzenie z 1943 roku, gdzie na miejscu obecnego przystanku i CH „Max” w Chrzanowie przy ul Trzebińskiej, Niemcy spędzili około 300 małych dzieci żydowskich,i przez 3 dni te dzieci głodne, niewyspane i bez picia, płacząc były tam pilnowane przez policję. Po trzech dniach przyjechał pociąg i wszystkie te dzieciątka na siłę upchano w wagonach towarowych i wywieziono do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu-Brzezince.

Wiesław Koneczny

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka