niedziela, 21 lipca 2019 10:00

Historia ulicy Śląskiej w Chrzanowie. Część II. Nadszedł czas wyzwolenia

Autor Anna Piątkowska-Borek
Historia ulicy Śląskiej w Chrzanowie. Część II. Nadszedł czas wyzwolenia

Kontynuujemy opowieść o głównej ulicy Osiedla Kąty w Chrzanowie. Kolejną historię, związaną z ulicą Śląską na naszym osiedlu, opowiedział pan Stanisław Kosowski, który był świadkiem tych wydarzeń.

„[...] Kiedy zbliżało się wyzwolenie, końcem 1944 roku, Niemcy przyszli do nas i powiedzieli, że w naszym domu będą mieli sztab i radiostację. Zajęli pokój, a nam kazano przenieść się do kuchni. Dowódcą był major Sznajder. Mieliśmy dobrze, bo przynajmniej mogliśmy jeść to samo co major – kazał przynosić porcję również dla nas. Kuchnia polowa była na rogu ulicy Studziennej i Śląskiej.

Gdy major wracał do domu nocą, zachowywał się bardzo cicho, aby nas nie obudzić. W wolnych chwilach opowiadał nam o swojej rodzinie, pokazywał zdjęcia.

Nadszedł czas wyzwolenia. Rosjanie byli już w Chrzanowie. U nas na szopie było dwóch Niemców. Z karabinów maszynowych ostrzeliwali pozycje Rosjan, którzy znajdowali się w okolicach ulicy Oświęcimskiej. Na Kątach nie było dużo domów, więc widoczność była dobra. Kolejni dwaj żołnierze niemieccy byli na poddaszu sąsiedniego domu i również z karabinów maszynowych ostrzeliwali stanowiska Rosjan.

Moja rodzina i ja schowaliśmy się w piwnicy. Gdy strzały umilkły, przez okienko w piwnicy wyszliśmy, aby zobaczyć, co się dzieje. Na naszym podwórku było pięć lejów (dziur) po wybuchach pocisków – prawdopodobnie Rosjanie strzelali z moździerzy. Jeden z pocisków trafił do sąsiadów i nie wybuchł. Utknął w dachu domu i dzięki temu dom nie został zniszczony. Rosjanie ostrzeliwali również z karabinów maszynowych Niemców, znajdujących się w sąsiednim domu, na poddaszu. Ślady tego zdarzenia zachowały się do dzisiaj. W szczycie domu, obok małego okienka, są ślady po pociskach.

Wymiana ognia trwała dość długo. Niemcy, widząc, że opór już nie ma sensu, zaczęli uciekać. Oddalili się kilkadziesiąt metrów od naszego domu i schowali w innym budynków, również przy ulicy Śląskiej. Starali się przebrać w cywilne ubrania, ale nie zdążyli. Rosjanie ich schwytali.

Na podwórku przy domu, w którym Rosjanie ich schwytali, była młockarnia. I do niej właśnie, na oczach zebranych wokół ludzi, Rosjanie chcieli „żywcem” wrzucić Niemców. Tu jednak mieszkańcy wyrazili sprzeciw. Ostatecznie Niemców rozstrzelano.

Major Sznajder, który mieszkał u nas, również przed nadejściem Rosjan uciekł. Byłem zdziwiony, że po pewnym czasie wrócił do nas. Czegoś zapomniał. Powiedział nam, że to już koniec wojny i po jej zakończeniu zaprasza nas do siebie, prawdopodobnie do Opola. Dodał, że jak my nie przyjedziemy, to on do nas przyjedzie. Zabrał to, czego zapomniał i poszedł z powrotem. Nie przypuszczałem, co może się stać…

Wtedy, kiedy Rosjanie złapali Niemców kilkadziesiąt metrów od naszego domu, w ich ręce wpadł również major Sznajder. Po całej „akcji”, jako mały chłopiec, z ciekawości pobiegłem na miejsce rozstrzelania żołnierzy, którzy byli na naszym podwórku. Zobaczyłem ich ciała, leżały wzdłuż ulicy Śląskiej. Ciała były ubrane tylko w odzież osobistą, co świadczy o tym, że chcieli się przebrać w cywilne ubrania. Przed oczami do dziś mam widok tych żołnierzy. Wśród nich było ciało majora Sznajdera i wokół niego porozrzucane zdjęcia, które nam pokazywał. Do dziś zastanawiam się, czy gdyby czegoś nie zapomniał i nie wrócił wtedy do nas, to by przeżył? [...].”

Roman Madejski

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka