środa, 19 czerwca 2019 12:59

Szydło, Brudziński, Arłukowicz. Wyjechali do Brukseli, a zaraz wrócą do polskiego Parlamentu?

Autor Manuel Langer
Szydło, Brudziński, Arłukowicz. Wyjechali do Brukseli, a zaraz wrócą do polskiego Parlamentu?

Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego było wszem wobec wiadomo, że tak naprawdę stawką są wybory na jesieni i polski Sejm i Senat. Niemniej wielu wyborców mogłoby poczuć się oszukanych, jeśli przyszłoby im ponownie głosować na osoby, które wybrali już raz w Eurowyborach. Czy tak się stanie?

Joachim Brudziński, Beata Szydło, Ewa Kopacz, Bartosz Arłukowicz, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Buzek – to tylko niektóre z czołowych nazwisk ludzi, którzy byli (lub mieli być) lokomotywami wyborczymi, zdolnymi przyciągnąć rzesze wyborców. O ile część z nich, (jak np. premier Kopacz) zostało wystawionych po to, by czasem nie przeszkadzali liderom swych formacji w kolejnych rozgrywkach, a część (np. Buzek) to „polityczni emeryci”, którzy nawet nie zdradzają innych ambicji, to jednak w żadnym wypadku nie można tego powiedzieć o takich postaciach, jak Brudziński, Szydło, czy Arłukowicz, który na ostatnich wyborach się mocno wybił.

To, że Brudziński z racji zdobycia mandatu do PE wcale nie pożegna się z krajem, to już pewne. Jak wiemy z licznych przecieków (pierwszy informację podał Michał Kolanko z Rzeczypospolitej) jest pewne, że zostanie szefem sztabu wyborczego PiS na jesienne wybory. Były szef MSWiA przypuszczalnie sam nie pojawi się na listach wyborczych, ale będzie jedną z kluczowych osób odpowiadających za zwycięstwo (lub porażkę) PiS w nadchodzących wyborach. Byłoby rzeczą bardzo dziwną, gdyby jego zakładany sukces został później nagrodzony jedynie uściskiem dłoni pana prezesa i odesłaniem go na posadkę do Brukseli. Duża bardziej naturalnym rezultatem byłoby przyznanie mu ponownie jednego z kluczowych w rządzie ministerstw.

Dużo bardziej skomplikowana jest sytuacja Beaty Szydło. Cieszy się ona dużą popularnością wśród zwykłych ludzi, a w PiS jest mocno umocowana – ma swoją własną, silną frakcję, wielu szeregowych członków partii także mocno w nią wierzy. Dużo gorsze notowania ma jednak u prezesa Kaczyńskiego. Bruksela była dla niej zsyłką, zsyłką, którą postanowiła zamienić we własny triumf – była premier od razu celowała w osiągnięcie najlepszego wyniku w kraju. A rodzima partia jej tego bynajmniej nie ułatwiała, wystawiając na jej liście m. in. popularnego i bardzo pracowitego Patryka Jakiego.

Przecieki z Nowogrodzkiej, partyjnego serca PiS, mówią, że Szydło już została poproszona o silne zaangażowanie się w jesienną kampanię, choć sama na listach wyborczych raczej się nie pojawi. „Wszystkie ręce na pokład!”, absolutna i pełna mobilizacja każdego posła i działacza – tak brzmi podobno zalecenie prezesa Kaczyńskiego. Wydaje się, że w mocnym zaangażowaniu Szydło w kampanię wyborczą nie chodzi tylko o przyciągnięcie do urn wyborczych jak największej liczby jej sympatyków.

Równie ważnym czynnikiem (jeśli nie ważniejszym…) wydaje się być jej siła w partii. Całkowite odsunięcie jej na boczny tor mogłoby wywołać u niektórych działaczy postawy buntu i zmniejszyć ich aktywność w nadchodzących kluczowych miesiącach. Jest wielu, którzy wolą „swojską Beatę” od „salonowego Mateusza”, a i Kaczyński nieraz pokazał, że nawet jeśli ma swego ulubieńca, to jednak lubi mieć jeden lub kilka innych ośrodków władzy, które by mu nie dały spocząć na laurach.

Czy Szydło ma szansę odegrać jakąś poważniejszą rolę w krajowej polityce po jesiennych wyborach? W przeciwieństwie do Brudzińskiego ona rzeczywiście może zostać bezceremonialnie odesłana do Brukseli. Może jednak stać się i zupełnie inaczej, wszak nie możemy mieć pewności, że kampania Zjednoczonej Prawicy, nawet udana, będzie na 100% zarazem sukcesem premiera Morawieckiego. W PiSie bowiem od jakiegoś czasu jest coraz więcej środowisk niechętnych „wybrańcowi” prezesa.

Przechodząc do opozycji trudniej jest prowadzić podobne spekulacje, odnośnie tego, kto jesienią zawoła do nas wesoło: „Hej! To (znowu) ja! Cieszycie się?”. Z prostego powodu – Koalicja Europejska jest jeszcze rozbita majową porażką i partie weń wchodzące nie zdołały jeszcze ustalić kto z kim idzie i czy aby na pewno. Jeżeli liderzy w przeciągu miesiąca od wyborów nie potrafią tak podstawowej rzeczy ustalić, to trudno mówić o personaliach i o tym, czy ktoś gdzieś startuje.

Z całej opozycji jedynie sytuacja europosła Arłukowicza już teraz rysuje się interesująco. Z drugiego miejsca osiągnął wynik, o jakim wielu mogło jedynie pomarzyć. Arłukowicz już teraz marzy o przetopieniu tego w coś więcej, niż tylko ciepłą posadkę w Brukseli. W najbliższych tygodniach czekają go zapewne zażarte rozmowy z partyjnymi liderami, jako polityk, który nie raz już zmieniał szyld partyjny, a przy tym nie mający silnego zaplecza w Platformie nie jest w niej nadzwyczaj lubiany. Prawdopodobieństwo, że jednak znowu zobaczymy go na listach wyborczych jest naprawdę spore, a apetyt na kolejny sukces wręcz kolosalny.

Wyborczy Tygiel - najnowsze informacje

Rozrywka