środa, 14 czerwca 2017 09:49

Z Bożym Błogosławieństwem - Sześćdziesiąt lat w służbie przy kościele

Autor Anna Piątkowska-Borek
Z Bożym Błogosławieństwem - Sześćdziesiąt lat w służbie przy kościele

Rozmowa z Józefem Jurkiem, kościelnym w Parafii Przemienienia Pańskiego w Makowie Podhalański.

Co zadecydowało o tym, że został Pan kościelnym?

Pochodzę z biednej rodziny, mam sześciu braci i dwie siostry. Mieszkałem na Makowskiej Górze i chodziłem do szkoły do Makowa. Codziennie przechodziłem koło kościoła. Wtedy proboszczem w tutejszej parafii był ksiądz Teofil Kurowski. W 1948 roku, gdy szedłem ze szkoły, proboszcz poprosił mnie o pomoc przy zbieraniu jabłek. Wtedy pierwszy raz pomogłem w pracy przy plebanii.

Później ksiądz Kurowski spotkał moją mamę i zapytał, czy nie chciałbym pracować przy kościele. Ówczesny kościelny był już nieco podeszły w latach i nie mógł sobie ze wszystkim sam poradzić.

Zgodziłem się. Był to rok 1949. Miałem wtedy 17 lat. Poprzedni kościelny, Aleksander Mołek, nauczył mnie wszystkiego, pokazał, co i kiedy robić.

I tak zacząłem pracować. Międzyczasie chodziłem jeszcze do szkoły dla osób pracujących, żeby dokończyć siódmą klasę. Później miałem przerwę w pracy, gdy poszedłem do wojska (1952-1954). Gdy jednak po dwóch latach wróciłem do domu, wróciłem też do pracy w kościele. Międzyczasie kończyłem też szkołę średnią.

Od tamtej pory już bez przerwy pracowałem jako kościelny i pracuję do dziś.

Jakie są codzienne obowiązki kościelnego?

W dni powszednie są cztery Msze Święte – trzy przed południem, jedna po południu. Na wszystkich muszę być. Więcej pracy jest jednak w niedzielę.

Kościół otwieram już o 6:00 rano. Przygotowuję ornat i albę dla księdza, który będzie odprawiał Mszę Świętą. Przed samą Liturgią zapalam świece, a następnie czuwam nad całością, muszę dopilnować wszystkiego. Niczego nie może zabraknąć. Trzeba być w ciągłym pogotowiu. Gdyby na przykład ministranci rozbili ampułkę, co się jednak rzadko zdarza, to trzeba szybko przynieść nową. Podczas błogosławieństwa natomiast moim zadaniem jest podać księdzu welon. Po Mszy Świętej z kolei trzeba pochować szaty liturgiczne.

Kiedy jest procesja, to przygotowuję baldachim, kapę i welon. Muszę dopilnować, żeby był ogień w kadzielnicy, krzyż do prowadzenia procesji i by ministranci byli elegancko ubrani.

Teraz mam już trochę mniej obowiązków. Wcześniej pomagałem przy dekorowaniu Szopki, Grobu Pańskiego czy Ciemnicy. Teraz zajmuje się tym Siostra Zakrystianka, której pomaga plastyk.

Bardzo dobrze układa mi się współpraca z księdzem proboszczem Tadeuszem Różałowskim. To już jest czwarty proboszcz podczas mojej kadencji przy kościele. Każdy ksiądz inaczej widzi nabożeństwo, czasem jakieś obowiązki dochodzą, innych ubywa.

Jak wyglądają przerwy?

Mieszkam blisko kościoła. Jak mam pół godzinki przerwy, to idę do domu wypić herbatkę czy kawusię. Kiedy się jednak gorzej czuję i nie mam siły iść do domu, ksiądz proboszcz zaprasza mnie na plebanię i zawsze chętnie poczęstuje kawą.

Około godziny 14:00 przychodzę do domu na obiad.

Kiedy ma Pan najwięcej pracy?

Najwięcej pracy w kościele jest podczas Wielkiego Tygodnia i w czasie Wielkanocy. Najdłużej w kościele jestem w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę, gdy jest czuwanie w nocy. Na drugim miejscu jest Boże Narodzenie.

Czy oprócz tego, że jest Pan kościelnym, pracował Pan też w innym zawodzie?

Nie. Całe życie pracuję jako kościelny. Jeśli parafia jest niewielka, jest jeden ksiądz, to w ciągu dnia jest jedna lub dwie Msze Święte. Wtedy kościelny może zająć się też inną pracą zawodową. W Makowie natomiast parafia jest duża, więc trzeba cały czas być przygotowanym i kilka godzin dziennie być w kościele.

Czy może Pan wziąć sobie dzień wolny?

Jak chcę wyjechać, na przykład odwiedzić rodzinę, to szukam zastępstwa. Jak jest kleryk lub odpowiedzialny lektor, to proszę ich o to. Teraz często zastępuje mnie zięć.

Czy w ciągu tych kilkudziesięciu lat były takie chwile, gdy chciał Pan zostawić tę pracę i szukać innej?

Oczywiście, były takie chwile, szczególnie w młodości. Chciałem iść do innej pracy, zostać choćby robotnikiem. Przychodziły takie pokusy, jednak zwykle wtedy całą noc nie spałem i rozmyślałem o tym, mogłem wszystko dokładnie przemyśleć. Ostatecznie kryzys mijał i zostawałem, dalej pracując jako kościelny.

Co daje Panu praca przy kościele?

Pan Bóg mnie tak jakoś cały czas błogosławi, że udało mi się wychować dzieci. Żyją teraz w zgodzie w małżeństwie, a wnuki rosną.

Poza tym mam tę satysfakcję, że parafianie i księża mnie szanują. Często spotykam się z całą dyplomacją kościelną.

W 2006 roku od Papieża Benedykta XVI za swoją służbę dostałem odznaczenie papieskie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała:

Anna Maria Piątkowska

Sucha Beskidzka

Sucha Beskidzka - najnowsze informacje

Rozrywka