wtorek, 26 czerwca 2018 09:39

Jednak je zdobyli!

Autor Mądry Natalia
Jednak je zdobyli!

O planowanej wyprawie bochnianina Szczepana Brzeskiego na Mount Everest i Sylwii Bajek na Lhotse pisaliśmy w poprzednim wydaniu „Głosu Bocheńskiego”. Towarzyszyliśmy im także podczas konferencji prasowych - zarówno przed wyprawą (w kwietniu br.), jak i po powrocie.

Sukces jest podwójny, bowiem p. Szczepan zdobył Mount Everest zaliczając „koronę Ziemi”, a p. Sylwia jako najmłodsza Polka stanęła na Lhotse. Radość jest tym większa, że w ub. roku wyprawa na Mount Everest nie zakończyła się zdobyciem „dachu świata”. Do wejścia na szczyt zabrakło himalaistom… 50m. Tym razem agencja oraz szerpowie nie zawiedli i po szczęśliwym powrocie z najwyższych gór świata mogliśmy porozmawiać z bohaterami tej wyprawy:

Redakcja „Głosu Bocheńskiego”: Przede wszystkim w imieniu całej redakcji gratuluję Państwu wielkiego sukcesu jakim było zdobycie Mount Everestu i Lhotse.
To wielki wyczyn, ale też marzenie wielu himalaistów atakujących najwyższe góry świata - do skutku! Na pewno było ciężko - jak bardzo?
- p. Szczepan Brzeski – na granicy moich aktualnych ludzkich możliwości.
- p. Sylwia Bajek – tam poznaje się dopiero granice swojego organizmu.

Ale byli alpiniści którzy zrezygnowali, zawrócili…
- p. Szczepan - to jest na takiej zasadzie jak np. w bieganiu długich dystansów. Są biegacze, którzy biegają po 20 km przez 2 lata, bo się boją, że jeszcze nie są zbyt mocni na maraton. A są tacy, którzy sukcesywnie zwiększają dystans myśląc: wystartuję – najwyżej nie dobiegnę. W górach jest podobnie – może się zdarzyć, że wspinacz dojdzie do obozu 4 i zrezygnuje, inny czując się tak samo zagryzie zęby, będzie pokonywał wysokość wolno ale pójdzie w górę. Oczywiście taki upór trzeba umieć wywarzyć. Są sytuację, w których wspinacz fizycznie nie ma sił i dzięki głowie idzie dalej. Nazwiemy to siłą mentalną. Są jednak też chwile, gdy pojawiają się oznaki choroby wysokościowej, i wtedy oczywiście trzeba wracać. Upór może być tragiczny w skutkach.

Pan Szczepan mówił, że w ub. roku przy próbie zdobycia Mount Everestu Wasz organizm sobie poradził więc wiedzieliście co Was czeka i nie baliście się. Czy wg Was to była gwarancja, że teraz będzie tak samo?
- p. Sylwia – oczywiście, nigdy nie ma gwarancji – żadnej, ale jest to jakiś sprawdzian. Mówiąc, że byliśmy już na tej wysokości mieliśmy na myśli głównie możliwość adaptacji naszego organizmu na takiej wysokości ale cały czas musieliśmy przestrzegać zasad aklimatyzacji przechodząc przez każdy z etapów.

Ludzie nie obyci z alpinizmem zastanawiają się jaki ciężar trzeba wnieść na szczyt. Co każdy z Was dźwigał wraz trudami wspinaczki? Czy za każdym razem trzeba było wszystko wnosić i znosić do kolejnych obozów?
- p. Sylwia – gdy idziemy na aklimatyzację mamy ze sobą najwięcej rzeczy, bo część z nich musimy zostawić jako depozyt. Mamy ze sobą: śpiwór, uprząż, buty, raki, czekan, kask, latarkę, leki, jedzenie – generalnie jest tego dużo. Część przywiezionych rzeczy zostawiamy w obozie 2 gdzie jest messa. Tam zostawiamy te rzeczy, które niesiemy podwójnie – np. śpiwór. Kolejne wyposażenie zostawiamy w następnych obozach Do obozu 4 osoby, które planują nocleg muszą wnieść śpiwór, matę izolującą, namiot – tam też zostawiamy wszystko czego nie będziemy potrzebować do ataku szczytowego, czyli na sam szczyt dźwigamy względnie niewiele.

Mówiła Pani, że na Lhotse weszła Pani z szerpą…
- okazało się, że on też chciał zdobyć szczyt. I zdobył

Co z obozu 4 niosła Pani, a co szerpa?
- właściwie mieliśmy podobny bagaż, z tą różnicą, że on niósł dodatkowo rezerwową butlę z tlenem, co było jego podstawowym zadaniem.

Od jakiej wysokości te butle są potrzebne?
- my potrzebowaliśmy ich na wysokości powyżej obozu 3 – czyli od 7300 m.

Co zostawiliście na górze, bo podobno ostatnio zniesiono z Mount Everestu 8 ton porzuconego sprzętu, śmieci, etc …
- zupełnie nic. Wszelkie śmieci zawsze zabieramy ze sobą.

Dlaczego wspinacze porzucają sprzęt?
- p. Szczepan - zupełnie tego nie rozumiem, bardzo dbamy o naturę – to dla nas bardzo ważne.
- p. Sylwia – obozowisko każdej wyprawy organizuje agencja i ona je likwiduje. My nie mamy na to wpływu, ale na pewno zdarzają się wspinacze, którzy porzucają sprzęt i śmieci.

Ostatnio w mediach pojawiła się informacją, że wg nepalskich przepisów każdy wspinacz musi znieść z góry 8 kg śmieci, w innym przypadku płaci 100 dolarów za każdy kilogram…
- p. Szczepan – nie słyszeliśmy o takim wymogu, ale żaden wspinacz nie jest w stanie wyprodukować 8 kg śmieci podczas wyprawy. To bardzo dużo! Tak naprawdę na tej górze jesteśmy maximum 2-3 dni.

W ostatniej wyprawie na Mount Everest brało udział kilkuset śmiałków. Były dramaty związane z brakiem butli tlenowych (jak u Was podczas poprzedniej wyprawy), problemy zdrowotne, ewakuacje... Czy w Waszej grupie też się zdarzały podobne problemy? Na czyją pomoc można liczyć w takiej sytuacji?
- p. Sylwia - Na szczęście ja takich sytuacji w tej wyprawie nie miałam, natomiast w drodze do obozu 3 spotkałam Rosjanina, który miał problemy z chorobą wysokościową i trzeba było zorganizować akcję ratunkową. Niestety pomimo pomocy zmarł.
- p. Szczepan – my akceptujemy, że będzie trudno ale zdarzyły się takie momenty np. w namiocie kiedy nie mieliśmy sił, kiedy wiedzieliśmy, że potrzebujemy czasu żeby się zaaklimatyzować ale wiedzieliśmy, że to jest wpisane w cały plan i że to nas czeka, więc takich elementów gdy pomyślałem sobie żeby zawrócić na szczęście nie było.
Plusem obecnej wyprawy było dla nas to, że mieliśmy „pamięć mięśniową”. Rok temu, przed wyprawą moje doświadczenie sięgało wysokości 7 tys. m (Acconcagua) Sylwii 6,2 tys. (Danali). Później weszliśmy na 8800 metrów skąd nastąpił odwrót. Wiedzieliśmy, że nasz organizm to zapamiętał, i mimo że potrzebowaliśmy czasu żeby się zaaklimatyzować, organizm sobie przypomni i się szybciej zaadoptuje. Na to liczyliśmy i tak się stało.

Ewentualne zdarzenia, które nam groziły, to wypadki losowe, oberwanie terenu, wpadnięcie do szczeliny, co się może zdarzyć nawet najbardziej doświadczonym. I faktycznie miałem taką sytuację, że wpadłem do szczeliny gdy zarwał się pode mną śnieg. Jedna noga mi wpadła ale na szczęście gdy leciałem w dół podkurczyłem drugą nogę, która utworzyła poprzeczkę zatrzymując mnie. Na szczęście wpadłem tylko do połowy, ale strach było pomyśleć, co by się stało gdybym wpadł cały. Wówczas trzeba natychmiast podjąć próbę ratunku, użyć lin, czekanów, itd.

Każdy na moim miejscu zapytałby o kolejne szczyty, bo prawdziwy himalaista ma zawsze plany... Nigdy nie mówi dość.
- p. Sylwia – Nie planujemy teraz żadnych wypraw wysokogórskich. Na pewno góry będą obecne w naszym życiu ale teraz chcemy się skupić na innych rzeczach. Trochę odpocząć, bo jednak ostatnie 2 lata były podporządkowane poprzedniej i obecnej wyprawie.
- p. Szczepan – plany mamy ale teraz czas na plażowanie! W pełni zasłużone.

Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Natalia Mądry



/Sylwia Bajek na Lhotse/


/Szczepan Brzeski na Mount Everest/

P.S. Cała akcja górska trwała od 11.05. br. (nocne wyjście z Everest, Base Camp) do 17.05. (zdobycie Everestu). Wcześniej, 16.05. p. Sylwia stanęła na szczycie Lhotse. Foto: z arch. Everteam2018 Na zdjęciach Sylwia Bajek i Szczepan Brzeski na swoich szczytach

Bochnia

Bochnia - najnowsze informacje

Rozrywka