poniedziałek, 16 kwietnia 2018 14:07

Artysta zawsze sam?

Autor Mądry Natalia
Artysta zawsze sam?

W skali ilości mieszkańców, liczba miejsc dla artystów jest imponująca. Liczne galerie, dworek, Dom Pracy Twórczej, tradycyjne plenery ściągające na miechowskie stepy malarzy nawet z zagranicy – mogą świadczyć o tym, że jest to wymarzone miejsce dla artystów. Jednak nie wszyscy pozostali w miejscu gdzie narodził się i rozkwitał ich talent. Jednym z nich jest artysta-malarz Marek Hołda, który zgodził się nam odpowiedzieć dlaczego:

„Redakcja „Głos Miechowski”: O zawodzie aktora Andrzej Łapicki powiedział tak: to zawód, który zużywa człowieka. Bo aktor wychodząc na scenę posługuje się swoim ciałem i psychiką. Wszystkie emocje, które pokazujemy na scenie biorą się z naszego wnętrza. A emocje pokazane na scenie są zawsze osobiste - bo śmiech, płacz, szaleństwo, muszą być moje żeby były prawdziwe. Więc jest to w pewnym sensie także granie na sobie - co jest bardzo niezdrowe...”. Czy na malarza czyhają podobne niebezpieczeństwa?

Marek Hołda – artysta malarz:


- Pan Andrzej dożył pięknego wieku, miał żonę o sześćdziesiąt lat młodszą, do ostatnich chwil był aktywny zawodowo, więc nie wiem czy to zagrożenie zdrowia było istotnie tak duże. Są rzeczy bardziej niezdrowe niż emocje. Jeśli już porównujemy aspekty zdrowotne, to na pewno opary różnych benzenów i tlenki metali ciężkich, z czym ma do czynienia plastyk są dalece bardziej szkodliwe niż światła rampy i kurz z desek scenicznych. Każdy człowiek w pracy posługuje się ciałem i psychiką, ale tylko aktor może skorzystać z zastępstwa kaskadera. A tak już poważnie - każdy, kto w pracy angażuje się bardzo, robi to z pasją, dąży do jakiejś perfekcji, narażony jest na takie samo niebezpieczeństwo emocjonalnego wypalenia, niezależnie czy jest nauczycielem, przedsiębiorcą, rolnikiem, lekarzem czy artystą. Emocje, które aktor musi wydobyć z siebie, prawdziwe czy udawane, bo to już jest kwestia warsztatu, najczęściej wynikają z kontraktu, ze scenariusza, roli a nie z rzeczywistego dramatu. Emocji raczej nie da się zmierzyć, ale w moim przekonaniu te, które są udziałem rolnika, któremu deszcz zniszczy plony albo lekarza, któremu umiera pacjent na stole są bardziej destrukcyjne niż odgrywanie roli szaleńca czy nieszczęśliwego kochanka na scenie. Artysta malarz zmagający się z własnym warsztatem, z formą dzieła jest bliższy raczej przedsiębiorcy czy lekarzowi niż aktorowi. Nikt chyba nie prowadził jakichś dokładnych statystyk, ale w obłęd jednak chyba częściej popadali malarze niż aktorzy.

Pozostając w tej konwencji zapytam o miejsce uprawiania sztuki. Czy miejsce pracy artysty ma znaczenie dla rozwoju jego kariery? Jakim miejscem pod tym względem jest Miechów?

- Miejsce i otoczenie jest najważniejsze, kiedy stawia się pierwsze kroki, rozwija wrażliwość, warsztat twórczy. Potem, zwłaszcza teraz miejsce pracy, raczej nie ma większego znaczenia. Dla rozwoju kariery najważniejsze są osobiste kontakty, przyjaźnie, współpraca z galeriami. To zresztą zależy jak się tę karierę rozumie. Dla jednych mogą to być pieniądze i sława, dla innych ciągły rozwój bez popadania w rutynę, znajdywanie nowych sposobów wypowiedzi i miejsc, gdzie się je realizuje.

Miechów to wspaniałe miejsce dla konsumentów sztuki i artystów z zewnątrz, tych, którzy przyjeżdżają tu z wystawą, czy wziąć udział w plenerze. Natomiast dla twórców tu mieszkających to raczej ciężkie miejsce. Mają wprawdzie możliwość kontaktu z kolegami, obcowania z cudzą twórczością, ale jeśli nie znajdą swojego własnego „wyjścia" na świat, do miejsc, gdzie się można wystawiać i sprzedawać, to nikt im tutaj w tym nie pomoże. W dodatku miechowski twórca, jeśliby chciał żyć ze sztuki musi się zmagać z corocznym, stałym najazdem bardzo silnej i często bardzo dobrej, trzeba przyznać, konkurencji. W ciągu ostatnich trzydziestu lat w Miechowie pokazało się w profesjonalny sposób, z indywidualnym wydanym tutaj katalogiem kilkuset artystów z różnych pięknych miejsc w Polsce i na świecie, ale żadne z tych pięknych miejsc nie pokazało na zasadzie zwykłej wymiany, w podobny sposób, żadnego miechowskiego artysty. Niestety nie ma tutaj, myślę głównie o włodarzach miasta, takiego myślenia – mamy świetną artystkę panią Iksisńską, więc wydajmy jej katalog taki, żeby koledzy pozielenieli z zazdrości i zróbmy wszystko, by pokazać ją w całej Polsce. To bardzo różni Miechów od podobnych miejsc, miechowski artysta u siebie jest, co najwyżej jedną trzydziestą pleneru lub zbiorowej wystawy, rzadko kiedy może liczyć na wystawę indywidualną, w dodatku bez żadnych finansowych preferencji, która i tak nie wyjedzie w świat. Tyle że dziś pojęcie artysty, jako człowieka wykonującego zawód bardzo się zmieniło, bardzo często malarze imają się innych zajęć, mniej lub bardziej ze sztuką związanych, co daje im podstawy codziennego bytu i jakąś niezależność, ale w sztuce są najczęściej i zupełnie paradoksalnie malarzami “niedzielnymi”. Twórców, którzy są na tyle silni i odważni, żeby w konfrontacji z życiem I jego wymaganiami polegać tylko na tym, co stworzą w pracowni jest tak naprawdę bardzo, bardzo niewielu.

Kilkanaście lat temu wyjechał Pan z Miechowa, Pana brat – również malarz – został w mieście i nadal tworzy. Czy dlatego, że miechowskie natchnienie straciło dla Pana swoją moc, że wszystko już było...?

- Nie, mój wyjazd miał zupełnie inną przyczynę. Dostałem propozycję pracy w Stadninie Koni Moszna koło Opola, to bajkowe wręcz miejsce, zupełnie inne konie niż te, z którymi wcześniej pracowałem no i taka legenda polskiej hodowli i jeździectwa. Potem przyszłą następna, ze Stadniny Koni Prudnik, najlepszej w ostatnich 20 latach hodowli koni sportowych no i zamieniłem miechowskie pagórki na opolskie góry i przestrzenie, ale decydującą rolę odegrały tu powody czysto osobiste.

Miechów, jako źródło inspiracji zawsze pozostanie – w pamięci, w szkicownikach, na kartach historii; mam jeszcze bardzo dużo niezrealizowanych miechowskich pomysłów. Tyle, że ta inspiracją jest rzeczywiście głównie to, czego już tu nie ma, co odeszło w przeszłość. Ten obecny Miechów jakoś mało do mnie przemawia, jest bardzo agresywny wizualnie, gdziekolwiek by nie zwrócić oczu, to krzyczy jakimiś reklamami. Dziwne, że w mieście, w którym jest tylu czynnych artystów, których zapewne też to boli, nikt nie wpadł na pomysł, żeby ich jakoś wykorzystać i w pewien sposób to wizualnie uspokoić, ogarnąć z jakimś smakiem. To dziwne miasto, z jednej strony chce być turystyczną atrakcją, chce kusić świat jakimś lokalnym kolorytem, z drugiej strony unicestwia od lat, z zapamiętaniem z roku na rok prawie wszystko, co w sensie materialnym ten koloryt tworzyło nie proponując żadnego ekwiwalentu. Nie ma synagogi, cerkwi, ciuchci, starych kamieniczek, wiekowych drzew, wkrótce nie będzie też i starego parku i zamiast rozczochranych wierzb wiszących nad stawem artyści pewnie będą malować wodotryski, tuje i kostkę brukową, o ile oczywiście któregoś takie motywy zafascynują. Nie oceniam tego, ale też nie widzę w takim działaniu żadnej konsekwencji.

Natomiast miasto staje się coraz ciekawsze w takiej sferze artystyczno-duchowej, myślę tu o pomysłach młodych ludzi, takich jak ci skupieni wokół  „Twórcowni" , którzy dają szansę nadania temu miejscu zupełnie nowej jakości, atrakcyjnej dla mieszkańców i przybyszów. To najczęściej młodzi, niespokojni i często niepokorni ludzie są siłą napędową takich społeczności, jeśli stworzy im się pole do działania, zechce się ich tu wesprzeć i zatrzymać to będą i efekty. Jeśli coś w tym dzisiejszym Miechowie jest dla mnie inspirujące, to właśnie ten budzący się, można by rzec, nowy duch. Jest to trudne do przełożenia na język plastyczny, ale przez to stwarza bardzo frapujące wyzwanie.

Pana twórczość wymyka się ogólnie przyjętym wzorcom: „Życiorys twórczy Marka Hołdy nie przystaje do ram typowej noty biograficznej i z niego to właśnie oraz klimatu kształtowania własnej postawy artystycznej wynika trudność ulokowania jego twórczości w powszechnie przyjmowanych schematach” – piszą organizatorzy Pana wystaw. W Pana twórczości dominują: klimaty dawnej wsi, pejzaże, sceny historyczne i... konie - rzadziej tematy współczesne. Co jest Panu najbliższe?

- Ta etykieta jest już od dłuższego czasu nieaktualna, wprawdzie te historyczne, miechowskie motywy nadal są i pewnie będą dalej obecne, ale nie one dominują w moich pracach. Częściej jest to pejzaż o jakimś symbolicznym wymiarze lub elementy realne i nierealne układające się w jakąś projekcję czy narrację i tego rodzaju obrazy najczęściej teraz pochłaniają mój czas. Tych ostatnich nie jest zbyt wiele, są czasochłonne, długo dojrzewają i budują się w głowie, zmieniają się w czasie pracy, dają dużo swobody i dlatego może są mi najbliższe.  Często są takim swoistym zderzeniem przeszłości z dniem dzisiejszym i często pojawiają się w nich motywy z Miechowa czy okolic. Nawet te konie są inne, bo jeśli pojawiają się, choć teraz raczej rzadko, to częściej te z wrocławskich czy warszawskich wyścigów  lub hipodromów sportowych. Nie znaczy to, że jeśli najdzie mnie chęć to nie namaluję jakiejś zapamiętanej z dawnych lat fury z sianem. Nie lubię i nie chcę się ograniczać ani tematycznie, ani formalnie, sztuka daje duże możliwości swobody i nie chcę ich sobie zawężać. Józef Czapski podzielił twórców na tych, którzy zamknęli się w pewnej formie, nie wychodzą poza nią i są przez to bardzo rozpoznawalni i takich, którzy znajdują coraz to inne, często diametralnie różne formy ekspresji. Mnie zdecydowanie bardziej odpowiada ta druga droga.

Miechów wraz z Pana emigracją stracił jednego z niewielu artystów. Co musiałoby się stać żeby Pan wrócił? A może po tylu latach coś się zmieniło?

- Wydaje mi się, że na tak małe miasteczko tych kilku czynnych artystów, którzy w nim mieszkają i tworzą to nie jest mała liczba. Jest ich więcej niż w dwukrotnie ludniejszym Prudniku, gdzie obecnie mieszkam. Moja artystyczna aktywność w Miechowie nie zmalała po wyjeździe, choć jedyną, profesjonalną wystawę z katalogiem taką, która można wpisać do dorobku, miałem prawie dwadzieścia lat temu. Ukazały się tu dwie książki z moimi ilustracjami, ostatnio kilka moich obrazów zawisło w miechowskim muzeum, bywam tu na plenerach. Jeśli pojawi się jakaś sensowna możliwość, to na pewno chciałbym pokazać tu prace z takiego życiowego cyklu zawierającego malowane dzieje tego miasta; pokazywałem część tych prac w różnych miejscach, ale nigdy w Miechowie. Póki co, kilkanaście moich prac tych z ostatnich lat będzie można zobaczyć już 26 kwietnia w Kielcach, na wystawie w Dworku Laszczyków, którą realizujemy wspólnie z bratem. A co by się musiało stać, żebym wrócił? No może lepiej, żeby się nic takiego nie stało.

Galeria „U Jaksy” otwiera co rusz nowe galerie. Prowadzi Dom Pracy Twórczej, czy to nie jest najodpowiedniejsze miejsce na aktywne tworzenie i kształcenie przyszłych malarzy - jak u Romana Breitenwalda, gdzie pobierał Pan nauki?

- Niewątpliwą zasługą Romana Breitenwalda było to, że uwrażliwił na sztukę, tę tradycyjną, bardzo wielu ludzi, którzy przeszli lekcje wychowania plastycznego pod jego okiem. Może nawet i to, że dla wielu ludzi jest rzeczą oczywistą, że w domu powinien zawisnąć jakiś obraz. Natomiast bardzo aktywna działalność Galerii “U Jaksy” przeniosła tę edukację plastyczną miechowian w zupełnie inną epokę i w zupełnie inne rejony sztuki. Teraz, kiedy liczba godzin przeznaczonych na wychowanie plastyczne jest chyba o połowę mniejsza niż w moim dzieciństwie, a kilkukrotnie mniejsza niż w krajach Zachodniej Europy, ma to szczególne znaczenie i dla ewentualnych przyszłych twórców, i dla odbiorców, pod tym względem Miechów ma rzeczywiste powody do dumy.

Miejsce do stałej, twórczej pracy to już zupełnie inna kwestia. Minęły czasy, kiedy samorządy czy spółdzielnie mieszkaniowe w dużych miastach oferowały twórcom przestronne i atrakcyjne finansowo pracownie (a pracownia to podstawa dla tego rodzaju aktywności) czy stypendia twórcze. Taka  forma promowania sztuki funkcjonuje nadal za granicą więc czasem zazdrość bierze, kiedy na plenerach spotyka się artystów z Zachodu i porównuje się realia. Kiedyś Aleksander Kotsis namalował taki trochę symboliczny obraz „Artysta zawsze sam” i w Polsce nie stracił on nic z aktualności. Może więc te nowe generacje, wychowane tak jak w Galerii „U Jaksy”, zmienią sposób widzenia sztuki i artysty we współczesnym świecie.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Natalia Mądry

autor foto: Piotr Dzięciołowski

Obrazy artysty:


"W marszu", 2017, olej, płótno 50x70 cm

"Miechów a rebours" , 2017, olej, płótno 100x80 cm

P.S. Wernisaż wystawy „2. światy. Marek Hołda. Zbigniew Hołda" będzie miał miejsce 26 kwietnia br. (czwartek) godz. 17.00 w Dworku Laszczyków w Kielcach. Wezmą w nim udział bracia Marek i Zbigniew Hołdowie. Będzie to ich pierwsza wspólna wystawa.

Marek i Zbigniew Hołdowie urodzili się i wychowali w Miechowie. Od najmłodszych lat wykazywali niepospolity talent plastyczny, ale ich drogi artystyczne różnią się diametralnie. Marek od najmłodszych lat zaprzyjaźniony z miechowskim artystą - Romanem Breitenwaldem, uczniem Mehoffera, Jarockiego i Axentowicza, odebrał solidne podstawy edukacji plastycznej - jak przed wiekami - w pracowni mistrza by wkrótce pójść własną drogą. Zbigniew uzyskał dyplom w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu.

Zupełnie różnie przebiegała też ich artystyczna kariera. Marek to wiecznie podróżujący uczestnik ogromnej liczby plenerów malarskich, często pokazujący swoje prace w najprzeróżniejszych salach wystawowych. Zbigniew - skupiony na własnej pracowni, znany ze swoistego dystansu do wszelkich zorganizowanych form aktywności artystycznej i stroniący od sal wystawowych. Różna też jest ich sztuka. Malarstwo Marka to bardzo szerokie spektrum zainteresowań, opierając się na realistycznym warsztacie tworzy swobodnie malowane nastrojowe pejzaże a także oniryczne prace pełne symboli, cytatów i odniesień, często z wręcz narracyjną strukturą, słynie też ze mocno uwidaczniających się w jego obrazach hipologicznych zainteresowań. Obrazy i rysunki Zbigniewa to przeważnie surowe, ascetyczne abstrakcje, poprzez wewnętrzne napięcia kontrastujących form, walorów i faktur również budujące szczególny klimat, symbolikę i swoją własną poetykę.

Wystawa będzie otwarta do 3 czerwca br. (źródło: http://mwk.com.pl)

Miechów - najnowsze informacje

Rozrywka