wtorek, 10 kwietnia 2018 09:33

Szarpanina o przystanek autobusowy

Autor Manuel Langer
Szarpanina o przystanek autobusowy

Niejasne urzędowe machlojki i naciski wokół przystanku autobusowego – tak nam się przedstawiała – niby błaha – sprawa przesunięcia o ok. 100 m. przystanku autobusowego w Zblitowskiej Górze po kilku mniej lub bardziej szczegółowych informacjach, jakie w ostatnim czasie napłynęły do naszej redakcji od czytelników.

Podjęliśmy się więc dziennikarskiej interwencji, by spróbować wyjaśnić o co w całej – frustrującej wielu mieszkańców – sprawie chodzi. Obszernych wyjaśnień udzieliła nam jedna z osób oburzonych przeniesieniem przystanku. Stanisław Kukliński regularnie z niego korzysta: – Przystanek był przy stacji wodociągowej, z wszystkim co potrzeba – była zrobiona zatoczka, kryty dach, itd. I najwidoczniej ktoś sobie wymyślił, żeby to znów zmienić i go z powrotem przesunąć. Teraz tam gdzie jest przystanek jest tylko utwardzony, może metrowy odcinek gruntu, a kawałek dalej już jest ogrodzenie i prawie, że nie ma gdzie stanąć. Nie ma już porządnego przystanku, samochody jak przejeżdżają to chlapią ludzi. Samemu mi się to zdarzyło. Przystanek przeniesiono bez głowy, mam wrażenie, że to jest czyjeś widzimisię, kwestia czyichś znajomości. Pal licho, że przesunięto, ale powinno być jakieś uzasadnienie, a miejsce powinno być przyzwoite. I też ani zadaszenia, ani nic. A przecież 100 m. wyżej tam gdzie wcześniej stał, jest i zatoczka, wszystko jest pod dachem, jest ławeczka. Dzwoniłem do gminy i do starostwa – i nic. To jest śmieszna rzecz, że z przystanku, który według norm zrobiono zrezygnowano i jest tam gdzie jest – irytuje się Kukliński.

Po takim przedstawieniu sprawy postanowiliśmy pojechać na miejsce, by porozmawiać także i z innymi mieszkańcami Zblitowskiej Góry korzystającymi z lokalnej komunikacji. I ku naszemu lekkiemu zdziwieniu część osób, owszem, była oburzona lokalizacją przystanku. Tyle, że tą wcześniejszą: – Nareszcie wrócił tam gdzie był. Panie! Kto to w ogóle wymyślił, żeby go tam przenosić? Teraz przed wyborami to się wystraszyli ludzi i go z powrotem przenieśli. Ale my to sobie zapamiętamy! – Odgrażał się jeden z naszych przygodnych rozmówców.

Słysząc od różnych ludzi bardzo odmienne zdania zaczęliśmy się zastanawiać o co chodzi. Okazało się, że cała sprawa jest bardzo prosta, a teorie, że za przestawieniem przystanku kryje się czyjeś osobiste widzimisię i naciski, są mocno naciągane. Całego zamieszania może by nie było, gdyby nie niedoinformowanie części mieszkańców (jak się wydaje, bynajmniej nie nielicznej) przez miejscowe władze.

Całą – mocno spiskową – otoczkę sporu o przystanek bardzo szybko rozwiał dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Tarnowie, Leszek Łątka. W wyniku krótkiej rozmowy z nim okazało się, że za sprawą przystanku nie kryje się niczyja prywata i jakieś ciemne interesy, tylko… kwestia zwykłej różnicy zdań mieszkańców: – Spór o przystanek, to już jest melodia od roku. W ubiegłym roku decyzją zarządu powiatu przystanek został przeniesiony z obecnego miejsca w inne, na prosty odcinek gdyż podobno tam autobus nie dawał rady podjeżdżać tak, aby ludzie mogli wyjść na chodnik. 9 lat przystanek w tamtym miejscu był, nagle pojawił się z tym problem. W efekcie przesunęliśmy ten przystanek w miejsce, które zatwierdzono w Organizacji Ruchu, w konsultacji z policją i zatwierdzono w zarządzie powiatu. I znowu okazało się, ze ten przystanek się mieszkańcom nie podoba – bo tam było mało miejsca, nie było gdzie wiaty postawić, itd. Więc na wniosek gminy Tarnów, po zebraniu wiejskim mieszkańców, z powrotem ten przystanek został przywrócony w pierwotne miejsce, tam gdzie był jeszcze w poprzednim roku. Jedni mieszkańcy wolą go w tym miejscu, inni w drugim, a my „tańczymy” – wyjaśnia dyrektor Łątka.

Tarnów - najnowsze informacje

Rozrywka