wtorek, 12 września 2017 13:58

Pieszo z Zakrzowa do Hiszpanii

Autor Mrozowska Karolina
Pieszo z Zakrzowa do Hiszpanii

Ma 20 lat, silne nogi i wielkie serce. Mowa o Mateuszu Marku, który 1 września wyruszył spod Niepołomic do Santiago de Compostela. Przed sobą ma 3600 km i szczytny cel – pomóc Julce, która choruje na bardzo rzadkie schorzenie mózgu.

Dzień przed rozpoczęciem podróży, z młodym wędrownikiem, rozmawiamy o tym, czy nie boi się uchodźców oraz jak radzi sobie z samotnością w trasie, a także przeglądamy jego dwukilogramowy plecak, w którym nie ma nawet namiotu oraz wspominamy jego ubiegłoroczną, pierwszą wyprawę do Hiszpanii.

Redakcja „Głos Wielicki”: Już mniej niż 24h dzielą Cię od startu Twojej wędrówki. Jak się czujesz - będziesz mógł spać dzisiaj w nocy?

Mateusz Marek: – Czuję się bardzo podekscytowany i celowo tej nocy, która minęła, spałem krótko, aby móc bez problemu zasnąć dzisiaj wieczorem. Przepełnia mnie radość i już nie mogę doczekać się jutrzejszego dnia! Trochę niepokoi mnie zapowiadana pogoda, ale myślę, że jestem na nią przygotowany.

3600 km, tylko Ty i Twoje nogi, będzie ciężko?

– Z pewnością przyjdą trudne momenty. Kluczem jest to, żeby jeszcze przed wyruszeniem w trasę, na takie cięższe chwile się przygotować.

Na jakie trudności, oprócz pogody, musisz być przygotowany? Nie obawiasz się tego, co dzieje się w ostatnim czasie w Europie – zamachy terrorystyczne, sytuacja z uchodźcami?

– Największym zagrożeniem, jakie może mnie spotkać podczas wędrówki po Europie, jest ewentualny wypadek samochodowy z moim udziałem. Jeśli chodzi o ludzi - mimo wszystko jest to Europa - nie obawiam się ich zbytnio. Jak już raz człowiek zdecyduje się na taką podróż, to przekonuje się na własnej skórze, że wcale nie jest aż tak niebezpiecznie, jak niektórzy twierdzą.

Podczas ubiegłorocznej podróży do Hiszpanii zostałeś zatrzymany przez policję…

– Tak. Pan policjant wyszedł z radiowozu i powiedział, że jestem niewidoczny na trasie, a jest zbyt niebezpiecznie, aby chodzić bez jakiegoś wyróżniającego się ubrania. Wytłumaczyłem mu, że w najbliższym miasteczku kupię coś czerwonego. Całe szczęście pozwolił mi kontynuować wędrówkę. Było to już w Hiszpanii, dlatego gdyby policjant kazał mi jednak wejść do radiowozu i chciał przewieźć mnie na jakąś bezpieczniejszą drogę, to przypuszczam, że zacząłbym uciekać (śmiech). Przeszedłem już wtedy taki długi dystans, a do celu dzieliło mnie już tak niewiele! Tym bardziej zależało mi, żeby osiągnąć swój cel, którym było pokonanie całej trasy - z Polski do Hiszpanii - pieszo. W przypadku, gdyby ktoś chciał mnie wtedy powstrzymać, byłem gotowy podjąć dość irracjonalne kroki (śmiech).

W tym roku spakowałeś do plecaka coś czerwonego?

– Mam kamizelkę odblaskową i podobnie jak w zeszłym roku, założyłem sobie, że cały dystans z Polski do Santiago de Compostela muszę pokonać tylko i wyłącznie pieszo. Żaden odcinek nie może zostać pokonany innym środkiem transportu.

W jaki sposób twoja piesza wędrówka ma pomóc Julce?

– Chodzi mi przede wszystkim o to, żeby ludzie dowiedzieli się o dziewczynce. Poznali Julkę i jej historię, a następnie mieli możliwość podjęcia decyzji, czy warto jej pomóc. Uważam, że zdecydowanie warto to zrobić, dlatego wędrując, chce zainteresować tym tematem jak największą liczbę osób. Na Facebook'u powstał fanpage o nawie "Pieszo dla Fundacji Bariera", na którym prowadzona będzie obszerna relacja z mojej podróży. Zostały umieszczone na nim również wszelkie informacje o Julce i o tym, jak można ją wesprzeć.

Długo znasz Julkę?

– Często o niej słyszałem. Czasem widywałem ją w pobliskim markecie i mówiliśmy sobie "cześć", ale nie była to jakaś poważniejsza znajomość. Wiedziałem o jej sytuacji, że choruje na bardzo rzadkie schorzenie - zapalenie mózgu Rasmussena oraz, że przeszła operację całkowitego odcięcia lewej dominującej półkuli mózgowej.

Twoja ubiegłoroczna, piesza podróż do Hiszpanii była stricte spełnieniem Twoich marzeń i pasji. Wędrówka, na którą wyruszasz jurto, wiąże się już z pomocą drugiemu człowiekowi. Czujesz w związku z tym większą presję?

– Na pewno czuję przez to dodatkową motywację - mam jasny cel i nie idę tylko dla siebie, ale również dla kogoś innego.

Czym kierujesz się podczas wyznaczania trasy?

– W zeszłym roku, przed wyjściem, trasę zmieniałem wielokrotnie. Raz planowałem przejść nad Alpami, raz je przeciąć, a jeszcze raz zupełnie inaczej. Ostatecznie wybrałem taką trasę, która była jak najbardziej urozmaicona - przeciąłem Alpy, we Włoszech dotarłem jeszcze do Morza Śródziemnego i od tego momentu już większość czasu szedłem wzdłuż wybrzeża. W tym roku zależy mi natomiast na wędrowaniu szlakami św. Jakuba, które już od Europy Wschodniej prowadzą aż do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Kieruje się małym, ręcznym GPS- em. Wpisuję do niego nazwę miasteczka, do którego mam zamiar się udać, a on wskazuje mi drogę.

Podróżujesz z lekkim plecakiem, w trasę nie bierzesz ze sobą nawet namiotu …

– Do plecaka biorę przede wszystkim to, co niezbędne i zasadniczo nic więcej. Uważam, że waga plecaka jest kluczowa podczas planowania długodystansowych wędrówek i staram się poświęcać temu jak największą uwagę. Oprócz karimaty zabieram ze sobą tylko jedną parę butów - te, które mam na sobie. Muszą to być buty biegowe, z dobrą amortyzacją. W zeszłym roku wystarczyły - wprawdzie były już nieco zużyte, ale i tak udało mi się w nich dojść do celu. Na pewno w plecaku znajduje się także śpiwór, zapasowe ubrania, przedmioty higieniczne, ręczniki, dowód osobisty oraz jakieś pieniądze. W tym roku dojdzie również paszport pielgrzyma (śmiech) i nie wiele więcej.

A co z jedzeniem?

– Jedzenie kupuję na bieżąco - w marketach, które mijam. Gdy widzę, że zapasy się kończą, wstępuję do sklepu i je uzupełniam. W zeszłym roku udało mi się pokonywać średnio 53 km dziennie. Była to przede wszystkim zasługa bardzo niskiej wagi plecaka, która - nie licząc wody i jedzenia - wynosiła niecałe 2 kg. To umożliwiło mi pokonywanie tak dużej liczby kilometrów każdego dnia. Tym razem bagaż będzie cięższy, a co za tym idzie tempo na pewno też będzie nieco wolniejsze.

To ogromne ilości kilometrów do przejścia. Jak fizycznie przygotowujesz się do przejścia tak długiego dystansu?

– Co jakiś czas pokonuje dłuższe dystanse - po kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Dwa, trzy razy w tygodniu biegam i zasadniczo nic więcej. Dbam o to, żeby w miarę aktywnie spędzać czas, zdrowo się odżywiać. W zeszłym roku to wystarczyło. Mam nadzieję, że podobnie będzie również w tym.

Gdzie sypiasz i jak szukasz bezpiecznego noclegu?

– Zazwyczaj, kiedy zbliża się zmrok, zaczynam rozglądać się za miejscem do spania i gdy już robi się ciemno, znajduję jakieś miękkie podłoże, na którym będę mógł rozłożyć karimatę, wejść do śpiwora i po prostu zasnąć, by następnego dnia o świcie kontynuować podróż. Miejscówka na nocleg musi być przed wszystkim dość słabo widoczna dla przypadkowych osób.

Zdarzyło się, że ktoś zainteresował się Twoim polowym posłaniem?

– Tak, we Francji. Było to tuż przed wkroczeniem do Monako. Wcześniejszej nocy było mi ciężko znaleźć miejsce do spania. W końcu udało się rozłożyć w takiej wąskiej uliczce, obok drzewa. Położyłem się tam spać, a gdy rano wstałem, przebiegło obok mnie parę osób. Powiedzieli - dzień dobry - a ja im odpowiedziałem (śmiech). Później sporadycznie zdarzało się, że ktoś mnie zaskoczył o poranku.

Nie przytrafiła Ci się żadna niebezpieczna przygoda?

–Jeśli chodzi o niebezpieczeństwa, nic takiego nie spotkało mnie w zeszłym roku. Mam nadzieję, że w tym będzie tak samo (śmiech).

Podróżujesz sam. Nie kusiło Cię, żeby zabrać kogoś ze sobą?

– Myślę, że trudno byłoby mi znaleźć kogoś, kto zechciałby podobnie jak ja, pójść z Polski do Hiszpanii. Abstrahując od tego, ja przede wszystkim lubię samotne wędrówki. To nie jest tak, że jestem skazany na samotność (śmiech). Samotny tryb podróżowania mi po prostu odpowiada i pewnie ma to związek z moim charakterem. Ważny jest również fakt, że nie trzeba iść na kompromis z drugą osobą, kiedy trzeba podjąć jakąś ważną decyzję. Wędrując samemu można też lepiej skupić się na odkrywaniu w tym czasie prawdziwego siebie.

Z podróży do Santiago de Compostela zamierzasz nie tylko regularnie umieszczać posty - tak jak to było w przypadku Twoich poprzednich wędrówek - ale też będziesz organizował konkursy dla internautów, a także przeprowadzał wywiady z napotkanymi w trasie ludźmi....

– Mam takie plany. Chcę zorganizować kilka konkursów, jak również przeprowadzać krótkie wywiady z napotkanymi ludźmi na tematy dotyczące szczęścia, marzeń, czy sukcesu.

To Twój sposób na zabicie samotności w czasie drogi?

– Nie będę ukrywał, że w zeszłym roku zdarzały się przypadki, że samotność dość mocno mi doskwierała i zależało mi bardzo na wymianie choćby jednego zdania z jakąś obcą osobą. Kiedykolwiek usłyszałem, że ktoś mówi w języku, który znam, często do niego zagadywałem Momentami bardzo potrzebowałem kontaktu z drugim człowiekiem.

Jakich ludzi spotkałeś podczas zeszłorocznej wyprawy do Hiszpanii?

– Na pewno interesującym doświadczeniem, było poznanie Richarda, który mieszkał w Austrii. Pewnego razu, gdy siedziałem na ławce tuż koło kościoła, podszedł do mnie pewien czarnoskóry mężczyzna. Przedstawił się i zapytał, czy jestem tu na wakacjach, albo czy może przyjechałem do rodziny. Gdy opowiedziałem mu, że idę pieszo z Polski do Hiszpanii, nie krył zdziwienia. Zaczął wypytywać mnie o szczegóły, aż w końcu przeszedł do tego, w jakich miejscach sypiam i gdzie tej nocy mam zamiar nocować. Wytłumaczyłem mu, że są to przypadkowe miejsca, które wybieram zasadniczo dopiero o zmroku - wtedy zaproponował mi nocleg u siebie w domu. Jako, że intuicja mówiła mi, aby mu zaufać, tak też zrobiłem. Okazało się, że była to świetna decyzja! Spędziliśmy fantastyczny wieczór, podczas którego dużo rozmawialiśmy. Na pożegnanie jego 5-letnia córka zrobiła nam zdjęcie i o poranku wyruszyłem w dalszą podróż.

Ciekawa sytuacja spotkała mnie również w Niemczech. Była niedziela i wszystkie sklepy były zamknięte. Postanowiłem więc, że wejdę do restauracji i zamówię jakiś posiłek. Gdy kończyłem jeść, podszedł do mnie kelner i zapytał, czy jestem tu na wakacjach. Odpowiedziałem mu, że idę z Polski do Hiszpanii. Moje wyznanie mocno go zaintrygowało i zaciekawiło, a po dalszej krótkiej rozmowie, ostatecznie zaoferował mi, żebym nie płacił za jedzenie. Było to niezwykle miłe doświadczenie. Generalnie ludzie, których spotykałem, zawsze reagowali pozytywnie - uśmiechali się i okazywali mi wsparcie.

"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj." – to jeden z Twoich ulubionych cytatów, który zmobilizował Cię do pieszych podróży. W tym kontekście chciałam zapytać o plany na kolejne wędrówki....

- Rzeczywiście, jest to jeden z moich ulubionych cytatów, a co do moich kolejnych podróży, to wiem, że one na pewno nastąpią, bo tu czuję i sprawiają mi one ogromną radość. W głowie mam już pewne kierunki i trasy, ale na razie nie chcę zdradzać szczegółów.

Rozmawiała: Karolina Stencel

foto: „Pieszo dla Fundacji Bariera”

Wieliczka - najnowsze informacje

Rozrywka