środa, 14 czerwca 2017 18:33

Lobbing po tarnowsku

Autor Jakub Kwaśny - Przewodniczący Rady Miejskiej w Tarnowie
Lobbing po tarnowsku

Gdy radni decydowali o tym czy zaryzykować i rozpocząć remont hali „Jaskółka” w Tarnowie bez stosownych zapewnień o finansowaniu z Ministerstwa Sportu - w kuluarach obrad Rady Miejskiej – radni PiS sugerowali, że ta kasa jest już „załatwiona”. Sami zresztą poparli tę zmianę i w konsekwencji nowelizację budżetu z „kasą” na halę przyjęli. Ryzykując, że jeśli Minister Sportu nie „dołoży się” do tej inwestycji – całość (a jest to niebagatelna suma 60 mln zł, która przekracza koszt stadionu Sandecji w Nowym Sączu). Radni tym samym wzięli na siebie część odpowiedzialności za swego rodzaju pomnik Prezydenta Ciepieli.

Tak to bywało w latach 90. XX wieku i tak bywa do teraz, że Prezydent musi mieć „swój pomnik”. Jeden wybierał połączenia drogowe (tu wszyscy pamiętamy słynne przebicie Słowackiego – które jest chyba do dziś najlepiej zrobioną drogą w Tarnowie, choć też trzeba przyznać, że sporo kosztowała), kolejny prezydent chciał zrobić Młyn Sztuki, ale nie miał pieniędzy unijnych w konsekwencji Młyn sprzedano i popadł w ruinę, następny chciał wybudować wielki urząd miasta (po drodze remontując ul. Krakowską, czy też Teatr), ale inne okoliczności pokrzyżowały te plany.

Teraz wszystkie oczy skierowane są nadal w stronę Ministra Sportu i radnych Prawa i Sprawiedliwości – wszak to dziś ta formacja jest przy władzy i może nam pomóc. Widać nie po drodze jest im z Prezydentem Romanem Ciepielą z Platformy Obywatelskiej, co niestety odbija się na Tarnowie. Nawet w Mielcu będzie inwestycja z dofinansowaniem rządowym, choć tam prezydent był kiedyś członkiem SLD. Rzeszów czy Kraków, gdzie lewicowi prezydenci rządzą z powodzeniem od wielu lat - również nie są jakoś specjalnie blokowane – wręcz mogą liczyć na dodatkowe impulsy rozwojowe. A już w ogóle tam gdzie prezydentem jest ktoś z PiS – tak jak w Kielcach, to i nawet Opole można przenieść.

Tak czy inaczej musimy wspierać naszych dzielnych braci i kilka sióstr z PiS – aby wreszcie pokazali, że coś w kraju znaczą. Bo jak wiadomo – tylko, gdy się z Tobą liczą na górze, jesteś w stanie załatwić coś na dole. Tak było drzewiej, gdy ministrem spraw wewnętrznych i administracji, a zarazem drugą osobą w partii po Leszku Millerze, za czasów rządów SLD był Krzysztof Janik – Tarnów i nasze sprawy wygrywały co się da w Warszawie. Może nie mieliśmy wtedy unijnego wsparcia, ale wszyscy pamiętają, że decyzja o budowie południowej obwodnicy Tarnowa zapadła za czasów rządów SLD, jak również „tarnowskie Gazy” nie zostały przeniesione do Rzeszowa, jak chciał tego Marian Krzaklewski. Warto też wspomnieć, że to za sprawą wsparcia rządu – tarnowskie Azoty uniknęły widma bankructwa.

Podobnie rzecz miała się z carem Aleksandrem – to on rozdawał karty i choć mógł swoją pozycję wykorzystać lepiej dla dobra Tarnowa, a mniej dla własnego dworu, to jednak trzeba przyznać, że Tarnów miał silną pozycję w Warszawie. Nie tak silną, żeby utrzymać nazwę „Tarnów” w nazwie całej Grupy Azoty, ale na tyle silną, że to właśnie nasza spółka w całej grupie ma rolę wiodącą.

Jaką siłę lobbingową mają nasi tarnowscy parlamentarzyści z PiS? No chyba żadną, skoro Minister Sportu znalazł pieniądze dla hali do badmintona, a nie znalazł pieniędzy na obiekt o znaczeniu ponadlokalnym – halę numer dwa w województwie małopolskim, w drugim największym jego mieście. Nie mamy „swojego” przedstawiciela w rządzie, a nasz przewodniczący Rady Miejskiej nie został nawet szefem lokalnych struktur partii. Najważniejszy poseł naszego okręgu pochodzi z Proszowic, a jedyna wiceminister z Brzeska. Cóż się dziwić, że „Tarnów” – słabo stoi w Warszawie. Jedynym człowiekiem z Tarnowa blisko ośrodka władzy jest Grzesiek Kądzielawski – jako szef gabinetu politycznego wicepremiera Gowina i to tyle. Niemniej jednak trzeba trzymać kciuki, bo interes Tarnowa powinien być ponad podziałami politycznymi.

Tarnów - najnowsze informacje

Rozrywka