sobota, 6 lipca 2024 04:00, aktualizacja 5 miesięcy temu

Na ich widok Skandynawowie łapali się za głowy. Ekipa z Iwkowej Polonezem wywalczyła pieniądze dla dzieci z domów dziecka

Autor Katarzyna Jamróz
Na ich widok Skandynawowie łapali się za głowy. Ekipa z Iwkowej Polonezem wywalczyła pieniądze dla dzieci z domów dziecka

Wyzwaniem było znalezienie stacji LPG w Skandynawii i planowanie trasy od stacji do stacji, ale za to zdziwienie Szwedów i Norwegów, kiedy Polacy tankują jakiś dziwny, zdezelowany samochód w punkcie napełniania butli do kuchenek było bezcenne – mówi Jarosław Przybyłko, który wraz ze swoją ekipą wziął udział w tegorocznej edycji Złombola. Do przejechania w jedną stronę starym Polonezem mieli ponad 2000 km, a wszystko po to, by pomóc dzieciom z domów dziecka.

W minioną sobotę (29 czerwca) wystartowała tegoroczna, osiemnasta już edycja Złombola – charytatywnego rajdu samochodowego, którego głównym celem jest zbieranie funduszy na rzecz dzieci z domów dziecka. Uczestnicy rajdu mają za zadanie przejechać wyznaczoną trasę, zazwyczaj prowadzącą przez różne kraje europejskie, używając samochodów produkowanych w krajach byłego bloku wschodniego. Podróżnicy mają wspólny cel: chcą pomagać. – Za każdym razem, zadając sobie pytanie “po co to robimy i co jest naszym paliwem”, jednoznacznie odpowiadamy  – CHARYTATYWNOŚĆ! Jedziemy dla dzieci z domów dziecka! Oczywiście mamy wkręta na pojazdy Złombolowe i na nasze niesamowite podróże i przygody, ale pod koniec dnia głównym napędem organizowania Złombolu jest chęć pomocy – informują organizatorzy.

29 czerwca, w samo południe, około 700 charakterystycznych i kolorowych pojazdów wyruszyło spod Stadionu Śląskiego w Chorzowie w stronę Norwegii. Od mety, która była w Atlantic Road, dzieliło ich ponad 2000 km i 4 dni drogi. Złombol to nie tylko sprawdzian dla starych, wyeksploatowanych samochodów, to również wyzwanie dla śmiałych podróżników, gotowych opuścić utarte szlaki. Każda edycja niesie ze sobą nowe przyjaźnie, niezapomniane chwile oraz… trudne wybory. O przygotowaniach do tegorocznej edycji Złombola oraz o tym, co było najtrudniejsze w wyprawie porozmawialiśmy z Jarosławem Przybyłko, który wraz ze swoimi szwagrami zdecydował się wziąć udział w tej wyjątkowej akcji.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Co skłoniło pana do wzięcia udziału w tegorocznej edycji Złombola? Czy to pierwszy raz, gdy wziął pan w nim udział?

– Powodów było kilka. Po pierwsze lubię starą motoryzację, szczególnie polską, a szwagier Dominik jest mechanikiem pasjonatem. Sam zresztą posiadam małego fiata. Chcieliśmy zrobić wspólnie coś, co może pomóc innym. W tym wypadku dzieciakom z domów dziecka. Jednocześnie jest to spełnienie marzenia o przygodzie i wyprawie w nieznane. Choć pomysł tlił się w głowach co najmniej 2 lata, albo i więcej, w Złombolu wzięliśmy udział po raz pierwszy. Decyzja była dość spontaniczna. To właśnie Dominik zadzwonił do mnie w nocy, półtorej miesiąca przed datą startu i oznajmił: “Kupiłem Poloneza. Wiesz, co to znaczy?”. Od tego momentu zaczęły się intensywne przygotowania.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Do wyboru jest wiele starych marek samochodów. Dlaczego akurat wybrał pan Poloneza? Czy musieli panowie dokonać jakichś specjalnych modyfikacji w samochodzie przed startem? Jak wyglądały przygotowania?

– Pierwotnie mieliśmy wybrać Żuka, Nysę lub Lublina. Rozważany był również Polonez sanitarka albo Polonez karawan, jednak tych nie udało się znaleźć. Wybór padł na Poloneza z trzech powodów. Po pierwsze szukaliśmy auta dużego, żeby wygodnie spędzić w nim tydzień czasu. Po drugie Polonez trafił się w promieniu 30km od Iwkowej. Po trzecie był w konkurencyjnej cenie – po cenie złomu, więc tanio. Auto mechaniczne nie zostało zmienione. Pojechało tak, jak inżynierowie z FSO ( Fabryka Samochodów Osobowych – red.) go stworzyli. Konieczne było jednak sprawdzenie wszystkiego od silnika, przez skrzynię biegów, po układ napędowy, instalację gazową elektryczną oraz zawieszenie. Wymiana wszystkich płynów i uszczelnień, hamulców, opon, niektórych elementów zawieszenia i wszystkich wężów gumowych. Ze względu na to, że auto posiadało spore ubytki w podłodze, można powiedzieć, że jej nie posiadało, wyzwaniem okazała się również blacharka. I drobne poprawki lakiernicze. Największą modyfikacją, która odbiega od oryginału, są wygodne, skórzane fotele z Renault Safrane. Wzbudzały one zazdrość u innych posiadaczy Polonezów na rajdzie. Do naprawy auta ruszyliśmy jednocześnie z poszukiwaniem darczyńców. W tym miejscu chciałem podziękować wszystkim osobom prywatnym, które wsparły akcję oraz naszym głównym darczyńcom firmie Meas-Lab laboratorium z Bielska Białej i firmie CX Cadxpert system druku 3D z Krakowa. Firmy te, w zamian za wpłatę darowizn na konto akcji, dostały możliwość umieszczenia swoich reklam na samochodzie.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Nie da się ukryć, że trasa z Iwkowej do Norwegii jest wymagająca. Czy po drodze zdarzyły się jakieś awarie?

– Jak na razie, odpukać, nic poważnego, a wracamy już w stronę Polski. Samochód na tę chwilę ma za sobą 3400 km. Choć po pierwszych 6 km od wyjazdu z domu nieźle nas nastraszył. Na zjeździe z góry zacięła się linka gazu, przez co samochód cały czas się rozpędzał. Żeby jakoś wybrnąć z sytuacji zaczęliśmy dosyć mocno hamować do końca zjazdu, przez co prawie spaliły nam się hamulce. Po naprawieniu linki gazu i “przestygnięciu” hamulców ruszyliśmy w dalszą drogę. Samochód sprawował się świetnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy, jaką Dominik włożył w ten pojazd. Wóz do tej pory nas nie zawiódł. W tym momencie oceniam nasz samochód na przysłowiową “piątkę z plusem”. Na trasie u innych załóg było sporo awarii. Niektórym nie udało się nawet wystartować…

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Podróżowaliście panowie w trójkę. Można powiedzieć, że to dla panów taki rodzinny start, jak podzieliliście się zadaniami?

– Rodzinny jak rodzinny. Jak to niektórzy żartują: ”Kaszanka nie wędlina, szwagier nie rodzina”, ale my się całkiem dobrze dogadujemy. Mamy wspólne tematy i podobne poczucie humoru, także jest dobrze. Dominik zajął się przygotowaniem samochodu i wszystkimi kwestiami z nim związanymi. Jak dla mnie odwalił kawał potężnej i najbardziej widocznej roboty. Ja zająłem się planowaniem trasy, sprawdzaniem przepisów drogowych w krajach, przez które podróżujemy. Poza tym szukaniem darczyńców, nagłaśnianiem akcji w mediach i wśród znajomych, a w czasie podróży nawigacją i obsługą cb radia. Paweł natomiast wziął na siebie poszukiwanie noclegów na polach namiotowych. Ponieważ nie zarezerwowaliśmy ich wcześniej, bo nie byliśmy pewni, jak daleko dojedziemy danego dnia, poszukiwania odbywały się podczas jazdy. Paweł był też naszym głównym kontaktowym za granicą, on najlepiej radzi sobie z językami obcymi.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Co było najtrudniejsze w wyprawie?

– Najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne były przygotowania do wyprawy. Natomiast na samej trasie dała nam się we znaki pogoda. Pierwszego dnia od startu towarzyszył nam upał – na zewnątrz było ponad 30 stopni. A w Polonezie bez klimatyzacji było dużo więcej… Pierwszy nocleg na polu namiotowym w Poczdamie przywitał nas o poranku potężną burzą, przez którą w strugach deszczu trzeba było szybko się ewakuować. W czasie całej podróży przez Niemcy towarzyszył nam ulewny deszcz i monotonna autostrada. Po dotarciu do Skandynawii problemem okazały się zimne noce, gdzie temperatura podczas biwaku spadła w okolicach mety nawet do 6 stopni. Wyzwaniem było znalezienie stacji LPG w Skandynawii i planowanie trasy od stacji do stacji, ale za to zdziwienie Szwedów i Norwegów, kiedy Polacy tankują jakiś dziwny, zdezelowany samochód w punkcie napełniania butli do kuchenek było bezcenne.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Co czuliście panowie na mecie?

– Na pewno satysfakcję i jednocześnie ulgę, że się udało. Jesteśmy na czas i samochód wytrzymał. To taka wewnętrzna radość, że jednak udało się, że jesteśmy, że osiągnęliśmy cel. Co najmniej jakbyśmy wygrali ten wyścig, chociaż nikt tak naprawdę się nie ścigał. Z tyłu głowy pojawiła się obawa, że jeszcze trzeba wrócić, ale po chwili pojawił się luz. Skoro dojechaliśmy w jedną stronę, to i uda się wrócić.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Jak ocenia pan atmosferę na rajdzie?

– Uczestników łączy nie tylko zamiłowanie do starych samochodów, ale przede wszystkim chęć pomocy dzieciom. Atmosfera na rajdzie na “piątkę z plusem”. Wszyscy traktują się jak jedna, wielka, zakręcona rodzina graciarzy, którzy mają swój cel. Jeżeli komuś padł samochód, od razu pojawiali się inni uczestnicy rajdu, którzy oferowali pomoc. Czy to w formie części czy wiedzy mechanicznej. Sami na trasie ruszyliśmy na  pomoc innej załodze Poloneza, której pod Hamburgiem wypaliło uszczelkę pod głowicą. Niewiele myśląc, zboczyliśmy z trasy, żeby oddać chłopakom własne części zapasowe, a sporo drogi było jeszcze przed nami. Również na postojach panuje rodzinna atmosfera, z każdym można pogadać (nie tylko o samochodach) i zbić piątkę. Wszyscy mają poczucie wspólnego celu i wiedzą, że gramy do jednej bramki. Bo razem możemy więcej. Im więcej osób jedzie, tym większa pomoc dla dzieciaków.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Czy ma pan jakieś rady dla osób, które chciałyby wziąć udział w przyszłych edycjach?

– Jeżeli ktoś chce wziąć udział, polecam zacząć przygotowania wcześniej. Szczególnie, jeśli chodzi o samochód. Żeby nie okazało się w dniu startu, że samochód po 100 km odmówił posłuszeństwa (sporo było takich załóg). Trzeba pamiętać, że to od naszej pracy i samozaparcia zależy, czy dojedziemy do mety. Jeżeli ktoś chce wziąć udział, musi posiadać trochę odwagi i pozytywnego myślenia. Nigdy nie wiadomo, kiedy 30-letnie lub starsze auto padnie. Poza tym trzeba myśleć o szczytnym celu, bo tak jak przy każdej wyprawie czy przedsięwzięciu mogą przyjść chwile zwątpienia.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Czy rozważacie panowie ponowny start w tej samej ekipie?

– Nie wykluczamy, że wystartujemy ponownie. Może w większej ekipie, może w większym samochodzie. Jest też opcja, że Polonez zostanie z nami i wystartuje za rok.

Fot. Archiwum prywatne/Jarosław Przybyłko

Brzesko

Brzesko - najnowsze informacje

Rozrywka