– Czasami śmieję się, że pisanie było mi pisane, tylko ja nie zwracałam uwagi na znaki, które zostawiał mi los (…) Musiało minąć prawie dwadzieścia lat, żeby zrozumieć, że mogę zrobić z tego użytek – mówi w rozmowie z Głosem24 mieszkająca od 13 lat w Miechowie Nathalie K. Flower.
Natalia Kwiatkowska pisząca pod pseudonimem literackim Nathalie K. Flower pochodzi z Dąbrowy Górniczej, ale od 13 lat mieszka w Miechowie. Choć z z wykształcenia jest handlowcem i inspektorem BHP, to miłość do książek utorowała jej zawodową ścieżkę. Na rynku wydawniczym zadebiutowała w maju 2022 roku. Pod koniec sierpnia ukaże się jej kolejna książka. Tym razem będzie to komedia romantyczna pt. (Nie) żenię się.
W rozmowie z Głosem24 pisarka opowiada o miłości do książek, procesie ich powstawania i wydawniczych marzeniach.
Jak rozpoczęła się pani przygoda z pisaniem? Kiedy poczuła pani pociąg do literatury?
– Czasami śmieję się, że pisanie było mi pisane, tylko ja nie zwracałam uwagi na znaki, które zostawiał mi los. Gdy miałam sześć lat, w czasie wróżb andrzejkowych wylosowałam karteczkę z zawodem, który miałam wykonywać w przyszłości. Trafiłam na pisarza. Gdybym wzięła tę wróżbę na poważnie, być może nie przepadłyby bezpowrotnie setki stworzonych w mojej głowie historii, które tworzyłam od zawsze. Musiało minąć prawie dwadzieścia lat, żeby zrozumieć, że mogę zrobić z tego użytek. Książki czytałam od wczesnego dzieciństwa, ale nigdy nie poszłam w tę stronę w czasie mojej edukacji i tak oto zostałam z wykształcenia handlowcem i inspektorem BHP.
Skąd pseudonim? Pytam, ponieważ na swoim facebookowym fanpage’u zamieściła pani swoje zdjęcie. Domyślam się więc, że nie chodzi o ukrycie swojej tożsamości…
– Bardzo długo zastanawiałam się, czy używać swojego prawdziwego nazwiska, czy pseudonimu. Pytałam innych autorek, które nie wydają pod swoim nazwiskiem, czy uznają to za dobrą decyzję. W moim przypadku zaważyło to, że jestem z małego miasta i nie chciałam, aby dzieci w jakiś sposób zostały obciążone rozpoznawalnością mamy. Tutaj nie do końca się to udało, bo moje miasto i tak promuje mnie jako Natalię Kwiatkowską, a nie Nathalie K. Flower [śmiech]. Kolejnym argumentem, jaki przytaczały inne autorki, był fakt, że polscy czytelnicy nie czytają książek polskich autorów, ale wydaje mi się, że obecnie trend jest zupełnie odwrotny. Myślę, że nie miałabym problemu z tym, żeby wydawać pod prawdziwym nazwiskiem, ale przyzwyczaiłam się już do pseudonimu - do tego stopnia, że kiedyś zaspana podpisałam nim zwolnienie dziecka z lekcji [śmiech] i raczej przy nim pozostanę.
Jak na pani decyzję o pisaniu oraz na publikację pierwszych książek zareagowali rodzina i znajomi?
– To dosyć ciekawa historia, bo ja bardzo długo utrzymywałam to w tajemnicy przed wszystkimi. Moja mama otrzymała ode mnie gotową książkę z dedykacją, z której się dowiedziała, że to publikacja mojego autorstwa. Niesamowicie wzruszający moment, który na szczęście mamy nagrany. Z tym pytaniem wiąże się też śmieszna historia. Pisząc swoją pierwszą książkę, w pewnym momencie utknęłam, bo brakowało mi typowo męskiego punktu widzenia, a nie miałam kogo zapytać o radę, bo nikt nie wiedział, że piszę. Wpadłam na pewien pomysł i zaczęłam rozmowę z moim mężem. Powiedziałam mu, że czytałam ostatnio artykuł o tym, jak zareagowaliby mężczyźni w konkretnej sytuacji i opisałam mu scenę z książki. Zapytałam go, co by zrobił, a on odpowiedział w taki sposób, że zupełnie mi to nie pasowało, dlatego starałam się go jeszcze naprowadzić, ale on uparcie obstawał przy swoim. Nagle zadał mi pytanie: "A co powiedzieli inni faceci w tym badaniu??". Trochę mnie zatkało. Musiałam szybko znaleźć jakąś odpowiedź. "Siedemdziesiąt pięć procent odpowiedziało tak samo jak ty", odpowiedziałam. "No widzisz", skwitował. Ostatecznie scena z książki została wycięta. Śmiejemy się z tego do tej pory.
Ile jest pani osoby w pani bohaterkach? Czy któraś z postać z dotychczasowych powieści został napisana “pod panią"?
– To ciekawe pytanie i musiałam chwilę pomyśleć, czy część mnie jest w moich bohaterach. Myślę, że najwięcej mnie jest w Piotrze z dylogii „Jeszcze Raz” i „Kolejny Raz”. Myślę, że bardziej niż w bohaterach, więcej mnie jest w charakterze całej książki. Każdy ma za sobą jakieś ciężkie przeżycia. Moje sprawiły, że staram się być osobą pozytywną, wesołą i otwartą na ludzi. Dlatego też w moich książkach, pomimo tego, że poruszam trudne tematy, jest też wiele humoru.
Ma pani na swoim koncie trzy książki, ale dwie pierwsze to tak naprawdę jedna powieść, tyle że dwutomowa. 19 maja ukazała się „Noc, która zmieniła wszystko”. Która z dotychczasowych książek jest dla pani najważniejsza i z jakiego względu?
– Kiedy kończyłam drugi tom góralskiej serii, myślałam, że te książki będą zawsze dla mnie najważniejsze. Wiąże się to z tym, że jest tam cały ogrom moich emocji. Gdy jako młoda kobieta zachorowałam i nie miałam pewności, czy się z tego wykaraskam, chciałam w jakiś sposób przekazać mojemu mężowi, że jeżeli mnie zabraknie, on ma prawo zacząć jeszcze raz (stąd tytuł pierwszego tomu). Te książki miały być dla niego drogowskazem. Ja szczęśliwie wyzdrowiałam, stworzoną wtedy w głowie historię przelałam na papier wiele lat później. Nie jest to moja historia, to fikcja literacka, ale też o kobiecie, która ma za sobą trudne przeżycia i o mężczyźnie – Piotrze, który chce jej pokazać, że niezależnie od tego, co nas spotkało, każdy ma prawo do szczęścia. Dlatego napisałam w poprzednim pytaniu, że najwięcej mnie jest w Piotrze.
Nie zmienia to faktu, że każda kolejna książka jest mi niesamowicie bliska i w zasadzie dorównuje tym pierwszym. To przede wszystkim kolejne moje historie, czytelnicy mówią, że widać postęp w pisarskim rozwoju.
Jak przebiega u pani proces twórczy? Ma pani gotową koncepcję fabuły czy siada przed pustą kartką i „idzie na żywioł”?
– To się zmienia z każdą kolejną książką. W góralskiej serii miałam przemyślaną całą fabułę od początku do końca. W książce „Noc, która zmieniła wszystko” już mniej, a w książce „(Nie) żenię się”, która ukaże się w sierpniu, byłam już daleko za połową, a jeszcze nie miałam wymyślonego zakończenia. W tej, którą piszę teraz, idę totalnie na żywioł. Mam w głowie zarys, ale całość pewnie będę tworzyć na bieżąco.
Dlaczego zdecydowała się pani na wybór romansu jako gatunku, w którym tworzy?
– Myślę, że gatunek literacki, w którym tworzę, jest ściśle związany z moją przeszłością. Nie miałam łatwego dzieciństwa, ojciec był alkoholikiem i nie miałam szans poznać wzorców dobrego związku/małżeństwa. Zaczęłam tego szukać w książkach już jako nastolatka. Wtedy czytałam książki typowe dla mojego wieku – o pierwszych przyjaźniach, o miłości i tak już zostało, że to jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Potem, już jako dorosła kobieta, żona i matka obserwowałam inne pary – początek ich miłości, jej rozkwit, ale też niestety czasem rozpad. A potem okazało się, że dość dobrze wychodzi mi przelewanie tych relacji na papier. Myślę, że raczej już pozostanę przy tym, by opowiadać o relacjach kobiety i mężczyzny, niezależnie od tego, czy będzie to komedia, dramat czy obyczaj.
Pani dotychczasowe książki to romanse, te ze swojej natury są bardzo emocjonalne. Czy taki sposób pisania nie jest wyczerpujący?
– Tak, to bywa wyczerpujące. Tym bardziej, że pierwsze trzy książki dotyczyły trudnych tematów, takich jak odbudowanie swojego życia po traumatycznych przeżyciach czy kryzys małżeński. Dlatego kolejna moja książka to komedia romantyczna, bo potrzebowałam odskoczni. Pisząc powieści, przeżywam losy bohaterów, razem z nimi się śmieję się, czasem płaczę. Może dlatego książki tak podobają się czytelnikom, bo potrafię przekazać te emocje.
W „Nocy, która zmieniła wszystko” zdecydowała się pani na niebanalny zabieg – narracja jest prowadzona z punktu widzenia mężczyzny. Skąd ten pomysł?
– Początkowo chciałam prowadzić tutaj narrację naprzemienną: z punktu widzenia Tomasza i Alicji, ale potem uznałam, że brakuje na rynku książki, która pokazałaby same męskie uczucia tak, aby tylko na nich się skupić, dlatego zostawiłam tylko męską narrację.
Trudno było przejść na „druga stronę”? Radziła się pani płci przeciwnej w sprawach „męskiej logiki”?
– Mocno obawiałam się tego, że książka okaże się zbyt „babską”. W trakcie jej pisania nie prosiłam jednak o porady mojego męża, tylko dałam mu do przeczytania całość. Kiedy skończył, powiedział tylko, że jest w szoku i chyba zaczyna się mnie trochę obawiać [śmiech]. Tak, jak powiedziałam, jestem dobrym obserwatorem i pewnie to mi pomogło na czas pisania myśleć jak facet. Aczkolwiek łapałam się na tym, że czasem chciałam coś napisać bardziej według mojego toku rozumowania. Wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić. Co ciekawe, mąż po przeczytaniu powiedział mi, że w kluczowych momentach brakowało mu opisu, co czuje główna bohaterka. Natomiast moja przyjaciółka powiedziała, że w tej książce nie trzeba tego pisać, bo w tych momentach każda czytelniczka będzie Alicją i doskonale będzie wiedziała, co przechodziła bohaterka.
Skąd czerpie pani inspiracje dla postaci bohaterów?
– Góralska seria, tak jak już mówiłam, to następstwo moich przeżyć związanych z chorobą. Książkę „Noc, która zmieniła wszystko” wymyślałam w trakcie samotnych wędrówek na grzyby po widnickim lesie i to właśnie tam odbywa się akcja książki, gdzie spotykają się Tomasz i tajemnicza Ida. Tam się poznają, rozmawiają, coraz bardziej zbliżają do siebie.
Pomysł na książkę, która ukaże się w sierpniu „(Nie) żenię się” powstał w mojej głowie w wyniku pewnych zdarzeń, o których opowiedziałam przyjaciółce, a ona powiedziała z entuzjazmem, że muszę napisać o tym powieść. Ale szczegółów nie chcę zdradzać, dopóki powieść nie pojawi się na rynku.
Ma pani swoich ulubionych autorów, książki lub filmy czy seriale?
– Czytam tak dużo książek, że bardzo ciężko określić mi ulubionego autora. Spośród polskich pisarzy na pewno wspomnę o Beacie Majewskiej. Przeczytałam chyba wszystkie jej pozycje i każda przyprawia o szybsze bicie serca. Książki Wojciecha Cejrowskiego to moje „dyżurne książki szpitalne”, bo w trudnych momentach potrafią poprawić człowiekowi humor. Szczególnie polecam „Wyspę na prerii”. Uwielbiam książki biograficzne np.: „Księgowy mafii”, „Pani Einstein”, czy „Bieg po życie”. Mój ulubiony film to „Aloha” (Witamy na Hawajach). Seriali staram się nie oglądać, bo za bardzo wciągają, a ja nie mam na to czasu. Ostatni, który oglądałam, to „Dom z papieru”. Uważam, że jest fenomenalny. Kiedyś, gdy potrzebowałam dobrych przykładów na pokazanie chemii między bohaterami, obejrzałam cały serial „Erkenci kus” („Ranny ptaszek”). W związku z tym, że nie znalazłam wersji choćby po angielsku, oglądałam go w oryginalnej tureckiej. Być może dzięki temu, że nie skupiałam się na słowach, a na mowie ciała bohaterów, stanowiło to dla mnie niesamowitą lekcję, którą na pewno później wykorzystałam w książkach.
Już niebawem premiera pani nowej książka. O czym będzie (Nie) żenię się?
– Książka, która ukaże się pod koniec sierpnia, to historia nieco zwariowanej Róży – dekoratorki ślubnej, która właśnie kończy swój długoletni związek. Na ostatnią chwilę łapie nowe zlecenie i właśnie zmierza na spotkanie z klientami. Po drodze jednak zostaje zatrzymana przez policję. Liczba wykroczeń powoduje, że Róża prawie traci prawo jazdy. Policjant jest nieugięty i nie reaguje na próby czy to flirtu, czy wręczenia łapówki. Wściekła dekoratorka przyjmuje mandat. Na sali weselnej, w której umówiła się z przyszłą parą młodą, okazuje się, że jej klientem ma być właśnie ten policjant. Róża postanawia się zemścić. Niestety nie wszystko idzie po jej myśli, a ciąg nieplanowanych zdarzeń sprawia, że ci dwoje muszą ze sobą spędzić nieco więcej czasu, niż wstępnie zakładali. Jakie niespodzianki szykuje los dla Róży, Amadeusza i jego narzeczonej? Tego dowiecie się już niebawem.