Starsza mieszkanka powiatu nowosądeckiego padła ofiarą wyrafinowanego oszustwa inwestycyjnego. Po kontakcie z „doradcą finansowym” z internetu przez kilka tygodni przelewała pieniądze na zagraniczne rachunki, wierząc, że lokuje środki w ropę naftową i złoto. Zamiast zysków straciła 430 tysięcy złotych. Sprawę zgłoszono policji 11 września – śledczy badają okoliczności i apelują o czujność.
Fałszywy „doradca”, prawdziwe przelewy. Jak działał schemat
Według ustaleń funkcjonariuszy kontakt rozpoczął się w lipcu, a inicjatywa wyszła od osoby podającej się za analityka rynku surowców. Oszust budował wiarygodność obietnicą wysokich stóp zwrotu i profesjonalnie wyglądającą „platformą inwestycyjną”. Seniorka, przekonana, że obserwuje realne notowania i rosnące saldo, wykonywała kolejne przelewy na wskazane, zagraniczne konta. Taki mechanizm – podszywanie się pod ekspertów i kierowanie na fałszywe serwisy – to dziś jedna z najczęściej spotykanych wersji tzw. investment scamów.
Policjanci podkreślają, że oszuści wykorzystują powtarzalne techniki: presję czasu („oferta tylko dziś”), język specjalistyczny mający onieśmielić rozmówcę oraz prośby o działania, które nigdy nie powinny mieć miejsca w prawdziwej obsłudze finansowej. Chodzi zwłaszcza o nakłanianie do instalacji programów zdalnego pulpitu, logowania się do bankowości „pod dyktando” rozmówcy, udostępniania kodów autoryzacyjnych czy skanów dokumentów. W każdym z tych scenariuszy stawką jest pełna kontrola nad kontem klienta lub przechwycenie jego danych.
W tym przypadku 70-latka przez kilka tygodni wykonywała transfery, wierząc, że to kolejne „wpłaty inwestycyjne”. Gdy zorientowała się, że nie może wypłacić środków, a kontakt z rzekomym doradcą się urwał, zawiadomiła policję. Śledczy pracują nad identyfikacją sprawców i przepływu pieniędzy, przypominając jednocześnie, że recydywa takich przestępstw jest wysoka, a grupy przestępcze działają międzynarodowo.
Jak nie dać się nabrać?
Służby rekomendują prostą zasadę: im większa obietnica szybkiego zysku, tym większa ostrożność. Prawdziwe instytucje finansowe nie proszą o instalowanie oprogramowania do zdalnego sterowania urządzeniem, nie każą logować się do banku podczas rozmowy, nie wysyłają linków do „promocji” wymagających podania pełnych danych karty. Każdy link otrzymany od nieznajomego – czy to w komunikatorze, czy w e-mailu – powinien budzić podejrzenia. Dane logowania i kody autoryzacyjne są wyłącznie dla użytkownika; autoryzuj tylko te przelewy, które sam zlecasz. Nigdy też nie przesyłaj skanów dowodu osobistego osobom poznanym w internecie. W razie wątpliwości natychmiast przerwij rozmowę i skonsultuj się z bankiem lub zadzwoń na policję.
Funkcjonariusze zachęcają, by reagować już na etapie „pierwszego kontaktu”. Jeżeli rozmówca naciska, by działać natychmiast, odwołuje się do emocji lub „tajnych szans rynkowych”, a jednocześnie unika weryfikacji swojej tożsamości – to klasyczne czerwone flagi. W takiej sytuacji najlepiej zakończyć połączenie i zweryfikować informacje niezależnie: na infolinii banku, u doradcy inwestycyjnego z licencją albo w rejestrach publicznych (np. listach ostrzeżeń przed nieuprawnionymi podmiotami rynku finansowego).