niedziela, 3 czerwca 2018 18:36, aktualizacja 7 lat temu

Kupcy z Nowej Targowicy mają dość konfliktów

Autor Anna Piątkowska-Borek
Kupcy z Nowej Targowicy mają dość konfliktów

Nowa Targowica nie jest już wizytówką Nowego Targu. Stało się nią „getto” na miarę XXI wieku, a czarna owca przestała być reklamą Nowej Targowicy. Teraz jej reklamą jest czarny płot – mówią zdenerwowani kupcy.

Od początku maja kupcy w Nowym Targu zostali podzieleni czarnym płotem. Część z nich handluje na terenie dzierżawionym przez spółkę Nowa Targowica, pozostali – na działce prywatnych właścicieli. Zarówno jedni, jak i drudzy mają dość utrudnień i stawiania przegród. Domagają się normalnych warunków pracy. W tym celu pojawili się na sesji rady miasta 28 maja.

– Obiecywano nam niskie ceny, ład i porządek, dogodne miejsca do handlu – mówili kupcy. – Zaangażowało się w to miasto, któremu zależało, by w nowym miejscu handel ożył. Miała to być nowa jakość i nowa atrakcja.

– Handlarze dostali przypisane miejsca z biura. Nieświadomi tego, że po jakimś czasie będą się zmagać z utrudnieniami, zainwestowali w swoje budy. Teraz jakieś rozgrywki prowadzą między sobą właściciele gruntów. A na tym cierpią kupcy, od których zyski czerpie zarówno jedna strona, jak i druga, a także miasto – powiedziała Magdalena Śmietana, właścicielka jednego ze stoisk na Nowej Targowicy.

Handlujący mają za złe właścicielom terenu, że ci zbierają tylko czynsze i opłaty, a nie zwracają uwagi na warunki, w jakich przyszło im pracować. Czują się jak w getcie, odgrodzeni płotem. Turyści się z nich śmieją, ludzie tu nie przychodzą. Obroty maleją. Nie ma też jak podjechać z towarem.

– Z jednej strony mamy płot, z drugiej budującą się galerię, z trzeciej samochody. A co jeśli powstanie kolejny płot? Nikt się z nami nie liczy – mówią kupcy.

Chcą po prostu pracować w spokoju, jak im to obiecywano. Przenieśli się tu z poprzedniego miejsca, bo miało być dużo lepiej. A jak jest? Coraz gorzej…

Targowisko miało być wizytówką Nowego Targu, teraz robi się z tego pośmiewisko dla turystów, co negatywnie wpływa na reputację miasta – podkreślają handlujący.

Na Nowej Targowicy dzieje się bardzo źle. Mamy serdecznie dość przepychanek i wojenek. Spór, który toczy się między stronami, uderza również w miasto. Wizytówką miasta nie jest już Nowa Targowica na miarę XXI wieku. Wizytówką miasta jest teraz getto na miarę XXI wieku, a czarna owca nie jest reklamą Nowej Targowicy. Teraz jej reklamą jest czarny płot – dodała na sesji rady miasta Magdalena Śmietana, przedstawicielka handlujących na Nowej Targowicy.

Kupcy mają dość konfliktów

Handlujący są zmęczeni całą tą sytuacją, na którą de facto nie mają wpływu. Chcieliby po prostu spokojnie pracować, by zarobić na utrzymanie rodzin. W tym momencie tak się nie da.

Nowy Targ jest świetny w budowaniu murów – podsumowują.

Kupcy zwrócili się na sesji do burmistrza o pomoc. Chcieli, by ten wypowiedział spółce Nowa Targowica dzierżawę placu i zarządzanie tym terenem przekazał komuś innemu, by w końcu można tam było normalnie pracować.

Handlujący utrzymują, że przecież to nie oni chcieli tu się przenieść. Zostali praktycznie do tego zmuszeni. Do przenosin zachęcało ich miasto, zatem to samorząd powinien wpłynąć na właścicieli targowiska, by ci zakończyli spór.

Burmistrz Grzegorz Watycha staną po stronie kupców.

– Interesem miasta jest, żeby ten handel w tym miejscu był, a handel tworzą drobni kupcy, którzy co rano wstają, handlują i chcą handlować – powiedział.

Kilka dni wcześniej natomiast, jeszcze przed ostatnią sesją, wystosował pismo do radnych, w którym napisał, że uchwała ze stycznia 2013 roku o dzierżawie gruntu Nowej Targowicy obarczona jest wadą prawną, co może skutkować jej nieważnością. Odpowiedzi od radnych nie uzyskał. Na sesji głos w tej sprawie zabrał jednak radny Paweł Liszka, który domagał się dostarczenia kopii opinii prawnej, na podstawie której burmistrz tak stwierdził.

Włodarz Nowego Targu był zdziwiony, dlaczego radni nie szukają rozwiązań, jak pomóc kupcom. Dlaczego nie stają w obronie handlujących?

Podczas sesji miała się też odbyć dyskusja na temat zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, o jakie wnioskowała spółka Nowa Targowica. Zmiana miałaby polegać na ograniczeniu terenu targowiska tylko do działek, będących pod zarządem spółki. Ten punkt – nie wiedzieć czemu – został jednak usunięty przez radnych z porządku obrad.

Jak powstał czarny płot?

Między Nową Targowicą a właścicielami sąsiednich działek – rodziną Kolasów – od kilkunastu miesięcy nie może dojść do porozumienia. Początkiem maja na terenie jarmarku powstał dwumetrowy płot, odcinając handlujących na jej terenie kupców od reszty placu, na której również odbywa się handel. Cierpią przez to kupcy po obu stronach.

Prezes spółki Nowa Targowica, Janusz Chowaniec wyjaśnia, że podpisując umowę z miastem, spółka zobowiązała się, że nie dopuści do chaotycznego rozwoju jarmarku, tak, jak miało to miejsce na starym placu targowym.

Obecna sytuacja, a w szczególności bezumowne korzystanie z placu i niehonorowanie ustaleń ze spółką przez inne podmioty, organizujące targowiska przy ul. Targowej, wprost jednak do tego chaosu prowadzą. Już teraz od strony oczyszczalni plac zaczyna świecić pustkami, handel natomiast zbliża się do ronda i budynku Komendy Powiatowej Policji. To budzi sprzeciw przede wszystkim udziałowców spółki, dlatego niektórzy z nich postanowili wziąć sprawy w swoje ręce – napisał w oświadczeniu prezes Janusz Chowaniec.

Czując się w obowiązku przestrzegania warunków zawartej z miastem umowy, wielokrotnie zwracaliśmy się do burmistrza z prośbą o wyznaczenie granic targowiska. Monity te nie dały jednak efektu, podobnie jak 14-miesięczne negocjacje dotyczące partycypacji w kosztach utrzymania jarmarku, prowadzone z sąsiadami Nowej Targowicy. Dlatego też jeden ze wspólników uznał za konieczną budowę ogrodzenia między terenem spółki a jej sąsiadami, biegnącego jedynie po terenie jego działki. Był to dla niego z jednej strony akt obrony – jednego podmiotu nie stać na finansowanie działalności wszystkich innych podmiotów, z drugiej – troska o sam jarmark, któremu przez niezrównoważony rozwój grozi upadek. Jednocześnie podkreślamy, że spółka Nowa Targowica nadal gotowa jest do negocjacji i – w sytuacji osiągnięcia porozumienia – wspólnik zobowiązał się wobec Zarządu do demontażu ogrodzenia – dodał w oświadczeniu prezes Janusz Chowaniec.

A jak sprawa wygląda z drugiej strony? Co na to właściciele sąsiednich działek?

Na sesji 28 maja pojawiła się Katarzyna Guziak, przedstawicielka rodziny Kolasów, która od roku prowadzi negocjacje z zarządem spółki Nowa Targowica. Podała szczegóły tych rozmów.

Jak się okazuje, Nowa Targowica najpierw zażądała od nich 30 tys. zł miesięcznie oraz pewnego procenta za poszerzenie handlu na ich terenie. Właściciele gruntu prosili o wyszczególnienie, jakie są składowe tej kwoty, ile pieniędzy na co będzie przeznaczone, ale nie otrzymali odpowiedzi od spółki.

Po kolejnych negocjacjach zarząd Nowej Targowicy zszedł do kwoty 16 tys. zł. netto miesięcznie. Umowa miałaby być jednak zawarta na 25 lat. Właściciele sąsiednich działek nadal nie dowiedzieli się jednak, za co dokładnie mieliby płacić te 16 tys. zł. Koszty sprzątania, odśnieżania itd. i tak ponosiliby we własnym zakresie. Za co więc Nowa Targowica żąda takiej kwoty?

Ostatecznie właściciele postanowili przystać na te warunki, by zakończyć spór i umożliwić handlującym pracę. Obie strony były już – można powiedzieć – „dogadane”. Następnego dnia jednak Katarzyna Guziak dostała telefon z informacją, że jeden z udziałowców spółki nie zgadza się na takie rozwiązanie i zażądał zapłaty za dwanaście miesięcy z góry, czyli od razu 192 tys. zł. Gdy poprosiła o spotkanie, usłyszała tylko, że najpierw pieniądze, potem rozmowa. I wkrótce po tym stanął płot.

Jak potoczą się losy nowotarskiej targowicy? Do tematu wrócimy.

Anna Piątkowska-Borek


fot. www.targowica.eu

Obserwuj nas w Google News

Podhale - najnowsze informacje

Rozrywka