czwartek, 10 lipca 2025 16:05, aktualizacja 7 godzin temu

„Nie da się zapomnieć zapachu pokoju, w którym zgasło życie dziecka”. O tym, czego nie widać za sygnałem karetki

Autor Norbert Kwiatkowski
„Nie da się zapomnieć zapachu pokoju, w którym zgasło życie dziecka”. O tym, czego nie widać za sygnałem karetki

Gdy słyszymy sygnał karetki, odruchowo zjeżdżamy na bok. Ktoś się spieszy – może rodzi się nowe życie, może ktoś walczy o ostatni oddech. Rzadko jednak myślimy o tych, którzy siedzą za kierownicą ambulansu, trzymają worek ambu albo rozcinają ubrania, szukając pulsu. Ratownicy medyczni. Bohaterowie dnia codziennego, o których milczy się zbyt często. Bo nie wszystkie historie da się zostawić w karetce.

– Ten zapach mam czasem w nosie do dziś. Po tylu latach. Pokój dziecka, świeżo posprzątany, pluszaki, nocna lampka, a na środku – ona. Trzyletnia dziewczynka. Przestaliśmy reanimować po 38 minutach. Matka stała w progu, ojciec wymiotował na klatce. A my... cóż. My się zebraliśmy i pojechaliśmy na kolejne wezwanie

opowiada pan Marek, od kilkunastu lat pracujący jako ratownik medyczny w jednej z małopolskich stacji pogotowia. Prosi o anonimowość. Bo – jak mówi – nie chce, by ktokolwiek widział w nim ofiarę.

„Dzieci i samobójstwa. To zostaje na zawsze”

Z pozoru twardzi, odporni, gotowi na wszystko. W rzeczywistości – często rozdrapani od środka. Ratownicy medyczni codziennie stykają się z dramatami, których przeciętny człowiek nie byłby w stanie znieść nawet przez kilka miesięcy. Ciągła presja czasu, śmierć na miejscu zdarzenia, agresja pacjentów, bezsilność wobec cierpienia.

Najgorsze są dzieci. Dzieci i samobójstwa. Albo dzieci, które same próbowały się zabić. Kiedy pierwszy raz wyciągałem chłopaka z lasu – miał może 13 lat – wszystko we mnie krzyczało, że coś jest tu absurdalnie nie tak. Ktoś tak młody nie powinien leżeć z pętlą na szyi

– wspomina pan Marek, nie kryjąc emocji.

Każda taka interwencja zostawia w psychice ślad. Głębszy niż siniaki, trwalszy niż zmęczenie po 24-godzinnym dyżurze. I nie da się go łatwo zmyć po powrocie do domu.

„Nie jesteśmy z kamienia”

Pan Marek nie jest wyjątkiem. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie w ramach projektu „Zdrowie psychiczne pracowników ochrony zdrowia” wynika, że ponad 65% ratowników medycznych w Polsce wykazuje objawy wypalenia zawodowego; ponad 40% przyznaje, że miewa objawy depresji; a niemal co piąty ma symptomy PTSD (zespołu stresu pourazowego) – czyli tego samego, który diagnozuje się u żołnierzy po powrocie z frontu.

Inne badanie – opublikowane w 2023 roku w czasopiśmie "International Journal of Environmental Research and Public Health" – wskazuje, że ratownicy medyczni w Europie Środkowej należą do najbardziej obciążonych psychicznie grup zawodowych, obok strażaków i policjantów. Głównym czynnikiem ryzyka jest chroniczny stres, brak systemowego wsparcia psychologicznego oraz częsty kontakt ze śmiercią.

– Masz 15 minut, by uratować komuś życie. I 30 sekund, żeby potem się ogarnąć i jechać dalej – opowiada nasz rozmówca i dodaje: – Nie ma czasu na łzy, na analizę, na zatrzymanie się. A potem wracasz do domu i nie możesz spać. Bo widzisz ich znowu. Twarze, które już nigdy nie otworzą oczu.

Zdarza się, że ratownicy nie wytrzymują. Odsuwają się od bliskich. Zapijają emocje. Zmieniają pracę, choć nigdy nie zapomną, czego byli świadkami.

Najgorszy był moment, kiedy już nic nie czułem. Patrzyłem na ciało chłopaka po wypadku jak na kolejne zadanie. Zero emocji. Jakby we mnie już nic nie zostało

– podkreśla pan Marek.

Wtedy postanowił skorzystać z pomocy psychologa. Dziś nie wstydzi się o tym mówić. I chce, by jego historia była przestrogą, ale też nadzieją dla innych.

"To konieczność"

W Polsce wciąż brakuje systemowych rozwiązań wspierających psychicznie ratowników medycznych. W odróżnieniu od niektórych krajów zachodnich (jak Dania czy Holandia), w których po traumatycznej interwencji zespół ma prawo do kilkudniowego urlopu psychicznego i obowiązkowego debriefingu z psychologiem, w Polsce często kończy się na „ogarnij się i wracaj na dyżur”.

Z danych NIK z 2022 roku wynika, że aż 73% pracowników pogotowia przyznaje, że nie miało nigdy dostępu do psychologa w pracy, mimo że ich przełożeni wiedzą, w jakich warunkach pracują.

To nie jest fanaberia. To nie jest luksus. To konieczność. Bo my naprawdę czasem nie dajemy już rady

zwraca uwagę nasz rozmówca.

„Chcę przestać przegrywać sam ze sobą”

Pan Marek wciąż pracuje jako ratownik. Mówi, że jeszcze wiele razy uda mu się „wygrać życie”. Ale nie zamierza już milczeć o tym, co go to kosztuje. Marzy, żeby jego syn – jeśli kiedykolwiek zechce iść tą samą drogą – miał za sobą nie tylko zespół, ale i system, który go nie zostawi samego.

Wiem, że nie wygram wszystkiego. Ale chcę przestać przegrywać sam ze sobą. I jeśli ten tekst ma coś zmienić – niech będzie takim sygnałem ratunkowym. Dla nas wszystkich

– kończy pan Marek.

***

Jeśli jesteś ratownikiem, strażakiem, policjantem lub innym pracownikiem służb – i czujesz, że nie dajesz rady:

📞 800 121 212 – bezpłatna linia wsparcia Fundacji ITAKA
📞 116 123 – telefon zaufania dla osób dorosłych
📞 116 111 – telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
📞 800 70 2222 – Centrum Wsparcia dla Osób w Kryzysie Psychicznym

Nie jesteś sam. Twoje zdrowie psychiczne też wymaga ratunku.

Obserwuj nas w Google News

Małopolska - najnowsze informacje

Rozrywka