– Czasami aż ciężko zasnąć... Tyle mam pomysłów, a doba ma tylko 24 godziny – mówi Joanna Galica-Dorula, której niepowtarzalne i wyjątkowe hafty zachwycają każdego.
Joanna Galica-Dorula haftuje od najmłodszych lat. W jej rodzinnym domu, w Kościelisku, od zawsze kultywowano góralską tradycję i miłość do folkloru. Pod okiem mamy stawiała pierwsze „kroki hafciarskie”. Łatwo nie było, ale praktyka czyni mistrza. Dziś jej prace podziwiają wszyscy. Dominują w nich tradycyjne góralskie wzory, jednak ich znakiem rozpoznawczym jest cieniowanie, wydobywające głębię motywów. Artystka ozdabia stroje ludowe, codzienne, jak i inne przedmioty. „Igłą maluje” też piękne obrazy o tematyce sakralnej, ale by je stworzyć, jak mówi, najpierw musi zaprzyjaźnić się z wybranym świętym, którego chce przedstawić. Za swoje prace otrzymała m.in. Główną Nagrodę w Ogólnopolskim Amatorskim Konkursie Haftu, organizowanym przez Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi i firmę DMC.
Od dawna Pani haftuje? Z tego co zdążyłam się zorientować, to tradycja rodzinna.
Joanna Galica-Dorula:
– Haftu nauczyłam się od swojej mamy (Zofii Kin). Pierwsze ściegi haftowałam jeszcze jako małe dziecko, odwzorowując ruchy mamy i stawiając własne „kroki hafciarskie”.
Pierwszy gorset, który w całości sama zaprojektowałam i wyhaftowałam to czas szkoły gimnazjalnej. Mam go do dzisiaj i przypomina mi, jak trudną techniką jest haft... Na tym pierwszym widać wiele niedociągnięć (śmiech). To moja pamiątka.
Domyślam się, że początki były trudne. Zdarzały się momenty, że stwierdzała Pani, że najlepiej to rzucić?
– Początki były trudne, ale haft to technika, którą trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Praktyka! A później ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Nigdy nie myślałam o porzuceniu haftu. To moja pasja.
Piękne hafty – zarówno Pani, jak i Pani mamy – znalazły się na strojach ślubnych, jakie mieli na sobie w tym ważnym dniu Paulina Krupińska i muzyk z zespołu Zakopower, Sebastian Karpiel-Bułecka. Czy to były tradycyjne wzory?
– Paulinie i Sebastianowi zależało na tym, aby stroje były tradycyjne. Zarówno we wzornictwie, jak i kroju. Akurat ja bardzo to pochwalam. Uważam, że nie ma nic piękniejszego nad klasyczny krój stroju góralskiego! Gorset pięknie podkreśla kobiece walory, a ewentualnie – jak trzeba – tuszuje niedoskonałości sylwetki.
Co do wzoru i motywów to jestem otwarta na nowości. Paulina zakochała się w makach i to mak był kwiatem przewodnim na stroju Panny Młodej. Moje hafty bazują na typowo ludowych wzorach, ale wyróżniają się cieniowaniem. Stroje kobiece głównie zdobią motywy kwiatowe, ale zdarzało mi się, że haftowałam również ptaki, motyle...
Również na innych ślubnych strojach?
– Tak, haftowałam przeróżne stroje ślubne. Nie tylko dla Pary Młodej, ale również stroje kolorowe, np. dla Starościny czy gości weselnych. Haftowałam też stroje dla najmłodszych do chrztu, dla dziewczynek idących do I Komunii Świętej. Ozdabiam haftem stroje codziennego użytku: marynarki, spodnie, spódnice, chusty...

Zanim zacznie Pani haftować, najpierw trzeba stworzyć wzór, narysować go.
– Najpierw pomysł rodzi się w głowie, później przenosimy go na papier. Powstaje wzór i po przekalkowaniu go na tkaninę, dobieramy nici, kolory i do dzieła!
Jak wygląda praca nad gorsetem? Czy jest pełna dowolność, jeśli chodzi o wzór i dobór materiałów, czy to są ściśle określone kwestie?
– Pracę nad gorsetem zaczynamy od rozrysowania wzoru. Co do wzoru jest pełna dowolność, choć zazwyczaj panie chcą, żeby wzór pasował do tradycyjnych spódnic góralskich, tzw. „tybytek”. Dlatego królową jest róża, bo to ona najczęściej pojawia się na tego typu spódnicach. Przeważa żywa kolorystyka. Jeżeli chodzi o tkaninę, to najczęściej na gorset wybierany jest aksamit.
Tworzy Pani też piękne obrazy, „igłą malowane”. To musi być niezwykle czasochłonna praca?
– Praca nad obrazem jest już znacznie bardziej pracochłonna niż haftowanie strojów. Tutaj liczy się każdy ścieg. Malowanie igłą sprawia mi wiele przyjemności i jest dla mnie swego rodzaju wyzwaniem.
Moje obrazy to głównie tematyka sakralna. Najpierw trzeba się „zaprzyjaźnić” z wybranym Świętym, a później poprosić, żeby dał się wyhaftować... (uśmiech).
Tak samo jak przy gorsecie trzeba najpierw narysować wzór, później dobrać kolory, rodzaje i kierunki ściegów. Haft nad takim obrazem to kilka miesięcy pracy. Pierwszy obraz wykonałam w 2005 roku, był to wizerunek Michała Archanioła.
Z którymi świętymi jeszcze się Pani zaprzyjaźniła? ?
– A już paru „znajomych” mam. Są wśród nich: Archanioł Michał, Gabriel, św Piotr, Matka Boża Pompejańska, Matka Boża Częstochowska, św. Zofia, św. Mateusz… Obecnie pracuję nad św. Apolonią.
Prowadzi Pani też warsztaty z haftu. Uczenie innych tej sztuki jest trudne?
– Tak, miałam przyjemność prowadzenia warsztatów z haftu cieniowanego. Jeżeli tylko uczennice mają chęci, wyobraźnię i cierpliwość, to widać efekty. Dla mnie jest to odskocznia i nowe doświadczenie. Prowadzenie warsztatów bardzo miło wspominam. Wyobrażam sobie wtedy, jak nasze babcie spotykały się przy pleceniu na drutach, przy haftowaniu…

Wydaje mi się, że haftowanie uczy cierpliwości... Czy to prawda?
– Moim zdaniem haftowanie uczy pokory, a cierpliwa chyba się już urodziłam.
To, że jest Pani wytrwała w dążeniu do celu potwierdza też choćby udział w Maratonie Podhalańskim.
– Najbardziej mnie motywują słowa: „Chyba zwariowałaś, nie dasz rady”. Więcej mi nie trzeba! Ukończenie Maratonu pokazało mi samej, ile mam w sobie siły fizycznej, mimo tego, że jestem szczupłą kobietą. Ukończenie takich dalekich biegów to niezapomniane przeżycie i zmaganie się wyłącznie z samym sobą na trasie. Tutaj liczymy tylko na siebie, a kilometry zweryfikują, czy byliśmy gotowi na takie wyzwanie.
Wróćmy jednak do haftu. Czy najbliższym nie przeszkadza, że haftowanie zajmuje Pani tyle czasu w ciągu dnia?
– Wiadomo, że trzeba pogodzić wszystkie obowiązki, ale skoro haft jest moją pracą i pasją to uważam się za szczęściarę. Mąż i bliscy już się przyzwyczaili… do moich nadgodzin przy tamborku :) Muszą to akceptować (śmiech).
Pani prace można zobaczyć w wielu miejscach. Choćby w Folkowej Chacie. Podejmuje Pani każde wyzwanie?
– Jesteśmy właścicielami „Folkowej Chaty”, więc nie mogło tam zabraknąć haftowanych kap, poduszek... Malowanych lamp, skrzyni, kafli… Obecnie nawet na choince są haftowane dekoracje Bożonarodzeniowe.
Czyli właściwie haft towarzyszy Pani wszędzie. Nie ma miejsca, gdzie mogłoby go nie być.
– Dokładnie, czasami aż ciężko zasnąć... Tyle mam pomysłów, a doba ma tylko 24 godziny.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek
fot. Archiwum artystki



















