28 lipca w Wał-Rudzie i Zabawie odbyły się w tym roku oficjalne obchody 80. rocznicy Operacji Most III - brawurowej akcji wywiezienia z okupowanej Polski do Anglii części ze zdobycznej niemieckiej rakiety V-2. W obchodach wzięli udział m.in. parlamentarzyści: Anna Pieczarka i Urszula Nowogórska, wicemarszałek Ryszard Pagacz oraz wicestarosta tarnowski Roman Łucarz. Krakowski oddział IPN, reprezentowany przez zastępcę dyrektora dr. Michała Wenklara, wystawił na miejscu stoisko edukacyjne.
Rocznicowe obchody
Część oficjalna uroczystości odbyła się przy pomniku w Wał-Rudzie. Upamiętnienie zostało odrestaurowane, a IPN ufundował wojskowego orła z brązu. W Sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny w Zabawie biskup tarnowski Andrzej Jeż przewodniczył mszy świętej, po której zebrani obejrzeli prezentacje grup rekonstrukcji historycznej. Anna Brożek z krakowskiego oddziału IPN opowiedziała o swojej książce – wywiadzie-rzece z gen. Zdzisławem Baszakiem, która wkrótce ukaże się w serii wydawniczej IPN.
W pobliskim hangarze wystawiono fragmenty samolotu Dakota – takiego jak ten, który wylądował na lądowisku „Motyl” 80 lat temu. Uroczystości zorganizowała gmina Radłów, Światowy Związek Żołnierzy AK i sanktuarium w Zabawie.
Na przykościelnym terenie Zakłady Mechaniczne zaprezentowały produkowane w Tarnowie uzbrojenie dla polskiej armii. Odbyła się też prezentacja książki „Motyl czuwa nocą. Dakotą do wolności”, autorstwa dr. hab. Andrzeja Olejki. Jednym z patronów obchodów historycznego wydarzenia był gen. bryg. Zbigniew Baszak, który 80 lat temu brał udział w tej brawurowej akcji. Operacja „III Most” to jeden z bardzo wielu przykładów bohaterstwa Polaków w czasie II wojny światowej. W tę akcję włączyli się nie tylko żołnierze Armii Krajowej, ale również miejscowa ludność. Dzięki temu Anglicy zyskali niezwykle cenną zdobycz, jaką były oryginalne fragmenty V2, rakiet spadających na Londyn - mówił wicemarszałek Ryszard Pagacz.
Most III
W nocy z 25 na 26 lipca 1944 r., w ramach operacji Most III, do okupowanej Polski dotarł m.in. Jan Nowak-Jeziorański, emisariusz rządu RP, mogący wpłynąć na decyzję o wybuchu powstania warszawskiego. W drogę powrotną samolot zabrał polityków i zdobyte przez Armię Krajową części niemieckiej rakiety V-2.
Tylko trzy razy podczas wojny doszło do akcji, podczas której aliancki samolot wylądował w okupowanym kraju i zabrał na pokład ludzi oraz ładunek. Na miejsce operacji Most III wybrano nie pierwszy raz lądowisko „Motyl”. Całość zabezpieczał Inspektorat Tarnów AK. Spośród miejscowych akowców tylko inspektor ppłk Stefan Musiałek-Łowicki „Mirosław” i jego zastępca mjr Stanisław Marek „Jagoda” wiedzieli, że chodzi o przetransportowanie fragmentów rakiety V-2. Zostały one przywiezione do Tarnowa w butlach z tlenem, używanym do celów przemysłowych. Podstawy butli odcięto, a po umieszczeniu w środku ładunku, zalutowano je.
Zabezpieczenie terenu, za które odpowiadał kpt. Władysław Kabat „Brzechwa”, należało do żołnierzy placówek Obwodu AK Dąbrowa Tarnowska. Dodatkową osłonę stanowił oddział NOW-AK por. Jana Gomoły „Jawora” z Lasów Radłowskich. Na wypadek interwencji niemieckiej mieli ją powstrzymać do czasu odlotu samolotu.
Szeregowi akowcy sądzili, że ważniejsi od ładunku są „goście”, jak określano osoby, które samolot miał zabrać z Polski. Były wśród nich naprawdę ważne postacie. Po pierwsze Tomasz Arciszewski, legenda PPS, niegdyś - wraz z Piłsudskim - uczestnik akcji pod Bezdanami. Przewidywany był na następcę prezydenta Władysława Raczkiewicza, ostatecznie po dymisji Stanisława Mikołajczyka został premierem Rządu RP na Uchodźstwie. Obok Arciszewskiego na odlot czekał specjalny wysłannik Mikołajczyka, a równolegle zapewne wywiadu brytyjskiego, Józef Rettinger, a także opiekujący się nim cichociemny Tadeusz Chciuk, ps. Marek Celt. Samolot miał też zabrać m.in. Jerzego Chmielewskiego „Rafała”, odpowiedzialnego za przekazanie części rakiety i raportu dotyczącego V-2.
Kłopoty z odlotem
Napięcie przed akcją sięgnęło zenitu, pojawiło się bowiem kilka niespodziewanych czynników zwiększających ryzyko. W Wał-Rudzie rozlokowano lotny oddział niemieckiej żandarmerii. W pobliżu pojawił się też oddział Luftwaffe z baterią przeciwlotniczą. 20 lipca roztrzaskał się w okolicy węgierski samolot, ściągając zainteresowanie Niemców. A na samym lądowisku w przeddzień akcji wylądowały dwa niemieckie samoloty zwiadowcze. Na szczęście szybko odleciały. Dzień operacji został też znacznie opóźniony przez ulewne deszcze.
W końcu nocą 25 lipca nad lądowiskiem „Motyl” rozległ się warkot silnika. „Dakota” nadleciała, ku przerażeniu akowców oświetliła lądowisko mocnymi lampami pokładowymi, nawróciła i wylądowała. Pierwszy etap przebiegł szybko. Ładunek wyładowano, szybko odwieziono czterech cichociemnych, którzy wówczas przylecieli do Polski (w tym Nowaka-Jeziorańskiego), załadowano „gości” i przesyłkę z częściami V-2. Potem zaczęły się kłopoty.
Samolot ryknął, ale nie ruszył. Koła zagłębiły się w mokrą ziemię. Wyrzucono bagaż, ale to nie pomogło. Zdesperowana załoga zdecydowała się na spalenie samolotu, żeby nie dostał się w ręce Niemców, ale do tego nie dopuścili akowcy. Kierowani przez por. Zbigniewa Baszaka „Pirata”, zaczęli wydzierać mokrą darń sprzed kół samolotu i utwardzać ich tor. Gdy tego było mało, podłożyli pod koła połamane deski. Tym razem samolot ruszył i mimo kłopotów z hamulcami i schowaniem kół szczęśliwie dotarł do Brindisi.
Cenne materiały wywiadowcze dostały się w ręce aliantów, którzy mogli przygotować się na odparcie ataków V-2. Akcja na lądowisku „Motyl”, zamiast kwadransa, trwała przeszło godzinę. Na szczęście żadne z sił niemieckich się nie ruszyły.
inf. IPN, fot. Douglas C-47 Skytrain znany także jako Dakota/Wikipedia