Do trzeciej edycji 6. Pucharu Zakopanego w narciarstwie alpejskim na Kasprowym Wierchu 9 lutego przystąpiło w sumie siedemdziesięciu narciarzy, nie tylko z Polski. Pojawili się również uczestnicy z Ukrainy, Rosji, Słowacji oraz Niemiec.
Na starcie stanęła też mistrzyni świata w windsurfingu – Zofia Klepacka. Najlepszy czas wśród kobiet uzyskała Aleksandra Bulanda. Najszybszy wśród mężczyzn był z kolei Grzegorz Kurek, uzyskując jednocześnie najlepszy czas tej edycji. Rozmawiamy z Aleksandrą Bulandą, warszawianką, która z czasem 38,28s zwyciężyła w rywalizacji kobiet.
Trudno było dzisiaj na trasie?
– Warunki były bardzo trudne. Wietrznie, twardo, trudne ustawienie. A dodatkowo, ze względu na wiatr, nie można było wcześniej obejrzeć trasy i trzeba było jechać trochę w ciemno, bez rozgrzewki. Ale w związku z tym emocje były znacznie większe. Można powiedzieć – większe niż zazwyczaj. Dużo niewiadomych, dużo niespodzianek. Ale warunki śniegowe były dobre. Śniegu było bardzo dużo, tyle, że był bardzo wymagający technicznie.
Te – jak pani powiedziała – niespodzianki na pewno wywołały dodatkowy stres. Dla pani był motywujący?
– Tak. Dla mnie zawsze stres przedstartowy jest motywujący. Bardzo lubię takie poranne „ukłucie”, lekkie zdenerwowanie przy śniadaniu przed startem.
To pani pierwszy start w Pucharze Zakopanego?
– W tym roku tak. Ale mam za sobą starty we wcześniejszych odsłonach tej imprezy.
Proszę nam zdradzić – jak przygotowuje się pani do startu w takich zawodach. Długo trwają przygotowania?
– Hmmm… Muszę się przyznać, że w tym, roku nie przygotowywałam się prawie wcale. Mam półtorarocznego synka, więc to mi „trochę” utrudnia przygotowania. Muszę trenować z mężem, który także jeździ na nartach i bierze udział w zawodach, na zmianę. Kluczem jest aktywność na co dzień, która bardzo pomaga w utrzymaniu dobrej formy.
Planuje pani starty w kolejnych zawodach?
– Jeśli tylko uda mi się zgrać harmonogram zawodów ze sprawami rodzinnymi, to oczywiście tak!
Pełne wyniki zawodów można zobaczyć tutaj
Rozmawiała: Julia Stępień
Fot: Justyna Gilowska