sobota, 28 września 2019 06:22

Tarnów: Zablokowało nas Monachium. Dlaczego ubiegłoroczni mistrzowie nie wygrali Pucharu Grodona Bennetta?

Autor Marzena Gitler
Tarnów: Zablokowało nas Monachium. Dlaczego ubiegłoroczni mistrzowie nie wygrali Pucharu Grodona Bennetta?

Tarnowianin Mateusz Rękas, pilot Mościckiego Klubu Balonowego wraz z Jackiem Bogdańskim z Warszawy wzięli udział 13 września w prestiżowych zawodach o Puchar Gordona Bennetta, które w ubiegłym roku wygrali, zdobywając wymarzony puchar i „sprowadzając” najsłynniejsze na świecie mistrzostwa balonowe do Polski. Niestety, tym razem nie wygrali. Jak wyglądała ich podniebna podróż?

W zawodach we francuskim Montbeliard rywalizowało w tym roku dwadzieścia załóg z jedenastu krajów, w tym dwie załogi z Polski. Krzysztof Zapart i Adam Ginalski oraz Mateusz Rękas i Jacek Bogdański. Start, który odbył się w piątek 13 września, przyniósł im przysłowiowego pecha. Zajęli zaledwie 17 miejsce, kończąc lot po dwóch dobach, pod Monachium. Udało im się pokonać 308.33 km. Druga polska załoga: Krzysztof Zapart i Adam Ginalski zajęła miejsce 18, z wynikiem 219.17 km.
63 Puchar Grodona Bennetta zdobyła szwajcarska załoga: Laurent Sciboz i Nicolas Tieche. Dolecieli aż nad brzeg Morza Czarnego, pokonując dystans 1774,76 km. W powietrzu spędzili ponad trzy doby.

Startowi Polaków kibicowało wiele osób. Śledzili ich lot na żywo na stronie mistrzostw (www.gordonbennett.aero) i komentowali zamieszczane w miarę możliwości posty w mediach społecznościowych. Na swojej stronie na Facebooku dla nich przede wszystkim zamieścił relację z przegranej walki tarnowianin: „Krótko, bo szkoda gadać. Zablokowało nas Monachium, próba ominięcia skończyła się problemami i znaczną utratą balastu. Jesteśmy cali i zdrowi. Dzięki za wiarę. Po raz kolejny do sukcesu brakło bardzo niewiele (…)” – podsumował na gorąco Mateusz Rękas. Problemem było ominięcie lotniska w Monachium, które nie zostało zamknięte na czas zawodów balonowych, a kierunek lotu w tej dyscyplinie – wiadomo – zależy od wiatru.
Zazwyczaj oglądamy balony na ogrzane powietrze. W Pucharze Gordona Bennetta zawodnicy lecą w balonach wypełnionych tysiącem metrów sześciennych wodoru. Wykorzystują prądy powietrzne na różnej wysokości. Jedynym narzędziem jest balast, który z wyposażeniem wynosi ok. 700 kilogramów. Gaz w balonie schładza się nocą i z nabywaniem wysokości, a ogrzewa pod wpływem słońca. Gdy ciśnienie jest zbyt wysokie – ulatnia się przez wentyl. Zawodnicy podróżują w ciszy, wznoszą się na takie wysokości, że konieczne jest użycie butli z tlenem. Ubierają się jak himalaiści. Spędzają w powietrzu wiele dni i nocy, śpiąc na zmianę. W niewielkim wiklinowym koszu, który stanowi ich schronienie podczas lotu, mają łóżko polowe, parawan i toaletę. Nie używają ognia. Jedzą żywność przygotowaną dla armii amerykańskiej, która ogrzewa się bez podgrzewania i batony energetyczne.

Ich pomocą jest sztab meteorologiczny, który obserwuje mapy satelitarne i informuje o kierunkach wiatrów. Są z nimi w ciągłej łączności. Wspólnie ustalają strategię lotu. Taka strategia pozwoliła im wygrać rok temu. Wtedy przez 30 godzin unosili się nad lotniskiem, podczas gdy inni już byli w drodze. Za to potem, gdy złapali najlepszy wiatr, wyprzedzili najbliższych rywali o 263 kilometry. Mieli szczęście. Dolecieli dosłownie pod Grunwald i zdobyli puchar w roku stulecia powstania polskiego lotnictwa i stuleciu odzyskania niepodległości. Dzięki ich zwycięstwu w przyszłym roku Puchar Gordona Bennetta odbędzie się w naszym kraju.

Nad lotem Mateusza Rękasa i Jacka Bogdańskiego czuwali meteorolodzy: Iwona Lelątko, Jacek Barski i Rafał Kielar. „To te osoby zaprowadziły nas w zeszłym roku do zwycięstwa. W tym roku spali nawet mniej od nas, prowadzili nas za rękę przez cały lot. To oni stworzyli strategię, która w pewnych momentach okazywała się nawet lepsza od zwycięskich ekip Szwajcarów czy Francuzów. Przeżywali ten lot razem z nami. Jestem im ogromnie wdzięczny za to ile serca włożyli w ten lot.” – napisał Mateusz Rękas.

Wystartowali jako 8 ekipa, ok. 21.30. „Pierwszy dzień rozpoczynamy wysoko. Od wysokości około 4000 metrów. Aparatura tlenowa nie jest jeszcze niezbędna, ale już przydatna. – relacjonuje następnego dnia rano tarnowianin. - Długotrwały lot na tych i większych wysokościach potrafi być obciążający bez wcześniejszej aklimatyzacji. Myśleliśmy nad tym, ale rzeczywistość pokazuje, że ciężko to zorganizować, zwłaszcza w środku sezonu w balonach na ogrzane powietrze.” Bez problemów przelecieli nas Strasburgiem. 1000 metrów nad nimi przelatywały samoloty. „Chmury. Cumulusy, niegroźne, ale w naszym sporcie nie można ich lekceważyć. Po pierwsze dostanie się w nie powoduje szybkie wychłodzenie balonu. W sekundy temperatura w balonie spada o kilkadziesiąt stopni. Spada nasz udźwig, musimy zużyć balast, żeby wyhamować opadanie. Zaraz po tym wychodzimy na słońce, balon się wygrzewa i balon jest nieraz kilkaset metrów wyżej niż zamierzono. Powtórzyć tę sytuację 3 razy i jest po locie. Po drugie, nawet te niepozorne chmury potrafią rzucać balonem jak piłką pingpongową. Tracimy kontrolę. Branie pod uwagę chmur, ich wysokości i gęstości jest kluczowe w opracowywaniu strategii. Nawet niewielkie pasmo cirrusów potrafi nam wychłodzić balon i zmusić do utraty balastu. Musimy to brać pod uwagę.” – relacjonuje.

To już kolejna doba. „Okolice Stuttgartu. Mijamy kolejne duże lotnisko bez żadnych problemów. Podejmuję decyzję o locie przez Monachium. Próba ominięcia go oznaczałaby wypadnięcie z trasy lotu, oraz kosztowałaby nas balast, który przecież musieliśmy oszczędzać na kolejne kilkadziesiąt godzin lotu. W głowie mamy w zasięgu dwa rekordy Polski i walkę o podium i zwycięstwo. Początek końca, chociaż wcale się na to nie zapowiadało.” – napisał już po zakończeniu rywalizacji. Dlaczego tak trudno było przelecieć nad Monachium?

„Monachium. (…) lataliśmy nad tym portem lotniczym już kilkukrotnie w ostatnich latach. Na około godzinę przed dojściem do TMA lotniska które rozciąga się od ziemi do "unlimited" zostaliśmy spytani przez kontrolera ruchu o nasze zamiary.
- "Chcemy utrzymać wysokość ok. FL120, lecimy 40km/h. Aktualny kierunek to 085 ale w najbliższym czasie spodziewamy się zmiany na 090"
- "Odezwę się za chwilę",... "Nie macie zgody na wlot w tę strefę"
Zabrzmiało to jak wyrok, ale rozpoczęliśmy negocjacje.
- "Możemy wznieść się lub opaść na dowolny wskazany pułap i utrzymać go przez najbliższe godziny. Jeżeli zejdziemy niżej zahaczymy tylko o północną strefę Bravo"
- "Odezwę się za chwilę"..."Spodziewamy się dużego ruchu w godzinach waszego przelotu, nie macie zgody na wlot"
- "Próba lądowania teraz może być niebezpieczna, mamy Transponder mode S, dostosujemy się do każdego polecenia, wskażcie tylko wysokość"
- "Jesteście uczestnikami Pucharu Gordona Bennetta?"
W tym momencie odzyskałem nadzieję...
- "Tak, bierzemy udział w wyścigu i chcielibyśmy móc go kontynuować"
- "Nie wpuściliśmy Francuzów, byłoby niesprawiedliwie gdybyśmy pozwolili wlecieć wam"
...
Brak słów. Wentylujemy balon, żeby zawalczyć o zmianę kierunku, tracimy wysokość, balast, z czasem nadzieję, że da się tę sytuację jeszcze uratować. Lądujemy, na skraju lasu.”

„Jest ogromny niedosyt, ale patrzymy na pozytywne strony tego co zaszło. Jesteśmy bogatsi o kolejne doświadczenia i po raz kolejny walczyliśmy jak równi z równym ze światową czołówką. No i najważniejsze... Za rok walczymy u siebie.”

Kolejne zawody 64 Puchar Gordona Bennetta odbędą się za niecały rok, najprawdopodobniej we Wrocławiu. Tarnów niestety odpada, ze względu na zbyt bliskie granice ze wschodnimi sąsiadami, którzy nie wpuszczają na swoje terytoria balonów. A już teraz, pod koniec października tarnowskiego pilota czeka start w Mistrzostwach Europy na Majorce. Trzymamy kciuki!

Marzena Gitler, foto: Facebook Mateusz Rękas

Tarnów - najnowsze informacje

Rozrywka