poniedziałek, 1 kwietnia 2024 07:00, aktualizacja 8 miesięcy temu

Jego obrazy zdobią ściany w wielu miastach. "Z początku to nie była legalna pasja."

Autor Patryk Trzaska
Jego obrazy zdobią ściany w wielu miastach. "Z początku to nie była legalna pasja."

Od blisko 30 lat malarstwo jest jego pasją. Na Sądecczyźnie można zobaczyć wiele murali jego autorstwa. – Przez pierwsze lata malowałem w ukryciu. Nie było rozmowy z rodzicami na temat mojej twórczości. W momencie, kiedy przychodzi do domu policjant i mówi "mamy Państwa syna", raczej nie uważasz, że jest to coś dobrego dla twojego dziecka - wspomina artysta. Kim jest Mgr Mors oraz jakie są sekrety jego twórczości?

Przypominamy artykuł, który pojawił się w Głosie24 w listopadzie 2023 r.

Artysta malarz, działacz społeczny, animator i edukator. Mariusza Brodowskiego (Mgr Mors) znają na Sądecczyźnie prawie wszyscy za sprawą niezwykłych murali, jakie tam tworzy. Szeroki echem odbił się m.in. jego autorski projekt pt. "Serial na Węgierskiej", w ramach którego, stworzył on już 184 unikatowe murale.

Mgr Mors to sądeczanin i właśnie w Nowym Sączu można zobaczyć najwięcej jego murali. Swoją wiedzę o sztuce rozwijał na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (na Wydziale w Cieszynie, kierunek: Edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych, specjalizacja malarstwo). Pasję do malarstwa dzieli z żoną, Karo, z którą niedawno otworzył własną galerię sztuki. – Zarówno w życiu prywatnym, jak i w malarstwie wraz z żoną bardzo się różnimy. Jesteśmy kompletnie innymi ludźmi, ale to właśnie nas łączy – mówi w rozmowie z Głos24 Mgr Mors.

Zobacz:

Nawet wieloryb może latać! - artystyczny mural Mgr Morsa i uczniów ZSE
Na ścienie ZSE w Nowym Sączu powstał mural. To efekt warsztatów, które w szkole przeprowadził Mgr Mors. Autorką projektu jest Aleksandra Cecur.
Stary Sącz. Projekt inny niż wszystkie. Pod okiem Mgr Morsa malują mural na ścianie liceum
Pod czujnym okiem znanego sądeckiego graficiarza Mgr Morsa, czyli Mariusza Brodowskiego, powstaje mural na ścianie starosądeckiego liceum. W jego powstanie zaangażowani są uczniowie. Grupa uczniów Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Starym Sączu [/informacje/nowy-sacz] maluje m…
Gorlicki mural nagrodzony w prestiżowym konkursie
Gorlicka grafika „Geniusz z Miasta Światła”, która zdobi ścianę przy ul. Wąskiej, została doceniona w konkursie Krajowej Izby Gospodarki Nieruchomościa

Jak wyglądała droga Mariusza Brodowskiego do zastania artystą? Co było najtrudniejsze, na czym polega jego rozpoznawalny styl malarski oraz jak wygląda życie w rodzinie artystów? O tym i wielu innych rzeczach Mgr Mors opowiada w rozmowie z Głos24.

Jak zaczęła się twoja przygoda ze sztuką? Co było impulsem do tego, aby obrać właśnie taką ścieżkę zawodową?

– Początki mojej twórczości sięgają lat 90-tych ubiegłego wieku. Jako młody chłopak wychowałem się na osiedlu. Wtedy kultura hip-hopowa była bardzo powszechna. Graffiti, breakdance czy jeżdżenie na rolkach były w tamtych czasach całkowicie normalne. Nawet w szkole mieliśmy zajęcia z plastyki, na których malowaliśmy sprayem.

Małymi krokami sztuka zaczęła mnie coraz bardziej interesować. Z początku można powiedzieć, że nie była to do końca legalna pasja. Jako młody chłopak bardziej interesowało mnie tworzenie nocą niż za dnia. Inna sprawa, że nie było gdzie malować. Przełomem był rok 2000. Wtedy zmieniłem swój pseudonim, który jest ze mną do dnia dzisiejszego. W późniejszych latach zacząłem chodzić na warsztaty dla młodzieży związane z malarstwem oraz skończyłem studia z malarstwa. Można powiedzieć, że bycie artystą naturalnie stało się moją pracą, choć ja nigdy nie uważałem, że jest to moja praca, a raczej pasja.

Wspomniałeś o zmianie pseudonimu. Skąd się wziął pomysł, aby tworzyć jako "Mgr Mors"?

– Sam pseudonim "Mors" z łaciny oznacza śmierć. W tworzeniu graffiti sam pseudonim nie ma jednak większego znaczenia. Bardziej liczy się sposób wykonania. Wybierając swój pseudonim, zwracasz uwagę na kształt liter, oraz ich wygląd, a znaczenie jest drugorzędne.  

Utarło się sądzić, że większość rodziców chce, aby ich pociechy zostały prawnikami czy lekarzami. Jak reagowała twoja rodzina, kiedy dowiedziała się, że chcesz pójść w tę artystyczną stronę?

– Przez pierwsze lata malowałem w ukryciu. Nie było rozmowy z rodzicami na temat mojej twórczości. W momencie, kiedy przychodzi do domu policjant i mówi "mamy Państwa syna", raczej nie uważasz, że jest to coś dobrego dla twojego dziecka. Z tego powodu się ukrywałem, choć rodzina wiedziała, że to robię. Nie da się zachować czegoś takiego w tajemnicy, mieszkając pod jednym dachem. Dopiero po kilku latach twórczości udało się przekonać rodziców, że jest to coś dobrego. Widzieli, że jestem zaangażowany w to, oraz chodzę na zajęcia plastyczne. Jak już się dostałem na studia i poszedłem w kierunku profesjonalnym, to, to wsparcie było już naprawdę mocne.

Przechodząc do twoich prac, jak one się zmieniły na przestrzeni tych wszystkich lat? Co cię zazwyczaj inspiruje do stworzenia kolejnego dzieła?

– Inspiruje mnie moje najbliższe otoczenie. To, co robię na co dzień wpływa na moją twórczość. Przeczytam książkę, obejrzę film czy pójdę na spacer, to wszystko wpływa na moje życie. Z racji tego, że na co dzień zajmuję się malarstwem, inspiruje mnie właśnie moje życie.

Oczywiście, że moje prace zmieniły się na przestrzeni lat. Mając 13 lat inaczej postrzegałem świat niż teraz. Jak jest się młodym, to człowiek jest bardziej buntowniczy, ale również bardziej otwarty na różnego rodzaju działania.

Inną kwestią, która wpływa na zmianę malarstwa, jest doświadczenie. Przez lata poznaje się różne kierunki, różne sposoby malowania oraz innych artystów. To wszystko kształtowało również moje malarstwo. Jak zaczynałem w latach 90-tych, to malowałem tanimi sprayami o wątpliwej jakości. Musiałem się wtedy wiele nakombinować, aby kładąc spray uzyskać taki kolor, jaki chciałem. Dzisiaj po 25 latach, spraye są takiej jakości, że mogę swobodnie nakładać taki kolor z palety, jaki chcę i nie martwić się.

Oczywiście, cały czas pracuję nad techniką, ale własną techniką. Przez te wszystkie lata wypracowałem już własny sposób malowania. Najczęściej tworze przy pomocy akryli połączonych ze sprayami i markerem. Nieważne czy maluje na ścianie, czy na płótnie, jest to ta sama technika, którą stale udoskonalam.

Jak ważne jest dla ciebie wchodzenie w interakcje z ludźmi przy pomocy swoich prac? Wiem, że jeden z twoich projektów polegał na tym, aby dawać ludziom wybór, co by woleli.

– W swojej twórczości mam już spory dorobek murali. One wszystkie mocno różnią się od siebie, ponieważ w moim życiu nie ma rutyny, a co za tym idzie, w moim malarstwie.

Moim najbardziej autorskim i społecznym projektem, z którego jestem dumny, jest "Serial na Węgierskiej". W ramach projektu zrealizowałem 184 murale. Większość z nich jest zaangażowanych społecznie w różnym tego słowa znaczeniu. W niektórych projektach bezpośrednio angażowałem okolicznych mieszkańców. Czasem byli to wolontariusze, a innym razem uczniowie ze szkoły budowlanej, którzy chcieli pomóc w powstawaniu muralu.

Wracając jednak do tego, o co pytałeś, mianowicie malowanie pytań o treści choćby "czy wybrałbyś trumnę, czy urnę?", było to pewnego rodzaju quizem i wejściem w interakcję z mieszkańcami. Bardzo lubię nawiązywać relacje z moimi odbiorcami, po to, aby w innych projektach dać im dużą swobodę interpretacji. Jeżeli nawiąże z moimi odbiorcami relację i stworzę kolejny mural, to w pewnym sensie zachęcam ich do myślenia nad pewną kwestią. To, co maluję, nie jest tylko kolorowym kwiatuszkiem, tylko czasem ten kwiatek może mieć pewne ukryte znaczenie. Przez te relacje, które nawiązuję od wielu lat, pokazuję, że patrząc na mural, możemy zinterpretować go po swojemu i coś wyciągnąć z niego dla siebie. Ważne jest to, że w moich projektach raczej nie ma jednej prawidłowej, z góry narzuconej drogi interpretacji. Każdy w moich pracach może zobaczyć coś innego i się z tym utożsamić.

Czy przez te wszystkie lata twórczości stworzyłeś mural, który mógłbyś określić jako swój ulubiony? Czy może wybór jest tak szeroki, że nie sposób wybrać?

– Jest to bardzo trudne pytanie, ponieważ każda realizacja jest dla mnie ważna. Oczywiście są murale, które bardziej zapadają w pamięć np. "Kolej dla Ciebie" w Nowym Sączu, jednak to wynika z faktu, że są bardziej wyraziste albo trudne w wykonaniu.

Jednoznacznie ciężko mi odpowiedzieć, ale całościowo projekt "Serial na Węgierskiej" mocno wpłynął na moje życie i twórczość. Jest to projekt, który sam od początku sfinansowałem i angażowałem do tego ludzi. W ciągu sześciu lat, działo się tam bardzo dużo. Określiłbym cały ten projekt jako wyjątkowy dla mnie i ten, który najbardziej zapadł mi w pamięci.

Otworzyliście jakiś czas wraz z żoną temu galerię sztuki. Mógłbyś coś więcej opowiedzieć o tym miejscu?

– Przez kilka ostatnich lat wraz z żoną Karo zgromadziliśmy nasze obrazy, których wcześniej nie pokazywaliśmy szerszej publice, ani nie wystawialiśmy na aukcje sprzedażowe. Moje obrazy co prawda już wcześniej pokazywane były na kilku wystawach, jednak z racji tego, że jestem osobą niezależną, chodziło nam po głowie założenie własnej galerii.

Chcieliśmy tak samo, jak w przypadku "Serialu na Węgierskiej" stworzyć miejsce, gdzie będziemy mogli pokazać co chcemy, kiedy chcemy i w taki sposób, który będzie nam odpowiadać.

W galerii chcemy również dzielić się wiedzą z innymi osobami. Będzie tam można zobaczyć prace zarówno moje, jak i  Karo. Planujemy tam organizować wydarzenia kierowane do różnych grup społecznych. Moja żona jest świetnym pedagogiem i ma bardzo dobry kontakt z dzieciakami, dlatego zapewne będzie prowadzić zajęcia dla najmłodszych. Ja raczej będę prowadził zajęcia dla młodzieży i dorosłych. Będę chciał tam przekazywać wiedzę z różnych obszarów np. malowanie przy kawie. Chodzi o to, aby spędzać czas ze sztuką, aby zarówno Sądeczanie, jak i turyści mieli okazję poznania sztuki "od kuchni". Dlatego wejście do naszej galerii jest bezpłatne. Tak było, jest i będzie.

Zawsze marzyło mi się miejsce, do którego można przyjść, porozmawiać o sztuce, albo po prostu na nią popatrzeć. W Nowym Sączu jest sporo takich miejsc, ale funkcjonujących jako instytucja. Jednak galerie prywatne, mają tę przewagę, że pokazują nieco inną sztukę, ze względu właśnie na tę niezależność i wolność.

Wspomniałeś, że tworzycie galerię wspólnie z żoną. Czy wasze malarstwo się uzupełnia, czy jednak jest kompletnie inne?

– Zarówno w życiu prywatnym, jak i w malarstwie wraz z żoną bardzo się różnimy. Jesteśmy kompletnie innymi ludźmi, ale to właśnie nas łączy. W naszej twórczości wspólnej zrealizowaliśmy projekt "Dialog". Polegał on na tym, że ja zaczynałem płótno, a Karo je kończyła. W ostatnim czasie stworzyliśmy kilka murali, ale przy założeniu, że Karo projektuje, a ja maluję.

W galerii podzieliliśmy przestrzeń na dwie części. Jedno z pomieszczeń jest przeznaczone dla Karo, a drugie dla mnie. Tworzymy razem malarstwo, ale jest ono zupełnie inne. Można przyjść do galerii i przekonać się czym się różni Mgr Mors od Karo. Uzupełniamy się w tym, że rozmawiamy o tym i dążymy do celów razem, tak jak w przypadku wspomnianej galerii. Pomagamy sobie wzajemnie. Jeżeli ja mam projekt muralu, to konsultuję go  z Karo, a kiedy moja żona miała do zaprojektowania ilustracje do książki, to również pytała mnie o radę.  

Jak wygląda życie w rodzinie artystów? Wielu może sobie wyobrażać spraye i farby porozrzucane po domu. Czym się różni wasze funkcjonowanie o życia "przeciętnej" rodziny?

– Z pewnością tęsknimy za rutyną, gdzie w "przeciętnej" rodzinie zapewne jest na odwrót. W naszym domy cały czas się coś dzieje przez to, że mamy ciągle nowe pomysły. W domu nie ma sprayów ani farb, ponieważ tam nie malujemy. Jedynie rozmawiamy tam o projektach i sztuce, ale tam nie tworzymy. Mamy pracownię, w której malujemy, ponieważ to trochę tak, jak jest z bieganiem. Gdy idę biegać, to aby się dobrze czuć, muszę ubrać odpowiednie buty, spodenki i koszulkę. Wtedy czuję się dobrze przygotowany. Tak samo jest z malowaniem - żeby tworzyć i czuć się swobodnie, to lubię być albo w pracowni, albo na ulicy oraz być ubranym w odpowiedni sposób.

Na koniec, co dla ciebie znaczy bycie artystą i czy uważasz, że każdy może nim zostać?

– Są dwa pojęcia bycia artystą. Pierwszym może być każdy. Idąc do szkoły, kończysz studia i dostajesz dyplom. Na nim jest napisane "wykształcenie: artysta". I wtedy stajesz się artystą z zawodu. Z kolei pojęcie artysta w szerszym kontekście, nie dotyczy wszystkich. Pierwsza, najważniejsza zasada to lubić to, co się robi. Jednak to wciąż nie wszystko. Trzeba być zdeterminowanym i konsekwentnym, ponieważ bycie artystą to pewnego rodzaju powołanie na całe życie. Jeśli artyście przychodzi coś do głowy, to on musi to zrealizować. Jak on tego nie zrealizuje, to będzie się źle czuł. Artystą z pewnością nie jest się jeden dzień. Artystą się staje na przestrzeni lat za pomocą nabytych doświadczeń.  

Nowy Sącz

Nowy Sącz - najnowsze informacje

Rozrywka