Pracownicy firmy Rewizor, która kontroluje bilety w krakowskim MPK są zbulwersowani wysokością wypłat za grudzień 2022. – Zbieramy dokumenty i chcemy wnieść sprawę do sądu pracy – zapowiadają. Zarząd krakowskiej filii spółki pozbawił ich premii, które zarobili kontrolując bilety w grudniu.
Rewizor to gdyńska spółka, która na wiosnę ubiegłego roku wygrała przetarg na prowadzenie kontroli w krakowskim MPK. Firma, która chwali się tym, że specjalizuje się w wykrywaniu wszelkich nieprawidłowości w zakresie kontroli przewozów, a nawet "realizuje trudne i delikatne działania mające na celu doprowadzenie do wykrycia nieprawidłowości, nadużyć oraz malwersacji" w Krakowie może mieć kłopoty, jeśli nie dogada się z pracownikami, którzy zarzucają jej podrabianie daty regulaminu wypłat i niewypłacenie należnych wynagrodzeń. Z naszą redakcją skontaktowało się kilku oburzonych sytuacją pracowników, którzy w styczniu dostali znacznie mniejsze pieniądze niż się spodziewali.
Co ciekawe, zmian na gorsze czyli obniżenia wynagrodzeń nic nie zapowiadało. W listopadzie wprowadzono system premiowy i pracownicy – w tym również studenci, którzy w Rewizorze dorabiali sobie na umowach-zleceniach – byli zmotywowani do bardziej intensywnej pracy i zadowoleni z wypłat. - Jesienią do firmy (Rewizor oddział w Krakowie – przyp. red.) przyszła audytorka, która wyrzuciła kierownictwo, zaprosiła do ponownej współpracy poprzednią nieoficjalną kierowniczkę (ta odeszła wcześniej z powodów stricte personalnych) i poprosiła wszystkich o skupienie się i pracę na pełnych obrotach. Zapewniła, że jak wyniki się poprawią, to będziemy mieli lepsze wypłaty – relacjonuje nasz rozmówca, który chce pozostać anonimowy. - Tak też się stało - od listopada zmieniły się zasady wynagradzania - z po prostu 22zł/h w przypadku umów zlecenie do 19,70/h plus premia 10 zł od każdego wystawionego wezwania i 1 zł za każdą przeprowadzoną kontrolę. W przypadku tych dwóch ostatnich należało przekroczyć pewne "progi", po których te premie się otrzymywało. Zmiany te doprowadziły do tego, że jak ktoś faktycznie pracował, to mógł, w przypadku np. studentów, otrzymywać łączną wypłatę rzędu nawet 40 zł/h – mówi mężczyzna.
- Za listopad przyszły normalnie wypłaty, nikt nie miał powodu do narzekania, jednakże nieustającym problemem były odwoływane zmiany. Kontrakt z miastem zakłada, że wystarczy, iż będzie brakować chociaż jednej osoby przez cały dzień (w zwykły dzień, wedle umowy, w miasto miało wyjść 30 osób rano, 30 po południu i 8 na zmianę nocną), to spółka otrzymuje 10 tys. zł kary za taki dzień. Postanowiono więc, że jak ktoś odwoła zmianę (w przypadku umów zlecenie) w terminie poniżej 24 godzin przed zaplanowaną zmianą, to taka osoba musi zapłacić karę 200 zł – opowiada zleceniobiorca Rewizora. - W grudniu firma otrzymała 80 tys. zł kary. Dużo osób chorowało, ludzie również brali urlop na żądanie oraz L4 na święta i sylwestra. W związku z tym, a także przy okazji tego, że wszyscy w firmie mieliśmy umowy do 31 grudnia 2022, kierownictwo wpadło na pomysł zmodyfikowania umowy: od 1 stycznia wymagana była 100-procentowa frekwencja w przypadku etatowych pracowników, a w przypadku zleceniobiorców nie można było odwołać zmiany w mniej niż 24h, pod sankcją nie tylko 200 zł kary, ale również utraty premii z całego miesiąca (!) – mówi mężczyzna.
Problemy zaczęły się, kiedy doszło do podsumowania wypłat za grudzień 2022. Wtedy okazało się, że wiele osób zostało pozbawionych premii – ich zdaniem bezprawnie. - Okazało się, że ktokolwiek odwołał jakąkolwiek zmianę lub wziął urlop lub zwolnienie lekarskie w grudniu (a więc kiedy nie było mowy o frekwencji w kontekście premii regulaminowych) również tracił premię. Ludzie z dnia na dzień dowiedzieli się, że otrzymają wypłaty niższe o kilka tysięcy złotych. Średnio, na pracownika czy zleceniodawcę (jest nas łącznie ponad 200 osób) wypada o 1000 zł mniejsza wypłata – relacjonuje kontroler.
Pracownicy zarzucają kierownictwu, że system obcinający wypłaty za nieobecności wprowadzono wstecznie, zmieniając po prostu datę długopisem. – W ogólnodostępnym miejscu był wywieszony regulamin wynagradzania pracowników na etacie. Były tam zapiski obowiązujące do 31 grudnia. Po czym po spotkaniu z Prezes zarządu (miało być z pracownikami, ostatecznie było ono faktycznie tylko z kierownictwem oraz później z Zarządem Transportu Publicznego w Krakowie) dziwnym trafem okazało się że regulamin zawiera wymóg frekwencji i dziwnym trafem długopisem dopisana jest data 30.11 – twierdzi mężczyzna.
Pracownicy są zbulwersowani, bo wielu z nich spodziewało się znacznie wyższych wynagrodzeń. Gdyby o tym, że nieobecność w pracy może pozbawić ich całej premii wiedzieli wcześniej, zapewne starali by się nie brać zwolnień czy urlopów. W grę wchodzi bowiem nawet kilka tysięcy złotych mniej. Gdy o swoim niezadowoleniu zaczęli rozmawiać głośno, zaczęły się negocjacje z kierownictwem. - Ostatecznie zapłacono, jak na ten moment, wyłącznie za godziny większości osób. Po różnych burzach i kłótniach oraz "rozmowach kierownictwa z zarządem" łaskawie postanowiono, że zapłacą ludziom za wystawione wezwania, a za przeprowadzone kontrole już nie. Tych kontroli wykonuje się średnio 6 na godzinę, więc można sobie tylko wyobrazić ile pieniędzy zabrano pracownikom etatowym (rekordziści pracowali nawet 300 godzin w grudniu, z nadgodzinami). Buduje się również narrację, że "chociaż tyle udało się wywalczyć". To nie jest fair, bo tym ludziom należy się i za godziny, i za kontrole, i za wystawione wezwania – podsumowuje mężczyzna.
O zaniżonych wynagrodzeniach rozmawiamy z pracowniczką formy Rewizor, która potwierdza, że jej pensja za grudzień jest znacznie niższa niż przewidywała umowa i niż się spodziewała. - Nie zostały nam wypłacone premie za wystawione wezwania do zapłaty i za wykonane kontrole, które były obiecane. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero w dniu wypłaty, 10 stycznia. Po prostu – pieniądze, których się spodziewaliśmy nie wpłynęły na konto, a gdy zapytaliśmy o w firmie to dostaliśmy informację, że premie nie zostaną nam wypłacone ze względu na przykład na nieobecność kogoś w grudniu z powodu L4 albo urlopu na żądanie – mówi kontrolerka, która w Rewizorze ma umowę o pracę. – Potem dodatkowo zauważyliśmy, że wywieszony w firmie regulamin wypłat został podmieniony z datą wcześniejszą, z dniem 30 listopada – mówi kobieta.
Nasza rozmówczyni podsumowała, ile zabrała jej firma Rewizor za to, że wzięła dzień urlopu na żądanie. To nie jest mała kwota. – Brakuje mi 1200 złotych. W grudniu zrobiłam pełny etat i jeszcze nadgodziny – łącznie około 220 godzin. Tak naprawdę na konto dostałam tylko podstawę, a pieniądze za nadgodziny dostałam w gotówce. Nie dostałam żadnych premii. Jeden dzień mnie nie było – wzięłam urlop na żądanie na jeden dzień w grudniu – mówi zbulwersowana pracownica Rewizora.
Pracownicy poszli do kierownictwa firmy, żeby wyjaśnić sprawę. Otrzymali obietnicę, że dostaną premie, ale do dziś (piątek, 20 stycznia) na koncie nie pojawiły się zaległe pieniądze. - Zostało nam obiecane, że w tym tygodniu zostaną wypłacone premie. Jest piątek, godzina 15:00 - pieniędzy nikt nie otrzymał – mówi nasza rozmówczyni.
Kobieta oburzona jest też z powodu wstecznej zmiany regulaminu. - Ten regulamin został podmieniony najprawdopodobniej (bo nikogo, że tak powiem za rękę nie złapaliśmy) kiedy pojawiły się panie z zarządu właśnie w sprawie tych naszych wypłat, bo ludzie się troszeczkę zbuntowali, że nie dostali swoich obiecanych pieniędzy, a nie było żadnej informacji, że jeżeli ktoś przebywa na L4 to zostaną mu potrącone premie. Przyjechał tutaj jeden pan i dwie panie z zarządu. Nawet nie chcieli za bardzo z nami rozmawiać. Później, tego samego dnia pod wieczór chcieliśmy dokładnie doczytać ten regulamin i okazało się, że regulamin jest zmieniony z datą wstecz i podpisany przez inną osobę niż był wcześniej. Na szczęście mamy zdjęcia poprzedniego regulaminu, więc łatwo to sprawdzić – twierdzi kobieta.
O problem z zaniżonymi wynagrodzeniami pytamy też innego pracownika, który w krakowskim rewizorze na umowie-zleceniu pracuje od marca 2022 czyli prawie 11 miesięcy. – Wyglądało tak, że oni nałożyli karę 200 zł za odwołanie zmiany, jeżeli ktoś na zleceniu odwołał zmianę na mniej niż 24 godziny przed tą zmianą i była to jedyna kara. Nagle, w styczniu przyjechał zarząd i podmienił regulamin wynagrodzeń w firmie, gdy nikogo już nie było. Stwierdzili, że ten regulamin wszedł w życie od 1 grudnia, gdy oni byli w Krakowie może 9 stycznia. W nowym regulaminie stwierdzili, że gdy ktoś z nas odwołał zmianę, miał L4 jeśli miał umowę o pracę albo wziął urlop na żądanie, to traci wszystkie pieniądze, które należałyby mu się za wezwania do zapłaty i za kontrole – mówi nasz rozmówca. – W tej sytuacji dostałem 1500 zł wynagrodzenia, a powinienem dostać 5 tys. zł. Zabrali mi 3,5 tys. zł i nawet jeszcze nie wypłacili mi całej należności za przepracowane godziny, bo za kontrole i za wezwania to niby sobie zabrali – wylicza mężczyzna.
Problem dotyczy większości pracowników. - Mój kolega za zlecenie też nie dostał całości nawet za godziny, bo kierowniczka stwierdziła, że się pomylili i trzeba czekać i pisać do niej – mówi kontroler. - Ja dostałem 1500 zł wypłaty za grudzień, a przepracowałem około 150 godzin. Z samych kontroli powinienem dostać jeszcze około 1000 zł. Tak samo z wystawionych wezwań do zapłaty – podsumowuje.
Pracownicy zapowiadają, że nie odpuszczą i chcą wnieść sprawę o wynagrodzenia do sądu pracy. - Nasza koleżanka była już u prawnika i przedstawiła nam co mamy zrobić, aby zgłosić sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy i złożyć pozew grupowy, bo to co nas spotkało jest bezprawne – mówi zleceniodawca Rewizora. Problem dotyczy nawet 100 pracowników. – Chodzi gdzieś o około 100 osób, jak nie więcej. Jak policzyliśmy z naszych wynagrodzeń spółka zabrała nam wszystkim ze 150 tys. złotych z wynagrodzeń. To jest ogromna kwota. I do tego jeszcze sam fakt, że przyjechali sobie w styczniu, podmienili regulamin, podpisali z datą wsteczną, czyli 30 listopada i stwierdzili, że wchodzi od 1 grudnia – bulwersuje się nasz rozmówca. – Mamy nawet na to dowody, bo napisał o tym zastępca kierownika, mamy zapisy rozmów, gdy przyznał się do tego, że zarząd podmienił ten regulamin – twierdzi mężczyzna.
Z zarzutami stawianymi przez pracowników Rewizora nie zgadza się Piotr Wieczorek, rzecznik prasowy spółki. Gdy pytamy go o redatowanie regulaminu zaprzecza, że takie zdarzenie miało miejsce. - To nie jest prawda. Nowy Regulamin obowiązuje od 1 grudnia 2022 roku i zgodnie z tym regulaminem części zmienne nie są wypłacane pracownikom, którzy przebywają na zwolnieniach lekarskich i którzy korzystają z urlopów na żądanie. Nie jest możliwe, aby pracownik na etacie dostawał 1500 zł wynagrodzenia, bo minimalne wynagrodzenie za pracę za miesiąc grudzień 2022 roku wynosiło 3010 zł, co w przeliczeniu na kwotę netto wynosi między 2 352 a 2 400. Natomiast jeśli chodzi o pracowników na umowę zlecenie, to obowiązują ich inne zasady. My głównie skupiamy na umowie o pracę, ale niestety niektórzy nie chcą pracować na umowę o pracę, bo to się wiąże z dyscypliną - trzeba przychodzić do pracy zgodnie z harmonogramem, więc niestety część osób wybiera inną formę zatrudnienia – mówi Piotr Wieczorek.
Gdy pytamy go o podmieniony regulamin i zaniżone zdaniem pracowników wynagrodzenia, rzecznik nie chce się odnieść do tej kwestii. - Szanowna pani redaktor, jeżeli chodzi o regulaminy pracy czy regulaminy wynagradzania one nie dotyczą zleceniobiorców. Regulaminy dotyczą tylko i wyłącznie pracowników spółki Rewizor, którzy są zatrudniani na podstawie umowy o pracę. Jeżeli chodzi o umowę zlecenia, to umowę zlecenia to jest inna forma i zleceniobiorca, żeby otrzymać wynagrodzenie podstawowe plus wynagrodzenie premiowe, które ma wpisane w umowie, musi przestrzegać odpowiednich reguł, które są w umowie. Jeżeli te osoby przestrzegają tych reguł, otrzymują całe wynagrodzenie. Jeżeli nie zrobią tego, co zostało im zlecone w sposób prawidłowy, wtedy całe wynagrodzenie im się nie należy. Musimy więc rozdzielić kwestię umowy o pracę i kwestię umowy zlecenia, bo to są dwie różne rzeczy – podsumowuje rzecznik.
Warto dodać, że praca kontrolera nie jest to zajęcie łatwe i przyjemne. Zimą doskwiera chłód, bo to praca w terenie. W grudniu, jak podkreślają pracownicy, z którymi rozmawialiśmy, wiele osób chorowało na różne infekcje. Zdarza się, że kontrolerzy spotykają się z nieprzyjemnymi reakcjami pasażerów. Na jesieni w Krakowie miały miejsca trzy pobicia pracowników firmy Rewizor. W połowie października mężczyzna wyrwał kontrolerce urządzenie do sprawdzania biletów i rzucił nim w kobietę. Poszkodowana trafiła do szpitala. Dwa dni później kontroler został napadnięty przez pasażerkę, która nie miała biletu. W obronie przed wystawieniem wezwania do zapłaty dotkliwie go pogryzła. Na początku listopada grupa czterech pasażerów zaatakował innego kontrolera, który próbował ich skontrolować. Mężczyzna został pobity pięściami i metalową kulą ortopedyczną. Z poważnym urazem głowy został przewieziony karetką pogotowia do Szpitala Wojskowego przy ulicy Wrocławskiej, gdzie udzielono mu niezbędnej pomocy medycznej.
Sprawę komentował wtedy rzecznik Rewizora Piotr Wieczorek, obiecując zorganizowanie szkoleń z samoobrony dla pracowników (szkolenie jak mówią nam pracownicy, faktycznie się odbyło. Było to szkolenie zaledwie kilkugodzinne z samoobrony dla kobiet). Tymczasem jednak zamiast zachęt, pracownicy dowiedzieli się post factum o obniżkach wynagrodzenia. Firma 20 stycznia zorganizowała dzień otwarty i szuka nowych kandydatów na kontrolerów. Zaprosiła na niego nawet niektóre lokalne media. Takim traktowaniem kontrolerów, jak opisane przez pracowników, jednak chyba nikogo do pracy nie zachęci.
fot. krakow.pl