Na wielu przystankach niezbyt praktyczne daszki słabo chronią przed deszczem, a gdy świeci słońce, przeszklone konstrukcje nie zapewniają cienia i działają jak soczewka, jeszcze podgrzewając swoje otoczenie.
Poza centrum w niektórych miejscach pasażerowie mają do dyspozycji tylko metalowe ławki, które podczas upałów bardziej się nadają do grillowania niż siedzenia. Niezbyt miłych wrażeń często dopełniają jeszcze śmieci wypadające z szybko przepełniających się małych koszy. W efekcie czekanie na tramwaj czy autobus może być nieprzyjemne nie tylko z powodu straconego czasu. W tym wypadku określenie „mała architektura” nie odnosi się chyba wyłącznie do rozmiaru obiektów, ale również dobrze opisuje praktyczność konstrukcji stawianych na zlecenie miasta. Czy naprawdę nie da się lepiej zaprojektować przystanków?
Miasto sukcesywnie instaluje w kolejnych miejscach wiaty przystankowe nowego rodzaju, w których przedni daszek jest skierowany do góry pod dużym kątem, co sprawia, że często nie trzeba nawet wiatru, żeby deszcz dostawał się do środka. Konstrukcja bardzo ładnie się prezentuje w katalogu producenta, ale wystarczy znajomość podstawowych praw fizyki, żeby przewidzieć, że to dosyć osobliwe rozwiązanie nie sprawdzi się w codziennym użytkowaniu. Chyba ktoś jednak na nieszczęście pasażerów postawił efektowny wygląd strzelistej budowli nad komfortem. Szkoda, że zanim wybrano konkretny model, nie ustawiono testowo wiaty w paru miejscach i nie zapytano mieszkańców o zdanie. Ciekawe czy osoby, które podjęły decyzję, na co dzień korzystają z krakowskiej komunikacji miejskiej, bo z okien samochodu przystanki wyglądają bardzo dobrze. Na terenie Krakowa są montowane dwa rodzaje konstrukcji. W okolicach zabytkowych budynków instaluje się bardziej tradycyjne wiaty, które może nie budzą zachwytu mieszkańców, ale zdecydowanie lepiej spełniają swoje funkcje. Natomiast miasto eksperymentuje z nowym typem konstrukcji poza ścisłym centrum, gdzie zazwyczaj schronienie jest najbardziej potrzebne, bo dłużej się czeka na przyjazd autobusów czy tramwajów.
Wiele przystanków znajduje się obecnie pośrodku betonowej pustyni. W czasie upałów składająca się ze szkła i metalu konstrukcja czasem nawet kumuluje ciepło. Problem mogłaby rozwiązać większa ilość zieleni. Wiaty powinny być obsadzane pnączami, a w wielu miejscach dałoby się nawet posadzić drzewa, dzięki czemu można by czekać na autobus, lub tramwaj w przyjemnym cieniu nie ryzykując udarem słonecznym. Być może trzeba również rozważyć stosowanie konstrukcji składających się z innych materiałów. Zawsze warto jednak próbować szukać pozytywów. W słoneczne dni dłuższe stanie pod szklaną wiatą może amatorom opalenizny zastąpić solarium. Niepraktyczność wielu przystanków sprawia, że ludzie się nie przepychają, żeby dostać się pod wiatę, bo to niewiele zmienia. Dzięki temu nikt nie czuje się poszkodowany.
Koszty utrzymania i montażu wielu wiat przystankowych pokrywa prywatna firma, która w zamian czerpie zyski ze sprzedaży powierzchni reklamowej. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że dla miasta jest to układ idealny. Po bliższym przyjrzeniu się szczegółom współpracy pojawiają się jednak wątpliwości czy umowa opłaca się krakowskiemu samorządowi. Wystarczy porównać cenniki reklam i koszty stawiania wiat, żeby dojść do wniosku, że inwestycja może się szybko zwrócić prywatnemu podmiotowi. Nigdzie publicznie nie są dostępne dane dotyczące przychodów firmy ze sprzedaży nośników zamontowanych na krakowskich przystankach. Pojawiają się jednak głosy specjalistów znających branże, że dla miasta ten układ nie jest korzystny. Tematem zajmowało się również paru radnych miejskich, którzy doszli do podobnych wniosków. Problemem jest również to, że wiaty przystankowe są przede wszystkim stojakiem na reklamy. Zdarzały się sytuacje, że wnioski w budżecie obywatelskim zakładające zwiększenie ilości zieleni były negatywnie weryfikowane, bo urzędnicy obawiali się, że drzewa mogą ograniczyć widoczność plakatów. Może lepiej byłoby gdyby miasto samo stawiało wiaty i całe zyski ze sprzedaży powierzchni na nośnikach trafiałyby wtedy do samorządowej kasy.
Przy niektórych przystankach autobusowych miasto ostatnio instaluje ławki z metalowymi siedzeniami, które są bardzo problematyczne dla osób korzystających z udogodnień. W ciepłe dni stalowa powierzenia nagrzewa się do wysokich temperatur, grożąc poparzeniem, a kiedy jest chłodniej, zastosowane tworzywo jeszcze potęguje uczycie przeszywającego zimna. Ławki przy przystankach to nie jest tylko kwestia wygody. Wielu osób ze względu na problemy zdrowotne nie jest w stanie, przez dłuższą chwilę stać czekając na przyjazd autobusu. Dlatego miejsca do spoczynku zwiększają dostępność komunikacji miejskiej dla osób z niepełnosprawnościami.
Władze Krakowa powinny się bardziej przyłożyć do kwestii tego jak są urządzane przystanki. Można odnieść wrażenie, że temat obecnie jest traktowany trochę po macoszemu, a wiele decyzji nie zostało przemyślanych. Na komfort życia w mieście często mają wpływ drobne rzeczy. Dlatego warto zwracać uwagę na szczegóły, które pozornie mogą się wydawać nieistotne.
Fot: Mateusz Łysik / Głos24