piątek, 27 czerwca 2025 07:35, aktualizacja 5 godzin temu

Obejrzałem Akt I koncertu Quebonafide. Aż nie wiem, co powiedzieć

Autor Krystian Kwiecień
Obejrzałem Akt I koncertu Quebonafide. Aż nie wiem, co powiedzieć

Kuba Grabowski znany powszechnie jako Quebonafide udostępnił wczoraj Akt I swojego pożegnania ze światem muzyki jako artysta. Udało mi się kupić wejściówki na to wydarzenie, no i muszę powiedzieć, że trudno było się nie zachwycić.

Na wstępie muszę się przyznać, że zapewne nie będzie to najbardziej obiektywny materiał w moim życiu. Jestem dużym fanem twórczości Quebo, więc wiedziałem, że co by nie przedstawił w Akcie I, i tak będę zachwycony. Koncepcja koncertu online była dla mnie jednak, jak i zapewne dla wielu słuchaczy wielką niewiadomą. Jak ma wyglądać w ogóle coś takiego jak koncert online?

Niepewność od strony technicznej

Sam Kuba w wywiadzie dla Kanału Zero wyznał, że nie może zapewnić, że w pewnym momencie serwery nie będą przeciążone. W rozmowie z Krzysztofem Stanowskim powiedział, że nie będzie możliwości ponownego odtworzenia Aktu I, a jeśli ktoś posiadający wejściówkę się spóźni, to nie będzie możliwości odtworzenia od początku. Cały czwartek więc pilnowałem więc zegarka, żeby w odpowiednim momencie zalogować się na aplikację przekierowującą na stronę wydarzenia.

W ramach uzupełnienia dodam, że cena za bilet to 99 złotych, ale moim zdaniem jest uczciwa, choć pojawiają się głosy niezadowolenia na różnych forach. Ja też nie jestem odpowiednią osobą do takich ocen, bo jakbym miał zapłacić 500 złotych, to bym to zrobił. Do twórczości Quebo mam po prostu słabość.

Aż nie wiem, co powiedzieć

Na szczęście z perspektywy technicznej wszystko się udało. Nic się nie przeciążyło, i można było oglądać materiał na spokojnie. O 20:00 rozpoczął się spektakl. Tak należy to nazwać z przede wszystkim dwóch powodów. Po pierwsze podział koncertu na akty, należy przyrównać do spektaklu w teatrze. Drugim powodem jest po prostu forma, którą zaproponował Que.

Tak naprawdę od początku do końca była to dla mnie godzinna wersja "Futuramy 3", czyli utworu wydanego przez artystę w listopadzie ubiegłego roku. Widz może czuć się przebodźcowany słuchając tej piosenki, ale dla mnie Kuba Grabowski to jeden wielki nomen omen spektakl, który należy jeść łyżkami i cieszyć się każdą chwilą. Podobnie było z tym koncertem online.

Mnóstwo nawiązań, gości specjalnych (od Roberta Lewandowskiego, Antoniego Królikowskiego, po Sobla czy Okiego) oraz płynnych przejść przywoływały na myśl musicale. Całość wyglądała jak film, w którym wszystko się łączy i spaja przede wszystkim dla tych skupionych na materiale, od którego nie można się było oderwać.

Każda piosenka opowiadała o czymś innym, choć niektóre tematyki się dublowały. Przykładowo jego rozterki miłosne, zapewne przywołujące jego byłą partnerkę Natalię Szroeder. Na koniec dowiadujemy się jednak, że jak to sam ujął "kocha być zakochany" i jest szczęśliwy w obecnym związku z Martyną Byczkowską. Moim zdaniem i bez znajomości twórczości Quebonafide, dzięki koncertowi online można było się także dowiedzieć, że ma on problem z lekami i najpewniej choruje na chorobę dwubiegunową.

Nowy Quebonafide

Wydaje się, że Quebo kończy karierę muzyczną nie tylko dla biznesów, które prowadzi, ale także dla zostania reżyserem. To on odpowiada za nakręcenie godzinnego Aktu I, a w kwietniu Sobel wydał utwór "Balasana", który także był w reżyserii Kuby Grabowskiego. Mowa więc o znalezieniu nowej drogi, nadal artystycznej, ale bardziej niuansowej, niepierwszoplanowej.

Zostały dwa koncerty na Stadionie Narodowym, które pożegnają nas z jego twórczością muzyczną. Już teraz trwa tak zwana "cisza koncertowa", by widzowie z piątku nie "spoilerowali" tym, którzy pojawią się w sobotę. Nawet tutaj widzimy wyjątkowość w pomyśle na twórczość w wykonaniu artysty.

Wracając do koncertu online, fani Quebo nie mogą się czuć zawiedzeni, a ja mogę jedynie dodać, że szkoda, że właśnie zamyka się pewien rozdział w historii polskiej muzyki. Gdyby miał jednak robić to wbrew sobie, lub nie na tym dotychczasowym poziomie, który znajduje się pewnie gdzieś w okolicach obecnej lokacji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, to może nie byłoby to po prostu tego warte. Noblista z 1982 roku Gabriel Garcia Marquez powiedział kiedyś, by nie smucić się, że coś się skończyło, tylko uśmiechać się, że się przytrafiło. I z tą myślą zostanę, bo cóż mi pozostało.

Fot: Wikicommons / Zdjęcie ilustracyjne

Obserwuj nas w Google News

Rozrywka - najnowsze informacje

Rozrywka