sobota, 3 sierpnia 2024 06:08

"Poznałam wspaniałego mężczyznę, a syn zlikwidował mi konto na Facebooku." Wanda omal nie padła ofiarą popularnego oszustwa

Autor Marzena Gitler
"Poznałam wspaniałego mężczyznę, a syn zlikwidował mi konto na Facebooku." Wanda omal nie padła ofiarą popularnego oszustwa

Byłam pewna, że znalazłam miłość swojego życia; że jeszcze mam szansę na szczęście; że moja przyszłość się zmieni. Syn pokrzyżował mi plany. Zagroził, że zgłosi mojego przyjaciela na policję i usunął mi konto. Jestem zrozpaczona – pisze Wanda. Nasza czytelniczka opisała swoją historię, która mogła się skończyć dla niej bardzo przykro. Kobieta omal nie dała się wciągnąć w pułapkę internetowego oszusta.

Gdy doskwiera samotność

— Od wielu lat doskwiera mi samotność. Nie szukałam miłości, bo kogo może znaleźć kobieta w moim wieku, po sześćdziesiątce? Wokół tylko same „stare pryki”, które albo za dużo piją, albo mają dziwne dzieci, problemy ze zdrowiem i niską emeryturę. Nie chcę na stare lata zostać niańką jakiegoś emeryta – mówi Wanda, która całe życie była pielęgniarką. Męża straciła dwadzieścia lat temu. Zginął w wypadku. Jeździł jako kurier. Został jej tylko syn Mateusz, ale ten już od lat mieszka w Warszawie z rodziną. Ona została w Pomiechówku.

Wanda po śmierci męża zajmowała się wychowywaniem syna, który był jeszcze w liceum. Potem, gdy on wyjechał na studia, została sama. No, może nie całkiem sama, bo oczywiście miała sąsiadki, ale przyjaciółki – nie. Dlaczego? Może dlatego, że pracowała w szpitalu niemal na dwa etaty, tam toczyło się całe jej życie, tam miała koleżanki, ale gdy przeszła na emeryturę, ich kontakt się urwał. Zaczęła jej doskwierać samotność.

Na gminnym kursie dla seniorów poznała trochę funkcjonowanie komputera i Internetu. Dostała nawet darmowy laptop. Założyła sobie profil na Facebooku. Odnowiła kontakty z dawnymi znajomymi, które mieszkały w innych miejscowościach pod Warszawą. Zaczęły się nawet czasem spotykać w stolicy, na spacerze w parku czy w kawiarni. – Poczułam się znów młoda. Ploteczki, czasem wyjście do kina. Miło było ubrać się lepiej, wyjść z domu. Czasem nawet specjalnie chodziłam wcześniej do fryzjera, żeby pokazać się z lepszej strony koleżankom. Dzwoniłyśmy do siebie albo pisałyśmy przez Messenger na Facebooku – opowiada Wanda. Właśnie przez profil na Facebooku poznałam Thomasa. Mówię o nim Tomasz, bo tak bardziej swojsko brzmi – dodaje.

Wanda nie pamięta, jak zaczęła się ta znajomość. Chyba tak, że dodała go po prostu do znajomych, bo miała go wśród swoich któraś z koleżanek. On coś zlajkował, coś skomentował pod jej postem. Potem zaczął przysyłać jej przez Messenger jakieś miłe obrazki, miłe słowa. – W końcu zagadnął, ja coś odpisałam – wspomina. Czy była zaskoczona, że odzywa się do niej Amerykanin? – Trochę tak, ale pisał po polsku, choć trochę kaleczył język. Ujęło mnie to, że prawił mi komplementy. Dawno nikt nie mówił do mnie takich miłych rzeczy. Tego chyba potrzebuje każda kobieta, żeby poczuć się zauważona. Podobały mu się moje zdjęcia, Tomasz zauważał, że mam nową fryzurę. Pisał „Cześć boska”. To było bardzo miłe. Tym bardziej, że ja wcześniej uważałam się już za starą babę, a tu nagle komplementował mnie taki wysportowany, szpakowaty przystojniak – uśmiecha się Wanda. – Bardzo mi to schlebiało.

Znajomość rozwijała się dość szybko. On zwierzał się, że pracuje dla wojska. Wypytywał ją o dom, o rodzinę. – Te rozmowy na Messengerze to była taka moja odskocznia. Czekałam na to wieczorne spotkanie. Potem zaczęliśmy pisać jeszcze częściej. Nigdy bym się nie spodziewała, że dopadnie mnie internetowa miłość – mówi Wanda. Nie zwierzała się koleżankom ze znajomości z Thomasem. Jak twierdzi, nie chciała, żeby były zazdrosne, albo obawiały się, że przez nową znajomość się od nich odsunie. – Myślałam, że nasza znajomość z Tomaszem pozostanie tylko na Facebooku. Byłam bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że wybiera się do Polski. Zwierzył mi się, że przyjedzie tu do jednej z baz wojskowych. Nie mógł powiedzieć gdzie, bo to tajemnica, ale zapewniał, że spotkamy się w Warszawie. Bardzo mnie to zaciekawiło i ucieszyło – mówi kobieta.

Wanda zaangażowała się jeszcze bardziej. Perspektywa spotkania sprawiła, że Thomas stał się jej jeszcze bliższy. Z osoby, którą znała tylko na odległość, wirtualnie, zaczął stawać się kimś, z kim mogłaby związać swoje życie. Zaczęła marzyć… – Rozmawialiśmy o tym, co dalej. Pisałam mu o realiach emerytury w Polsce, ale że dzięki ciężkiej pracy udało mi się trochę odłożyć. Wysyłałam zdjęcia domu, ogródka, z którego jestem bardzo dumna. Pisałam, że czuję się samotna, bo choć mam syna i wnuki, tak naprawdę nie mają dla mnie czasu. Oni tam, w stolicy, ja w Pomiechówku. Widujemy się w tylko od święta, raz na kilka tygodni, choć dzieli nas zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. Tomasz pisał, że mnie rozumie, że marzy o zamieszkaniu na wsi. On też był wdowcem, choć znacznie później stracił żonę. Nie mieli dzieci, dlatego pojechał na misję do Syrii, a teraz miał przenieść się do Polski – zwierza się Wanda.

Chwyciła haczyk

Thomas miał jednak pewien problem. – Jakieś dwa tygodnie temu napisał, że ma problem z wizą i potrzebuje pożyczki. Chodziło o drobny przelew – 2 tysiące złotych. Mówił, że chwilowo ma zablokowane konto, bo zgubił kartę, ale podał mi konto kolegi. Zrobiłam przelew bez wahania. W końcu przecież znaliśmy się już ponad pół roku – opowiada kobieta. – Niestety, nieopacznie wspomniałam o tym mojemu synowi, kiedy do mnie zadzwonił. No i się zaczęło. Mateusz dosłownie zaczął na mnie krzyczeć: Mamo, co ty robisz?! To oszust! Nie słyszałaś o oszustwie na amerykańskiego żołnierza?

Rozłączyłam się. Przecież znam Tomasza. Tyle godzin spędziliśmy na pisaniu do siebie. To nie był żaden oszust – mówi Wanda.

To nie był koniec kłótni. – Syn przyjechał do mnie niespodziewanie. O rozmowie na temat mojego znajomego nawet nie napomknął. Ale gdy poszłam po zakupy wziął mój laptop i usunął całe moje konto. Zniknęła cała korespondencja. Wszystkie moje kontakty, wszystkie zdjęcia. Byłam zrozpaczona! – mówi Wanda. – Zrobiłam mu karczemną awanturę. Rozumiem, że rodzice wtrącają się i robią kipisz w komputerach nastolatek, ale żeby syn zaglądał do laptopa matki! Kazałam mu się wynosić i powiedziałam, żeby nie dzwonił – mówi wzburzonym głosem Wanda.

Mateusz napisał potem do matki, ale nie uwierzyła w jego usprawiedliwienia. – Napisał mi, że tak właśnie jak Thomas postępują internetowi oszuści. Że policja ciągle ostrzega, że to się zaczyna tak niewinnie, od flirtu, a potem idzie przelew za przelewem, kobiety tracą oszczędności życia, a oszust znika. Że powinnam zgłosić to na policję, bo jak nie, to on sam to zrobi. Ok. Może i tak jest, ale na pewno nie byłoby tak z Tomaszem. Założyłam nowe konto i sprawdziłam go. Poszukałam, ale już się do mnie nie odzywa. Pewnie przed usunięciem konta syn musiał mu coś napisać, niby ode mnie. Że z nim zrywam, albo że wiem, że jest oszustem i się obraził – zastanawia się kobieta.

Wanda nie może pogodzić się z tym, że Mateusz zakończył jej znajomość z mężczyzną, z którym chciała ułożyć sobie życie. – Kocham mojego syna. Mam go tylko jednego, ale nigdy mu tego nie wybaczę. Pokochałam Tomasza, teraz wiem to na pewno, i on mnie też. Marzyłam, że jak odejdzie z wojska, to zamieszkamy razem gdzieś w Polsce. Sprzedam dom w Pomiechówku i kupimy coś w górach. On też pisał, że ma oszczędności. Zresztą jego emerytura a moja - to niebo i ziemia. Po raz pierwszy od lat byłam naprawdę szczęśliwa. Poczułam się młodsza, czułam się doceniana i kochana, a teraz zostałam znów sama. Byłam pewna, że znalazłam miłość swojego życia, że jeszcze mam szansę na szczęście, że moja przyszłość się zmieni. Syn pokrzyżował mi plany. Jestem załamana – dodaje.

Jedna z wielu

O tym, jak działają internetowi oszuści, ciągle ostrzega policja. Jedną z tzw. metod "na legendę" (czyli wymyślona historię, która ma wciągnąć ofiarę i zaangażować ją emocjonalnie, a przez to ułatwić zadanie przestępcom) jest legenda "na amerykańskiego żołnierza". Oszust wyszukuje w internecie samotne osoby, po czym nawiązuje z nimi kontakt. Posługując się zdjęciami z sieci, przedstawia się jako amerykański żołnierz, który aktualnie jest poza granicami swojego kraju. Oszust poprzez regularny kontakt i przedstawienie fałszywych historii z życia zdobywa zaufanie ofiary, a następnie prosi o pomoc finansową na zakup biletu lotniczego do Polski lub bardzo drogie leczenie. Gdy ofiara oszustwa prześle pieniądze na konto przestępcy, zostaje bez ukochanego i bez pieniędzy.

Oszuści stale modyfikują swoje metody. Czasem jest to żołnierz, który chce zamieszkać w Polsce, czasem lekarze, który wraca z pracy w Afryce — pomysłowość oszustów nie ma granic. Nawiązują kontakt bardzo często przez media społecznościowe, piszą komplementy w komentarzach, proszą o dodanie ich do znajomych.

W styczniu 2023 roku ofiara takiego oszustwa padła 50-letnia mieszkanka powiatu jarosławskiego. Mężczyzna, którego poznała za pośrednictwem portalu społecznościowego, podawał się za żołnierza armii amerykańskiej, który przebywa na misji w Jemenie. W ciągu dwóch tygodni znajomości, podczas wymiany korespondencji "amerykański żołnierz" flirtował z kobietą, zdobywając jej zaufanie.

Po kilkunastu dniach napisał, że został postrzelony, a za tydzień ma jechać na akcję, której może nie przeżyć. Do swojej korespondencji dołączył zdjęcia ze szpitala. Poprosił też kobietę, aby na wskazany adres mailowy, napisała wiadomość do jego dowódcy, generała, podając się za jego żonę. W tej wiadomości miała znajdować się prośba, aby mężczyzna nie jechał na misję. Kobieta postępowała zgodnie z instrukcjami. W odpowiedzi na maila 50-latka dostała informację, że istnieje taka możliwość i że "jej mąż" może zostać zastąpiony innym żołnierzem, co będzie kosztowało określoną sumę pieniędzy, w zależności, jakiej narodowości będzie żołnierz. Kobieta wybrała żołnierza niemieckiego, bo był najtańszy i na wskazany w mailu rachunek bankowy wpłaciła 3 tys. zł. Potwierdzeniem był mail przesłany z gratulacjami, że mężczyzna zostanie zwolniony z akcji. Na następny dzień kobieta dostała maila, że będą potrzebne pieniądze na odrzutowiec, który przywiezie mężczyznę do Polski. Jak podała kobieta i tym razem wybrała najtańszą opcję — odrzutowiec niemiecki za kwotę 70 tys. zł. Na ten cel zaciągnęła pożyczkę w kwocie 61 tys. zł., dopłacając resztę z własnych oszczędności. W trakcie tej korespondencji 50-latka wymieniała także wiadomości z rzekomą córką "żołnierza", która potwierdzała informacje przekazywane przez jej ojca.

Po wpłacie środków przez kobietę następnego dnia "amerykański żołnierz" napisał, że jest już w Polsce i skontaktuje się wkrótce. Potem pisał, że jest już w Warszawie, lecz nie ma kompletnych dokumentów. Potem dowiedziała się, że przebywa w ośrodku emigracyjnym i prosi o wpłatę 70 tys. zł, ponieważ zostanie zatrzymany lub deportowany. W ten sposób 50-latka przekazała na wskazane konto łącznie 100 tys. zł. O tym, że padła ofiarą przestępcy, domyśliła się, gdy zadzwoniła na numer telefony rzekomego żołnierza i kobiecy głos poinformował ja, że to oszustwo.

W styczniu bieżącego roku do świdnickiej komendy zgłosiła się inna oszukana kobieta. Sprawca oszustwa nawiązał z nią kontakt również za pośrednictwem mediów społecznościowych. Mężczyzna podawał się za amerykańskiego żołnierza na misji w Iraku. Korespondując z 78-latką, opowiadał wiele o sobie, wzbudzając tym jej zaufanie. Mężczyzna w rozmowach wykazywał coraz większe zainteresowanie nowo poznaną kobietą. Po dłuższej znajomości i pogłębieniu wzajemnych relacji przekonał ją do pomocy finansowej. Nieświadoma podstępu 78-latka uległa jego prośbie. Początkowo mężczyzna prosił o małe sumy, więc mieszkanka Świdnicy przelewała pieniądze na wskazane konto, by jej rozmówca mógł wyrobić dokumenty czy oprawić odznaki.

Po kilku miesiącach odezwał się do niej rzekomy przełożony żołnierza. "Generał" namawiała 78-latkę do pokrycia kosztów biletów lotniczych, opłaty przepustki urlopowej i ubezpieczenia zdrowotnego dla "żołnierza", który chciał się z nią spotkać i przyjechać do Polski. Do jej domy zapukał też kurier, który "reprezentował" firmę zajmującą się doręczaniem przesyłek. Taka przesyłka miała trafić w jej ręce od żołnierza z Iraku. Kobieta miała opłacić koszty z tym związane. Żołnierz, z którym korespondowała, obiecywał, że wszystko jej odda, jak przyjedzie. Niestety ta historia happy endu nie ma. Żołnierz, generał i kurier okazali się oszustami, a wyznania miłosne fikcją. Prawdziwe były tylko pieniądze, które kobieta przelała na konta oszustów, te z oszczędności i z zaciągniętych kredytów. Straciła łącznie blisko 220 tys. zł.

fot. ilustracyjna pixabay. com

Styl Życia

Styl Życia - najnowsze informacje

Rozrywka