Za nami sezon Ekstraklasy 2024/2025. Poznaliśmy wszystkie rozstrzygnięcia, choć w ostatniej kolejce najważniejsze było rozstrzygnięcie w walce o mistrzostwo, oraz te miejsca dające europejskie puchary.
Warto zacząć od świetnego występu naszych drużyn na europejskich stadionach. Tak, miało być o Ekstraklasie, ale nie mogę nie wyróżnić Legii i Jagiellonii. Oba te zespoły zaskoczyły mnie w Lidze Konferencji Europy, gdzie dotarły aż do 1/4 finału. Zacznę od ekipy z Podlasia. Miałem obawę przed sezonem, że mimo pięknej gry, świetnie przeprowadzonych transferów i zasłużonego mistrzostwa Polski, Jaga będzie jak Piast Gliwice. Solidna drużyna, która po sezonie z największym sukcesem w historii klubu, wyżej nie podskoczy. Trafi na losowy zespół w eliminacjach i się na nim wyłoży. Jak bardzo się myliłem.
Świetny sezon w Europie
Trener Adrian Siemieniec i dyrektor sportowy Łukasz Masłowski pokazali mi, że to nadal najlepszy duet pracujący nad jedną drużyną prawdopodobnie w całej lidze. Część kibiców Jagi jest zła, że nie było obrony tytułu. Co tu się dziwić. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli jednak Duma Podlasia awansuje znowu do Ligi Konferencji, to będzie naprawdę sukces dla tego klubu. Poza Lechem Poznań i Legią mało kto awansuje do pucharów rok po roku. Nawet wychwalany projekt, jak Raków Częstochowa w Europie zagrał raz, i to jak beznadziejnie. Wolałbym szczerze zapomnieć, że się tam dostali.
Legia z kolei uratowała sobie sezon Pucharem Polski. Wojskowi podobnie jak Jagiellonia dotarli do ¼ Ligi Konderencji, ale jednak nie połączyli tego z ligą tak, jak Jaga. W stolicy jak był chaos, tak nadal jest. Portugalski szkoleniowiec tupnął nogą i nie zgodził się na nowy kontrakt od klubu. Goncalo Feio stał się w moich oczach jak przed laty Ricardo Sa Pinto: jak dobrym trenerem by nie był, to zwraca moją uwagę samym zachowaniem, nie taktyką czy wynikami. Jak dla mnie droga wolna, tęsknił nie będę.
Tottenham Hotspur wygrał Ligę Europy, Harry Kane mistrzostwo Niemiec, więc Pogoń Szczecin musiała wziąć na barki równowagę wszechświata. Portowcy nadal czekają na pierwsze trofeum, pomimo iż zagrali w tym roku drugi finał Pucharu Polski z rzędu i ponownie go przegrali. Finalnie Pogoń zajęła miejsce tuż za podium, więc ani pierwszej statuetki, ani pucharów na otarcie łez w tym roku nie zobaczą. Dodam tylko, że o trzecią lokatę grali w bezpośrednim meczu z Jagą, który wystarczyło tylko, albo aż wygrać, a skończył się remisem.
Najwięksi przegrani
Ich promykiem radości jest Efthymios Koulouris. Grecki napastnik Pogoni strzelał aż miło, pakując piłkę do siatki rywali 28 razy. Ostatni taki wynik miał Nemanja Nikolics w sezonie 2015/16 w barwach Legii (28 goli). Prawie dekadę Ekstraklasa czekała na takiego napastnika. Choć Pogoń zbłaźniła się, nie wygrywając po raz kolejny trofeum, to jednak nie oni dzierżą tytuł największych przegranych. Śląsk Wrocław. Rany, ale to jest fenomen. Wicemistrzowie Polski, którzy spadają z Ekstraklasy. Niebywałe, a jednak. Odejście Erika Exposito do ligi katarskiej, nie tak świetna jak przed rokiem forma Rafała Leszczyńskiego między słupkami i zwolnienie Jacka Magiery. To wierzchołek góry lodowej, który doprowadził do jednej z największych katastrof z sezonu na sezon w ostatnich latach. Nie mówiąc już nawet o tym, że Śląsk to klub miejski, a władze Wrocławia na czele z prezydentem miały tyle problemów, że spadek wicemistrzów to był ich najmniejszy problemem. Podobna historia wydarzyła się kilka lat temu w Gdańsku, gdzie Lechia zaczęła w eliminacjach do Ligi Konferencji, a skończyła w 1 lidze. Śląsk do ostatniej kolejki ubiegłego sezonu walczył o mistrzostwo kraju, a w tym pojechał do Niepołomic pożegnać się z Ekstraklasą. To się nazywa zjazd. Wicemistrzowie z przypadku, spadkowicze z przeznaczenia.
À propos Niepołomic, życie pisze najbrutalniejsze scenariusze. Tomasz Tułacz, który wprowadził Puszczę do Ekstraklasy, pożegnał się z nią w meczu ze Stalą Mielec. Nie dość, że ekipa z Podkarpacia była już pewna, że spadnie, to przecież Mielec jest rodzinnym miastem trenera Żubrów. To, co łączy te dwa kluby, to potrzeba kombinowania w transferach i ograniczone możliwości. Puszcza jak i Stal nie są z dużych miast, nie cieszą się wielkim zainteresowaniem medialnym, a kupowani zawodnicy często są któregoś wyboru. Choć oba kluby są prowadzone z głową, by finansowo wszystko spinać, finalnie i tak w przyszłym roku zagrają w 1 lidze. Puszcza i Stal straciły swoich napastników, którzy mieli duży wpływ na drużyny (Kamil Zapolnik i Ilja Skhurin), oba straciły dobrze dysponowanych bramkarzy z poprzedniego roku (Oliwier Zych i Mateusz Kochalski), a nowe wzmocnienia okazały się niewystarczające.
Historia z Mielca jest o tyle smutniejsza, że Podkarpacie może prędko nie wrócić do Ekstraklasy. Stal Rzeszów często jest w gronie walczących o baraże w 1 lidze, ale nie była w niej od lat 70.tych i w przyszłym roku też nie zagrają, bo tym razem do baraży się nie załapali. Stal Mielec może zakręci się w walkę o baraże, ale bez żadnej gwarancji, że po roku nieobecności wrócą do Ekstraklasy. Podkarpacie znów może stać się piłkarską pustynią.
Wyjątkowi beniaminkowie
Pozytywne zaskoczenia tego sezonu to też nieoczywista kwestia. Na największe wyróżnienie w tej kategorii ode mnie ląduje do beniaminków. Nawet beznadziejna Lechia Gdańsk, która przez całą jesień wygrała trzy mecze i co dwa tygodnie musiała walczyć o licencję na grę w Ekstraklasie, finalnie utrzymała się w lidze. Motor Lublin i GKS Katowice to z kolei fenomeny pełną gębą. Po raz pierwszy odkąd wprowadzono trzy zespoły awansujące, wszyscy beniaminkowie się utrzymali, a Motor i GKS wniosły do ligi coś więcej niż walka o utrzymanie.
Ekipa z Katowic w trakcie sezonu otworzyła nowy stadion, co organizacyjnie też było na pewno wyzwaniem. Trener Górak przez lata pracy w klubie z byle jakiej drużyny zrobił spoiwo, z którym trzeba się liczyć. Ich mecze w tym sezonie były jakieś. Co prawda dla ich kibiców to może być różnie odbierane, ale przynajmniej coś się działo. Motor podobnie zresztą. Potrafili przegrać 2:6 z Cracovią, ale ograli Lecha w Poznaniu, czy zremisowali z Legią 3:3. Nudy nie było.
Wieczni średniacy
Od lat są też drużyny, które zbyt wiele nie wnoszą, po prostu sobie w Ekstraklasie grają. Każda liga je ma, ale wydaje mi się, że prędzej czy później w sporej części lig te proporcje się zmieniają, a każdy średniak ma raz na czas sezon walki o wyższe cele. W Ekstraklasie też są przeciętne zespoły, średni trenerzy i nijakie wyniki. Na tej liście widzę Zagłębie Lubin, Radomiaka Radom, Piasta Gliwice, Cracovię, Górnika Zabrze czy Widzewa Łódź. Choć ci ostatni mogą nieco namieszać w przyszłości, bo dzięki nowemu, bogatemu właścicielowi obraz Widzewa może się zmienić. Na ten moment jednak każda z tych drużyn czy ma spokojną sytuację kadrową (brak kontuzji), czy nie ma problemów z finansami, a trener wydaje się sensowny, to przez ostatnie lata po prostu sobie są w Ekstraklasie. Przykładowo, najlepszy sezon Zagłębia w ostatnich latach miał miejsce w sezonie 2018/19 gdy zajęli szóste miejsce, podobnie jak sensacyjnego mistrza Polski Piasta. Cracovia na bardziej spektakularny sezon czeka od kadencji Michała Probierza, gdy w 2020 roku wygrała Puchar Polski.
Radomiak najlepszy sezon z kolei miał w pierwszym roku po powrocie do Ekstraklasy, gdy zajęli siódme miejsce w kampanii 2021/22. Rok temu modlili się o utrzymanie, w tym tak jak w poprzednich latach, są po prostu bliżej środka tabeli. Raz do roku sprzedadzą jakiegoś Brazylijczyka lub Portugalczyka i zastąpią kolejnym z jednego z tych krajów. Tak to dotychczas wyglądało. Górnik natomiast po raz kolejny rozstał się z Janem Urbanem i będzie kombinował nad swoją przyszłością. Na pocieszenie Lukas Podolski i klub ogłosili, że Niemiec przedłuża umowę o rok. Górnik jest miejskim klubem, więc warto dodać, że prezydent Zabrza została odwołana za sprawą referendum. Czy to będzie szansa na nowy start dla legendarnego polskiego klubu? Zobaczymy. Na razie nie widzę tego, choć kadra prezentuje się przyzwoicie.
Wiecznym średniakiem jest też Korona Kielce, ale ona pozytywniej zaskoczyła tak jak beniaminkowie. Choć jesień była dla drużyny Jacka Zielińskiego fatalna, tak wiosna to prawdziwy szturm po najlepszy wynik w historii klubu. Za ostatnie 15 spotkań sezonu Korona zajmuje szóste miejsce w lidze. Do miejsca piątego, które jest największym sukcesem w ich dotychczasowej historii, zabrakło dziewięć oczek. Nie zdziwi mnie natomiast, jeśli za rok o tej porze Korona będzie walczyła o utrzymanie.
Walka o tytuł do końca
Lech Poznań i Raków Częstochowa zostawiłem sobie na deser. Ta rywalizacja, szczególnie w ostatniej kolejce była bowiem naprawdę słodka, szczególnie z perspektywy neutralnego widza, bo fani obu stron na stadiony szli z pulsometrem. Przed ostatnią kolejką było wiadomo, że Lech musiał swój mecz co najwyżej zremisować, a Raków swój wygrać, by tytuł powędrował do Częstochowy. Jeśli Lech wygrałby swój mecz z Piastem, to Raków byłby bezradny i mistrzostwo zawitałoby do Wielkopolski.
Kolejorz, tak samo jak Medaliki w ostatnim meczu objęły prowadzenie jeszcze przed przerwą. Przez całą drugą połowę Lecha wyobrażałem sobie, że Kolejorzowi przytrafi się historia jak lata temu w Wiśle Kraków. Mam na myśli samobója Mariusza Jopa w derbach z Cracovią, przez co, zamiast mistrzostwo powędrować do stolicy Małopolski, trafiło właśnie do Poznania. Wracając do 2025 roku, Lech prowadził 1:0 z Piastem, a Raków 2:0 z Widzewem. Wystarczyło, by gliwiczanie strzelili gola na remis i nagle mistrzostwo miałby Raków.
Marcel Krajewski w końcówce meczu w Częstochowie wystraszył nieco podopiecznych trenera Papszuna. Nie dość, że kilka minut wcześniej Fran Tudor osłabił Raków czerwoną kartką, to jeszcze właśnie Krajewski pokonał golkipera gospodarzy i zrobiło się 1:2. W Poznaniu z kolei Piast zaczął pokazywać pazury i walczyć o punkty. Próbowali jak mogli, by wywieźć remis. W ostatnich minutach Kolejorz musiał ratować się wybiciem z linii bramkowej groźnej akcji gości. Finalnie mistrzostwo zostało w Poznaniu. Wydaje mi się, że to uczciwy rezultat. Większość sezonu to właśnie Lech był liderem tabeli, grał najlepiej. Strzelili najwięcej goli w Ekstraklasie (68), a tylko Raków stracił mniej. Chyba więc faktycznie wygrał najlepszy. Kolejny sezon najpiękniej ligi za nami i trzeba czekać do lipca na nowe rozdanie.
Idzie nowe
Przyszły sezon szykuje się interesująco. Już teraz wiadomo, że przez awans Arki Gdynia będą derby Trójmiasta z Lechią Gdańsk, a dzięki awansowi Bruk-Betu Termalica nadal będą co najmniej dwa zespoły z Małopolski w Ekstraklasie. Jest także szansa na powrót derbów Krakowa i Warszawy. W barażach jest Wisła Kraków i Polonia Warszawa, więc ewentualne przetarcia Białej Gwiazdy z Cracovią, lub Czarnych Koszul z Legią dodadzą kolorytu. Brakuje mi derbów, a nowy sezon może nam je oddać z nawiązką.
Można powiedzieć, że te rozgrywki były bardziej uczciwe niż poprzednie. Jak widziałem Śląska, który czołga się do wicemistrzostwa, to ciężko mi się nie cieszyć, że klub prowadzony od lat bez pomysłu zlatuje z ligi. W ubiegłym roku nienależąca do najgorszych Warta Poznań spadła z Ekstraklasy, a teraz cała najgorsza trójka faktycznie odstawała od reszty zespołów.
To co łączy te dwa sezony to zasłużeni mistrzowie. Lech, tak jak przed rokiem Jagiellonia, wygrał tytuł dopiero w ostatniej kolejce, ale jak najbardziej słusznie. Kolejorz był po prostu najlepszy i dobrze, że zgarnął to mistrzostwo. Trofeum dla Rakowa to nie byłaby taka abstrakcja jakby wygrał je w 2024 Śląsk, ale jednak byłoby to w pewnym sensie niesprawiedliwe. Tym bardziej, że ekipa z Częstochowy zaczęła męczyć kibiców śledzących Ekstraklasę, szczególnie swoimi przekazami na konferencjach prasowych, jak po ostatniej kolejce z Widzewem, gdzie trener Papszun zwracał uwagę na postawę sędziów na przestrzeni sezonu. Docenil mistrza z Poznania, ale jednak musiał dodać swoje o arbitrach, bo nie byłby sobą. Wracając do Lecha, to życzyłbym sobie awansu do Ligi Europy, żeby polska liga mogła wykonać kolejny krok w rozwoju. Chyba, że znowu Kolejorz trafi na potęgę skali Spartaka Trnava, lub Qarabaqu Agdam. Wtedy brak awansu będzie można wytłumaczyć trudnym wyjazdem, rozwojem piłki na Słowacji czy Azerbejdżanie, lub po prostu słabą dyspozycją dnia. Oby takich kwiatków jednak nie było.
Fot: Oscar Mrozowski / MKS Puszcza Niepołomice / Materiały Prasowe