Większość Brzeszczan Grzegorza Wawrykę zna przede wszystkim jako włodarza miasta, natomiast nie wie jakim człowiekiem burmistrz jest prywatnie. Aby go lepiej poznać od tej strony postanowiliśmy porozmawiać o nim z jego żoną Barbarą, o której znający ich dobrze znajomi mówią, że jest jego ostoją i największym oparciem.
Kampania wyborcza to trudny okres dla żony samorządowca? Czy jest ona w jakiś sposób obciążeniem także dla pani?
Kampania to rzeczywiście trudny okres dla samorządowców, ale przecież także sama praca jest bardzo absorbująca czasowo i emocjonalnie. Mija właśnie dwadzieścia lat pracy mojego męża w samorządzie, co oznacza też kilka kampanii. Bardzo to cenię, że pomimo tylu obowiązków zawodowych Grzegorz znajduje czas dla rodziny, pomaga mi w sprawach domowych, w których się uzupełniamy – bo przecież oboje pracujemy zawodowo. Można Grześka zastać w domu z odkurzaczem, czy robiącego porządki w kuchni, koszącego trawniki, czy bawiącego się z dziećmi. Cieszę się jak widzę go grającego z Kasią w warcaby, albo kopiącego w piłkę z Karolem. Starsze dzieci też mają czas na rozmowę z tatą i mamą. Wierzę, że jesteśmy dla Grzegorza wsparciem i dzięki temu dom jest miejscem gdzie rzeczywiście może odpocząć.
Czy przez to, że pani mąż zarządza miastem czuje się pani głębiej związana z Brzeskiem?
Urodziłam się i wychowałam w Brzesku. Tu chodziłam do szkół, mam wielu przyjaciół i kolegów z ławy szkolnej. W Brzesku uczyły i uczą się nasze dzieci. Od 21 lat pracuję w szpitalu. Mogę więc powiedzieć, że Brzesko to moje miasto, to moje życie.
Przed każdymi wyborami ktoś rozsiewa plotki o tym, że mąż stosuje w domu wobec pani przemoc...
Prawdą jest, że przed wyborami rozsiewana jest plotka o przemocy w naszej rodzinie. Takie kłamstwa bardzo dotykają i bolą – nas, nasze dzieci, naszych rodziców. Mam nadzieję, że moje wystąpienie na posiedzeniu rady miejskiej dotyczące tych oszczerstw, raz na zawsze położy kres tym pomówieniom i że nikt nie będzie stosował tego typu podłych chwytów w żadnej kampanii.
Czy są dni, podczas których zdarza się pani pomyśleć: "Kurczę, Grzesiek, lepiej gdybyś nigdy nie zostawał burmistrzem..."?
Rzeczywiście, zdarzają się sytuacje, gdy nie możemy ustalić terminów wspólnych wyjazdów czy wakacji, bo obowiązki służbowe Grześka stoją na przeszkodzie. Wtedy siadam z dziećmi i zapraszamy tatę do „wyjaśnienia”, co kończy się zazwyczaj wspólnym wyjazdem. Grzesiek jest naprawdę wspaniałym towarzyszem wszelkiego rodzaju rodzinnych wyjazdów. Posiada dużą wiedzę historyczną i krajoznawczą, co znakomicie służy w naszych podróżach po Polsce. A jeśli nie uda się go przekonać do wyjazdu to wiemy, że naprawdę jest to sprawa ważna i istotna dla mieszkańców, że nie mógł być razem z rodziną.
Co uważa pani za największe dokonanie męża?
Nie mam wątpliwości, że największym dokonaniem mojego małżonka jesteśmy my – nasze 26 lat małżeństwa, nasza czwórka dzieci, rodzina, dom. Nie ukrywam, że odczuwamy pewnego rodzaju satysfakcję, a nawet dumę, jak po dobrze wykonanej pracy, gdy spacerujemy po rynku, czy jesteśmy w bibliotece, na Orliku, czy hali sportowej, gdzie ćwiczą nasze dzieci. Czujemy, że jest w tym wkład naszego taty i męża. Tę satysfakcję zapewnił nam Grzegorz swoją dwudziestoletnią pracą i służbą i tego nie zmieni jakikolwiek wynik tegorocznych wyborów.
Rozmawiał Manuel Langer