czwartek, 6 marca 2025 14:07, aktualizacja 4 godziny temu

Lech Pankiewicz: Dziki w mieście i blisko domów to trochę i nasza wina

Autor Artykuł sponsorowany
Lech Pankiewicz: Dziki w mieście i blisko domów to trochę i nasza wina

– Dziki w mieście i blisko domów to trochę i nasza wina. Zajęliśmy siedliska tych zwierząt, w związku z tym one podchodzą do naszych domów i poszukują tam karmy – mówi Lech Pankiewicz. Z Małopolskim Wojewódzkim Lekarzem Weterynarii rozmawiamy o zadaniach tej inspekcji, chorobach zakaźnych zwierząt i rozwiązaniach, które są potrzebne, aby zwierzętom i ludziom lepiej się współistniało.

Lech Pankiewicz mieszkańcom powiatu wielickiego znany jest bardzo dobrze. To nie tylko ceniony lekarz weterynarii, ale doświadczony samorządowiec i działacz sportowy. 26 sierpnia ubiegłego roku Główny Lekarz Weterynarii Krzysztof Jażdżewski powołał go na stanowisko Małopolskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. Czym się teraz zajmuje, jak wygląda sytuacja epidemiczna w Małopolsce, jak rozwiązać problemy, które stwarzają wszechobecne dziki? O tym w rozmowie z Lechem Pankiewiczem.

Główny Lekarz Weterynarii Krzysztof Jażdżewski i nowo mianowany Małopolski Wojewódzki Lekarz Weterynarii, Lech Pankiewicz / fot. GIW

Sprawowanie funkcji Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii to bardzo odpowiedzialne zadanie, zwłaszcza w obliczu zagrożeń, które są obecne w Małopolsce. Objął pan tę funkcję w 2024 roku, już po wyborach samorządowych, w których zdobył pan mandat do Rady Powiatu Wielickiego. Skąd taka decyzja?

– Faktycznie, już po raz ósmy zostałem radnym. Wszyscy moi wyborcy wiedzieli jednak, że jestem lekarzem weterynarii. To jest mój zawód i moja pasja. Mogę powiedzieć wprost, że i moja miłość, bo nie wyobrażam sobie lekarza weterynarii, który nie kocha zwierząt. To jest ściśle związane. Jak objąłem nową funkcję? Cóż – została mi złożona propozycja, a nie wypadało mi odmówić, tym bardziej, że mam duże doświadczenie i kompetencje. Sprawowanie funkcji Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii to dla mnie dodatkowe wyzwanie, które podjąłem dla dobra całego województwa, a nawet i kraju.

Małopolski Wojewódzki Lekarz Weterynarii, Lech Pankiewicz / fot. GIW

W Małopolsce nie brakuje ognisk chorób zakaźnych. Jest ptasia grypa, rzekomy pomór drobiu, amerykański zgnilec pszczół. Jest zagrożenie ASF. Co jeszcze nam zagraża?

– Trzeba wspomnieć o pryszczycy, której u nas nie ma, ale jest w niedalekiej odległości od naszych granic. Wybuchła w Brandenburgii. To jedna z najgroźniejszych chorób zwierząt. Powoduje bardzo duże straty ekonomiczne i już teraz zwracamy na nią szczególną uwagę. W tej chwili na zachodniej granicy została postawiona zapora. Kontroluje się i dezynfekuje, żeby nie dopuścić jej do naszego kraju. Inna niebezpieczna choroba, która już nam zagraża to choroba niebieskiego języka (Bluetongue) i z nią też będziemy mieli bardzo dużo pracy. Na razie jest jakby uciszona, bo czynnikiem roznoszącym ją są kuczmany - latające i gryzące muszki. Będziemy mieli na pewno z tym kłopot i już się do tego przygotowujemy.

Jeżeli chodzi o chorobę rzekomego pomoru drobiu, tak zwaną chorobę Newcastle, ona u nas bardzo długo nie występowała. Jednak w ostatnim okresie mieliśmy 5 ognisk tej choroby. Wystapiła w małych hodowlach kur. Ogniska te udało się szybko zlikwidować. Wektorem tej choroby są dzikie ptaki. Może wystąpić tam, gdzie zaniedbało się bioasekurację, gdy zakażony nią ptak mógł zetknąć się z wodą czy z paszą, albo pozostawił swoje odchody.

Ostatnio w Małopolsce pojawiło się ognisko ptasiej grypy. Jak wygląda teraz sytuacja? Jak duże są w tej chwili straty hodowców?

– Przez ostatnie 2 lata nie mieliśmy w ogóle ptasiej grypy w Małopolsce, ale w tym roku, w Sieprawiu pojawiło się ognisko tej choroby. W ognisku było 31 tysięcy sztuk drobiu - były to kury nioski. Zostało już ono zlikwidowane i zabezpieczone. Nie doszukaliśmy się tam bezpośredniej przyczyny, ale jest to choroba zwalczana z urzędu i właściciel musiał zutylizować całe stado. Hodowca dostanie za to odszkodowanie (wyniesie około miliona złotych). Skarb państwa stara się wyrównywać rolnikom tę stratę.

Lech Pankiewicz / fot. arch pryw.

Z jednej strony mówi pan, że kocha pan zwierzęta, ale z drugiej strony pana misja polega też na tym, żeby podejmować decyzje na przykład o eliminacji zagrożeń, związanych z ogniskami czy ptasiej grypy, czy rzekomego pomoru drobiu, w związku z czym niektóre całe stada, całe hodowle muszą po prostu zostać unicestwione.

– Pojmuję swoją misję w ten sposób, że jestem osobą, która jest odpowiedzialna za zdrowie i życie ludzi i zwierząt. Naczelnym zadaniem jest ochrona zdrowia publicznego. To wiąże się z nadzorem nad bezpieczeństwem żywności pochodzenia zwierzęcego, oraz zwalczaniem chorób zwierząt, które mogą przenosić się na ludzi, czyli lekarz weterynarii w bezpośrednim związku dba o zdrowie ludzi i życie ludzi. To jest większe dobro.

Większość chorób i pandemii zawsze wywodziła się najpierw z chorób zwierząt. Dopiero później ten wirus się pasażuje i staje się agresywny wobec ludzi. W związku z tym powinniśmy zwalczać choroby już zarodku. Przykład niedawnej epidemii COVID-u świadczy o tym, że wirus, który pochodził od zwierząt, rozlał się potem na cały świat.

Olbrzymim problemem, także w Wieliczce, w której pan mieszka, są dziki. Z jednej strony ekolodzy alarmują, że dziki zabijane są właściwie na wyrost, bo tylko niewielki procent jest zarażony ASF, z drugiej strony jest ich tak dużo, że powodują straty, a ludzie boją się o swoje bezpieczeństwo. Dziki powodują zniszczenia na boiskach i w parkach. Właściwie nie wiadomo, kto miałby za to zapłacić, kto ma się tymi dzikami się zajmować? Jakie widzi pan rozwiązanie?

– Oczywiście, widzę ten problem. Generalnie zwierzęta dzikie boją się ludzi, ale my także boimy się tych zwierząt. Nie wiemy, jak to zwierzę zareaguje. Dziki w mieście i blisko domów to trochę i nasza wina. Zajęliśmy siedliska tych zwierząt, w związku z tym one podchodzą do naszych domów i poszukują tam karmy. Na dodatek nasze odpady, śmieci nie są odpowiednio dobrze zabezpieczone, co przyciąga te zwierzęta.

W powiecie wielickim, niejednokrotnie też w porozumieniu ze strażą miejską, próbowaliśmy likwidować zagrożenia związane z dzikami. Starałem się zawsze reagować, jako lekarz weterynarii, gdy byłem proszony o interwencję.

Normalnie sprawą dzików powinni się zajmować myśliwi, ale ponieważ teren, gdzie teraz występują, jest bardzo zurbanizowany, a ustawa zobowiązuje myśliwych do nieużywania broni w rejonie do 150 metrów od najbliższych domów, nie ma opcji, aby je odstrzelić. W poprzednim sezonie starosta wielicki zaproponował, aby odławiać dziki przy pomocy profesjonalnej firmy i schwytane zwierzęta były potem usypiane, bo nie można ich było przemieszczać w inne tereny. Wynika to z zagrożenia ASF i związane jest z przepisami unijnymi.

Czy uważa pan, że w ogóle możemy w jakiś sposób ograniczyć przyrost dzików, bo wydaje się, że to walka z wiatrakami?

– W pewnym sensie tak. Na wzrost populacji dzików ma wpływ również to, że zmienia się klimat. W związku z tym maciory rzeczywiście szybciej dorastają i tak, jak kiedyś miały tylko jeden miot w roku, teraz przyjmuje się, że każda z macior dzików ma już dwa i pół miotu w roku. W związku z tym dzików rzeczywiście w niekontrolowany sposób przybywa. I dopóki nie pojawią się takie metody, jak na przykład stosowanie jakichś środków antykoncepcyjnych, porozrzucanych tak, jak teraz stosuje się szczepionki dla lisów przeciw wściekliźnie, problem będzie nadal istniał.

Ekolodzy, którzy bronią dzików, zauważają, że tak naprawdę ASF niemal u nas nie występuje, a mimo to eksterminujemy te zwierzęta na bardzo dużą skalę.

– Jako lekarz weterynarii i mieszkaniec naszej gminy przyznam pani rację, ale jestem także urzędnikiem państwowym i muszę się stosować do aktów prawnych. Akty prawne mówią wprost, że głównym wektorem przenoszenia ASF są dziki. Jednak faktycznie, my nie stwierdziliśmy ASF w naszym powiecie. Od 2021 roku nie było ASF w chlewniach w naszym województwie, a u dzików nie było go od 2023 roku. Myślę, że również dzięki temu, że nasze służby bardzo dobrze pracują: przestrzegają, kontrolują bioasekurację w gospodarstwach. Służba weterynaryjna zrobiła w zeszłym roku ponad 3000 kontroli zmierzających do tego, żeby zabezpieczyć nasz teren przed chorobami bakteryjnymi lub wirusowymi. Jest to już potwierdzone na całym świecie, że to jest najlepsza metoda ochrony przed ASF, bo nie uda nam się pozbyć się tej choroby całkowicie w krótkim okresie czasu.

Trzeba jednak podkreślić, że jeśli pojawi się ognisko ASF to oznacza olbrzymie straty ekonomiczne nie tylko dla hodowców trzody chlewnej. To wiąże się z dużymi stratami dla państwa. Nie można eksportować mięsa, nie możemy handlować trzodą chlewną. My do niedawna byliśmy potęgą produkcji mięsa wieprzowego, a teraz przez ASF wpływy do budżetu maleją, bo są całe rejony wyłączone z produkcji mięsa wieprzowego. Chciałbym jednak uspokoić, że choroby, o których mówimy, nie są niebezpieczne dla człowieka, czyli człowiek nie może się nimi zarazić.

Lech Pankiewicz / fot. arch pryw.

Do zadań Inspekcji Weterynaryjnej należą też kontrole schronisk dla zwierząt. Niestety, liczba bezdomnych zwierząt, rozmnażanych bez kontroli, rośnie. Jak to wygląda w Małopolsce? Jaka jest pana rola w monitorowaniu tych zjawisk?

– My, jako inspekcja mamy obowiązek co roku dwukrotnego kontrolowania schronisk i zwracania uwagi przede wszystkim na dobrostan zwierząt. Jednak potrzebne nam są rozwiązania wprowadzane na poziomie parlamentarnym. Jako eksperci możemy być doradcami, ale to parlamentarzyści powinni rozpocząć pracę nad nową ustawą o ochronie zwierząt, w której powinno się m.in. zwrócić uwagę na prowadzenie hodowli i określić, jakie powinna ona spełniać warunki utrzymania zwierząt i wprowadzić obowiązek chipowania. Ważne są też programy takie, jak ten, który realizuje Gmina Wieliczka. Chodzi o specjalny program sterylizacji psów, suk, kotów i kotek. Jest to najlepsza metoda, aby te zwierzęta nie rozmnażały się w niekontrolowany sposób, a później nie zasilały przepełnionych schroniska dla zwierząt.

Jeśli zauważymy jakieś nieprawidłowości, złe traktowanie czy zaniedbywanie zwierząt, to gdzie powinniśmy to zgłosić?

–  Jeżeli ktoś zauważy, że zwierzęta są bite, trzymane na krótkim łańcuchu, czy zaniedbane, powinien zgłosić to do powiatowego lekarza weterynarii, urzędu gminy, policji lub straży miejskiej. Każde zwierzę ma prawo do dobrostanu i odpowiedniej opieki.

Serdecznie pozdrawiam Czytelników Głos24 i Głosu Wielickiego.

Lech Pankiewicz / fot. arch pryw.

Lech Pankiewicz: urodzony w 1955 roku w Radomiu. Dzieciństwo i młodość spędził w Bielsku Białej. Maturę zdał w 1973 roku w Liceum Ogólnokształcącym im Adama Asnyka. Studiował na Akademii Rolniczej w Lublinie, posiada specjalizację z zakresu epizoocjologii i administracji weterynaryjnej.

Od 1981 roku pracuje w zawodzie jako lekarz weterynarii. W latach 1981-1993 pełnił funkcję ordynatora w PZLZ w Wieliczce. Od 2001 do 2008 roku piastował funkcję Powiatowego Lekarza Weterynarii w Wieliczce.

Od 2014 roku jest również wykładowcą w Uniwersyteckim Centrum Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Od 2016 roku pełni funkcję Prezesa Okręgowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej Małopolskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej w Tarnowie.

Jest sportowcem, lekkoatletą, instruktorem i działaczem sportowym. Reprezentował barwy klubów sportowych: MKS Beskidy Bielsko Biała, Górnik Zabrze (z którym to klubem zdobył Drużynowego Mistrza Polski), Start i AZS Lublin.

W Akademickim Związku Sportowym działa od 52 lat i przez 4 kadencje pełnił funkcję Prezesa AZS Kraków. Ponad 30 lat jest Prezesem Towarzystwa Sportowego Wieliczanka.

Od 1998 r. nieprzerwanie radny rad powiatowej i miejskiej m.in. Przewodniczący Rady Miejskiej w Wieliczce i urzędujący członek Zarządu Powiatu Wielickiego.

Marzena Gitler

Małopolska - najnowsze informacje

Rozrywka