poniedziałek, 24 października 2022 10:02, aktualizacja 3 lata temu

Obeszło się bez łamania kołem – sami oddali skradzione z zamku pamiątki

Autor Tomasz Stępień
Obeszło się bez łamania kołem – sami oddali skradzione z zamku pamiątki

Zakucie w dyby, nabicie na pal, odjęcie kończyn, a nawet zamurowanie żywcem – to propozycje internautów na kary, którymi należałoby obłożyć tych, którzy włamali się do zamku Tenczyn i ukradli pamiątki. Na szczęście obyło się bez tego. Po nagłośnieniu sprawcy dobrowolnie zgłosili się, okazali skruchę, naprawili szkodę oraz zobowiązali się do zadośćuczynienia.

W nocy z 17 na 18 października (między 23:30 a 00:30) kompania czterech śmiałków, z latarkami w rękach wdarła się przez mury do zamku Tenczyn i zabrała się za zwiedzanie. To że nie uiścili opłaty za bilety, było najmniejszym problemem. Jak informuje portal Przełom, najpierw chcieli się włamać do budki kasowej. Gdy to im się nie udało, dostali się do kantorka, gdzie trzymane są pamiątki: magnesy, kartki, figurki i zabrali część z nich. Najprawdopodobniej nie wiedzieli, że Zamek Tenczyn objęty jest monitoringiem wizyjnym i wszystko nagrały kamery.

Fundacja New Era Art., która jest organizatorem ruchu turystycznego na zamku podeszła do sprawy z wyrozumiałością i postanowiła dać włamywaczom szansę. Mieli dzień na kontakt telefoniczny z Zamkiem celem polubownego załatwienia sprawy. – Po godzinie 23:59, właściwym do kontaktu będzie Komisariat Policji w Krzeszowicach – napisali w mediach społecznościowych. I zaczęło się. Jak przyznają sami, w komentarzach, które pojawiały się pod postem internauci wskazywali wiele sposobów, w jaki powinni zostać po złapaniu ukarani sprawcy. Jurajska warownia już nie jedno widziała, ale takiego nagromadzenia tortur w jednym czasie – chyba jeszcze nie. – Pojawiła się propozycja zamurowania żywcem w Dorotce, odjęcia kończyn, nabicia na pal, a nawet… o zgrozo, przekazania rekonstruktorom! – wyliczają operatorzy zamku. Dorzucili też coś od siebie: – My postanowiliśmy jednak przypomnieć o innej, stosowanej w czasach świetności zamku metodzie karania rzezimieszków. Polegała ona na tym, że delikwenta sadzano na krześle, zakuwano w dyby, stopy polewano mu słoną wodą i … przyprowadzano kozę. Koza – będąc fanką słonych przekąsek – zlizywała kryształki, jednocześnie łaskocząc uwięzionego.  Najczęściej łaskotała go... aż do nagiej kości.

Na szczęście nie trzeba było sięgać do aż tak drastycznych metod. – Chłopcy dobrowolnie zgłosili się, okazali skruchę, naprawili szkodę oraz zobowiązali się do zadośćuczynienia, a wszak już od oświecenia wiadomo, że to nie dolegliwość kary, ale jej nieuchronność najlepiej odwodzi ludzi od popełniania przestępstw, występków czy – jak w tym przypadku – robienia głupot – informuje Zamek. Jednak, jak podkreślają operatorzy, to pierwszy i jedyny przypadek, gdy podchodzą do włamania tak pobłażliwie.

fot: Wikimedia Commons/szymonkaczmarczyk.com

Obserwuj nas w Google News

Powiat krakowski - najnowsze informacje

Rozrywka