czwartek, 27 lutego 2020 11:00

Olimpijczyk na żydowskim cmentarzu

Autor Marzena Gitler
Olimpijczyk na żydowskim cmentarzu

Jest utytułowanym sportowcem, olimpijczykiem, ośmiokrotnym Mistrzem Polski i dwukrotnym Wicemistrzem Europy w kajakarstwie górskim. 22 lutego wraz z innymi osobami został uhonorowany specjalnym Ziarnkiem Gorczycy, nagrodą dla osób o niebywale wielkim sercu wobec potrzebujących i niepełnosprawnych. Nowosądeczanin, Dariusz Popiela – z którym rozmawiamy - ma też inną pasję: przywracanie pamięci o żydowskich mieszkańcach małopolskich miejscowości. 6 marca w Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego odbierze Nagrodę im. Księdza Stanisława Musiała za zaangażowanie w dialog chrześcijańsko- i polsko-żydowski. Otrzymał ją za stworzenie i realizację wyjątkowego projektu „Ludzie, nie liczby”, realizowanego przez Fundację Rodziny Popielów Centrum, której jest prezesem.

Panie Dariuszu, zanim przejdziemy do działalności fundacji chciałam zapytać o Pana karierę sportową. Był Pan na zgrupowaniu reprezentacji kajakarskiej Londynie? Ile czasu zajmują Pan treningi i jak łączy Pan sport z nauką, pracą w fundacji i życiem rodzinnym?

Faktycznie nie jest łatwo. Mam rodzinę dla, której moje wyjazdy nie są lekkie. Mam na szczęście wspaniałą żonę, która świetnie sobie radzi mimo, iż też ma sporo na głowie, jeśli chodzi o pracę zawodową. Jednak dzięki sportowi, którym zajmowałem się od dzieciństwa, mam już we krwi dobrą organizację i systematyczność. Organizacyjnie staram się wszystko godzić, ale z wielu rzeczy muszę jednak rezygnować i praca dla fundacji nie zawsze jest możliwa w takim wymiarze, w jakim bym tego chciał. Mój kalendarz wypełniają wyjazdy, ale dzisiaj, dzięki Internetowi codziennie pracuję dla fundacji na odległość.

Najbliższa letnia olimpiada odbędzie się od 24 lipca do 9 sierpnia w Tokio 2020. Kiedy będą znane nazwiska zawodników zakwalifikowanych, jaka jest procedura kwalifikacyjna i jak ocenia Pan swoje szanse wyjazdu do Tokio?

− Jestem dwukrotnym medalistą Mistrzostw Europy w tym 4-leciu oraz medalistą Pucharu Świata i z takimi wynikami Igrzyska naturalnie są dla mnie realnym celem. Jednak wiedzie do nich długa droga. Najpierw zadaniem jest wywalczenie miejsca dla kraju na Mistrzostwach Europy w Londynie, które odbędą się od 15 do17 maja, i również tam jak i dwa tygodnie później wewnętrzna rywalizacja między Polakami. A mamy mocną rywalizację w K1 w Polsce. Niestety, na Igrzyska może jechać tylko jeden zawodnik z krajów, które oczywiście zdobędą miejsce. Ciężko pracuję nad formą życia, pokonaniem kolejnych barier i pobiciem rekordów, a to daje szansę na walkę na najwyższym światowym poziomie i to mogę obiecać.

Miał pan zaledwie 19 lat, kiedy musiał się Pan zmierzyć z niesprawiedliwym potraktowaniem przez Polski Związek Kajakowy, kiedy odmówiono Panu udziału w olimpiadzie w Atenach. Czy nadal ma Pan jeszcze o to żal? Czy to doświadczenie czegoś Pana nauczyło?

Żalu już nie mam. Uważam, iż w naszym życiu wiele rzeczy dzieje się po coś. Z tamtej przykrej lekcji wyciągnąłem wnioski. Zresztą, tamta decyzja spowodowała, iż postanowiłem studiować prawo, by uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji, więc mimo, iż na studiach lekko nie było, to cieszę się, że je ukończyłem. W sporcie niezwykle ważna jest walka fair play. Inaczej trud i ciężka praca idą na marne nie przez porażkę, a przez decyzję zza biurka. Na szczęście dziś tak już nie jest i to jest optymistyczne. Zresztą mało kto wie, ale wtedy, gdy w 2004 roku nie pojechałem na Letnią Olimpiadę, spożytkowałem ten czas na nagranie płyty rapowej z moim przyjacielem Grześkiem Czerpakiem Gie i była to niezwykła przygoda w świecie muzyki, który wydawał się dla mnie nieosiągalny. Mimo wszystko więc miło wspominam tamten czas.

Wiele razy opowiadał już Pan dziennikarzom o początkach swojej działalności upamiętniającej Żydów. Wszystko zaczęło się od wizyty na krościeńskim kirkucie, z którego zostało kilka macew. Co sprawiło, że podjął Pan taką akcję? Czy była to spontaniczna decyzja, czy jakoś musiał się Pan do tego przygotować? Co Pana przekonało?

− To nie tak, że wszedłem na cmentarz i od tego momentu rozpocząłem się interesować historią Żydów. Kilka lat wspólnie z Sądeckim Sztetlem - Łukaszem Połomskim, Arturem Franczakiem, Fundacją Nomina Rosae, Marią Molendą, Maciejem Walaskiem działaliśmy na rzecz pamięci o sądeckich Żydach. Organizowaliśmy spotkania z kulturą żydowską, rocznice likwidacji getta i inne obchody rocznicowe, więc przez kilka lat zdobywałem wiedzę, doświadczenie ale to było za mało. Czułem, że muszę coś zrobić dla pamięci o ofiarach. Same spotkania, czytanie książek mi nie wystarczało. To, że nie było gdzie zapalić świeczki, pomodlić się za połowę mieszkańców miasta bolało mnie wtedy i boli do dzisiaj. Dlatego działam w różnych miejscach. Krościenko było ważne, bowiem faktycznie wizyta na cmentarzu, a właściwie wizyta na łące, bo w niczym nie przypominało to miejsce cmentarza, dała impuls do działań, które trwają i będą trwać. Ogrom tragedii, cierpienia był tak wielki, a zapomnienie jest równie duże, iż do niczego nie trzeba mnie było przekonywać. Serce podpowiedziało co trzeba robić - działać nie czekać, nie gadać, a robić…

Projekty realizuje fundacja, która powstała przy rodzinnej firmie Centrum. Jak przekonał Pan do współpracy najbliższych? Kto jeszcze jest w nią zaangażowany? Czy łatwo było nawiązać współpracę ze środowiskami żydowskimi?

− Fundacja była naturalnym krokiem wynikającym z decyzji o dalszym działaniu. Mogło skończyć się na Krościenku - to był przecież sukces. Udało się można było powiedzieć sobie: „zrobiłeś coś ważnego, odpuść”. Mi to nie wystarczyło i czuję, że trzeba iść dalej. Kiedy się zastanawiałem, co dalej, okazało się iż otrzymałem wyróżnienie z Warszawy z Muzeum Polin w 2018. Otrzymałem w nagrodę 7,5 tys. złotych. Już miałem odpowiedź: działać! I na starcie miałem lepiej niż w Krościenku, bo tam było 0, a tu już 7,5 tys. zł!  Dlatego do większego projektu w Grybowie, upamiętniającego ofiary - 1774 osób każda z imienia i nazwiska - fundacja była niezbędna.

Rodzice od lat wiedzieli o moim działaniu i oczywiście obawiali się. Tragedii Żydów towarzyszy wiele stereotypów, wiele mitów i głupoty ze strony osób, które o Zagładzie najczęściej nic nie wiedzą. Wystarczy wpisać w Google słowo Żyd - do niedawna wyskakiwały dyrdymały, których za wiedzę uznać nie można. Tłumaczyłem, rozmawiałem, zapraszałem na nasze akcje. Z czasem moi najbliżsi się zaangażowali, bo czy jest coś złego w upamiętnianiu pomordowanych kobiet, dzieci, mężczyzn - całych rodzin? Oczywiście, nie.

Jest sporo niezrozumienia, z którym wielu działaczy, jak ja, się zmaga. Ze środowisk żydowskich nie znałem wtedy jeszcze nikogo. Dzisiaj przyjaźnię się z Rabinem, z czego bardzo się cieszę. Współpracujemy ściśle z komisją rabiniczną, Fundacją Zapomniane, a tzw. środowisko żydowskie bardzo pomaga i bez nich moje działania także nie byłyby możliwe. To wspomniane środowisko to nie tylko Polska. O projekcie zrobiło się głośno w Izraelu, USA, Wielkiej Brytanii - w wielu miejscach. Zaskoczyło mnie to i dało nowe możliwości działania. Od samego początku w fundacji jest ze mną moja żona Kamila i Joanna Kurczap, która zaprojektowała razem z mężem Grześkiem pierwszy pomnik i odpowiada za całą pracę graficzną. Jest wiele osób o różnych talentach i z różnych miejsc w Polsce, które pomagają w działaniach fundacji społecznie. To jest piękne i niezwykłe. Dziękuję im za to.

Na realizację projektów, porządkowanie cmentarzy, budowę pomników, tworzenie „sztafety pokoleń” prowadzi Pan zbiórki internetowe. Kto jeszcze wspiera działania Fundacji?

Działania fundacji wspierają ludzie wielkiego serca. Zbiórki w Internecie to tylko drobny procent. Tam możemy zebrać może 15 tys. złotych. Tymczasem nasze projekty to koszt średnio 100 tys. złotych. Co niezwykle ważne, to nasze imienne upamiętnienie jest wyjątkowe nie tylko w Polsce, gdy chodzi o upamiętnienie ofiar Holocaustu. Dlatego wyzwań jest sporo. Jest kilku „złotych” darczyńców, których wpłaty są niezwykle dla nas ważne, są potomkowie rodzin, którzy także angażują się w nasze akcje. Codziennie walczę o środki, szukając sponsorów. Aplikujemy o granty, stypendia. Ruszamy od zera, a musimy zebrać, jak wspomniałem, sporo pieniędzy.

[English below ??] Szanowni Państwo dziękując za dotychczasowe zaufanie i wsparcie naszego projektu zapraszam do...

Gepostet von Ludzie, Nie Liczby-People, Not Numbers am Montag, 16. Dezember 2019

Teraz planuje Pan z fundacją odbudowę pomnika w Czarnym Dunajcu. Czy może Pan opowiedzieć więcej o tym miejscy, jego stanie i potrzebach? Ile osób chcecie upamiętnić?

Obecnie prowadzimy działania w Czarnym Dunajcu. Cmentarz jest bez ogrodzenia, tylko częściowo zachował się mur. Zachowała się też tylko jedna macewa. Całość stanowi bardzo smutny obraz. Na szczęście są tam niezwykli ludzie: Anna Staszel, Rut Kurkiewicz-Grocholska, Karolina Panz, Michał Szaflarski, Przemek Jaskierski i Gmina Czarny Dunajec – to z nimi działamy, by ten stan zmienić. Najpierw ogrodzimy cmentarz, aby dać zadość podstawowemu prawu nie bezczeszczenia tego miejsca przez zwierzęta, które teraz swobodnie mogą wchodzić swobodnie na teren cmentarza. Trwają kwerendy naukowe w celu wydobycia nazwisk z zapomnienia, oraz ustalenia tragicznych faktów, bowiem wiemy już o historii mieszkańców Czarnego Dunajca i więźniów obozu pracy, który tam się znajdował. Na terenie cmentarza jest kilka masowych grobów, które musimy odnaleźć i upamiętnić pochowane w nich ofiary. Upamiętnimy łącznie kilkaset osób, bowiem chcemy by upamiętnieni zostali także mieszkańcy okolicznych wsi.

22 marca odsłonięty zostanie kolejny pomnik – w Popradowej w gminie Nawojowa upamiętniający niezwykłą historię.  Gdzie sześć osób narodowości żydowskiej zginęło z rak Niemców wraz z ukrywającymi ich Polakami. Jak będzie wyglądała ta uroczystość?

Wspólnie z Łukaszem Połomskim i Arturem Franczakiem kilka lat temu odkryliśmy tę historię i ruszyliśmy w teren. Odwiedzaliśmy mieszkańców, rozmawialiśmy. Okazało się, iż historia ta jest ciągle dobrze znana. Ustaliliśmy fakty i efektem tamtych działań jest właśnie pomnik. Wielkie zaangażowanie wykazał Przemysław Jaskierski, który pilotował działania. Udało się zaangażować gminę Nawojowa oraz Panią Monikę Kupiec, mieszkankę, dzięki której pomnik raz, że powstał - bowiem znajduje się na jej własności, a dwa – Pani Monika w niezwykle oryginalny sposób go zaprojektowała. Mam wielkie uznanie dla osób zaangażowanych w to tragiczne upamiętnienie.  Odkrywalnie kolejnych losów zamordowanych było dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Niestety, sąsiedzka zdrada doprowadziła do wielkiej tragedii w wyniku, której zginęło więcej osób niż początkowo uważano. Na pomniku upamiętnimy także Pana Tokarza, Borka - osoby, które także zginęły w wyniku donosu, a przez kilka lat ukrywały Żydów. Nazwisk zamordowanych w ich domach Żydów już nigdy się nie dowiemy. To bardzo przykra i niezwykle ważna historia. Pokazuje, jak straszne to były czasy. Ustaliliśmy, że powodem zdrady w Nawojowej była krowa.

Odsłonięcie Pomnika w Popardowej
Z wielką przyjemnością, wraz z Organizatorami, mamy zaszczyt zaprosić na odsłonięcie pomnika pamięci pomordowanych członków polskiej rodziny Ruminów oraz żydowskiej rodziny Kauferów i Neugreschlów. W marcu 1944 r. w Popardowej koło Nawojowej doszło do niewyobrażalnej tragedii - rozstrzelano 6 osób w…

Czy udało się Panu nawiązać kontakt z potomkami Żydów spoczywających na małopolskich cmentarzach w Grybowie, Krościenku czy Czarnym Dunajcu, którzy mieszkają za granicą? Czy planujecie takie wizyty i spotkania?

Tak, i co jest niezwykłe mimo iż np. w Krościenku z 264 mieszkańców, którzy byli w obozach przetrwało tylko 8 osób, to i tak udało nam się odszukać i zaprosić ich potomków. Przyjechali z Australii i USA. W Grybowie odnaleźliśmy już o 23 osoby – potomków rodzin, którzy przybyli na uroczystość z USA, Izraela, Wielkiej Brytanii i Czech. To zawsze dla nas najważniejsi goście. Dla rodzin to symboliczny pochówek ich bliskich, którego nigdy nie mieli, bo ich prochy rozsypano, podobnie jak w Oświęcimu, do dołów i do rzek, czy jak w Bełżcu - do lasu. Część z rodzin potomków była w Polsce kilka lat temu. Widziała tragiczny stan cmentarza czy to w Korścienku, czy Grybowie. Wywieźli z Polski nieciekawe wspomnienia. Ich słowa po uroczystości są dla mnie niezwykle ważne „to coś niezwykłego, w końcu nasi bliscy mogą spocząć w pokoju” - czy można usłyszeć coś wspanialszego? Dla mnie to niezwykle ważne. Mało tego, dzięki takim uroczystością jak nasze łączymy ponownie potomków z lokalną społecznością. W Nowym Sączu, przy okazji upamiętnienia w Grybowie, zorganizowaliśmy pierwsze po wojnie spotkanie grybowskich Żydów (potomków). Na wspólnej kolacji było ponad 30 osób. Wznosiliśmy ze łzami toast za pamięć. Wiem, że potomkowie grybowskich Żydów chcą kontynuować upamiętniania ich przodków w Grybowie. To bardzo cieszy. Nasz projekt odmienia także nasz wizerunek za granicą w skali mikro, drobnymi kroczkami.

To co spotkało Żydów w czasie holokaustu, w tym żydowskich mieszkańców Małopolski, jest trudne do wyobrażenia. Dziś niektórzy próbują obarczać odpowiedzialnością za to również Polskę. Czy uważa Pan, że można było wtedy coś zrobić, żeby tych Żydów ocalić? Czy my, Polacy, mogliśmy jakoś zareagować? Kto Pana zdaniem, poza faszystowskimi Niemcami, najbardziej odpowiada za tę straszną zbrodnie, za ludobójstwo?

Historia Holocaustu w Polsce jest bardzo mało znana. Mimo, iż jesteśmy jednym wielkim cmentarzem, i zawsze nim będziemy, dla społeczności żydowskiej nasza wiedza jest bardzo słaba. Świadczą o tym badania. Proszę sobie wyobrazić, iż niecały 1% studentów wie czym był Bełżec. Miejsce zagazowania Małopolskich Żydów dla większości naszego społeczeństwa nic nie znaczy. Jest wiec sporo do zrobienia, by świadomość, co wydarzyło się w mojej wsi, mieście, na mojej ulicy była większa, bo bez tego nie możemy mówić, że znamy historię.

Pytam jak to jest, że Zagłada 3 milionów obywateli naszego kraju nie jest identyfikowana jako największa tragedia w historii Polski? Coś tu jest nie tak. W moich pracach często spotykam różne historie -  jedno co wiem na pewno - nie można generalizować. Wszyscy wiedzą, kto odpowiada za holocaust i czyja polityka doprowadziła do Zagłady. To co budzi kontrowersje u nas, w kraju to wiedza na temat III fazy Zagłady. Kiedy to Żydzi w większości byli już zamordowani, a ci którzy przeżyli (garstka) byli skazani na śmierć i byli zdani na pomoc sąsiadów chrześcijan. Nie można też osądzać, czy stawiać się w sytuacji: ja to bym zachował się tak, lub tak. Wojna to tragedia i to, jakbyśmy się zachowali oby nigdy nie zostało sprawdzone, natomiast nie możemy  zapominać, że nawet wspomniana historia z Popardowej jest historią zdrady. I takie zachowania też były. Analizując dokumenty, archiwalia nie mogę udawać, że tych haniebnych historii nie było. Chciałbym czytać tylko relacje jak te, o losie Pani Anny Grygiel-Huryn Sądeczanki, której rodzina - ponad 10 osób - została uratowana przez rodzinę Państwa Jaroszów. Czy to nie wspaniałe? Niezwykłe! Towarzyszy mi często taka refleksja, kiedy analizuję zeznania świadków. Można było się bać, nie pomagać. To zrozumiałe - groziła przecież kara śmierci za pomoc drugiemu człowiekowi – Żydowi. Tak zachowała się większość społeczeństwa i to rozumiem i nikt ze znanych mi Żydów nie ma o to pretensji. By przywołać słowa Szawacha Waisa, którego uratowała chrześcijańska rodzina, on sam nie wie, czy byłby w stanie w odwrotnej sytuacji zaryzykować życiem rodziny. Czego jednak nie zaakceptuję i nie mogę przemilczeć to jest aktywne przyczynienie się do śmierci sąsiadów. Bo proszę mi powiedzieć, co mam powiedzieć potomkowi, który płacząc przytula mnie. I ja i on wiemy, że jego bliski zginął z rąk akurat nie Niemców a sąsiadów? Że się myli? Że akta sądowe się mylą? Za to, co się wydarzyło politycznie oczywiście odpowiada III Rzesza - nikt tego nie neguje, natomiast co bardzo ważne, za tym wszystkim stał człowiek, taki sam jak ja czy Pani. Niemcy to nie inny typ człowieka, stworzony do zabijania. Historia Holocaustu pokazuje, jak człowiek pozornie dobry może zmienić się w bestię, bez względu na narodowość.

Jak odbierana jest Pana działalność lokalnie w Nowym Sączu, w Małopolsce – Krościenku, Grybowie? Ze zrozumieniem?

− Moja działalność kierowana jest do ofiar. To jest dla mnie najważniejsze, a nie co kto myśli. Często polityka ogólnopolska wpływa na nas lokalnie. Słyszę” „bo Izrael to, a my tamto”. Odpowiadam wtedy: co wspólnego z polityką mają te ofiary: kobiety, dzieci leżące w tym masowym grobie, który wygląda jak dżungla? 78 lat cmentarze zarastały. Pamięci bardzo często nie było. Ludzie czasem mówią „niech Żydzi dbają”! Pytam którzy? W Twojej wsi nikt nie przeżył, a w tym mieście tylko garstka. Dzisiaj ich nie ma. Kto ma dbać? Co ciekawe, podczas spotkań z młodzieżą często pytam jak myślą, ilu Żydów żyje, dajmy na to, w Nowym Sączu. Wie Pani jakie są odpowiedzi? Kilka tysięcy podczas gdy żyje jedna osoba! Nie zdajemy sobie sprawy ze skali Zagłady. To dla ofiar dedykuje każdą sekundę moich działań. Dla Salomona, Mundka, Henia, Esterki, Gitli, Sary. Ludzie nie liczby. Nie „Ci Żydzi”, nie 3 miliony. Ludzie - jak ja, czy Pani. Mieli plany, marzenia jak my. Generalnie, spotykam się ze zrozumieniem. Działamy wspólnie z lokalnymi działaczami - wspaniałymi ludźmi, którzy od lat zbierają relacje najstarszych mieszkańców, gromadzą pamiątki, znają historię swojego miasta, wsi od A do Z. To wspaniałe. Łączymy się wspólnie z władzami samorządowymi, duchownymi, mieszkańcami by pamiętać i to siła projektu „Ludzie, nie liczby”. Nie politykujemy - działamy. Wspólnie. Na naszych akcjach jest prokurator, katechetka, zespół punkowy, starsi, dzieci - łączy nas cel: pamięć. Dziękuję wszystkim tym wspaniałym ludziom. Osobiście nie wierzę, by ktoś był przeciwny symbolicznemu pochówkowi zamordowanych ludzi - Żydów. Dbamy o groby żołnierzy z I wojny światowej, którzy byli przecież naszymi okupantami, więc dbanie o groby naszych sąsiadów też będzie kiedyś czymś codziennym, ale jeszcze trochę trzeba pracy i wiedzy.

6 marca odbierze Pan prestiżową nagrodę za działania na rzecz upamiętnienia swoich żydowskich sąsiadów - Nagrodę im. Księdza Stanisława Musiała Klub Chrześcijan i Żydów „Przymierze”. Jednak nic nie zrobiłby Pan sam. Komu chciałby Pan przy tej okazji szczególnie podziękować?

− Nie ukrywam, iż to jest niezwykłe wyróżnienie. Działaniami osób, które otrzymały tę nagrodę inspiruję się i od lat śledzę ich publikacje, działania. Więc to dla mnie wielkie zaskoczenie i wyróżnienie. Projekt „Ludzie, nie liczby” tworzą niezwykli ludzie, którym przy tej okazji pragnę podziękować: Joanna Kurczap, Karolina Panz, Elżbieta Magenhaim,Kamila Popiela, Bogdan Popiela, Rabin Avi Baumol, Michał Rusiecki, Howard Unger, Avi Suskind, Sid Blauner, Sądecki Sztetl, firma Centrum. Osoby z zespołu w Krościenku i Grybowie: Jakub Dyda, Robert Dębski, Anna Boruch,  Kamil Kmak, Jola Kruszniewska, ale masa ludzi odkrytych w trakcie projektu, którzy zaczęli działać. To dzięki wam możemy przywracać pamięć - dziękuję

Dariusz Popiela laureatem Nagrody im. Księdza Stanisława Musiała
6 marca zostanie wręczona Nagroda im. Księdza Stanisława Musiała, przyznawana osobom zasłużonym dla dialogu chrześcijańsko- i polsko-żydowskiego. Za twórczość nagrodzony został politolog prof. Jan Grosfeld, a za działalność społeczną – Dariusz Popiela – kajakarz, twórca projektu „Ludzie, nie liczby”…

Mogę powiedzieć tak warto marzyć i działać. Proszę sobie wyobrazić, iż 3 lata temu stałem z kosą na zarośniętym cmentarzu sam. 6 marca w Collegium Novum nie sam, bo w obecności Kardynała Dziwisza, Rektora UJ laudacje na moją cześć wygłosi prezydent profesor Majchrowski. Dla mnie to brzmi nierealnie, a jednak zaproszenie przyszło i wygląda, że tak będzie. Bardzo nierealne było także zaproszenie przez Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie na obchody 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, gdzie wspólnie z amerykańską delegacją oddaliśmy hołd zamordowanym. Proszę mnie uszczypnąć - ja w to nie wierzę, ale byłem tam! Jakby ktoś mi powiedział kilka lat temu o takim scenariuszu nie uwierzyłbym. Jako sportowiec wiem, co to ciężka praca. Hektolitry potu, odciski na moich rękach, zwyrodnienia stawów nie biorą się z leżenia i podobnie działam dla projektu - na maxa! To codzienna wytężona praca dla ofiar. Nagrody, wyróżnienia to tylko przerywniki w drodze do celu. Miłe - ale to tylko chwile. Najważniejsza jest praca, bo z siedzenia i gadania nic nie będzie.

Mimo mniej znanej dyscypliny sportu, rozgłosu mimo wszystko nie potrzebuję, nie po to się to robi. Sport, życie nauczyło mnie pokory. Robię po prostu swoje. Jeśli to może pomóc, a wiem, że pomogło (hasło „olimpijczyk” zbiera na cmentarz) to ja jestem „za”. Niech mój trud sportowy przyda się także do czegoś ważnego. A że będą gadać? Niech gadają. Ja przebieram się, zakładam kalosze na stopy, na głowę nakładam kipę, biorę kosę, i udaję się na kolejny cmentarz, bo tam spoczywają Ludzie, nie liczby.

Dziękuję za rozmowę.

Marzena Gitler, foto: Katarzyna Bednarczyk oraz arch. Dariusza Popieli

kontakt z Fundacją Rodziny Popielów „Centrum”: centrumfundacja.pl

Nowy Sącz

Nowy Sącz - najnowsze informacje

Rozrywka