W tym roku przypada 40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z panią Janiną Surowiecką, Przewodniczącą Komisji Zakładowej Przedsiębiorstwa Budownictwa Rolniczego w Brzesku, która po wybuchu stanu wojennego została aresztowana i internowana przez władze PRL-u.
Janina Surowiecka (brzeszczanka ur. w 1953 roku) jako pracownik Przedsiębiorstwa Budownictwa Rolniczego w Brzesku zaangażowała się w powstanie struktur NSZZ „Solidarność” w miejscu pracy. Została Przewodniczącą Komisji Zakładowej związku. Po wprowadzeniu stanu wojennego, w dniu 14 grudnia 1981 r. została internowana. Przetrzymywano ją w ośrodkach w Nisku i Gołdapi. 29 kwietnia 1982 r. wyszła na wolność. Za swoją działalność została w 2018 r. uhonorowana przez Prezydenta RP odznaczeniem Krzyż Wolności I Solidarności.
Wraca pani do wydarzeń sprzed czterdziestu lat? Jeśli tak, czy są to powroty częste?
– Tak, wracam do tamtych wydarzeń bardzo często. Wydarzenia lat 80-tych nie tylko wpisane są w mój życiorys, ale umocniły mnie w moich przekonaniach co do słuszności sprzeciwu wobec tamtej – obcej władzy.
Pytam, bo autorka książki "Dzień bez teleranka", Anna Mieszczanek, powiedziała, że " ciągle nie mamy czasu, żeby na serio zająć się własnymi traumami i ponosimy tego konsekwencje". Zgodzi się pani z tą myślą?
– Nie znam książki pani Mieszczanek „Dzień bez teleranka”, ale nie zgadzam się absolutnie z tezą „że ciągle nie mamy czasu, żeby na serio zająć się własnymi traumami i ponosimy tego konsekwencje”. Dla mnie stan wojenny, jego następstwa i okres internowania były doświadczeniami, które ukształtowały mój charakter i utwierdziły mnie w przekonaniach do wyniesionych z domu rodzinnego wartości. Są takie chwile w życiu każdego człowieka, które pamięta się bardzo dokładnie, z dokładnością niemal zegarmistrzowską (minuta po minucie). Dla mnie takimi chwilami były między innymi: wybór Karola Wojtyły na Papieża, potem jego śmierć, nagła śmierć mojego ojca w grudniu 1970 roku, śmierć mojej mamy, a także 13 grudnia 1981 r.
Pamięta pani, gdzie zastała panią wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego?
– O wprowadzeniu stanu wojennego poinformowała mnie moja śp. mama o godzinie 8:00 rano, gdy wróciła z porannej niedzielnej mszy św., a potem, za dwie godziny panowie z UB, gdy przyszli mnie aresztować.
Jak wówczas wyglądały struktury Solidarności w regionie? Dużo osób było zaangażowanych w ruch?
– Region „Solidarność Małopolska” był świetnie zorganizowany (obejmował województwa tarnowskie, krakowskie i Podhale). W każdym zakładzie pracy były Komisje Zakładowe, które wchodziły w skład Komisji Terenowych (tzw. Delegatur). Działały różne komisje branżowe i system ABC pozwalający na szybkie przekazywanie informacji między Zarządem Regionu a Komisjami Zakładowymi, dostarczanie prasy związkowej. W tamtym okresie nie było internetu, telefonów komórkowych. Często w wiosce był jeden lub dwa telefony, a na połączenie trzeba było czekać czasem kilka godzin. Dzięki sprawności systemu ABC przy zaangażowaniu kolejarzy, pocztowców, kierowców PKS i członków związku, prasa i wydawnictwa docierały do ludzi bardzo szybko. Do NSZZ Solidarność należało około 80- 90% ludzi zatrudnionych w zakładach pracy na naszym terenie.
Po wprowadzeniu stanu wojennego, nie obyło się bez aresztowań liderów "Solidarności". W jaki sposób wpłynęły one na dalszą działalność związków?
– Stan wojenny, aresztowanie, internowanie liderów i delegalizacja Solidarności” wpłynęły niewątpliwie na osłabienie zaangażowania członków związku. Zastraszanie działaczy, propaganda władzy, morderstwa, zmuszanie do emigracji…
Na czym polegał największy dramat tamtych chwil?
– Dramat tamtych dni, według mnie, polegał na tym, że zginęli ludzie (władza kolejny raz strzelała do robotników), złamano kariery i kręgosłupy wielu osób, ale przede wszystkim zgaszono entuzjazm narodu, którego wykorzystanie pozwoliłoby postawić Polskę w innym miejscu.
Jak, w pani ocenie, wprowadzenie stanu wojennego wpłynęło na społeczeństwo? Czy był to duży cios dla ogólnego morale po "karnawale Solidarności"?
– Lata stanu wojennego oraz okres późniejszy, zdrada i zastraszenie niektórych działaczy i przymusowa emigracja znacznie obniżyły morale społeczeństwa.
Czy po wprowadzeniu stanu wojennego rozpoczęły się strajki w regionie?
– W większych zakładach wybuchały strajki, ale zostały stłumione. Pacyfikacja stoczni, kopalni , śmierć górników z „Wujka”…
O kim i o czym powinniśmy pamiętać podczas obchodów 40. rocznicy wybuchu stanu wojennego?
– Powinniśmy pamiętać o ofiarach stanu wojennego - o ludziach, którzy kolejny raz walczyli o wolność i niepodległość Polski oraz o tym, że wolność nie jest dana na zawsze. Naród powinien znać swoją historię i czasem usłyszeć od władzy zwykłe przepraszam, a to nigdy nie padło z ust ludzi, którzy byli odpowiedzialni za stan wojenny i jego następstwa.
Fot.: wikipedia.org, IPN