O początkach nowoczesnej architektury w Krakowie rozmawiamy z twórcą przełomowego projektu lat 90-tych, Sali Obsługi Klienta Tauron przy ul. Śląskiej, Piotrem Orzeszkiem, z pracowni architektonicznej Stvosh.
Szklane ściany, blaszane konstrukcje czy nowoczesne elewacje w stylu hi-tech, jak w przypadku Centrum Kongresowego ICE czy Muzeum Manggha, są dziś oczywistym elementem miejskiego pejzażu. Tymczasem zaledwie kilkanaście lat wstecz tego typu budowle można była oglądać co najwyżej na obrazkach z Zachodu. Moment zwrotny nastąpił w połowie lat 90-tych, kiedy to wraz z gospodarką, powoli zaczęła przeobrażać się też rodzima, siermiężna wówczas architektura.
Niektóre z prekursorskich gmachów czasu przełomu, mimo upływu lat, nie zestarzały się do dziś. O początki nowoczesnej architektury w Krakowie zapytaliśmy twórcę jednego z pierwszych, przełomowych projektów w mieście połowy lat 90., Piotra Orzeszka z pracowni architektonicznej Stvosh (czyt.: „Stwórz”).
Pańska pracownia ma na koncie różne, także duże inwestycje, jak choćby rewitalizacja Placu Matejki czy Kopca Krakusa. Nie każdy jednak wie, że w 1994 roku zaprojektował pan też jeden z pierwszych futurystycznych obiektów w Krakowie. Skąd wziął się pomysł na stworzenie czegoś tak nietypowego jak szklana, pochyła fasada Sali Obsługi Klienta Tauron przy ul. Śląskiej?
Lata 90-te ubiegłego wieku były bardzo szczególnym momentem dla polskiej architektury. Pojawiły się wtedy nowe potrzeby – do Polski wchodziły właśnie międzynarodowe koncerny, takie jak McDonald’s czy Carrefour, które miały swoje standardy. Trzeba zatem było stworzyć im adekwatne do tych standardów miejsca. Stało się to możliwe, bo po transformacji ustrojowej zyskaliśmy dostęp do nowoczesnych materiałów budowlanych, które wcześniej były dla nas nieosiągalne. Widząc wszystkie te obiekty wznoszone na potrzeby globalnych firm, rodzime spółki jak choćby Tauron (ówczesny Zakład Energetyczny Kraków) same również nabrały większych apetytów, także ze względu na rozpoczętą współpracę partnerską firmy z Zachodem.
Wtedy, w 1994 r., spółce tej zależało na tym, by symbolicznie dołączyć do grona największych nowoczesnych firm i zaznaczyć jakoś swoją europejską tożsamość. Stanęło na tym, że nową wizytówką zostanie niewielki budynek, który będzie reprezentował Zakład na ówczesnej arenie międzynarodowej wymiany doświadczeń. Takie miejsce, które tchnęłoby świeżością i awangardą, miało powstać właśnie przy ul. Śląskiej, gdzie mieściła się dość ciasna i mało funkcjonalna sala obsługi interesantów. Temu pomysłowi przyklasnęły Władze Miasta, którym zależało na uzupełnieniu Krakowa o nowoczesne budownictwo. Realizacja pochłonęła znaczne nakłady finansowe, a jej rezultat dosłownie ludzi zaszokował.
Czas pokazał, że inwestycja warta była swojej ceny, bo mimo upływu lat wciąż jest to bardzo charakterystyczny punkt na mapie Krakowa. Pańska pracownia działa na rynku od wielu lat, macie na swoim koncie liczne i różnorodne realizacje, a ten duży i ryzykowny projekt zlecono Panu na samym początku kariery. Jak doszło do tego, że wielka spółka energetyczna swój flagowy projekt powierzyła świeżo upieczonemu, młodemu architektowi?
Byłem już wtedy aktywny zawodowo, ale rzeczywiście to było pierwsze tak duże i widoczne zlecenie, którym byłem ogromnie przejęty. Projekt, mimo mojego niewielkiego stażu, okazał się zwycięski, a ja nie dość, że byłem wtedy – jak pan zauważył – świeżo upieczonym absolwentem architektury, to jednocześnie miałem świadomość, że wezmę udział w tworzeniu historii. Zostałem rzucony od razu na głęboką wodę.
W związku z tym czułem się podwójnie odpowiedzialny. Nie tylko przed inwestorem, ale i przed mieszkańcami. Niemal u początków działalności miałem stworzyć jeden z pierwszych nowoczesnych obiektów w mieście, który z założenia miał na trwałe wpisać się w krajobraz Krakowa i też tak jakby reprezentować go zagranicą. To było nobilitujące, znaleźć się w jednym szeregu z dużymi biurami i gigantycznymi inwestorami, z którymi ramię w ramię mieliśmy rozpoczynać przeobrażanie miasta.
Pod koniec lat 90. ogłoszony został konkurs „Życie w Architekturze”, w którym typowano najważniejszą realizację dziesięciolecia 1989-1999. Pańska Sala Obsługi Klienta otrzymała wtedy nominację do nagrody głównej w kategorii użyteczności publicznej. Biorąc pod uwagę fakt, że był to jeden z pańskich pierwszych projektów, towarzystwo, w którym się pan znalazł, było nobliwe: Dunikowski, Mańkowski, Loegler…
Już sama nominacja do tej nagrody była sporym zaszczytem, a znalezienie się wśród takich sław i autorytetów architektury to chyba marzenie każdego projektanta, co dopiero u początków kariery! Tam były wtedy takie obiekty jak Manggha, Park Handlowy Zakopianka czy Radio Kraków. I wśród nich moja mała dobudówka przy Śląskiej. Nie chciało mi się w to wierzyć. Mówiąc szczerze i bez żadnej kokieterii – zupełnie się tego nie spodziewałem. Zostałem do konkursu zgłoszony. Sam bym chyba się nie odważył.
Jakie były pozostałe obiekty, które zgłoszono do tej nagrody? I jak to się stało, że Sala Obsługi Klienta Tauronu znalazła się wśród nich?
Do konkursu zgłoszono realizacje, które na przestrzeni tych dziesięciu lat okazały się w jakiś sposób dla architektury polskiej przełomowe. A więc takie, w których zastosowano czy to niespotykane formy, czy to niedostępne i niewykorzystywane do tej pory materiały budowlane. To były też najczęściej realizacje, które podnosiły atrakcyjność zaniedbanych miejskich pierzei. Na przykład Centrum Krakchemia, zaprojektowane przez wspomnianego tu Marka Dunikowskiego, a także inny jego projekt – krakowski Oddział Banku Handlowego przy ul. Dunajewskiego. To były przebłyski nowego kapitalizmu, powiew europejskiej postmoderny – konstruktywistyczna forma, szklane ściany, ażurowe gzymsy. Inną tego typu realizacją była siedziba Radia Kraków projektu Tomasza Mańkowskiego i Piotra Wróbla – bardzo atrakcyjny, spójny, przemyślany i charakterystyczny budynek, który zupełnie się nie zestarzał.
Były tam także duże obiekty projektowane dla zagranicznych koncernów: Hotel Ibis przy ul. Przy Rondzie czy wspomniane już wcześniej Centrum Zakopianka, a także chyba pierwsza restauracja McDonald’s. Pierwsze krakowskie symbole nowego kapitalizmu, nowego podejścia, nowych sił w Polsce. Wśród nominowanych wówczas realizacji znalazły się też projekty o nieco innym charakterze. Nie w tak oczywisty sposób awangardowo-kapitalistyczne. Mam tu na myśli Wyższe Seminarium Duchowne Zgromadzenia XX Zmartwychwstańców „Droga Czterech Bram” – unikatowy na skalę europejską, uduchowiony, bardzo intelektualny projekt jednego z moich profesorów, Dariusza Kozłowskiego. Jego inność polega na głęboko ideowym podejściu, choć – jak mówiłem – ten projekt nie wpisuje się w nurt nowego kapitalizmu i nie mnie oceniać jego absolutną unikatowość. Innym tego typu przykładem jest Dom Pogrzebowy „Brama do Miasta Zmarłych” zaprojektowany przez Romualda Loeglera. No i wzmiankowane tu już Centrum Manggha Krzysztofa Ingardena, światowej klasy japońska architektura w Polsce. Tutaj nowe podejście widoczne było w konceptualnym, głęboko intelektualnym podejściu do formy. Takie podejście również zawdzięczamy architekturze okresu przełomu.
Wśród konkursowych realizacji znalazła się także Sala Obsługi Klienta Tauron autorstwa Piotra Orzeszka. Za co była ta nominacja? No i jaki był jej odbiór w mieście, które do tej pory takich obiektów nie miało?
To było szokujące. Bo wtedy takich rzeczy się w mieście po prostu nie widziało. Teraz Kraków jest ich pełen: ICE, Manggha, galerie handlowe, biurowce. Ale wtedy szlak był nieprzetarty. Dominowała smutna architektura PRL-u, a sama ulica Śląska była architektonicznie bardzo spokojna. A tu nagle pośród szarych kamienic wyrosła ściana ze szkła i blachy, którą do tej pory budynków w Krakowie nikt nie wykańczał. Jeszcze na dodatek pochyła, co też było nowością. Z tych pochyłości wystawały wbudowane latarnie zakończone ostrymi grotami. A mówiąc fachowo, jako chyba pierwsi w Europie wykorzystaliśmy technologię przeszklenia strukturalnego w tak znacznym spadku (co wiązało się z koniecznością rozwiązania różnych problemów technicznych), no i jako pierwsi użyliśmy w Krakowie blachy nierdzewnej na tak dużą skalę. Tutaj wchodzimy w temat tych nowoczesnych materiałów. Bez szklanej ściany strukturalnej, która była wtedy absolutną nowością, ten projekt nie mógłby powstać.
Chodziło o to, żeby trochę zaszaleć i ożywić miejski, post-peerelowski pejzaż? Czy stała za tym jakaś idea?
Zamysł sam w sobie był dość prosty – elewacja miała nie zawężać istniejącej wnęki urbanistycznej, a lampy miały utrzymać wrażenie pierzei ulicy, choć wielu odbiorców mówiło, że to nawiązanie do tamy wodnej (jedno z podstawowych źródeł dostarczające energię). Do tego dochodziła „iluminacyjność”, którą oprócz blachy i szkła zapewniało wieloobwodowe oświetlenie – gra świateł również symbolizowała elektryczność. Ale ta nominacja była też, jak pan to określił, właśnie za tę odrobinę szaleństwa. Bo tak, również o to w tym projekcie chodziło. I inwestorowi, i mnie. Chcieliśmy to miasto trochę ożywić, zmodernizować, a ta inwestycja miała być tego wyrazem. Ale nie było też tak, że przesadziliśmy. Przy każdej, dosłownie każdej realizacji, przy jakiej przez te ponad dwadzieścia pięć lat pracowałem, zawsze liczyła i nadal liczy się dla mnie nie tylko bryła, ale i jej kompatybilność z otoczeniem. Tu było podobnie. Sporo trudu włożyłem w to, żeby nowoczesną bryłę Sali wpisać w sąsiadujące z nią otoczenie. Robiliśmy analizy, modele… I to także jury doceniło nominacją.
Minęło ponad dwadzieścia lat, a to właśnie z tym obiektem mieszkańcy kojarzą ul. Śląską. Jak to możliwe, że po tylu latach ten potransformacyjny futuryzm wciąż się nie zestarzał? Jaki jest na to przepis?
Jak mawiał mój śp. profesor, wspominany tu już, nieodżałowany architekt, mój mentor Tomasz Mańkowski: projekt jest dobry wtedy, kiedy ma prostą ideę. A idea jest dobra wtedy, kiedy można ją naszkicować na kartce w pięć sekund kilkoma liniami. Proszę zwrócić uwagę, że wszystkie realizacje, które opierają się upływowi czasu, najczęściej łączy jedno: prosta, lapidarna forma. Wymienione obiekty, no i moja Sala – to są wszystko proste bryły. Prosta idea jest niezniszczalna, a odpowiednio dobrane materiały i jakościowe wykonanie czynią ją dodatkowo solidną.
Jak pan sądzi, w jakim kierunku poszła współczesna krakowska architektura od tamtych czasów?
Nie chciałbym siać defetyzmu, ale mam czasem wrażenie, że wtedy, w latach 90., budowano staranniej i dokładniej. Chyba wszyscy odczuwaliśmy wówczas ciężar odpowiedzialności i architekturę traktowało się trochę jak misję. Misję naprawy, poprawy, zmiany –poprowadzenia jej w tę upragnioną nowoczesność. Działam na rynku od ponad dwudziestu pięciu lat, na co dzień pracuję przy realizacjach o wiele większych niż ta historyczna już nieco dobudowa dla Tauronu. Mam jednak do niej szczególny sentyment – włożyłem w tę pracę ogromnie dużo serca i trudu. I choć była to realizacja ogromnie czasochłonna i kosztowna, to dla mnie liczyło się wtedy przede wszystkim po prostu to, że ją robię.
Traktowaliśmy architekturę jako narzędzie zmiany tego, co nas otacza. Przyświecało nam przekonanie, że jesteśmy tym, czym się otaczamy. O tych budynkach sprzed kilkudziesięciu lat myślę więc jako o czymś, co w dużym stopniu wpłynęło na jakość naszego życia i odbioru otaczającej rzeczywistości. Mam wrażenie, że obecnie panuje już trochę inny klimat. Nie oszukujmy się, teraz często architektura stanowi narzędzie do pomnażania kapitału. To jest taki mało optymistyczny kierunek, w którym być może idziemy. Na pewno jednak czasy potransformacyjne przyniosły architekturę nie tylko dobrą pod względem jakościowym i intelektualnym, ale też stanowiącą niejako „bramę” prowadzącą nas docelowo do współczesności.
Paulina Żebrowska, foto: https://stvosh.pl/