Krakowianie nie ustają w niesieniu pomocy Ukraińcom. W wolontariat na rzecz uchodźców postanowił włączyć się także 34-letni Sebastian z Krakowa. Mężczyzna w przebraniu uwielbianego przez dzieci psa Marshalla (bohatera popularnej bajki "Psi Patrol") odwraca uwagę najmłodszych od sytuacji, w jakiej się znaleźli. Pojawia się zarówno na dworcu PKP w Krakowie, jak i w grupach, do których został zaproszony.
Ma 34 lata i swoim zaangażowaniem oraz empatią niejednemu przywraca wiarę w młodych ludzi. Jest otwarty, wesoły i daje innym to, co ma najcenniejszego – swój czas. Dzieciom, które przyjechały do Polski z Ukrainy, poświęca każdą wolną chwilę. Jak sam mówi, praca wolontariusza sprawiła, że jego grafik jest wypełniony po brzegi, ale będzie pomagał tak długo, jak tylko będzie trzeba.
– Został mi wolny termin do odwiedzenia dzieciaków: 23.03. Do tego czasu każda wolna chwila zajęta na bycie psem. Później jadę na kilka dni rozdawać uśmiechy do Warszawy
– informuje nas Sebastian z Krakowa.
Mężczyzna w przebraniu uwielbianego przez dzieci psa Marshalla (bohatera popularnej bajki "Psi Patrol") odwraca uwagę najmłodszych od sytuacji, w jakiej się znaleźli, zarówno na dworcu PKP w Krakowie, jak i w grupach, do których został zaproszony.
– Jeśli wiecie, gdzie znajduje się jakaś większa grupka dzieciaków z Ukrainy, to dajcie znać! Marshall z Psiego Patrolu bardzo chętnie wpadnie z odwiedzinami
– zachęca Sebastian i dodaje:
– Jeśli ktoś ma jeszcze jakiś pomysł, jak mnie wykorzystać, niech pisze!
O pracy wolontariusza i wielkiej potrzebie niesienia pomocy najmłodszym uchodźcom rozmawiamy z mieszkającym w Krakowie Sebastianem (Marshallem).

Jak to się stało, że zdecydował się pan włączyć w pomoc uchodźcom, którzy trafili do Krakowa?
– Kiedy tylko okazało się, że Rosja zdecydowała się zaatakować Ukrainę, było pewne, że mnóstwo osób ucieknie z kraju ogarniętego wojną. Pierwsze co, to pomyślałem o dzieciach, które w tamtej chwili w pewnym sensie kończą beztroskie i spokojne dzieciństwo.
Skąd pomysł na taką, dość nietypową, ale bardzo potrzebną, formę niesienia pomocy?
– Uważam, że każdy powinien pomagać w taki sposób, w jaki najlepiej potrafi. Jeden wspomoże finansowo, inny zrobi kanapki czy też wesprze dobrym słowem. Ja jestem najlepszy w wygłupianiu się, mam w tym 34-letnią praktykę (śmiech - przypis red.), więc pomyślałem, że choć na chwilę spróbuję sprawić, że dzieci zapomną o tym całym złu, które je spotkało.

Na czym polega pana praca na krakowskim dworcu i jak był pan odbierany przez dzieci?
– Odbierany byłem bardzo pozytywnie, wcześniej sprawdziłem, czy w Ukrainie bajka "Psi Patrol" jest tak samo popularna, jak u nas w kraju. Okazało się, że tak, więc wszystkie dzieci od razu rozpoznały swojego ulubionego bohatera. Podbiegały oraz przybijały piątki, przytulały się i oczywiście ciągnęły za ogon. Rodzice prosili o zdjęcia dla swoich pociech. Wszyscy na chwilę zapominali, gdzie są i uśmiechali się.

Jak ocenia pan sytuację na dworcu?
– Sytuacja na dworcu była jednym z powodów, dla których postanowiłem działać. Byłem tam kilka dni wcześniej i, jak uważam, że jestem dość "twardym" człowiekiem, tak to wszystko bardzo mną wstrząsnęło. Mnóstwo zdezorientowanych osób, koczujących na dworcu. Sama niepewność jutra jest już wystarczająco straszna dla nich. Na szczęście jest tam mnóstwo wolontariuszy, służb, osób prywatnych, które starają się pomóc. Dać jeść, porozmawiać, pomóc z noclegiem. To akurat w całej tej sytuacji jest piękne. Pokazuje, jak bardzo chcemy pomagać jako naród.
Czy zamierza pan powtórzyć akcję? Może poszerzy pan psią drużynę i będzie spotykał się z dziećmi w większym gronie?
– Akcja dopiero się rozpoczęła, jest spontaniczna, chociaż w każdej godzinie się rozwija. W wolnych chwilach nadal będę pojawiał się na dworcu, mam także mnóstwo zaproszeń do zorganizowanych grup dzieci z Ukrainy. Mam umówionych tyle wizyt, że grafik już zapełniony na dwa tygodnie do przodu. Niestety nie wygląda na to, żeby szybko miało się coś zmienić na lepsze, więc będę działał tak długo, jak tylko będzie trzeba.

Czym zajmuje się Pan na co dzień?
– Jestem sprzedawcą w sklepie, dodatkowo zajmuję się marketingiem internetowym, co pozwoliło mi szybciej zareklamować i "sprzedać" całą akcję. Uważam, że powinno się to pokazywać i mówić o tym głośno, właśnie po to, aby inspirować innych do pomocy. Zgłosiło się do mnie naprawdę wiele osób, które zadeklarowały pomoc, chęć dołączenia do akcji.
A dlaczego spośród wielu bohaterów bajek wybrał pan akurat Marshalla?
– Budzi ogromną sympatię u dzieci, jest też lekko "ciapowaty", co dodaje mu uroku. Kilka dni temu rozmawiałem z panią, która jest głosem Marshalla w bajce i użyczy mi swojego głosu do filmu, jaki nagram dla polskich dzieci i ich rodziców o tej sytuacji. Wyjaśni, że powinniśmy wspierać dzieci uciekające przed wojną. Nagranie już do mnie trafiło, a tekst brzmi następująco: Drodzy przyjaciele, zazwyczaj zwracam się do was, żeby zachęcić do zabawy... Tym razem proszę was o pomoc. Jaką? Już mówię. Jak pewnie słyszeliście, nasi przyjaciele z Ukrainy musieli na jakiś czas opuścić swoje domy i przyjechać do nas. Musimy wspólnie zrobić wszystko, aby te dzieci czuły się u nas dobrze i widziały, że jesteśmy przyjaciółmi! Jeśli są w twojej okolicy nasi przyjaciele z Ukrainy, to zaproś ich do wspólnej zabawy, gry w piłkę albo po prostu prześlij im ogromny uśmiech! Oni bardzo potrzebują naszej życzliwości! A wy, drodzy rodzice, jeśli chcecie pomóc mi i waszym dzieciom w szerzeniu życzliwości, to podeślijcie jakieś słodkie przysmaki, które z radością rozdam najmłodszym gościom. W najbliższym czasie będziecie mogli mnie spotkać na dworcach kolejowych czy też innych miejscach, gdzie aktualnie przebywają dzieci z Ukrainy. Mam nadzieję, że będziemy tam razem. No i pamiętajcie - Psi Patrol zawsze da radę!

Fot.: Archiwum prywatne pana Sebastiana