10 września 2023 r. w miejscowości Markowa (woj. podkarpackie) odbyła się beatyfikacja zamordowanej przez hitlerowców rodziny Ulmów. Wykonana przez Niemców 24 marca 1944 r. egzekucja była karą za pomoc, jakiej Ulmowie udzielili Żydom. W rozmowie z Głosem24 historię nowych błogosławionych przybliża Agnieszka Bugała, autorka książki „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”.
Podczas II wojny światowej hitlerowcy wydali zakaz pomocy Żydom. Konsekwencją za niedostosowanie się do wprowadzonych zasad miała być śmierć. Mimo to kilka rodzin z Markowej zdecydowało się dać pod swoim dachem schronienie prześladowanym Żydom. Prawdopodobnie w grudniu 1942 r.
– Niemcy wiedzieli, że tereny wokół Łańcuta były przed wojną chętnie zamieszkiwane przez Żydów i starannie, metodycznie od pierwszych dni wojny przeszukiwali wioski, zastraszali sołtysów wsi i mieszkańców, grożąc im śmiercią, aby zniechęcić ich do udzielania pomocy Żydom
– mówi w rozmowie z Głosem24 Agnieszka Bugała, autorka książki „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”.
Wiktoria i Józef Ulmowie zdecydowali się przyjąć u siebie osiem osób skazanych przez niemieckich okupantów na śmierć: znajomych z Łańcuta Saula Goldmana z synami Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz swoje sąsiadki (Gołdę Grünfeld i Leę Didner z małą córeczką Reszlą). Pomimo terroru rodzina Ulmów starała się nie tracić ducha i niosła pomoc tam, gdzie była ona potrzebna.
W nocy z 23 na 24 marca 1944 r. do wsi przyjechało 5 żandarmów z grupą granatowych policjantów. Brutalna egzekucja rozpoczęła się od zastrzelenia trójki śpiących Żydów. Później przyszła kolej na pozostałych. Następnie zabito Józefa i Wiktorię, która, będąc w zaawansowanej ciąży, ze stresu zaczęła rodzić. Hitlerowcy zastrzelili również wszystkie dzieci Ulmów (najmłodsze miało 1,5 roku, a najstarsze 8 lat). Nie przeżyło także rodzące się dziecko. Do dziś nie wiadomo, kto doniósł na Ulmów. Prawdopodobnie Niemcy dowiedzieli się o tym na skutek donosu Włodzimierza Lesia, granatowego policjanta. Oprawców nie spotkała żadna kara. Szef żandarmerii w Łańcucie, porucznik Eilert Dieken wrócił po wojnie do Niemiec i aż do śmierci uchodził za wzorowego obywatela, męża, ojca i…policjanta.
Ekshumacja ciał rodziny Ulmów nastąpiła już 11 stycznia 1945 r. Wtedy też przeniesiono je na miejscowy cmentarz. Po latach nie zapomniano o postawie Józefa i Wiktorii Ulmów względem Żydów - w 1995 r. małżeństwo zostało uhonorowane medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a w 2010 roku odznaczeni Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów stała się dla wielu symbolem około tysiąca Polaków, którzy, niosąc pomoc Żydom, ponieśli śmierć. Jedyne w Polsce Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej nosi imię Ulmów.
W niedzielę (10 września) w miejscowości Markowa odbyła się beatyfikacja rodziny Ulmów. Po raz pierwszy w historii Kościoła na ołtarze została wyniesiona cała rodzina, w tym nie w pełni narodzone dziecko. W rozmowie z Głosem24 historię Ulmów przybliża Agnieszka Bugała, autorka książki „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”.
– Dlaczego zdecydowała się pani napisać książkę o rodzinie Ulmów?
– Zawodowo portretuję świętych i kandydatów na ołtarze. Kiedy otrzymałam propozycję napisania książki o Ulmach, nie mogłam odmówić, byłam bardzo ciekawa tego, co odkryję wyruszając po ich śladach.
– Ulmowie mieszkali w Markowej. Przed II wojną światową miejscowość ta wyróżniała się na tle innych. Czy możemy powiedzieć, że na ówczesne czasy była innowacyjna?
– Rzeczywiście, Markowa w czasach Ulmów, a więc od 1900 roku, gdy rodzi się Józef, aż do 1944 roku, gdy cała rodzina zostaje zamordowana, to niezwykła wieś na mapie Polski. Oddalona od Łańcuta zaledwie o dziesięć kilometrów wyróżniała się na tle innych, zarówno w czasie zaborów, gdy Polski nie było na mapie Europy, jak i po 1918 roku, gdy Ojczyzna odzyskała niepodległość i próbowała w krótkim czasie odbudować fundamenty administracji i gospodarki. Markowanie to pionierzy spółdzielczości, angażujący się także politycznie. Dużymi wpływami na życie społeczne cieszyły się tu partie chłopskie, Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast”, a później Stronnictwo Ludowe. Mieszkańcy w latach trzydziestych XX wieku brali udział w strajkach chłopskich i demonstracjach, a w 1933 r. zaangażowali się w powstanie Uniwersytetu Ludowego w niedalekiej Gaci. Dwa lata wcześniej wieś odwiedził Wincenty Witos. To tu powstała pierwsza w Polsce Spółdzielnia Zdrowia i pierwsze w Polsce pismo dla kobiet wiejskich – miesięcznik „Kobieta wiejska”. Taka to była wieś.
– Rodzina Ulmów była znana we wsi. Co dziś o nich wiemy? Co ich wyróżniało?
– Józef Ulma był bardzo aktywny we wsi, więc prawdopodobnie wszyscy znali jego, a przez to i rodzinę. Angażował się w działalność miejscowego teatru, był przez jakiś czas kierownikiem Spółdzielni Mleczarskiej, uczył szczepić drzewka owocowe, chętnie udzielał usług introligatorskich albo garbował skóry na zamówienie. Jednak najwięcej ludzi, nie tylko z Markowej i najbliższych wsi, ale też z Łańcuta, poznał dzięki uprawianiu sztuki fotografii. Robił dobre zdjęcia, także na zamówienie i miał dużą klientelę dla swoich usług. Zamawiano go do fotografowania ślubów, pogrzebów, okolicznościowych wydarzeń wiejskich. Robił portrety i zdjęcia do dokumentów. Najczęściej klienci odwiedzali go w domu.
– Ulmowie, pomimo trwającej wojny, przyjmowali kolejne dzieci, które pojawiały się w ich małżeństwie.
– Wydaje się, że okres wojny to nie jest dobry czas na rodzenie dzieci. Jaki komfort i jakie bezpieczeństwo możemy zagwarantować maluchom w warunkach okupacji? A jednak czworo z siedmiorga dzieci Ulmów poczęło się i urodziło – poród siódmego dziecka był zaplanowany na wiosnę 1944 r. – w czasie wojny. Byli to Franio, Antoś, Marysia i siódme, którego płci i imienia nie znamy. Rodzenie dzieci to nie była ani naiwność, ani nieodpowiedzialność małżonków. To była wiara w to, że wojna kiedyś się skończy i świat będzie potrzebował nowych, pięknych ludzi, którzy będą go zmieniać i odbudowywać. Każde przyjęte dziecko to dowód mądrości małżonków i nadziei na przyjście nowych, lepszych czasów.
– Jak to się stało, że Ulmowie przyjęli pod swój dach Żydów?
– Nie znamy szczegółów okoliczności przyjęcia Żydów. Wiemy, że wydarzyło się to w grudniu 1942 r., gdy we wsi trwały zarządzone przez Niemców masowe poszukiwania Żydów. Rozkaz o eksterminacji narodu żydowskiego nie omijał małych wsi, takich jak Markowa. Przeciwnie, Niemcy wiedzieli, że tereny wokół Łańcuta były przed wojną chętnie zamieszkiwane przez Żydów i starannie, metodycznie od pierwszych dni wojny przeszukiwali wioski, zastraszali sołtysów wsi i mieszkańców, grożąc im śmiercią, aby zniechęcić ich do udzielania pomocy Żydom. Wiktoria i Józef też pewnie się bali – mieli sześcioro dzieci, najmłodsza, Marysia, urodziła się 16 września, a więc zaledwie trzy miesiące wcześniej – a jednak zdecydowali się ratować osiem osób, w tym małą dziewczynkę, przed śmiercią.
– A jak dowiedzieli się o tym Niemcy?
– Prawdopodobnie na skutek donosu Włodzimierza Lesia, granatowego policjanta. Wcześniej Leś pomagał Szallom, czyli Żydom, których ukrywali Ulmowie, w Łańcucie. Podobno zostawili u Lesia sporą część majątku, ale policjant nie chciał im go zwrócić, dlatego Żydzi próbowali przejąć w zamian inne z jego dóbr. Prawdopodobnie Leś, tuż przed wydaniem Szallów, odwiedził jeszcze Ulmów pod pretekstem wykonania fotografii do dokumentów. I wtedy miał nabrać pewności, że u Ulmów są Żydzi.
– Czy Ulmowie nie zdawali sobie sprawy, że, przyjmując pod swój dach Żydów, ryzykują życie swoje i swoich dzieci?
– Józef miał we wsi opinię bardzo mądrego, roztropnego i odpowiedzialnego. Jeśli coś obiecał – zawsze wykonał. To nie był człowiek, który nie rozumiał skali zagrożenia, ryzyka, jakie podjęli on i jego żona, próbując uratować przed śmiercią siedem dorosłych osób i dziecko. Zaryzykowali nie dlatego, że lubili ryzyko, ale dlatego, że tym ludziom groziła śmierć z rąk Niemców. Żeby właściwie widzieć decyzję Ulmów trzeba spróbować wyobrazić sobie siebie w sytuacji matki lub ojca, którzy uciekają przed oprawcami, mając w ramionach dziecko. Kogo wtedy chcielibyśmy spotkać na swojej drodze? Ulmów czy kogoś, kto nawet nie uchyli drzwi, by dać nam nadzieję na przeżycie? Oni dali Żydom nadzieję. Niemcy zabrali życie jednym i drugim.
– Zaryzykowali i zginęli wszyscy. Chyba najtragiczniejszą informacją jest ta, że podczas egzekucji Wiktoria zaczęła rodzić i jedną z ofiar było nie w pełni narodzone dziecko.
– To była tragiczna noc i sceny, które rozegrały się przed domem Ulmów w Markowej, powinny na zawsze znaleźć się w podręcznikach historii – wojna jest złem. Kto podejmuje decyzję o wojnie, uruchamia pokłady zła, nad którymi nie da się zapanować. Rzeczywiście, podczas egzekucji Wiktoria zaczęła rodzić siódme dziecko… Nie potrafię jednak stwierdzić, czy to najtragiczniejsza informacja. Ktoś, kto strzela do ciężarnej kobiety, a potem do sześciorga malutkich, bezbronnych i zupełnie niewinnych dzieci powinien podnieść za to odpowiedzialność, a wiemy, że tak się nie stało. Szef żandarmerii w Łańcucie, porucznik Eilert Dieken wrócił po wojnie do Niemiec i aż do śmierci uchodził za wzorowego obywatela, męża, ojca i…policjanta.
– Beatyfikacja, która odbędzie się 10 września, będzie fenomenem w Kościele Katolickim.
– Wyjątkowość tej beatyfikacji wynika przede wszystkim z tego, że po raz pierwszy w historii Kościoła na ołtarze zostanie wyniesiona cała rodzina – małżonkowie z siedmiorgiem dzieci. Takiej beatyfikacji nigdy jeszcze nie było.
– Co było dla pani największą trudnością podczas powstawania książki?
– Najtrudniejsze były własne emocje oraz uczucia, które rodziły się w czasie rekonstrukcji życia Ulmów i poznawania coraz większej ilości szczegółów tego, co ich spotkało przez złe decyzje opętanych złem ludzi.
– Czy coś panią zaskoczyło podczas prac nad książką?
– Zaskoczyła mnie – ale to zaskoczenie bardzo pozytywne – wyjątkowa życzliwość mieszkańców Markowej.
– Żydzi docenili heroizm rodziny Ulmów.
– W 1995 r. Józef i Wiktoria Ulmowie zostali, pośmiertnie, uhonorowani tytułem Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. Złożenie wniosku do Yad Vashem zainicjował bratanek Wiktorii, Stanisław Niemczak. Na dyplomie – opatrzonym datą 8 listopada 1995 roku i cytatem z dzieła mistyka i twórcy chasydyzmu Baal Szem Tow „W wiecznej pamięci leży tajemnica odkupienia” – który dziś znajduje się w muzeum w Markowej, napisano po polsku i po hebrajsku: „Niniejszym zaświadcza się, że Rada ds. Sprawiedliwych wśród Narodów Świata przy Instytucie Pamięci Narodowej Yad Vashem po zapoznaniu się ze złożoną dokumentacją postanowiła na posiedzeniu w dniu 13 września 1995 r. odznaczyć Józefa i Wiktorię Ulmów Medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, w dowód uznania, że z narażeniem własnego życia ratowali Żydów prześladowanych w latach okupacji hitlerowskiej. Imiona ich uwiecznione będą na honorowej tablicy w parku Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata na wzgórzu pamięci w Jerozolimie”.
– Dlaczego tacy błogosławieni są potrzebni dziś Kościołowi?
– Gościnność Ulmów i odwaga w nieludzkich czasach, gdy Niemcy zdecydowali o zamordowaniu wszystkich Żydów, zasługuje na nieustanne przypominanie. Jednak uważam, że Józef i Wiktoria są potrzebni Kościołowi nie tylko z powodu męczeństwa, jakie ponieśli, dając dowód najwyższej miłości do bliźniego, ale przede wszystkim z powodu świadectwa życia, jakim żyli na co dzień jako małżonkowie, rodzice, sąsiedzi. Nie próbujmy tylko podziwiać ich męczeństwa. Próbujmy naśladować ich w wierności małżeńskiej, w uczciwości, w trudzie pracy, w przyjmowaniu kolejnych dzieci, w czytaniu Pisma Świętego, w zgodzie na codzienność, która bywa szara. Dni są podobne do siebie, ale, gdy wypełnimy je miłością, mamy realną szansę być szczęśliwymi ludźmi.
– Jakie przesłanie pozostawiają nam Ulmowie?
– Józef Ulma powtarzał nieraz: „Czasem trudniej jest dobrze przeżyć dzień, niż książkę napisać”. To jest przesłanie – nie szukać daleko, nie wybiegać myślami ani w przeszłość, ani w przyszłość, ale starać się dobrze przeżywać dzień dzisiejszy. To jest trudne, ale można szybko sprawdzić owoce po podjęciu takiej decyzji. Jeden dzień tylko w dobrym…
Agnieszka Bugała, „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”.
Dlaczego Kościół chce ogłosić błogosławionymi właśnie ich – biedną, wielodzietną rodzinę z Markowej na Podkarpaciu – która w czasie wojny ukrywała Żydów? Przecież taki los spotkał wielu Polaków w czasie II wojny światowej.
Ich egzekucja stała się symbolem martyrologii Polaków mordowanych za niesienie pomocy Żydom. Jednak nie to jest kluczem do zrozumienia ich historii. Agnieszka Bugała z dziennikarską precyzją przestudiowała tysiące dokumentów, przeprowadziła wiele poruszających rozmów z osobami z otoczenia Ulmów, aby ukazać portret rodziny, która swoje proste życie poświęciła wypełnianiu Bożej woli. Ich wierność Ewangelii, niespodziewanie wydało owoc w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach. Była dla nich punktem wyjścia w podejmowaniu decyzji. Bez kalkulacji i bez szacowania ryzyka, gdy chodziło o udzielanie pomocy drugiemu człowiekowi. Ulmowie nazywani Miłosiernymi Samarytanami z Markowej dzisiaj mogą być dla nas wzorem prostego, codziennego i wytrwałego wypełniania Bożej woli: „Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny” (Łk 16, 10).
W książce zamieszczono niepublikowane dotąd zdjęcia rodziny Ulmów.
Agnieszka Bugała – ur. 1976, żona i mama trójki dzieci. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka, w latach 2004–2020 redaktorka tygodnika katolickiego „Niedziela”, związana z portalem Aleteia. Autorka książek, m.in. Nie trać czasu. Prymas Wyszyński do młodych, Zbuduj z Orzechem, Sekret świętości. Biografia Służebnicy Bożej s. Leonii Nastał. Mieszka i pracuje we Wrocławiu.