Czytelnicy już wiedzą , bo wcześniej o tym wspomniałem, że mnie – Wiesławowi Konecznemu juniorowi – wszystkie te informacje o rodzinie prof. F. Konecznego przekazał pisemnie i słownie wnuk prof. Feliksa, Wiesław – senior urodzony w 1921 roku. W 1943 roku Niemcy wywieźli go do Turyngii. Tam dostał dobrą pracę na kolei, ponieważ bardzo dobrze władał kilkoma językami. Jego kierownik – oczywiście Niemiec – był z Niego zadowolony, bo on jako młody chłopiec ze Śląska dobrze sobie radził z pisaniem dniówek pracownikom kolei po niemiecku.
Gdy po wojnie wrócił z Turyngii do swej rodziny w Krakowie, zastał tam swoją mamę i o 9 lat młodszego brata - Jacka, bardzo załamanych – ich ojca Stanisława i jego brata Czesława hitlerowcy zamordowali. To u Jacka spowodowało psychiczną urazę, gdyż widział jak gestapowcy bijąc jego kochanego tatusia, w piżamie wywlekli go z domu. Następnym ciosem psychicznym była łapanka na ulicy w Krakowie. Znalazł się tam też 10-letni Jacek, który stał tam przy ulicy, czekając na swoją mamę wracającą ze swojego sklepu. Mamie Jacka jakoś udało się wyciągnąć z rąk oprawców pobitego i zapłakanego swego synka, dając jednemu z gestapowców pieniądze ze sprzedaży papieru toaletowego i mydła w swym sklepie. Po wojnie Jacek nie był w stanie ukończyć studiów, ponieważ odezwała mu się choroba psychiczna z przeżyć wojennych w dziecięcym wieku. Ciężkie przypadłości nerwowe wymagały umieszczenia Go w Domu Opieki w Lublinie, gdzie zmarł 1979 roku.
Wiesław – senior napisał mi dalej… „Dziadek Feliks zawsze odznaczał się dobrym zdrowiem, jednak w tragicznych okolicznościach śmierci swoich synów i śmierć mojej Matki w sierpniu 1948 roku bardzo go załamała; została mu tylko owa wierna i kochająca córka, Ciocia Bronia. Tegoż roku 1948 jesienią Dziadek zapadał poważnie na zdrowiu – zaczęło się od zapalenia korzonków nerwowych. Musiał położyć się do łóżka z którego już się nie podniósł.”
Przyplątało się zapalenie płuc i w ogóle wyszło na jaw osłabienie całego organizmu. Podziwu godną jest rzeczą, że jeszcze i w tedy, wśród ciężkich cierpień , usiłował Dziadek jeszcze skończyć swoje prace – jeszcze pisał, leżąc w łóżku. 31 stycznia 1949 roku przyjął Ostatnie Święte Sakramenty, a w dniu 10 lutego 1949 roku zmarł. Miał 87 lat.
Na tym kończą się moje wspomnienia o moim Dziadku, profesorze Feliksie Konecznym. Jakiś czas po śmieci Dziadka mieszkaliśmy jeszcze ja , Jacek i Ciocia Bronia, a także Marynia, w willi przy ulicy św. Bronisławy 18. Powoli jednak wszystko się rozprzęgało. W styczniu 1950 roku po uzyskaniu dyplomu magisterskiego dostałem pracę we Wrocławiu Bibliotece Uniwersyteckiej, gdzie pracowałem jako kustosz aż do emerytury w roku 1982 (od września 1996 roku aż do śmierci mieszkał w Sanoku – o tym też w poprzednich artykułach wspomniałem).
W listopadzie 1951 roku po ciężkiej chorobie zmarła Ciocia Bronia; przed śmiercią kilka swych obrazów dała służącej Marii Maciołównej, która wyszła za mąż i nazywała się Maria Wiatrowa. Zamieszkała w swojej wsi rodzinnej w Skomielnej Białej. Irena Gacek, moja przyjaciółka, też tam mieszka, a Maria Wiatrowa była jej ciotką , która dała jej obrazy Bronisławy Konecznej.
Wiesław Koneczny - junior