czwartek, 7 kwietnia 2022 10:00

Kraków. "Starsza Ukrainka żaliła się, że wyrzucono ją z domu. Musiałam to wyjaśnić"

Autor Katarzyna Jamróz
Kraków. "Starsza Ukrainka żaliła się, że wyrzucono ją z domu. Musiałam to wyjaśnić"

Codziennie do Krakowa przybywają kolejni uchodźcy z ogarniętej wojną Ukrainy. Mieszkańcy stolicy Małopolski stanęli na wysokości zadania i natychmiast odpowiedzieli na potrzeby zgromadzonych na Dworcu Głównym w Krakowie Ukraińców. Wśród osób bezinteresownie niosących pomoc znalazła się Sandra Kopyś, wolontariuszka i tłumaczka języka rosyjskiego, która pomaga uciekającym przed wojną Ukraińcom odnaleźć się w naszym kraju.

Codziennie w mediach pojawiają się druzgocące obrazy z ogarniętej wojną Ukrainy. W samej Buczy żołnierze Putina zabili około 320 mieszkańców, o czym poinformował mer miasta, Anatolij Fedoruk. W wielu miejscach liczba ofiar nie jest możliwa do oszacowania ze względu na trwające tam walki. Według danych ONZ od początku rosyjskiej inwazji swoje domy opuściło ponad 10 mln osób, połowa z tego to ukraińskie dzieci. Powyżej 3,9 mln Ukraińców wyjechało z kraju. Jak po ponad czterdziestu dniach wojny wygląda sytuacja na Dworcu Głównym w Krakowie? O tym porozmawialiśmy z wolontariuszką i tłumaczką języka rosyjskiego, Sandrą Kopyś.

Jak to się stało, że zdecydowała się pani włączyć w pomoc uchodźcom?

– Nie mogłam sobie wyobrazić przez jaki koszmar muszą przechodzić ludzie z kraju, w którym wybuchła wojna. Żony i matki uciekają i zostawiają swoich najukochańszych mężów i synów na polu bitwy... Ludzie porzucili swój dorobek, by ratować własne życie. Jeszcze wczoraj mieli dach nad głową, dzisiaj ich domy zostały zbombardowane, nie mają nic.. Czułam wielką chęć pomocy Ukraińcom. Zdawałam sobie sprawę z tego, że, gdy pakowali się szybko, to zdążyli zabrać ze sobą tyle, ile zmieściło się do walizki, siatki czy plecaka.. i tyle im zostało, tyle mają. Zanim dotrą do Polski, przez wiele godzin stoją w kolejce przy przejściu granicznym. Są tam dzieci, które płaczą, bo są głodne, zziębnięte, rozżalone, dzieci, które zostały bez ojców. Nie jestem w stanie opisać słowami jak ogromnie im współczuję. Dlatego już na początku wojny podejmowałam działania w Niepołomicach, w których aktualnie się znajdowałam, żeby pomóc im w tej niewyobrażalnie trudnej sytuacji.

Później, będąc już w Krakowie, otworzyły się przede mną nowe możliwości, dzięki powstaniu grupy IDU (Inicjatywa dla Ukrainy) założonej przez wykładowców - panią mgr Karolinę Gołąbek i pana dr Bartosza Gołąbka z Wydziału Filologii Wschodniosłowiańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jestem im ogromnie wdzięczna za pomysł otwarcia grupy, do której mogli dołączać inni prowadzący oraz studenci z wydziału, chcący wziąć czynny udział w wolontariacie na rzecz pomocy Ukrainie. Dało mi to wielką nadzieję i radość, że razem możemy zdziałać coś naprawdę dobrego!

Już na pierwszym spotkaniu IDU pani dr Elena Kurant wyszła z inicjatywą tłumaczenia na Dworcu Głównym w Krakowie. Sprawa jednak była dość skomplikowana, bo nie można po prostu przyjść na dworzec i zostać wolontariuszem, a Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi. Na pewno kosztowało to wiele wysiłku, ale dr Kurant dokonała niemożliwego! Dzięki temu w ramach Grupy KOK UJ możemy wykorzystać naszą znajomość języka i pomagać Ukraińcom na dworcu jako wolontariusze-tłumacze. Jestem pod niesamowitym wrażeniem, ile dr Kurant włożyła serca w pomoc uchodźcom i w szukanie możliwości wprowadzenia na dworzec tak potrzebnych pomocników, mogących się z nimi porozumieć. Dziękuję moim wykładowcom za zaangażowanie i podjęcie się stworzenia grup, dzięki którym tyle osób może wykorzystać swoją znajomość języka ukraińskiego czy rosyjskiego w szczytnym celu!

Kraków Niepołomice wolontariat wolontariusz Dworzec Główny  Wojna
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? / Fot.: Sandra Kopyś

Na czym polega pani praca?

– Na początku zapisałam się do wolontariatu w punkcie prowadzonym przez harcerzy. Polega to na wydawaniu Ukraińcom kawy, herbaty i jedzenia, które mogą przekąsić na dworcu albo zabrać ze sobą w podróż pociągiem, a także środków higienicznych. Dwie osoby rozumiejące język stoją z przodu, rozdają to, co jest na wyciągnięcie ręki i tłumaczą pozostałym wolontariuszom, czego jeszcze potrzebują Ukraińcy. Inni znajdują się w pomieszczeniu i zajmują się robieniem kanapek, gorących napojów i podawaniem rzeczy, które leżą dalej na półkach. Dyżur trwa 6 godzin, ale się tego nie odczuwa, panuje tam bardzo miła atmosfera. Wszyscy są chętni do pomocy, co bardzo motywuje do dalszego działania.

Potem w ramach Grupy KOK UJ zaczęłam zajmować się tłumaczeniem na dworcu rozmów Ukraińców np. z innymi wolontariuszami znajdującymi się w punktach dla zwierząt, w punkcie medycznym i z ludźmi pracującymi przy kasie. Jest to 4-godzinny dyżur koło kas, ale tak naprawdę biega się po całym dworcu, tam i z powrotem po schodach na perony, a także zdarzyło mi się zaprowadzić Ukraińców od kas na dworcu, przez całą galerię, aż do namiotów na placu Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Istnieje taka konieczność, dlatego że, znajdując się w nowym miejscu, uchodźcy nie mają pojęcia, jak samemu trafić we wskazane miejsce albo są w takim szoku, że mimo wyjaśnień.. mogą zabłądzić. Z tego powodu zawsze idę z nimi na peron i wskazuję, po której stronie przyjedzie ich pociąg, żeby mieć pewność, że wsiądą do właściwego. Po takich dyżurach zawsze jestem zmęczona, ale zadowolona!

wojna ukraina wolontariat dworzec kraków
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? / Fot.: Sandra Kopyś


Z perspektywy czasu, jak ocenia pani sytuację na dworcu głównym w Krakowie?

– Na dworzec przybywa mniej osób. Po ponad czterdziestu dniach wojny pojawiają się ludzie, którzy albo się przyzwyczaili do tej myśli, albo skrywają emocje w sobie, a także tacy, którzy wciąż bardzo to przeżywają i płaczą... To bardzo przykre doświadczenie widzieć ich tak zdruzgotanych. Wtedy dopiero dociera do mnie, że to naprawdę miało miejsce i uświadamiam sobie, z czym oni się zmagają. Uratowali swoje życie, życie swoich dzieci, ale jednocześnie stracili wszystko.. Nie wiedzą, jak się potoczą ich losy, co będzie z ich krajem i z synami, którzy zostali w Ukrainie, by walczyć o ojczyznę.

wolontariat dworzec główny ukraina wojna kraków
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? / Fot.: Elżbieta Dźwig

Czy wciąż potrzeba rąk do pracy?

– Uważam, że liczba wolontariuszy na dworcu wciąż jest niewystarczająca. Więcej osób znających język ukraiński lub rosyjski powinno mieć możliwość jednocześnie odbywać dyżur, ponieważ istnieje ogromna potrzeba komunikacji z Ukraińcami. Z perspektywy wolontariusza proponowałabym, żeby przynajmniej jeden tłumacz znajdował się na każdym peronie, bo tego zdecydowanie brakuje. Ludzie, którzy nie władają tymi językami też są potrzebni, gdyż bardzo dużo uchodźców prosi o pomoc. Jakby więcej osób brało czynny udział, mogłoby to odciążyć tłumaczy, którzy gdzieś indziej by się przydali.

ukraina wojna kraków wolontariat
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? /Fot.: Sandra Kopyś

Jak wolontariusze są odbierani przez uchodźców?

– Spotykam się z pozytywnymi reakcjami. Ukraińcy są bardzo wdzięczni wolontariuszom, dziękują za wszystko. Mówią, że bardzo nas podziwiają, że poświęcamy swój czas, żeby im pomóc. Jedna Pani aż musiała mnie uściskać w podzięce.

ukraina wojna kraków wolontariat
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? /Fot.: Sandra Kopyś

Jak działa dworzec główny z perspektywy wolontariusza ?

– Na dworcu głównym istnieje kilka stałych punktów, gdzie można otrzymać jedzenie, środki higieniczne, leki, rzeczy dla zwierząt, gdzie można przespać się w oczekiwaniu na pociąg, gdzie przydzielane zostają mieszkania dla uchodźców. W każdym z nich pracują wolontariusze. Jednakże osoba z zewnątrz nie może przyjść na dworzec i dołączyć do nich, bo jest to nielegalne. Należy najpierw zarejestrować się w Urzędzie Miasta jako wolontariusz. Po dopełnieniu wszelkich formalności, można wpisać się do grafiku. Potem w wyznaczonych godzinach przychodzi się na dworzec, otrzymuje identyfikator oraz kamizelkę i zaczyna działać!

ukraina wojna kraków wolontariat
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? / Fot.: Sandra Kopyś

Jak długo zamierza pani pomagać uchodźcom?

– Tak długo, jak będzie trzeba. Uważam, że wsparcie dla uchodźców jest i będzie jeszcze przez dłuższy czas potrzebne. Nawet jak Ukraińcy przestaną przybywać do Polski, zawsze będę chętna do pomocy tym, którzy zakwaterowali się w Krakowie. Dla członków grupy IDU, do której należę, zamówione zostały przypinki z flagą Ukrainy i napisem "tłumacz" po ukraińsku i po rosyjsku, które można nosić codziennie chociażby na torbie czy plecaku. Dzięki temu, np. jadąc tramwajem czy idąc ulicą, Ukraińcy będą wiedzieli, że można się do nas zwrócić o pomoc.

Czy jakaś sytuacja z dworca szczególnie zapadła pani w pamięć ?

– Będąc na dyżurze, zobaczyłam Ukrainkę, starszą kobietę, zdruzgotaną i zagubioną. Od razu do niej podeszłam. Zapytałam w czym pomóc, a ona, płacząc, żaliła się, że wyrzucili ją z domu, nie ma dokąd pójść, nie wie, co z nią dalej będzie... Mówiła to łamiącym się głosem. Próbowałam jej jakoś pomóc, ale na początku nie wiedziałam jak. Skoro nie ma gdzie mieszkać, należałoby znaleźć jej kolejne mieszkanie, ale nie mogłam jej tak po prostu odesłać do nowego miejsca, widząc jak ona to wszystko przeżywa i w jakim jest stanie. Dowiedziałam się, że kobieta ma numer do właścicielki mieszkania i postanowiłam zadzwonić do niej, żeby wyjaśnić sytuację. Okazało się, że jej nie było wtedy na miejscu. Dostałam numer do osoby, która przyjmowała tę Ukrainkę. Zadzwoniłam. Z rozmów dowiedziałam się, że kobieta ma córkę w Zamościu i miała do niej jechać, a także, że już wcześniej zaobserwowano u niej zaburzenia psychiczne. Nie wiedziałam, komu wierzyć. Zwróciłam się do kobiety z pytaniem, czy jej córka jest w Zamościu i chciałam ustalić, czy wolałaby pojechać do córki, przespać się i odpocząć na dworcu, czy znaleźć nowe mieszkanie, na co uzyskałam odpowiedź, że ona chce wracać do domu, do Ukrainy i znowu zaczęła płakać, zakrywając twarz dłońmi... Wtedy zrozumiałam, że ta pani potrzebuje wsparcia psychologicznego. Niestety nigdzie na dworcu nie ma takiego punktu, gdzie udzielaliby tego typu pomocy. Długo szukałam, biegałam od osoby do osoby, od punktu do punktu. Jednak każda taka próba kończyła się niepowodzeniem. Wszyscy mówili, że nic z tym się nie da zrobić. Po długich staraniach w końcu jednak udało mi się uzyskać numer do psychologa dla Ukraińców. Ucieszyłam się, ale jednocześnie wciąż towarzyszyły mi obawy, czy odbiorą i czy udzielą pomocy tej pani. Zaangażowała się w to jeszcze jedna wolontariuszka, zadzwoniłyśmy tam. Okazało się, że należy skontaktować się z kimś innym, więc wykonałyśmy kolejny telefon. Kazano nam czekać. Długo to trwało, ale w końcu oddzwonili i na szczęście udało się znaleźć dla tej kobiety z Ukrainy pomoc psychologiczną. Mogłam odetchnąć z ulgą. Cieszę się, że wszystko skończyło się pomyślnie. Podejrzewam, że ta pani wcześniej nie miała takich zaburzeń i że właśnie zobaczyłam na własne oczy, jak trauma wojny wpływa na zdrowie psychiczne człowieka... Ta historia na długo zostanie w mojej pamięci.

ukraina wojna kraków wolontariusz
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza? / Fot.: Sandra Kopyś

Czym zajmuje się pani na co dzień?

– Na co dzień studiuję na Wydziale Filologii Wschodniosłowiańskiej na UJ i jestem na I roku studiów magisterskich, na kierunku język rosyjski w tłumaczeniach specjalistycznych. Znam język rosyjski na poziomie zaawansowanym i podstawy języka ukraińskiego, dlatego czułam silną chęć wykorzystania tego i działania jako wolontariusz-tłumacz, a potem ogromną radość, że w taki sposób mogę pomagać Ukraińcom.

ukraina wojna kraków wolontariusz wolontariat
Kraków. “Urząd Miasta rzucał kłody pod nogi” Jak wygląda sytuacja na dworcu w Krakowie oczami wolontariusza?/ Fot.: Sandra Kopyś

Fot.: Sandra Kopyś - archiwum prywatne

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka