Po co tworzymy korytarz ratunkowy? I dlaczego nie powinniśmy być „apaczami”? Czy każdy wie, jak się zachować, gdy na autostradzie zdarzy się wypadek?
Autostrada, trasa szybkiego ruchu. Szybko przemierzamy kolejne kilometry, omijając zatłoczone miasta. Nagle dojeżdżamy do stojących lub poruszających się „żółwim tempem” samochodów. Najprawdopodobniej doszło do wypadku. Szybko tworzy się kilku- lub nawet kilkunastokilometrowy korek. Czy wiemy, jak się wówczas zachować?
Nieważne, czy było to zderzenie dwóch lub więcej pojazdów, dachowanie samochodu, uderzenie w bariery energochłonne, zapalenie się auta itd. – w każdej z tych sytuacji poszkodowanym trzeba udzielić pomocy. Na miejscu muszą się też pojawić służby ratunkowe. Aby dotarły szybko i bez problemu, pozostali, stojący w korku, powinni im to ułatwić.
Niestety, kierowcy w Polsce nie zawsze wiedzą, co mają robić w czasie wypadku na autostradzie czy drodze ekspresowej. – Wpływ na ten fakt ma wiele czynników, m.in. brak dokładnych wytycznych w prawie drogowym, brak informacji na temat korytarza ratunkowego w trakcie kursów i szkoleń na prawo jazdy – wyliczają strażacy z OSP Grojec, należącej do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego, którzy bardzo często wyjeżdżają do wypadków na „A-czwórce”.
Wiele osób, w momencie gdy słyszy lub widzi pojazd uprzywilejowany, zaczyna się też stresować, przez co nieświadomie może wykonywać manewry, które utrudnią służbom ratunkowym dojazd do poszkodowanych.
Korytarz ratunkowy ma pomóc w dotarciu do ofiar wypadku
Jak zatem kierowcy powinni się zachowywać w czasie wypadku na autostradzie lub drodze wielopasmowej?
– Pierwsza i podstawowa zasada to oczywiście udzielenie pomocy, do czego zobowiązuje nas w tej chwili prawo w Polsce – podkreślają strażacy. – Zarówno na autostradzie, jak i na innych drogach najważniejsze jest zadbanie o odpowiednie oznakowanie miejsca zdarzenia, zapewnienie bezpieczeństwa, aby nie doszło np. do najechania przez kolejne pojazdy.
– Jeśli już stoimy w korku, a wypadek zdarzył się znaczną odległość przed nami i mamy pewność, że poszkodowanym jest już udzielana pomoc, powinniśmy zacząć tworzyć korytarz ratunkowy już w chwili powstawania zatoru, a nie dopiero wtedy, gdy słyszymy za plecami nadjeżdżające pojazdy uprzywilejowane – dodają strażacy.
Zasada jest prosta. Niezależnie od tego, ile pasów ruchu znajduje się w danym kierunku, samochody będące na skrajnie lewym pasie zbliżają się do jego krawędzi. Jeżeli to możliwe, mogą wjechać na pas zieleni. Z kolei samochody będące na pozostałych pasach ruchu (czy to jednym czy kilku), kierują się do prawej krawędzi. Tworząc korytarz ratunkowy, należy jednak pamiętać, by zachować odpowiednią odległość od innych pojazdów.
Niestety, wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak korytarz ratunkowy. Często pojawiają się też opinie, że na autostradzie służby powinny dojeżdżać na miejsce wypadku pasem awaryjnym. – To jednak jest mit, gdyż nie służy on do tego – zaznaczają strażacy. Po pierwsze: pas awaryjny jest zbyt wąski, by w bezpieczny i szybki sposób karetka, wóz strażacki lub radiowóz dotarły nim na miejsce zdarzenia. Po drugie: kończy się np. przy wiaduktach i co wtedy? Po trzecie: na pas awaryjny trafia wszystko to, co czasem odpadnie z jadących aut. Strażacy przypominają, że niejednokrotnie jazda służb ratunkowych pasem awaryjnym kończyła się przebiciem opon. Po czwarte: pas awaryjny nie zawsze jest pusty, często stoją tam przecież auta, które właśnie uległy awarii. W związku z tym tworzenie korytarzy bezpieczeństwa na autostradach jest nie tyle zalecane, co konieczne. Mają one bowiem pomóc służbom w dotarciu do ofiar wypadku.
Niebezpieczne „apaczowanie”
Bardzo niepokojącym zjawiskiem na autostradach w czasie wypadku jest tzw. „apaczowanie”, związane z nadmierną ciekawością ludzi. – Mamy XXI wiek, erę smartfonów. Każdy świadek zdarzenia pragnie nagrać lub sfotografować wypadek i podzielić się takim materiałem w sieci. Bardzo często zachęcają do takiego działania media. Zachowanie to prowadzi jednak do tego, że świadkowie, zamiast pomóc poszkodowanym i udzielić im niezbędnej pomocy, wolą stać z telefonem w ręku i nagrywać całe zajście przed przybyciem służb ratunkowych. Dodatkowo opuszczają swoje pojazdy, uniemożliwiając płynny dojazd służbom – mówią strażacy z OSP Grojec.
„Apaczowanie” wiąże się jeszcze z inną niebezpieczną sytuacją. – Gdy stoimy w kilometrowym korku i gdy w końcu służby wykonają niezbędne czynności, i zostaje wznowiony ruch jednym pasem, nagle okazuje się, że ludzie zamiast jechać płynnie tak, aby umożliwić innym uczestnikom ruchu wydostanie się z zatoru, wolą fotografować miejsce zdarzenia. Doprowadziło to już do wielu wypadków na małopolskim odcinku autostrady – przypominają strażacy.
Termin „apaczowanie” jest dziś stosowany coraz częściej. Do jego popularyzacji przyczynił się m.in. były Komendant Komisariatu Autostradowego Policji w Balicach, Krzysztof Lis, który wniósł ogromny wkład w edukację poprawnych zachowań i jazdy na autostradach.
Anna Piątkowska-Borek
fot. pixabay.com