"Krwawy" wypadek w jednej z fabryk. Robot miał zaatakować serwisującego pracownika i przygwoździć go do ziemi. Po całym zajściu na podłodze miały znajdować się ślady krwi.
Do zdarzenia miało dojść dwa lata temu, jednak dopiero teraz zostały ujawnione akta w tej sprawie. W jednej z fabryk Tesli w Austin robot miał zaatakować pracownika. Z udostępnionych informacji wynika, że mężczyzna został przygwożdżony do ziemi przez maszynę. Po całym zajściu na podłodze miały znajdować się ślady krwi.
Czy zatem spełnia się jeden z czarnych scenariuszy twórców teorii spiskowych, zakładających przejęcie władzy na świecie przez roboty? Oczywiście, że nie. Za wypadek "odpowiedzialna" była jedna z robotycznych maszyn, służąca do chwytania oraz przenoszenia świeżo odlanych aluminiowych części samochodów.
Pracownik, który został zaatakowany przez maszynę, prowadził serwis uszkodzonych maszyn w pomieszczeniu, w którym znajdowały się trzy roboty. Dwa z nich zostały wyłączone na czas pracy inżyniera, jednak o jednym najprawdopodobniej zapomniano. Maszyna została zaprojektowana, aby chwytać najbliższy obiekt i go przenosić. W tym przypadku owym "obiektem" stał się pracownik, który został przygwożdżony do ziemi przez maszynę.
Pracownicy na miejscu od razu wyłączyli maszynę, a poszkodowanemu mężczyźnie została udzielona pomoc. Sama Tesla w raporcie zaznaczyła, że zaatakowany pracownik nie potrzebował nawet zwolnienia lekarskiego.
Z kolei byli pracownicy firmy przyznają, że Tesla miała często szczędzić w sprawie kwestii bezpieczeństwa oraz łamać przepisy BHP. Sam Elon Musk skrytykował dziennikarzy za opisywanie sytuacji sprzed dwóch lat. "To naprawdę poważny wstyd, że media odgrzebują incydent sprzed dwóch lat, który był wywołany przez proste przemysłowe ramię robotyczne Kuka (znajdujące się we wszystkich fabrykach) i insynuują, że obrażeń ciała dokonał teraz Optimus" — napisał Elon Musk w poście na platformie X (dawnym Twitterze).
foto ilustracyjne: pixabay