Wielu o freeganizmie dowiaduje się z szukających sensacji artykułów w maistreamowych mediach. Prawdziwi freeganie nie chwalą się publicznie swoimi zdobyczami, choć potrafią się dzielić, bo dla nich każda rzecz, którą można skonsumować, a trafi do kosza, to osobista porażka. Nie lubią jednak dziennikarzy właśnie za traktowanie ich jako nieszkodliwych dziwaków. Sprawdziłam co można znaleźć w kontenerach na odpady.
- Przypominamy artykuł, który pojawił się w Głosie24 w grudniu 2021 r.
Freeganie? Kto to taki?
Freeganizm jako ruch powstał w USA w połowie lat 90. XX wieku. Był reakcją na masową produkcję żywności i wyrzucanie przez sieci handlowe tysięcy ton jedzenia. Freeganie w ramach manifestu zaczęli ratować to, co miało trafić na wysypisko. Ruch, wraz z sieciami handlowymi, dotarł też do Polski.
"Zainspirowany artykułem o freeganach postanowiłem założyć grupę, gdzie można dzielić się informacjami co, gdzie, jak i dlaczego. Oraz pójść trochę dalej" – napisał założyciel grupy Freeganie Kraków, na której szukam informacji o freeganizmie. Jest w niej ponad 7,5 tys. osób, ale nie wszyscy łowią skarby w kontenerach. Niektórzy po prostu dzielą się żywnością, a skipują – czyli robią nocne wypady do kontenerów, gdy dostaną „cynk”. Czasem w prywatnej rozmowie na komunikatorze dzielą się informacjami, gdzie można znaleźć coś cennego np. egzotyczne owoce, i umawiają na wspólną nocną wyprawę. - Idea „zero waste”, czy po polsku nie marnowanie żywności, jest mi bardzo bliska. Jeśli samemu mam czegoś za dużo, ogłaszam na specjalnej grupie, gdzie ktoś zaraz odbiera. Innym razem ktoś coś udostępnia, to też się zgłaszam. To jest taka sieć – mówi Robert, którego poznałam na grupie.
Freeganie nie lubią, gdy się o nich pisze i mają ku temu konkretne powody. Wielu o freeganizmie dowiaduje się z szukających sensacji artykułów w mainstreamowych mediach. „Zostałam freeganką. Zobacz, co znalazłam na śmietniku” do tego zdjęcia wyciągniętych z kontenera serków czy owoców. Prawdziwi freeganie nie chwalą się publicznie swoimi zdobyczami, choć potrafią się dzielić, bo dla nich każda rzecz, którą można skonsumować, a ma trafić do kosza, to osobista porażka. Nie lubią jednak dziennikarzy właśnie za traktowanie ich jako nieszkodliwych dziwaków. - Przez tego typu artykuły, które rozdmuchują i popularyzują freeganizm, staje się on modny i zamykane są śmietniki, i cała nasza misja się wali – mówi Anna, którą również poznałam dzięki grupie Freeganie Kraków.
Coraz mniej dostępnych miejsc
- Ogromna większość sklepów, a raczej ich kontenerów, jest już dla freegan niedostępna. Regularnie zamykane są kolejne. A równocześnie w niesamowitym tempie rośnie liczba nowych osób, które chciałyby czegoś za darmo. I bardzo często przez ich niedoświadczenie, lub po prostu zbyt duże zainteresowanie, zamykane są kolejne miejsca – pisze w komentarzu na grupie Barbara. - Jeśli ochrona zmuszona jest jeździć wieczorem dookoła budynku, a po każdej wizycie ,,gości" zostaje bałagan, nic dziwnego, że sklepy zamykają śmietniki. Przy zamkniętych śmietnikach nikt nie wie, ile tak na prawdę sklep, czy sieć sklepów marnuje żywności. W przypadku tych, co są otwarte, co jakiś czas pojawiają się artykuły i zaczyna być głośno o ich marnowaniu żywności. Dlatego freeganie są bardzo niechętni wtajemniczaniu nowych osób, a tym bardziej artykułom na ten temat. Im więcej artykułów, tym większe zabezpieczenia, proszę się skupić na ratowaniu jedzenia, a nie opisywaniu skipowania – radzi inna krakowska freeganka. Zastanawiam się więc na serio nad nocną wyprawą. Ale czy to w ogóle legalne?
Grzebanie w cudzych śmieciach. Co na to prawo?
Freeganie działają w szarej strefie. To znaczy, że może się zdarzyć, że za szukanie dobrego jedzenia w pozostawionych przed marketem odpadkach mogą mieć problemy. Czy grzebanie w cudzych śmietnikach jest w ogóle legalne? Czy można za to dostać mandat albo sprawę karną? Okazuje się, że wszystko zależy od okoliczności. Prawnicy, wypowiadający się na ten temat, przestrzegają, że choć rzeczy na śmietniku, czy w kontenerze można uznać za mienie porzucone, czyli zabranie go nie jest kradzieżą, ale już wtargniecie na ogrodzony teren – sforsowanie płotu albo rozbicie kłódki jest kradzieżą z włamaniem co jest karane. Tłumaczyć można się wtedy jedynie znikomą szkodliwością czynu, o ile żywność zabraliśmy jedynie na własne potrzeby. Dlatego freeganie poszukują miejsc, gdzie kontenery nie są zamykane, pojawiają się przy nich w nocy, gdy sklep jest zamknięty i nie pilnują go ochroniarze. Wymieniają się też dyskretnie miejscami, gdzie jeszcze skipowanie jest możliwe. Jedno z takich miejsc to sklep znanej marki na Ruczaju. Inne polecane miejsca to targi. - W Krakowie odwiedzam regularnie jedną miejscówkę, ale wiem, że dużym powodzeniem cieszą się targi. Zwłaszcza Plac Imbramowski – zdradza Piotr, z którym nawiązałam kontakt również na krakowskiej grupie. Dzięki niemu wiem, gdzie mogę wybrać się na skipa.
Jak zostać freeganinem?
Freeganie, których poznałam nie są chętni do dawania dobrych rad. Ograniczają się do stwierdzenia: spróbuj to się przekonasz, ale gdzie i jak? Nie chcą zdradzać. Są na szczęście wyjątki. - Nie skipuj jeśli nie musisz. Jest wystarczająco dużo osób, z poczuciem misji, które się tym zajmują. Jest wystarczająco dużo osób głodnych i biednych, dla których skip jest formą przetrwania. Jeśli chcesz zacząć, pamiętaj o etykiecie freegańskiej – weź tyle ile potrzebujesz i zostaw porządek – przypomina Piotr i daje kilka praktycznych rad: Na pewno nie polecałbym warzyw, owoców i innych produktów z dna kubła. Im wyżej tym pewniej. Warto też szukać produktów w opakowaniach, albo o grubej, niejadalnej skórze. Daty ważności są umowne i techniczne, nie mają wiele wspólnego z rzeczywistą trwałością produktu, więc tym bym się nie sugerował. Czy jabłko, które wygląda dobrze, ma pójść na śmietnik, tylko dlatego, że sklep ustalił jego datę ważności do danego dnia? – pyta retorycznie.
Jakie są jeszcze zasady swoistego freegańskiego savoire vivre`u. - Najważniejsza zasada to „zostaw tak, jak spotkałeś”, czyli sprzątanie po sobie, często ignorowane przez młodych, szukających przygody. Gdy jest bałagan, nie dziwota, że później ochrona zamyka dostęp do skipa – wyjaśnia Piotr. - Druga zasada to „weź tyle, ile potrzebujesz”. Należy pamiętać, że pierwotna idea to „nie marnowanie jedzenia”. Skoro widzę kilka świeżych melonów, ale wiem, że nie zjem wszystkich, to po co mam brać? Nie mogę kierować się chciwością, lub zyskiem. W okolicy są też bezdomni, którzy korzystają ze skipów. I są głodni – mówi mój rozmówca. Radzi też aby generalnie unikać kontaktu z pracownikami sklepu. - Skipuję dyskretnie i szybko - dodaje.
Cebula, banany pomidory – uratowane ze śmietnika
Po konsultacji wybieram polecane miejsce, które nie ma zabezpieczeń i najłatwiej tam coś znaleźć. To sklep na krakowskim Ruczaju. Jestem tam już po 22, ale jak się okazuje, sklep zamykają znacznie później. Obchodzę budynek dookoła. Od tyłu są otwarte drzwi, obok kontenery. Pracownica przesuwa przez stojącą tam kasę całe kartony serków czy jogurtów, skanuje ich kod i wrzuca do zielonych pojemników na popsutą żywność. Dla mnie to dobry znak, że nocna akcja się uda, ale oznacza to też jeszcze długie czekanie, aż sklep opustoszeje. Krążę wokół i obserwuję ostatnich klientów. W końcu zamykają drzwi. Czekam kolejne 40 minut. Podjeżdżają osobowe samochody. Pracownicy, którzy wychodzą ze sklepu, wynoszą torby, pchają wózek z kartonami – pewnie też są w nich rzeczy, które powinny trafić na śmietnik, ale po prostu szkoda im ich wyrzucić.
Całkiem pusto robi się dopiero pół godziny po północy. Miejsce faktycznie jest świetne. Pojemniki niskie, nie trzeba się do nich wspinać. Nawet niepotrzebna latarka, bo światło przy wejściu ma czujnik ruchu i włącza się automatycznie. Kontener jest pełen. Przede wszystkim to warzywa – cała torba cebuli i ziemniaków. Niektóre porozrzucane luzem. Całkiem dobre pomidory, czasem tylko z jakąś rysą. Dobre markowe jabłko. Pory, marchewki, pietruszka – wszystko na warzywną zupę. Jest nawet puszka fasolki. Są też trochę przemarznięte banany, ale przecież w środku całkiem zdrowe. Nie wszystko jednak jest dobre. Są też rzeczy, które ewidentnie nadają się tylko do kosza, na przykład spleśniały burak. Ładuję swoje łupy do torby – uratowałam kilka kilogramów jedzenia!
Nie wszędzie jednak jest to możliwe. Ten na krakowskim Ruczaju to zaledwie jeden z wielu sieciowych marketów, ale tamte są już niedostępne. Zdarza się, że obsługa sklepów celowo niszczy żywność. „Niestety, gdy się o nas dowiedzą, zdarza się, że jedzenie jest polewane domestosem, wybielaczem, a nawet wrzuca się do żywności rozbite szkło, a miejscówki są zamykane” – czytam w komentarzach na grupie. „Niektóre markety mają prasę hydrauliczną i wszystko tam trafia - nic nie uratujesz. Sporo kierowników sklepów zamyka śmietniki, bo dla nich to żadna korzyść, a w sumie to strata, bo jak coś wyjmę że śmietnika to nie kupię tego w sklepie” – pisze ktoś inny.
Idealiści czy pragmatycy? Dlaczego to robią?
- Kiedyś przeczytałem artykuł na Onecie o pionierze freeganizmu w Polsce. Wzbudziło to we mnie na początku mieszane uczucia. Jedzenie ze śmietników? Jednak z czasem moje poglądy ewoluowały w kierunku zwracania uwagi na unikanie marnowania żywności – mówi Piotr. W jego przypadku skipowanie to wybór, choć jak zdradza, były przypadki, że wynikało to z konieczności. - Skoro jedzenie jest wyrzucane, dobre, opakowane, dlaczego mam nie wziąć i nie spożyć? – pyta. Czasem freeganizm to przejściowy styl życia. - Skipowałem przez jakiś czas – mówi Andrzej. - Obecnie z maluchem (mój rozmówca ma dwuletniego synka) jest trudniej czasowo, ale jeszcze pół rok temu jeździłem po śmietnikach. I poznałem też tę grupę społeczną, jaką są freeganie/grzebacze - dodaje. Pozostał w grupie, bo można tu wymienić się, albo oddać to, co nam pozostało w lodówce, nawet jeśli to tylko połowa otwartego opakowania serka. Freeganie wymieniają się kawą, którą kupili, ale im nie posmakowała, napoczętą wędliną czy chlebem, którego mają za dużo. Chętni ustawiają się w „kolejkach”. Dzielą się też jedzeniem, które ugotowali, a mają go za dużo czy przetworami od mamy.
- Irytuje mnie wizja freeganizmu jako „fajnej przygody”. Wielu młodych decyduje się podjąć taki krok, żeby zaistnieć, odróżnić się, zrobić coś nietypowego. Chwalą się swoimi „zdobyczami” w Internecie. Freeganizm nie jest „fajny”. Freeganizm jest niebezpieczny, naraża się człowiek na brud, szczury i nieprzyjemną ochronę – dodaje Piotr.
- Freeganie nie mogą działać legalnie, bo prawo tego nie reguluje. Liczy się tylko to, co jest narzucone danemu sklepowi albo marketowi. To, że jedzenie jest jeszcze zdatne do spożycia, nikogo nie interesuje – mówi rozżalona Emilia. – Ważne, że ma datę, która tak naprawdę jest datą wyłącznie dla producentów, nie konsumentów. Wiele produktów jest zdatnych do spożycia jeszcze tydzień czy dwa. Są markety, które robią spore promocje na produkty z krótkim terminem ważności, takie jak np. Netto czy Auchan, ale większość miejsc po prostu wyrzuca jedzenie i nie może go w żaden sposób udostępnić - dodaje. Pytam, czy myślała o tym, żeby porozmawiać z lokalnymi parlamentarzystami, nagłośnić sprawę marnowania żywności, zrobić jakąś wspólną akcję. - Wyobraża sobie pani happening ludzi, którzy bezprawnie wyjmują jedzenie z kontenera? Przecież to jest zupełnie bez sensu. Ludziom freeganizm kojarzy się z grzebaniem po śmietnikach i ciężko jest zmienić tę mentalność. Wszyscy, którzy są freeganami, albo w jakiś sposób się utożsamiają z tym ruchem, robią to bardzo dyskretnie – zapewnia. - Posłów to nic nie obchodzi. Mają swoje diety, bezpłatne mieszkania służbowe i samochody, którymi poruszają się bez martwienia się o pełen bak – dodaje.
Warto jednak dodać, że od 2020 roku Polska wprowadziła przepisy, które mają zapobiegać marnowaniu żywności. Zobowiązują one duże sklepy i hurtownie spożywcze, do przekazywania organizacjom żywności, która ma krótki termin ważności. Pozytywne skutki działania tych przepisów odczuły zwłaszcza Banki Żywności, które rozdają potem tę żywność potrzebującym, ale nawet one alarmują, że nadal marnuje się bardzo dużo jedzenia. Postulowana jest też zmiana polskiego prawa zgodnie z unijną dyrektywą, która pozwala na przekazywanie do zużycia niekomercyjnego produktów, którym upłynął minimalny czas przydatności. Teraz muszą w Polsce trafiać do utylizacji.
„Tony żywności znajdują się w kontenerach hurtowni spożywczych, producentów i większości sieci super i hipermarketów. Za murami, ścianami, niedostępne nawet dla freegan – pisze w komentarzu Tomasz. - I to dopiero są TONY żywności. To co my ratujemy, to niewielki ułamek. Może jakieś 3% całej, marnowanej przez ludzi żywności. Gdyby tamto udało się pokazać światu... Jakie są efekty uboczne konsumpcjonizmu i tego, że półki i lady w każdym sklepie zawsze muszą być pełne... To by mogło coś zmienić na lepsze. A tymczasem, niech freeganie pozostaną w cieniu i wykonują swoje zadanie” – podsumowuje.
Misja – nie wyrzucać!
Ilu jest freegan w Polsce trudno oszacować. W facebookowej grupie Freeganizm Polska jest ponad 34 tys. osób. Klasyczni freeganie kojarzeni są z osobami, które ratują żywność wyrzucaną do śmieci przez markety, ale jak się okazuje, wcale tak często nie zaglądają do kontenerów. Dlaczego? Bo zasada jest taka, aby mieć tylko tyle żywności ile się zje. A żywności oddawanej za darmo i miejsc, gdzie można ją przekazać, jest coraz więcej. Aż 12,5 tys. osób jest w grupie Dzielimy się jedzeniem Foodsharing Kraków, założonej przez Foodsharing Kraków – społeczność osób, która tworzy jadłodzielnie – czyli miejsca, gdzie można dzielić się jedzeniem. Takie miejsca powstają w całej Polsce. W Krakowie są już trzy: w Kombinacie Pasji przy ul. Na Szaniec 10, w Antykwariacie PiBook przy ul. Batorego 5 oraz przy Laboratorium SCENA na ul. Kamiennej 8. Można tam zostawić jedzenie, którego z jakiegoś względu sami nie wykorzystamy. Jedyny warunek to obowiązek dostarczania wyłącznie żywności bezpiecznej i zdatnej do spożycia i, co podkreślają organizatorzy, nie można zostawiać tam rzeczy, „które miały kontakt z odpadami spożywczymi, komunalnymi lub znajdowały się w kontenerach”. Grupa powstała w 2017 roku, rok po tym, gdy foodsharing pojawił się w Polsce.
Aktualne lokalizacje i godziny otwarcia naszych Jadłodzielni
Opublikowany przez Foodsharing Kraków Poniedziałek, 25 października 2021
W 2021 r. w Krakowie pojawiły się też „Lodówki pełne dobra”, które z inicjatywy wolontariuszy Polski 2050 wsparło finansowo miasto. Od 27 września 2021 r. lodówki – jadłodzielnie stanęły przy przed trzema Miejskimi Domami Pomocy Społecznej w Krakowie. Dzięki nim Domy Pomocy Społecznej mogą dzielić się posiłkami, które nie zostały odebrane przez ich podopiecznych.
EKIPA SKAWINA W AKCJI! 💪 Kilka dni temu wolontariusze ze Skawiny zorganizowali zbiórkę produktów aby wesprzeć...
Opublikowany przez Polska 2050 Małopolskie Niedziela, 12 grudnia 2021
Do jadłodzielni dostarczają też gotowe posiłki krakowskie firmy cateringowe, czy sklepy, jak choćby funkcjonująca na Ruczaju Żabka. Właściciel i pracownicy sklepu monitorują, co mogą oddać, a informację wrzucają na krakowskie grupy freegan i foodsharingowe. - Jak zaczęła się pandemia, to zaczęłam wrzucać informację na grupę Freeganie Kraków, że mamy do oddania nabiał czy wędliny, a teraz z tymi osobami, które były zainteresowane, kontaktuję się już przez Messanger – mówi Beata, która dorabia sobie w Żabce na Lubostroniu.
Środowisko krakowskich freegan mocno wspiera też miejscowe organizacje pomagające ubogim i bezdomnym. To Żywa Pracownia na Podgórzu, gdzie powstaje słynna Zupa na Plantach, która nie tylko gotuje i karmi bezdomnych, ale organizuje im ciepłe ubrania i prowadzi pilotażowy program wychodzenia z bezdomności. Jest też jadłodajnia sióstr albertynek, kuchnia Caritas i kilkanaście innych miejsc, do których można dostarczyć żywność z krótkim terminem przydatności do spożycia.
To nie sieci. To my wyrzucamy najwięcej jedzenia
Z prowadzonych badań wynika, że to nie sieci czy markety, ale właśnie my marnujemy najwięcej żywności. „Zgodnie z wynikami najnowszych badań przeprowadzonych przez IOŚ-PIB oraz SGGW w Polsce rocznie marnuje się prawie 5 milionów ton jedzenia! Straty ponoszone są na każdym etapie tzw. łańcucha żywnościowego – uprawy, produkcji, dystrybucji i konsumpcji, ale najwięcej żywności marnujemy my – konsumenci – aż 60% wyrzucanego jedzenia pochodzi z gospodarstw domowych” – informuje na swojej stronie Program Racjonalizacji i Ograniczenia Marnotrawstwa Żywności, którego Liderem jest Federacja Polskich Banków Żywności. Autorzy projektu proponują konkretne rozwiązania, jak to zmienić – choćby robić zakupy z listą, czytać informacje o przydatności do spożycia produktów i wykorzystywać te, które szybciej się przeterminują, jeść i gotować to, co mamy w domu, być bardziej kreatywnym – jeśli chcemy jajecznicę, a mamy chleb, paprykę i kiełbaski, za to nie mamy jajek – zamiast jajecznicy robić pyszne leczo.
Najwięcej żywności marnujemy w święta. Do kosza statystycznie trafia jedna trzecia kupionego i przygotowanego jedzenia. Jak to zmienić podpowiadają zwolennicy foodsharingu. „Święta coraz bliżej, ale zanim spędzimy Wigilię z najbliższymi, czekają nas wigilijki w szkole i pracy. Niezależnie od tego, czy będzie to impreza, na którą każdy przyniesie przygotowaną własnoręcznie potrawę, czy będzie zapewniony catering - warto zadbać o to, żeby nic się nie zmarnowało. Przygotujcie pojemniki i słoiki, spakujcie nadwyżki i zanieście do najbliższej Jadłodzielni! Jeśli nie macie takiej możliwości, zapytajcie organizatora o pozwolenie i znajdźcie kontakt do Foodsharingu w swoim mieście. W miarę możliwości chętnie pomożemy w odbiorze nadwyżek! Dziękujemy, że dbacie i nie marnujecie!” – apelują.
Święta coraz bliżej, ale zanim spędzimy Wigilię z najbliższymi, czekają nas wigilijki w szkole i pracy. Niezależnie od...
Opublikowany przez Foodsharing Polska Piątek, 3 grudnia 2021
Imiona rozmówców zostały zmienione przez redakcję.
fot. Mateusz Łysik / Głos24