W Krakowie tajemnice miejskich spółek pozostają skrzętnie strzeżone. Pomimo ogromnych sum wydawanych z budżetu miasta, mieszkańcy wciąż borykają się z brakiem dostępu do pełnych informacji o wydatkach. Rządowe zapewnienia o transparentności rozbijają się o mury komunalnych przedsiębiorstw, które traktują jawność jako wybór, a nie obowiązek. Czy nadchodzące zmiany wpłyną na przejrzystość finansową Krakowa?
Miejskie spółki nie publikują rejestrów umów, a mieszkańcy często nie mogą się dowiedzieć na co wydawane są publiczne pieniądze. Żeby wyciągnąć podstawowe informacje z komunalnych przedsiębiorstw nieraz trzeba bawić się w detektywa. Należące do krakowskiego samorządu firmy dysponują łącznie miliardami złotych i ich działania mają duży wpływ na codzienne życie krakowian. Przechodząc obok parkingów samochód służbowych kadry kierowniczej miejskich spółek można zobaczyć jakie są najnowsze trendy motoryzacji, a przepychu związanego z organizowaniem wydarzeń promocyjnych nie powstydziliby się chyba nawet naftowi szejkowie. Symbolem marnotrawstwa publicznych pieniędzy stały się już miliony złotych wtopione w drugą miejską telewizję. Wiele kontrowersyjnych decyzji pewnie nie ujrzało jednak nigdy światła dziennego, wskutek prowadzanej polityki udzielania informacji. Jest szansa, że po wyborach uda się skończyć z tajemnicami, a wykazy wydatków będą dostępne w Internecie i każdy zainteresowany łatwo sprawdzi na co przeznaczane są nasze wspólne pieniądze.
Na jednym z filmików zamieszczonych przez miejską spółkę piosenkarka ubrana w odświętny strój przy akompaniamencie zespołu w pełnej patosu pieśni zatytułowanej ,,Czułe H2O” wychwala krakowskie wodociągi, co się dzieje ku uciesze władz spółki. Występ kosztował wiele tysięcy złotych i pokazuje, że kreatywność w wydawaniu publicznych pieniędzy przez podmioty komunalne zdaje się nie mieć żadnych granic. W mediach społecznościowych często można natrafić na dyskusje jak wygląda praca marzeń, a wielu ludzi lubi puścić wodze fantazji, które zajęcia są tymi idealnymi. Bycie członkiem zarządu miejskiej spółki w Krakowie chyba deklasuje pojawiające się zazwyczaj propozycje, na co składają się horrendalne zarobki w wysokości trudnej do wyobrażenia dla zwykłych śmiertelników, nieduża odpowiedzialność, liczne przywileje połącznie z olbrzymią władzą i mało wymagający szef.
W krakowskim samorządzie od dawna obowiązują podwójne standardy. Urząd i miejskie jednostki publikują rejestry umów, czym nieraz chwalą się przedstawiciele miasta dowodząc rzekomej przejrzystości działania magistratu. Wykazy nie są jednak zamieszczane w przypadku samorządowych spółek. Trudno zrozumieć, czemu w odniesieniu do sporej części miejskich wydatków kontrola społeczna ma być ograniczona, a transparentność jest traktowana bardzo wybiórczo. Uzyskanie podstawowych danych niekiedy stanowi spore wyzwanie, a czasem na odpowiedź w prostej sprawie czeka się nawet dwa miesiące. Kontrowersyjne wydatki mogą nie wyjść na światło dzienne, bo mieszkańcy nie wiedząc, że miejska firma zamawia jakieś usługi nigdy się nie zapytają o umowy. Pomysłowość zarządzających spółkami na wydawanie miejskich pieniędzy zdaje się nie mieć granic, więc nieraz ciężko jest wydedukować na co mogą iść publiczne pieniądze. Próba wyciągnięcia informacji przez bardziej ogólne pytania, często nie przynosi efektu. Spółki zasłaniają się koniecznością poniesienia kosztów na opracowanie danych.
Zdarza się, że komunalne spółki odmawiają udzielania informacji o zawieranych umowach powołując się na rzekomą tajemnicę przedsiębiorstwa. W większości samorządowe firmy świadczą jednak usługi na zasadzie monopolu, więc trudno się doszukiwać sensu w chronieniu danych przed jakąś wyimaginowaną konkurencją. Mieszkańcy często i tak są skazani wyłącznie na usługi przedsiębiorstw komunalnych. Przecież w mieście jest jedna sieć wodociągowa czy ciepłownicza, a w przypadku sporej ilości świadczeń podmioty publiczne mają faktyczną wyłączność. Obecnie spółki zamieszczają w Internecie tylko informacje dotyczące niektórych kategorii zleceń wykonywanych na podstawie ustawy o zamówieniach publicznych, które stanowią jednak jedynie część zawieranych kontraktów.
Publikacja rejestrów nie powinna się wiązać z dużymi kosztami. Przygotowanie wykazów jest marginalnym wydatkiem dla miejskich jednostek, które już teraz zamieszczają informacje o swoich wydatkach w Internecie. Dlaczego w przypadku spółek miałoby być inaczej? Umieszczanie informacji o umowach może zmniejszyć liczbę pytań mieszkańców, co się przełoży na mniejszą ilość czasu jaką pracownicy będą poświęcać na odpowiedzi, a w konsekwencji nawet na oszczędności. Tym bardziej, że zapewne takie wykazy umów są już teraz sporządzane na potrzeby wewnętrzne. Trudno sobie wyobrazić, żeby zarządzający miejskimi spółkami nie dysponowali danymi o zawieranych kontraktach.
Obecnie miejskie spółki zazwyczaj publikują na platformach zakupowych tylko informacje o niektórych umowach, kiedy wymaga tego prawo zamówień publicznych. Takie wykazy obejmują jednak tylko część zawieranych kontraktów, a nam chodzi oto, żeby mieszkańcy mieli pełen obraz sytuacji. Duże kwoty są sumą tych mniejszych, dlatego społecznej kontroli powinny być poddane wszystkie zamówienia. W wielu przypadkach próżno obecnie szukać na stronach samorządowych przedsiębiorstw informacji o kontraktach na promocje, reklamę, doradztwo czy mniejszych zakupach.
Problemy z jawnością samorządowych instytucji miał rzekomo rozwiązać centralny rejestr umów, czyli rządowy system, gdzie będą publikowane informacje o wydatkach. Ustawa o finansach publicznych wyłączyła jednak samorządowe spółki z obowiązku raportowania i w tym wypadku skala jawności nadal będzie zależeć od decyzji włodarzy gmin. W dodatku wejście nowych przepisów już kilkakrotnie było przekładane i aktualnie zostało odroczone do 1 stycznia 2026 roku, a termin może ulec kolejnemu wydłużeniu.
W imieniu Stowarzyszenia Ulepszamy Kraków! w połowie zeszłego roku składałem petycję z apelem o publikacje w intrenecie listy wydatków miejskich spółek. Proponowałem, żeby zmiany wprowadzić w taki sposób, aby chronić prywatność szeregowych pracowników, których dane osobowe nie byłyby nigdzie zamieszczane. Miasto się jednak nie zgodziło. Podobno byłoby to skomplikowane i zdaniem władz Krakowa zwiększenie transparentności jest zupełnie niepotrzebne. Ostatnio Łukasz Gibała niezależny kandydat na prezydenta Krakowa zapowiedział, że jeżeli wygra wybory to wydatki będą wreszcie jawne. Gibała sam musiał nieraz iść do sądu, aby wyciągnąć podstawowe informacje z miejskich spółek, co pokazuje jak dużym problem stanowi polityka prowadzana przez samorządowe przedsiębiorstwa. Cóż, trzeba mieć nadzieję, że w przyszłości spółki staną się dobrem mieszkańców i już się nie będzie mówiło, że są one prezydenckie.
Fot. główne: Zdjęcie ilustracyjne / Mateusz Łysik