Po fali górnolotnie stawianych głosów, że matematyka pozwala wierzyć w walkę o bezpośredni awans, Wisła Kraków w dwóch meczach z rywalami z czołówki zgarnęła jeden punkt, przegrywając przy tym na Reymonta dopiero trzeci mecz ligowy. Jednak jakże on może ważyć.
Może, ponieważ ciężko jeszcze przewidzieć, czy rywalizacja z Płocką imienniczką będzie aż tyle ważyła. Miejsce trzecie i czwarte daje bowiem prawo gry u siebie w barażach, piąte i szóste oznaczają spotkania w delegacji. Jeżeli Polonia Warszawa pokona Stal Stalowa Wola, to Biała Gwiazda zleci na razie na szóste miejsce.
Co do piątkowego spotkania, mecz przeciwko Wiśle Płock od samego początku był bardzo chaotyczny. Choć na Reymonta pojawiło się lekko ponad 30 tysięcy fanów, to goście dobrze weszli w mecz, od samego początku budując akcje pod polem karnym gospodarzy. Jednak pierwsza groźniejsza akcja podopiecznych trenera Jopa przyniosła rzut karny, którego na gola strzelił Angel Rodado. To były jednak miłe złego początki.
Rywale przejęli kontrolę
Po rozpoczęciu akcji od środka, Nafciarze od razu strzelili gola wyrównującego. Po świetnym podaniu Ivana Salvadora, akcje wykończył Hleb Kuchko. Choć bardziej niż na konto Białorusina, bramka tak naprawdę leży na barkach Patryka Letkiewicza. Golkiper Wisły Kraków mógł zdecydowanie lepiej zachować się w tej sytuacji, a finalne strzał lecący wprost w jego ręce, wpadł do siatki.
Pierwsza połowa zakończyła się drugim golem dla Wisły, ale dla tej przyjezdnej. Prosty błąd techniczny Bartosza Jarocha wystarczył, by Łukasz Sekulski mógł przebiec kilkadziesiąt metrów i ponownie pokonać bramkarza gospodarzy. Dwa gole podarowane w pierwszej połowie zbudowały nieco zmienioną strategię w poczynaniach gości.
Od tamtej pory mocno za skórę kibicom na Reymonta, zaszedł bramkarz płocczan Bartłomiej Gradecki. Często przetrzymywał piłkę, grał na czas, a co ciekawe do ostatniej minuty nie otrzymał od arbitra żółtej kartki, co w takich sytuacjach jest dość naturalnych zachowaniem.
Nic się nie zmieniło
Druga część meczu tak naprawdę jest do zapomnienia. Podopieczni trenera Jopa nadal mieli kłopot z kreowaniem akcji, a przynajmniej tych godnych wspomnienia. Najlepszą zmarnował Angel Baena nie trafiając na pustą bramkę. Wisła waliła głową w mur i finalnie doprowadziła do gola, ale rywali na 3:1, gdzie ponownie do siatki trafił Kuchko.
Mecz od samego początku był niepewny, by nie powiedzieć słaby w wykonaniu Białej Gwiazdy. Ciężko wybrać kogoś na piłkarza meczu. Wiele prostych błędów było bardziej kluczowych, niż dobre rajdy, próby strzałów, czy podań. Po remisie w Niecieczy porażka z Wisłą Płock może być niepokojąca. Tym bardziej że zostały trzy kolejki i tylko jeden mecz na Reymonta.
Trzy finały Wisły
Na pocieszenie można rzucić hasło, że wszystko jest w rękach Wiślaków. Wyjazd do Tychów będzie ostatnim poważnym egzaminem, bo potyczka ze Stalą Stalowa Wola, czy Stalą Rzeszów grającą o nic, powinny ustabilizować pozycję Wisły w strefie barażowej. Jak faktycznie będzie? Ostatnie lata nauczyły, by po prostu robić swoje. Remis w Tychach i sześć punktów w pozostałych meczach byłyby niezłe, ale trzeba będzie zagrać przede wszystkim skuteczniej niż z Wisłą Płock, czy Bruk-Betem Termalica.
Fot: Krystian Kwiecień / Głos24