Piłkarska kadra narodowa w ostatnich latach przyzwyczaiła nas kibiców do sytuacji, w której nawet jak nic się nie dzieje, to coś się w końcu wydarzy. Tym razem konflikt Roberta Lewandowskiego z trenerem Probierzem to wierzchołek góry lodowej.
Sport to taka dziedzina życia, że konflikty, czy niedopowiedzenia zawsze można zakryć wynikiem na parkiecie, hali, czy w tym wypadku na boisku. Reprezentacja Polski nie zdążyła wybiec na murawę w meczu z Mołdawią, a już trzeba było się tłumaczyć. Najpierw Robert Lewandowski ogłosił, że nie pojawi się na zgrupowaniu. Następnie wystrzelił Paweł Dawidowicz, który dziwił się kapitanowi, że ten nie symulował urazu, by mniej grać w Barcelonie, bo on zakłada, że tak by postąpił.
Następnie Kamil Grosicki, dla którego to jest ostatnie zgrupowanie w reprezentacji, mówił, że mu przykro, że nie będzie Lewandowskiego, ale głębsze refleksje zostawi dla siebie. Później ten sam Grosicki, który mówi o grze w kadrze, jak o wyższej sprawie, w jednej z rozmów z byłym reprezentantem Sławomirem Peszko ciepło wspominał, jak to za trenera Nawałki o trzeciej w nocy zanosił na tacę do pokoju hotelowego. A co było na tacy, to zostawił dla interpretacji słuchaczy. Jak to się ma, do tej wyższej sprawy? Nie wiadomo.
Wymęczone zwycięstwo z Mołdawią
Nie długo po tym wszystkim na zgrupowanie dołączył Robert Lewandowski, bo jednak z Kamilem Grosickim ma dobre relacje. I tak stanęliśmy w dzień meczu na Stadionie Śląskim w Chorzowie przeciwko Mołdawii. Określenie chaos, to niedopowiedzenie.

Sport sportu nie wybronił. Reprezentacja Polski nie wyglądała przy Mołdawianach na zespół, z którym będzie musiała się liczyć Holandia, a raczej już ograna Litwa czy Malta mogły pluć sobie w brodę, że nie ugrały czegoś więcej na start eliminacji. Wygrana 2:0 po wielu cierpieniach powinna dać do myślenia, ale uznajmy, że zwycięzców się nie ocenia. Kamil Grosicki został pożegnany, reprezentacja wygrała, można skupić się na wyjeździe do Finlandii. Przynajmniej tak można było pomyśleć w piątkowy wieczór.
Lewandowski kontra Probierz
Chociaż jutro czeka nas ważny wyjazdowy mecz w Helsinkach z Finami, to teraz wszyscy dyskutują o jednym. Nawet nie o stracie Sebastiana Szymańskiego, Jana Bednarka, czy Nicoli Zalewskiego przez urazy w sparingu z Mołdawią. Ani o tym, że Skandynawowie słabo zaczęli te eliminacje, wygrywając z Maltą 1:0, remisując z Litwą 2:2 i przegrywając z Holandią 0:2. Opinia publiczna skupiła się na jednym wpisie Roberta Lewandowskiego na mediach społecznościowych.
Biorąc pod uwagę okoliczności i utratę zaufania do selekcjonera Reprezentacji Polski postanowiłem do czasu kiedy jest trenerem zrezygnować z gry w Reprezentacji Polski. Mam nadzieję, że będzie dane mi jeszcze zagrać dla najlepszych kibiców na świecie. 🇵🇱
— Robert Lewandowski (@lewy_official) June 8, 2025
Innymi słowy, póki trenerem kadry jest Michał Probierz, Roberta w koszulce reprezentacji nie zobaczymy. Jest to pokłosie decyzji selekcjonera o tym, że opaskę kapitańską ma otrzymać Piotr Zieliński. To w jakim stopniu to dobry, lub zły pomysł to zupełnie inna kwestia. Sam Lewandowski miał tę informację dostać przez telefon od trenera Probierza, który tuż po przekazaniu tej decyzji, miał się od razu rozłączyć.
Nad reprezentacją od lat wiszą czarne chmury. Czasem są pojedyncze przejaśnienia, jak na początku Euro 2024, gdy w dobrym stylu pokazaliśmy się na tle Holandii, ale na ogół jest szaro i ponuro.
Widmo braku awansu
Pojawia się właśnie ryzyko, że ubiegłoroczne mistrzostwa to symbolicznie ostatni wielki turniej Lewandowskiego w reprezentacji. Symboliczny o tyle, że turniej odbył się w Niemczech, a więc kraju, w którym Robert osiągał największe sukcesy w karierze. Ciężko być optymistą po mordęgach z Litwą czy Maltą, a w perspektywie są dwa mecze z Finami i Holendrami. Mistrzostwa Świata z naszym udziałem w obecnej sytuacji to mrzonka, w którą raczej nikt nie chce wierzyć. Chyba że trener Probierz. W to akurat nie należy wątpić.
Fot: Krystian Kwiecień / Głos24