Krzysztof Jan Klęczar został powołany przez premiera Donalda Tuska na urząd Wojewody Małopolski. Nowy wojewoda nie chce dzielić, ale łączyć. - "Nie ma WAS i NAS. Jesteśmy MY – mówił na opłatkowym spotkaniu z samorządowcami Małopolski, choć nie ukrywa swego przywiązania do PSL-u. Kim jest nowy wojewoda?
Krzysztof Jan Klęczar, burmistrz Kęt z PSL-em jest związany od kilku pokoleń. W 2014 roku został burmistrzem Kęt, liczącej ponad 34 tys. mieszkańców gminy w powiecie oświęcimskim. Choć jest samorządowcem, nadal prowadzi rodzinne gospodarstwo rolnicze, nastawione m.in. na edukację młodzieży. Funkcję burmistrza łączy też z zaangażowaniem w działalność polityczną. Jako szef struktur wojewódzkich Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce odwiedza wiele powiatów i organizuje spotkania z ludowcami w terenie. Teraz został Wojewodą Małopolski.
W ostatnich wyborach parlamentarnych ubiegał się jako kandydat Paktu Senackiego o mandat senatorski. Mandaty nie zdobył, ale udzielone mu poparcie przerosło jego oczekiwania. Zabrakło tylko 1,68 proc., aby pokonać senatora Andrzeja Pająka z PiS-u. Na burmistrza Kęt i szefa struktur małopolskich PSL zagłosowało 146 423 wyborców. "Zabrakło 6 tysięcy głosów... Tak zdecydowali mieszkańcy, te decyzję przyjmuję i szanuję. Dziękuję za wspaniałą kampanijną przygodę, dziękuję za wsparcie i życzliwość. Dziękuję moim bliskim, mojemu sztabowi, przyjaciołom i współpracownikom. Bez Was tego by nie było. W telefonicznej rozmowie pogratulowałem już mojemu konkurentowi, Panu Senatorowi Andrzejowi Pająkowi. Walczyliśmy godnie i na poziomie. I jak to w takim starciu, by ktoś mógł wygrać, ktoś musi przegrać. I choć osobiście doznałem tu porażki, jako szef drużyny PSL Małopolska czuję się dziś wygrany. Moja drużyna wygrała, a nasz okręg doczeka się wreszcie upragnionego Posła. I choć te kilka tysięcy głosów będzie mi się śniło po nocach, świadomość, że postawiło na mnie ponad 146 tysięcy ludzi nie pozwoli mi odpuścić” – napisał podsumowując swoją kampanię i wyniki wyborów.
Nowy wojewoda chce zasypać przepaść dzielącą samorządowców i mieszkańców Małopolski, którą widać nie tylko w czasie kampanii. - Nie ma WAS i NAS. Jesteśmy MY. Nasza wspólnota jest siłą Małopolski. – mówił na pierwszym spotkaniu z samorządowcami, podczas tradycyjnego małopolskiego opłatka. Zaznaczył, że różnorodność w regionie nie oznacza konieczności zgody we wszystkim, ale w sprawach fundamentalnych ważne jest jednomyślne wyrażanie opinii dla dobra Małopolski. – Mam ogromny zaszczyt w imieniu własnym, jako wojewoda małopolski, złożyć Państwu najlepsze życzenia. Składam je również w imieniu rządu Rzeczypospolitej Polskiej, w imieniu premiera Donalda Tuska, w imieniu ministra spraw wewnętrznych i administracji Marcina Kierwińskiego i w sposób szczególny, jako ludowiec, w imieniu wicepremiera, ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza. Życzę Wam wszystkim, by te Święta były szczęśliwe i radosne. Życzę, aby ten czas w gronie rodzinnym płynął bardzo powoli, by było nam wszystkim w tym świątecznym czasie dane zobaczyć osoby, których nie widzimy przez cały rok. Życzę, by szczęście i Boże błogosławieństwo nie opuszczały nas wszystkich i naszej małej ojczyzny - Małopolski - w Nowym 2024 Roku. Wesołych Świąt! – powiedział wojewoda.
Kim jest nowy wojewoda i jak rozpoczęła się jego przygoda z samorządem? Dorastałem w rodzinie, gdzie ten samorząd był we krwi. Mój ojciec też był samorządowcem - był wiceprzewodniczącym Rady Powiatu Oświęcimskiego, ale też był przez 20 lat szefem najpierw zakładu budżetowego, potem spółki komunalnej wodociągów w Kętach, więc ta polityka i działalność zawsze u nas w domu była. Mój dziadek, Władysław był ludowcem i jednym ze współzałożycieli kółka rolniczego w Kętach w latach 40-tych. Po wojnie w PSL był mój ojciec a teraz ja jestem już pokoleniem ludowców w naszym domu, więc ta samorządność i służba publiczna zawsze u nas była – mówił w rozmowie z Głos24.
Choć zastąpił na stanowisku Łukasza Kmitę, wojewodę z PiS, który został posłem, deklaruje, że będzie współpracował ze wszystkimi samorządowcami. – Ja zawsze mówię, że samorząd jako taki nie ma barw partyjnych. Nie dzielę ludzi na sympatyków takiej czy innej partii, tylko dzielę, przepraszam za kolokwializm, na mądrych i głupich, bo głupota nie ma barw partyjnych. Dzielę na uczciwych i nieuczciwych, pracowitych i leniwych. W samorządzie gminy Kęty współpracujemy ze wszystkimi, poza kilkoma radykalnymi osobami. Mamy naprawdę przeróżnych ludzi. W naszym klubie budujemy wspólnotę i współpracujemy dla dobra lokalnej społeczności. Tak być powinno nie tylko u nas, ale wszędzie. Natomiast niestety polityczne podziały zeszły na dół, na szczebel samorządowy i to jest bardzo niedobre. Chciałbym jednak podkreślić, że jestem szefem struktur wojewódzkich Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce i się z tym nie kryję. Koniczynkę mam w klapie i mi to w niczym nie przeszkadza. Czasem gdzieś słyszę, że samorządowiec powinien być apolityczny. Dla mnie to jest w ogóle sprzeczność sama w sobie, ponieważ działanie samorządu to jest rozwiązywanie ludzkich problemów, budowanie sojuszy i porozumień. To jest esencja polityki. Dla mnie samorządowiec apolityczny, to nie jest taki, który chowa do kieszeni swoje poglądy, tylko taki, który mając własne poglądy i się do nich przyznając, potrafi szukać kompromisu i rozmawiać ze wszystkimi. Powinniśmy to widzieć w skali kraju. Wtedy moglibyśmy współpracować i realizować nasze misje, które mamy w samorządzie lokalnym – mówił rok temu w wywiadzie.
Krzysztof Jan Klęczar pracę w samorządzie godził z prowadzeniem własnego niewielkiego gospodarstwa, które często odwiedzają szkolne wycieczki. Na zdjęciach na swojej stronie na Facebooku już nawet w czasie kampanii, można było go zobaczyć przerzucającego siano czy trzymającego na rękach królika. – Prowadzę amatorskie gospodarstwo rolne. Dla mnie to jest pewien rodzaj hobby i ja do tego gospodarstwa dokładam. Wcale się z tym nie kryję. Natomiast jestem też rolnikiem z wykształcenia Jestem doktorem nauk rolniczych, przepracowałem kilka lat na Uniwersytecie Rolniczym, więc patrzę, trzeźwo na sytuację. Rolnictwo to bardzo specyficzna, ale kluczowa gałąź naszej gospodarki. Zwłaszcza w Polsce i w naszych krajach ościennych rolnictwo jest specyficzne. Nie możemy do jednego worka wrzucić rolnika, który w Wielkopolsce, na Opolszczyźnie czy na Pomorzu ma 1000 ha ziemi z rolnikiem z obszaru Małopolski czy Podkarpacia, który gospodaruje na kilku hektarach w małych gospodarstwach, ponieważ potraktowanie ich tak samo będzie krzywdzące i nie pozwoli podjąć obiektywnych działań. W naszej opinii wspólna polityka rolna powinna być dostosowana do obszarów, gdzie jest realizowana. Inaczej powinni być traktowani rolnicy na obszarach górskich, czy podgórskich, ponieważ trzeba sobie powiedzieć, że to z jednej strony jest rolnictwo, ale z drugiej strony to jest zachowanie krajobrazów kulturowych i pewnego dziedzictwa. Wreszcie to jest tworzenie możliwości dla rozwoju innych branż, takich jak agroturystyka i turystyka związana właśnie z tym krajobrazem kulturowym. Jak nie utrzymamy gospodarstw rolnych w rejonie Małopolski i Podkarpacia, w tych rejonach górskich, jaki turysta tu przyjedzie, jeśli nie będzie już tradycyjnych wypasów owiec, nie będzie tego krajobrazu, nie będzie hal, gdy to wszystko zarośnie? – mówił w rozmowie z Głos24. Wszystko więc wskazuje na to, że małopolscy rolnicy będą mieli w nim swojego orędownika. - Rolnikom jest coraz trudniej. Rolnicy potrzebują wsparcia, ale ktoś powie, że to wina „złej Unii” albo pandemii - wszystko można powiedzieć. Natomiast jak to jest, że nawozy tak szalenie podrożały, a jednocześnie spółki skarbu państwa, odpowiedzialne za produkcję tych nawozów, notują rekordowe zyski? Rolnicy dali się przez jakiś czas (nie wszyscy oczywiście) omamić, wierzyli w te obietnice, które im składano. Teraz już widać, że te obietnice są puste, a rolnicy zostali sami. A my dalej będziemy ich rzecznikami - zapewniał.
Co ciekawe, jego częste kontakty z młodzieżą zaowocowały w nim chęcią zdobycia kwalifikacji, aby skuteczniej jej pomagać. W 2022 roku ukończył studia psychologiczne. – Mam mnóstwo planów i głowę pełną pomysłów. Dodam, że jestem też pracownikiem akademickim Uniwersytetu Rolniczego, chwilowo urlopowanym. Odkąd jestem dorosły, pracuję z dziećmi i z młodzieżą. Zaczęło się to jeszcze w czasach studenckich. Razem z moją obecną żoną, wówczas jeszcze dziewczyną, odwiedzaliśmy domy dziecka. Zawsze bliski był mi wolontariat. W pewnym momencie doszedłem do punktu, w którym zrozumiałem, że brakuje mi warsztatu, a chciałem w dalszym ciągu pomagać skutecznie i dobrze. Stąd decyzja, że muszę uzupełnić moje wykształcenie i psychologia na dobrym uniwersytecie. Oczywiście, nie było łatwo. Dużo pracy, dużo nauki, ale człowiek powinien się rozwijać. Dziś te studia są już za mną. Gospodarstwo, które od lat kierunkuję ma charakter gospodarstwa edukacyjnego. Często spotykam się z młodymi ludźmi i przy zwierzętach, przy pracy rozmawiamy czasami o różnych trudnych rzeczach, więc dalej nie porzuciłem wolontariatu. Nie chce o tym dużo mówić, bo nie chodzi o to, żeby się chwalić, ale dalej mam kilka takich miejsc, które regularnie odwiedzam, więc bezsprzecznie swoją przyszłość wiążę ze sferą pomocy drugiemu człowiekowi, choć niekoniecznie w sensie zawodowym – podsumował przyszły wojewoda.