wtorek, 20 grudnia 2022 08:00

Krzysztof Klęczar: „Koniczynkę mam w klapie i mi to w niczym nie przeszkadza”

Autor Marzena Gitler
Krzysztof Klęczar: „Koniczynkę mam w klapie i mi to w niczym nie przeszkadza”

– Ja zawsze mówię, że samorząd jako taki nie ma barw partyjnych. Nie dzielę ludzi na sympatyków takiej czy innej partii – mówi Krzysztof Klęczar, burmistrz Kęt, członek naczelnego komitetu wykonawczego PSL. O sytuacji polskiego rolnictwa, problemach samorządów oraz planach małopolskich ludowców na zbliżające się wybory rozmawiamy z Krzysztofem Klęczarem, który jest szefem struktur wojewódzkich Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce.

Krzysztof Klęczar, burmistrz Kęt z PSL-em jest związany od kilku pokoleń. W 2014 roku został burmistrzem Kęt, liczącej ponad 34 tys. mieszkańców gminy w powiecie oświęcimskim. Choć jest samorządowcem, nadal prowadzi rodzinne gospodarstwo rolnicze, nastawione m.in. na edukację młodzieży. Funkcję burmistrza łączy też z zaangażowaniem w działalność polityczną. Jako szef struktur wojewódzkich Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce odwiedza wiele powiatów i organizuje spotkania z ludowcami w terenie. Z Krzysztofem Klęczarem rozmawiamy o sytuacji polskiego rolnictwa, problemach samorządów oraz planach małopolskich ludowców na zbliżające się wybory.

Panie burmistrzu, jest pan włodarzem Kęt już kolejną kadencję. Co pana zainspirowało do pracy w samorządzie? Czy kiedy był pan chłopcem, myślał pan, że zostanie burmistrzem? Miał pan jakiś wymarzony zawód?

– Dorastałem w rodzinie, gdzie ten samorząd był we krwi. Mój ojciec też był samorządowcem - był wiceprzewodniczącym Rady Powiatu Oświęcimskiego, ale też był przez 20 lat szefem najpierw zakładu budżetowego, potem spółki komunalnej wodociągów w Kętach, więc ta polityka i działalność zawsze u nas w domu była. Mój dziadek, Władysław był ludowcem i jednym ze współzałożycieli kółka rolniczego w Kętach w latach 40-tych. Po wojnie w PSL był mój ojciec a teraz ja jestem już pokoleniem ludowców w naszym domu, więc ta samorządność i służba publiczna zawsze u nas była.

Natomiast z tego co pamiętam to moje pierwsze marzenie było takie, aby być kierowcą. Mieszkamy obok drogi, którą jeżdżą samochody na oczyszczalnie ścieków i bodaj moim pierwszym marzeniem było, że będę panem, co to gnojówkę wozi, więc nie były to marzenia górnolotne. Natomiast zawsze myślałem o tym, żeby robić coś dla innych i tak mi zostało.

Wspomniał pan o swoim związku z PSL-em. To ugrupowanie pomimo swoich tradycji nie ma teraz dużego poparcia w Polsce. Z czego to wynika? Czy uważa Pan, że ten ruch ma szansę się odrodzić?

– Ludowy znaczy powszechny. Więc to, że przez lata byliśmy rzecznikiem środowisk wiejskich to jedno, ale my jesteśmy też partią centrum, partią ludzi racjonalnych, ludzi ciężko pracujących, ale też ludzi o różnych zainteresowaniach. Były czasy, że to poparcie było wyższe, natomiast proszę zwrócić uwagę, że przez 127 lat te nasze ideały się nie zmieniły. Ideały Witosa, Mikołajczyka, Rataja nadal są obecne, ale zmieniają się czasy i niestety wartości, którymi się kierowaliśmy i kierujemy tracą na wartości. Dziś uczciwość, pomocniczość, rzetelność i prawdomówność coraz częściej nie są w cenie. Dziś ludzie lubią usłyszeć to, co chcą usłyszeć, a nie to, co w rzeczywistości ma miejsce i się dzieje. Dziś niestety politycy jednej i drugiej głównej opcji w naszym kraju nie mają problemu z tym, żeby opowiadać głupoty, czy też mówiąc wprost kłamać. My tak nie potrafimy. My nie potrafimy wyjść do ludzi i nakłamać im, żeby pompować własny interes. Nie potrafimy mówić, że coś jest czarne, gdy jest białe. Myślę, że z tego wynika problem, że dzisiejszych czasach z naszą szczerością i prawdomównością średnio się znajdujemy, ale my dalej ją utrzymujemy. Ja dalej uważam, że to my mamy rację, że istnieją wartościach, przy których należy trwać i dążyć do tego, żeby ludzie to dostrzegli. Taka jest nasza misja i tak działamy.

Jak pan podsumowuje tę kadencję, którą naznaczyła i pandemia i wojna w Ukrainie, która bardzo wpływa na funkcjonowanie samorządów, bo po wywołuje olbrzymi kryzys.

– Ta kadencja jest bardzo trudna. My jednak po to jesteśmy, żeby sobie z problemami radzić i my sobie z problemami radzimy tylko po pierwsze samorząd od lat od kilku lat jest konsekwentnie ograbiany z kompetencji przy kwestii zarządzania wodami czy rozmaitych innych kwestiach. Druga rzecz to pozbawianie nas środków finansowych. Proste wyliczenie - na zmianach polityki państwa wobec samorządu w ciągu ostatnich kilku lat gmina Kęty straciła 45 milionów złotych. To jest wyliczenie przeprowadzone przez ekonomistów. Co prawda dostaliśmy w jakiejś takiej dziwnej formie dotacji czy rekompensaty łącznie około 10 milionów w ciągu 2 lat. A gdzie jest 35 milionów? Jak realizować zadania, które zaplanowaliśmy w 2015 roku? Podjęliśmy restrukturyzację finansów gminnych przy pewnych założeniach. Kto mógł założyć taką galopującą inflację, albo że dotacje będą rozdawane w taki sposób. Kto ma poparcie poszczególnych posłów opcji rządzącej ten dostaje, a kto nie ma - nie dostaje. Tak być nie może. Jako Gmina Kęty z marszałkiem województwa małopolskiego chyba przez dwa lata sądziliśmy się o 2 miliony na wymianę kotłów i dwukrotnie sąd nam przyznał rację i dopiero po upływie tego czasu te pieniądze dostaliśmy. Wywalczyliśmy je nie dla nas, nie dla kierownictwa gminy, ale dla mieszkańców, dla obywateli i tak jest na każdym kroku. Więc tu musi się coś zmienić, bo to po prostu jest nieuczciwe. Tak się funkcjonować nie da. I tak na taką skalę takich zjawisk nigdy wcześniej nie było.

Ma pan olbrzymie poparcie wśród mieszkańców gminy Kety. W 2018 roku głosowało na pana ponad 70 proc. mieszkańców. Jednak potrzebna jest współpraca innych, żeby sejmik inaczej funkcjonował.

– Ja zawsze mówię, że samorząd jako taki nie ma barw partyjnych. Nie dzielę ludzi na sympatyków takiej czy innej partii, tylko dzielę, przepraszam za kolokwializm, na mądrych i głupich, bo głupota nie ma barw partyjnych. Dzielę na uczciwych i nieuczciwych, pracowitych i leniwych. W samorządzie gminy Kęty współpracujemy ze wszystkimi, poza kilkoma radykalnymi osobami. Mamy naprawdę przeróżnych ludzi. W naszym klubie budujemy wspólnotę i współpracujemy dla dobra lokalnej społeczności. Tak być powinno nie tylko u nas, ale wszędzie. Natomiast niestety polityczne podziały zeszły na dół, na szczebel samorządowy i to jest bardzo niedobre. Chciałbym jednak podkreślić, że jestem szefem struktur wojewódzkich Polskiego Stronnictwa Ludowego w Małopolsce i się z tym nie kryję. Koniczynkę mam w klapie i mi to w niczym nie przeszkadza. Czasem gdzieś słyszę, że samorządowiec powinien być apolityczny. Dla mnie to jest w ogóle sprzeczność sama w sobie, ponieważ działanie samorządu to jest rozwiązywanie ludzkich problemów, budowanie sojuszy i porozumień. To jest esencja polityki. Dla mnie samorządowiec apolityczny, to nie jest taki, który chowa do kieszeni swoje poglądy, tylko taki, który mając własne poglądy i się do nich przyznając, potrafi szukać kompromisu i rozmawiać ze wszystkimi. Powinniśmy to widzieć w skali kraju. Wtedy moglibyśmy współpracować i realizować nasze misje, które mamy w samorządzie lokalnym.

Dużym problemem dla samorządów jest wstrzymanie środków z KPO. Czy gmina Kęty straciła na tym, że te pieniądze jeszcze nie popłynęły?

– Unia jest pewną wspólnotą. Nie chodzi o to i żeby ślepo przyjmować wszystko, co ktoś nam proponuje, ale nasi posłowie, choćby Adam Jarubas, Jarosław Kalinowski czy Krzysztof Hetman bardzo dobrze walczą o nasze sprawy. Gdyby nie oni polityka rolna w ostatnich latach wyglądałaby zupełnie inaczej.

Jednak, nie można, gdy się chce być w jakiejś rodzinie, postępować w ten sposób, że nie akceptuje się jej zasad. Można walczyć o swoje demokratycznie, przedstawiać swoje argumenty, nawet się spierać, ale nie na zasadzie, że przychodzę, wykrzyczę swoje, pomacham szabelką i wyjdę. To jest absolutny brak przygotowania do realizacji polityki. Gdybyśmy się w taki sposób zachowywali w samorządach, nic byśmy nie zrealizowali, bo my też musimy rozmawiać, dyskutować, przekonywać, czasem ustąpić, czasem postawić na swoim, ale przede wszystkim szukać kompromisów.

Polityka rządu wobec Unii Europejskiej jest taka, że reprezentujący nas tam przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości rozgrywają swoje własne, wewnętrzne polskie interesy na szczeblu Unii Europejskiej, strasząc Unią, opowiadając, jaka ta Unia jest zła. Tak nie można.

Pieniądze z KPO się nam należą, ale z drugiej strony skoro są jakieś zasady, to jest oczywistym, że powinniśmy dążyć do tego, żeby te zasady spełnić, aby pieniądze dostać. Widać jednak jaka jest tu hipokryzja. Z jednej strony rządzący mówią, że oni nie będą nikogo błagać w Unii, że nie będą prosić, że im się pieniądze należą, że żadnych punktów nie będą spełniać, a z drugiej strony pieniądze w Polsce rozdają w taki sposób, że wychodzą czasami SMS-y czy inne dziwne informacje, że jak chcesz dostać pieniądze, to musisz iść do posła PiS-u, ładnie poprosić i on ci załatwi. My samorządowcy mamy chodzić, prosić i żebrać o te pieniądze, a potem jeszcze składać jakieś dziękczynne pokłony składać, że te pieniądze dostaliśmy? Oni z kolei nie spełnią nawet wymogów Unii, które są jasne i czytelne. Tak robić nie można i na to zgody naszej nie będzie.

Prowadzi pan sam rolnicze gospodarstwo rodzinne. Jak z tej perspektywy ocenia pan sytuację rolników? Czy opłaca się dzisiaj w Polsce praca na roli?

– Prowadzę amatorskie gospodarstwo rolne. Dla mnie to jest pewien rodzaj hobby i ja do tego gospodarstwa dokładam. Wcale się z tym nie kryję. Natomiast jestem też rolnikiem z wykształcenia Jestem doktorem nauk rolniczych, przepracowałem kilka lat na Uniwersytecie Rolniczym, więc patrzę, trzeźwo na sytuację. Rolnictwo to bardzo specyficzna, ale kluczowa gałąź naszej gospodarki. Zwłaszcza w Polsce i w naszych krajach ościennych rolnictwo jest specyficzne. Nie możemy do jednego worka wrzucić rolnika, który w Wielkopolsce, na Opolszczyźnie czy na Pomorzu ma 1000 ha ziemi z rolnikiem z obszaru Małopolski czy Podkarpacia, który gospodaruje na kilku hektarach w małych gospodarstwach, ponieważ potraktowanie ich tak samo będzie krzywdzące i nie pozwoli podjąć obiektywnych działań. W naszej opinii wspólna polityka rolna powinna być dostosowana do obszarów, gdzie jest realizowana. Inaczej powinni być traktowani rolnicy na obszarach górskich, czy podgórskich, ponieważ trzeba sobie powiedzieć, że to z jednej strony jest rolnictwo, ale z drugiej strony to jest zachowanie krajobrazów kulturowych i pewnego dziedzictwa. Wreszcie to jest tworzenie możliwości dla rozwoju innych branż, takich jak agroturystyka i turystyka związana właśnie z tym krajobrazem kulturowym. Jak nie utrzymamy gospodarstw rolnych w rejonie Małopolski i Podkarpacia, w tych rejonach górskich, jaki turysta tu przyjedzie, jeśli nie będzie już tradycyjnych wypasów owiec, nie będzie tego krajobrazu, nie będzie hal, gdy to wszystko zarośnie?

Rolnikom jest coraz trudniej. Rolnicy potrzebują wsparcia, ale ktoś powie, że to wina „złej Unii” albo pandemii - wszystko można powiedzieć. Natomiast jak to jest, że nawozy tak szalenie podrożały, a jednocześnie spółki skarbu państwa, odpowiedzialne za produkcję tych nawozów, notują rekordowe zyski? Rolnicy dali się przez jakiś czas (nie wszyscy oczywiście) omamić, wierzyli w te obietnice, które im składano. Teraz już widać, że te obietnice są puste, a rolnicy zostali sami. A my dalej będziemy ich rzecznikami.

Oprócz pracy w samorządzie i w rolnictwie, znalazł pan czas na naukę. Ukończył pan w tym roku studia psychologiczne, które są szalenie trudne i bardzo wymagające. Czy wiąże pan z tą dziedziną swoją przyszłość?

– Mam mnóstwo planów i głowę pełną pomysłów. Dodam, że jestem też pracownikiem akademickim Uniwersytetu Rolniczego, chwilowo urlopowanym. Odkąd jestem dorosły, pracuję z dziećmi i z młodzieżą. Zaczęło się to jeszcze w czasach studenckich. Razem z moją obecną żoną, wówczas jeszcze dziewczyną, odwiedzaliśmy domy dziecka. Zawsze bliski był mi wolontariat. W pewnym momencie doszedłem do punktu, w którym zrozumiałem, że brakuje mi warsztatu, a chciałem w dalszym ciągu pomagać skutecznie i dobrze. Stąd decyzja, że muszę uzupełnić moje wykształcenie i psychologia na dobrym uniwersytecie. Oczywiście, nie było łatwo. Dużo pracy, dużo nauki, ale człowiek powinien się rozwijać. Dziś te studia są już za mną. Gospodarstwo, które od lat kierunkuję ma charakter gospodarstwa edukacyjnego. Często spotykam się z młodymi ludźmi i przy zwierzętach, przy pracy rozmawiamy czasami o różnych trudnych rzeczach, więc dalej nie porzuciłem wolontariatu. Nie chce o tym dużo mówić, bo nie chodzi o to, żeby się chwalić, ale dalej mam kilka takich miejsc, które regularnie odwiedzam, więc bezsprzecznie swoją przyszłość wiążę ze sferą pomocy drugiemu człowiekowi, choć niekoniecznie w sensie zawodowym.

Czy byłby pan skłonny porzucić Kęty i przenieść się do Warszawy, gdyby zaproponowano panu miejsce na liście wyborczej i zweryfikować swoją pracę dla regionu w oczach wyborców?

– Przedstawiciele Polskiego Stronnictwa Ludowego z województwa małopolskiego bardzo dużą przewagą głosów wybrali mnie prezesem Zarządu Wojewódzkiego. Gdy jeżdżę na spotkania, czuję pozytywną presje i oczekiwania ludowców, którzy nie ukrywają, że chcą, abym ich reprezentował. W związku z tym nie jest żadną tajemnicą, że moim obowiązkiem jest znaleźć się na liście i poddać się weryfikacji społeczeństwa. Natomiast absolutnie nie rozpatrywałem tego w kategoriach porzucania Kęt. Kęty kochałem, kocham i kochać będę. Ja temu miastu służyłem i nadal chcę służyć. Czuję się  jednak odpowiedzialny wewnętrznie za Stronnictwo Ludowe i dlatego, jeżeli taka potrzeba zaistnieje, będę do dyspozycji Stronnictwa w kwestii startu w wyborach parlamentarnych. Natomiast start w tych wyborach, bez względu na jego skutek, absolutnie nie zamyka kwestii samorządowych, ponieważ zawsze mówię, że to nie jeden człowiek wygrywa, ale cały zespół. Pani redaktor wspomniała, że miałem wysoki wynik – 78 proc. poparcia, ale wiem, że nie był mój indywidualny sukces, ale wynik pracy bardzo potężnego sztabu – zespołu ludzi, którzy cieszą się w Kętach zaufaniem i z którymi wspólnie ustaliliśmy, że to ja będę tym kandydatem. Również następnych wyborach samorządowych na stanowisko burmistrza gminy Kęty wystawimy takiego kandydata, który będzie akceptowalny przez większość, który będzie cieszy się zaufaniem i będzie mógł dla tego miasta dalej pracować. Nie wykluczam, że to będzie nadal moja osoba.

Prognozy wyborcze w okręgu 12 nie dają niestety szans na zdobycie chociaż jednego mandatu kandydatom z PSL-u, jako osobnej listy. Może się to zmienić, gdyby powstała jakaś koalicja. Ostatnio w Krakowie o takiej współpracy mówili Jacek Majchrowski, Władysław Kosiniak-Kamysz, Ireneusz Raś oraz Rafał Komarewicz z Polski 2050 tworząc Ruch Odnowy Samorządu Małopolskiego. Czy widzi Pan w tym szansę na sukces? Prezydent Majchrowski obecnie w Krakowie nie ma najlepszych notowań…

– Pan profesor Majchrowski od 20 lat „nie ma najlepszych notowań”, ale od 20 lat bez problemów wygrywa wybory na stanowisko prezydenta. Jest politykiem niezwykle sprawnym człowiekiem absolutnie niezwykłym, dlatego przestrzegałbym przed niedocenianiem pana profesora Majchrowskiego.

Miałem przyjemność od początku uczestniczyć w organizacji wydarzenia, o którym Pani wspomniała i stać obok wymienionych podczas konferencji prasowej Ruchu Odnowy Samorządu Małopolskiego. Upatruję w nim szansy, ponieważ małe jest piękne, ale duże może więcej. Musimy pokazać, że da się dogadać. Pokazaliśmy to w gminie Kęty. Pokazaliśmy to w powiecie oświęcimskim i pokażemy to w skali Małopolski. Chcemy współpracować z każdym, kto chce rozmawiać, kto chce przedstawiać swoją wizję tego, jak Polska i jak Małopolska mają wyglądać. Jesteśmy gotowi na rozmowy. Jesteśmy ludźmi dialogu i ten dialog jest przed nami.

Jeżeli chodzi o kwestię mandatu poselskiego, przepraszam, może to zabrzmi jako przejaw nadmiernej pewności, ale gdy startowałem pierwszy raz w wyborach na stanowisko burmistrza, też nie dawano mi szansy na to, że te wybory wygram. Też mówiono, że nie ma szans, że młody, że nie ma takiej możliwości. Pani redaktor, stworzymy listę i sięgniemy po mandat poselski w tym okręgu. I wtedy ci, którzy w to nie wierzą zobaczą. Nie wszyscy wiedzą jak ta lista będzie wyglądała i kto na tej liście się znajdzie, a proszę mi wierzyć, będzie to lista, która wzbudzi zainteresowanie nie tylko sympatyków Polskiego Stronnictwa Ludowego.

fot. Fb. Krzysztof Klęczar

Oświęcim

Oświęcim - najnowsze informacje

Rozrywka