niedziela, 12 grudnia 2021 17:48

"Przesłuchania odbywały się na komendzie, widywaliśmy się tylko przelotnie, mijając się w korytarzu, nie mogąc zamienić słowa"

Autor Edyta Sowa
"Przesłuchania odbywały się na komendzie, widywaliśmy się tylko przelotnie, mijając się w korytarzu, nie mogąc zamienić słowa"

Duch taki nosił wtedy pseudonim - podhalański działacz Solidarności, wielokrotnie odznaczony. Jan Smarduch, bo o nim mowa, wspomina, kiedy zastał go stan wojenny i w jakich realiach przyszło żyć 40 lat temu. A zastał z dnia na dzień. Wcześniejsze pogłoski potwierdziły się, rano z radia, jak większość Polaków, i on usłyszał, że wprowadzono stan wojenny. Rzeczywistość wokół na wsi niewiele się zmieniła, przynajmniej starano się zachować pozory normalności. Czy się udało?

Stan wojenny na Podhalu/ foto. arch. własne
Ks. Tischner i Jan Smarduch/ foto. arch. własne

Jan Smarduch, samorządowiec, aktualny wójt gminy Nowy Targ wspomina tamte na szczęście odległe czasy, pamięć dla wydarzeń i ludzi z tamtych  lat pozwala przekazywać historię roku 81 dla następnych pokoleń.

Chciałam się cofnąć do czasu, kiedy ogłoszono stan wojenny. Jak pan wspomina ten dzień? Konkretnie właśnie jak Pana zastał ten stan wojenny?

–Stan wojenny zastał mnie akurat w domu. Dowiedziałem się w niedzielę rano, że jest stan wojenny chyba z radia, jeśli się nie mylę. Dopóki tego komunikatu nie było oficjalnie, to nic nie wiedziałem. Cały nasz zarząd regionu Podhala, Spisza i Orawy, zarząd Solidarności Rolników, bo taką mieliśmy strukturę, był na wyjeździe szkoleniowym. Było to na zaproszenie ludowej partii chłopskiej, obecnej chadecji z Austrii, konkretnie w Steiermark. Było to szkolenie  poświęcone rolnictwu i agroturystyce. Generalnie chodziło o to, żeby nasi rolnicy, a konkretnie działacze Solidarności Wiejskiej mogli się przyjrzeć, jak funkcjonuje gospodarka rolna w Austrii, a te kontakty były nawiązane dzięki profesorowi Tischnerowi. Zostałem tylko ja jako sekretarz biura zarządu regionu i Władysław Hajnos natomiast pozostali aktywni członkowie zarządów gminnych i zarządu regionu byli na tej wycieczce w Austrii, więc nie mieliśmy też informacji z uwagi na to, że byliśmy tylko we dwóch.  Natomiast w dniu stanu wojennego jeszcze mój kolega, przełożony, sekretarz regionu Władysław Hajnos pojechał do Ochotnicy założyć zarząd gminny, bo mieliśmy w każdej wsi koła, a później w gminie jeszcze powstawały zarządy gminne, pojechał wtedy autobusem, nic wiedząc nic i dopiero od chłopów na tym zebraniu dowiedział się, że jest stan wojenny. I już tego zebrania nie odbyli, tylko się rozeszli. Bo był zakaz zgromadzeń. Udało nam się skontaktować dopiero w poniedziałek jak policja nas zatrzymała, wzięli nas do samochodu i przywieźli do biura, gdzie musieliśmy im zdać klucze i udostępnić to biuro. Po przeglądnięciu rzeczy, szukali np. nielegalnych wydawnictw, książek, materiałów, zostaliśmy zatrzymani na przesłuchanie, które trwało dość długo.

Jak wyglądały takie przesłuchania, jak się z wami obchodzono?

–Przesłuchania odbywały się na komendzie w Nowym Targu, widywaliśmy się tylko przelotnie, mijając się w korytarzu, nie mogąc zamienić słowa. Już w niedzielę słyszeliśmy o internowaniach, czego się obawialiśmy. Jeśli chodzi o przesłuchania, powiem jak to wyglądało z mojej strony; jeden z przesłuchujących był bardziej łagodny, drugi był ostrzejszy, ale generalnie nie grożono mi pobiciem, nie grożono mi aresztowaniem tylko żądano przestrzegania przepisów stanu wojennego. Dopytywano nas o kontakty, co zamierzamy robić, przede wszystkim całe te przesłuchiwania zmierzały do tego, żeby nas przestrzec i broń Boże, żebyśmy żadnej działalności nie kontynuowali. Tłumaczyłem, że trudno jest kontynuować działalność, kiedy ludzie są poza granicami kraju, miałem na myśli tych z naszych struktur. Jeśli chodzi o spotkania, zebrania, mówiłem że ich nie organizujemy, a strajki, na wsi są niemożliwe, bo każdy rolnik, każdy chłop musi gospodarstwo prowadzić, i że ciężko byłoby zorganizować strajk. Starałem się uspakajać i stwarzać takie wrażenie, że nie ma sensu w ogóle mówić o takich zagrożeniach z naszej strony, nas jako działaczy tej solidarności wiejskiej. Już późno po południu zostaliśmy zwolnieni przy zapewnieniu, że oczywiście nie będziemy naruszali przepisów o stanie wojennym.

Próbowaliście obejść te zakazy...

–Tak, wtedy wychodząc z założenia, że przecież nie jest możliwe też, żeby zakazano działalności charytatywnej, zaczęliśmy organizować pomoc dla rodzin, których członkowie zostali aresztowani. To najczęściej byli mężczyźni, ale były też kobiety. W drugiej połowie stycznia ruszyła już taka większa pomocowa akcja, później w lecie organizowano na Podhalu wczasy i pomocy dla rodzin internowanych. Jak reszta naszych kolegów wróciła z zagranicy, bo nikt tam nie został to też byli przesłuchiwani. Okazało się, że nie wszyscy widać było mieli ochotę na utrzymywanie kontaktu i kontynuowanie działalności, takiej właśnie humanitarnej. Myśleliśmy o tym, żeby pod osłoną kościoła, ta działalność była legalna, chcieliśmy stworzyć takie duszpasterstwo rolników. Mieliśmy w tym celu również później spotkanie w Kurii Krakowskiej z księdzem kardynałem Macharskim i jego współpracownikami, którzy to aprobowali, mówiąc, że to musi być dopracowane w poszczególnych  parafiach, z ich proboszczami. Nie udało nam ostatecznie tego duszpasterstwa rozwinąć na Podhalu. Między innymi z tego powodu, że księża proboszczowie niechętnie to widzieli. Uważali, że się narażają w ten sposób, pozwalając przy parafii czy przy plebanii organizować te spotkania. Wiadomo było, że chodzi o taką formę legalnej działalności, ale z drugiej strony kontynuowania tej działalności Solidarności Wiejskiej. Dostałem też w tym okresie wezwanie na komisję, szedłem na Komendę myśląc, że zostanę wezwany do wojska, skierowano mnie jednak ku zaskoczeniu do rezerwy (nie wyjechałem do Austrii, bo nie miałem jeszcze paszportu, byłem w wieku przedpoborowym). Na tych przesłuchaniach to raczej mnie straszono, że zostanę wcielony do wojska, ale tak się nie stało.  


Jak często były te przesłuchania, ile trwały. To były takie nawracające wezwania?

–Ja osobiście byłem wzywany przeważnie dwa razy do roku w pierwszych 2 czy 3 latach stanu wojennego i to było przeważnie przed 3 maja, na takie prewencyjne rozmowy i przed 11 listopada. Wtedy ta podziemna opozycja starała się zorganizować demonstracje, by były widoczne dla ludzi, że ona żyje, że jest w stanie jeszcze organizować jakiś opór. Zamknęli też to nasze biuro, tak, że nie mieliśmy już tam dostępu, a była w nim całkiem sporo dokumentacji z zebrań.

Pomoc płynęła też z zagranicy?

–Tak, ci Austriacy strasznie się przerazili, tym co się w Polsce dzieje, dowiadywali się jak nam pomóc w tym stanie wojennym, co mogą zrobić. No i wymyśliliśmy chyba 2 tygodnie po jego wprowadzeniu, że przyjadą z delegacją. Spotkali się wówczas z tymi niektórymi członkami solidarności rolników, nie wszyscy chcieli, bo oczywiście byli obserwowani, więc nie chcieli tutaj ze wszystkimi robić spotkania, tylko docierali indywidualnie do domów. Między innymi do księdza Tischnera. Wtedy wymyśliliśmy na ad hoc, a że był deficyt wszystkiego na wsi i maszyn rolniczych i nawozów i materiałów budowlanych, taką pomoc dla naszych ludzi. Austriacy do roku czasu zorganizowali taki transport tych środków poprzez Caritas. Jak to przyszło rozdzielaliśmy towary, rolnikom na stacji kolejowej w Nowym Targu. Tam był odbiór wszystkiego, i tak próbowaliśmy chociaż wesprzeć rolników.

Miał pan wtedy 24 lata i mieszkał w Łopusznej, jak zmieniła się codzienność?

–Nadal tam mieszkam, wtedy życie codzienne na wsi musiało się toczyć. Wszyscy musieli wykonywać swoje obowiązki, było trudno o cokolwiek był deficyt wszystkiego w sklepach, ale musiało się jakoś funkcjonować, ludzie się jakoś musieli pogodzić z tym stanem wojennym. Na wsi nie było takich masowych zatrzymań, bo ta działalność Solidarności Wiejskiej jakby nie zagrażała. Władza bardziej się koncentrowała na tłumieniu tych struktur, które były w zakładach pracy. Ta główna część solidarności, która była tą pierwszą siłą, która parła do demokratyzacji Polski i do wprowadzania swoich programów w życie i postulatów, które były podpisane w Gdańsku, była najgroźniejsza. Tam główne siły skupiały uwagę na neutralizowanie tej działalności. Myśmy z kolei pomagali ukrywać działaczy solidarności wiejskiej. Tu na Podhalu było kilka takich punktów, a one się musiały zmieniać.

foto. wikipedia

Podhale

Podhale - najnowsze informacje

Rozrywka