- To jest może ten moment, w którym Platforma będzie trochę wyraźniej mówić własnym głosem – mówi lider małopolskiej PO. Miszalski zapowiada, że partia będzie zmierzać w kierunku wyłonienia swojego kandydata na prezydenta Krakowa. Nie wyklucza też koalicji z innymi ugrupowaniami. - Trzeba jednoczyć się we wszystkich możliwych konstelacjach, bo z naszej perspektywy to naprawdę jest bardzo ważne, żeby PiS tutaj nie rządził - podkreśla.
Gościem w studiu Głos24 był poseł Aleksander Miszalski. Z liderem PO rozmawiamy o kontroli poselskiej w małopolskiej kurator oświaty, skutkach podwyżek cen energii, z którymi borykają się lokalni przedsiębiorcy i o przetasowaniach w Radzie Miasta Krakowa.
Panie pośle, nie możemy nie zacząć naszej rozmowy od komentarza do spraw aktualnych. Kurator Nowak ostatnio stwierdziła, że szczepienia są eksperymentem medycznym. Minister Niedzielski bardzo mocno ją skrytykował, ale jednak nie została odwołana. Państwo ostatnio byliście z kolejną kontrolą w kuratorium małopolskim.
– Tak. Byliśmy z kontrolą, ponieważ pani kurator Nowak parę dni temu w Radiu Zet powiedziała, że było 800 zgłoszeń od rodziców, jakoby różne stowarzyszenia, które wchodzą do szkół i edukują poza godzinami lekcyjnymi, łamały prawo i nauczały wbrew rodzicom, i że 400 tych zgłoszeń - połowa okazała się prawdziwa. W związku z tym chcieliśmy sprawdzić, skąd pani kurator ma taką wiedzę, czy wszczęła jakieś postępowania kontrolne, i czy w związku z tym zgłosiła sprawę do odpowiednich organów, jeżeli zostało złamane prawo przez dyrekcję szkół czy przez Stowarzyszenia.
Zapowiedzieliśmy się parę dni wcześniej, żeby tego typu dokumenty i tego jakieś dowody przygotowała. Okazało się, że pani kurator wręczyła nam wczoraj raport Ordo Iuris. To jest jedyne, co miała nam do przekazania w tej sprawie.
Pani kurator, posiłkując się tym raportem, wygłasza tego typu kwestie w mediach. Co więcej, sama nie podjęła żadnych działań w związku z tym raportem, nie zgłosiła spraw o naruszenie prawa żadnym organom ścigania, sama też nie wszczęła kontroli w tych sprawach, które dotyczą Małopolski i Krakowa.
Według tego raportu takie organizacje jak Amnesty International, Związek Nauczycielstwa Polskiego, Stowarzyszenie Romów w Polsce i wiele, wiele innych – jak tam jest wprost napisane "pod pozorami edukacji zajmują się seksualizacją dzieci". Tak dokładnie jest napisane.
Jeśli ten raport ujrzy światło dzienne i zostanie opublikowany w mediach, to pewnie skończy się kolejnymi procesami sądowymi, bo nie sądzę, żeby takie organizacje zostawiły tę sprawę bez dyskusji, bez procesu, bez wyjaśnienia.
– Myślę, że te stowarzyszenia i organizacje mogą wystąpić w procesach sądowych o zniesławienie, bo wydaje się to naprawdę absurdalne. Oczywiście pani kurator tego nie sprawdzała, ponieważ ona wie, że to Ordo Iuris – to niestety oddaje stan mentalny.
Kolejną sprawą, która może wpłynąć na zmianę układu władzy, są gigantyczne podwyżki, z którymi zmagają się przedsiębiorcy. Platforma zorganizowała akcję zbierania paragonów, rachunków, opłat za gaz i prąd także tutaj, u małopolskich przedsiębiorców i w placówkach oświatowych, bursach. Czy rzeczywiście te podwyżki są tak wysokie?
– Nie robiliśmy jakiejś masowej akcji zbierania paragonów, bo nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby pokazać przykłady, które odzwierciedlają stan rzeczy. Przedsiębiorcy, którzy nie są chronieni tarczą antyinflacyjną dostali podwyżki rzędu 400- 500, ale nawet 800 proc. za gaz oraz również dosyć duże, ale nie tego rzędu, podwyżki za prąd. Dostali je praktycznie z dnia na dzień. Przykładem, który podawałem na konferencji, jest przedszkole z Wieliczki. Rachunek, który wynosił wcześniej w analogicznym okresie 1000 zł, nagle wzrósł do 8000 zł z terminem wymagalności za tydzień. Od razu potem - wezwanie przedsądowe do zapłaty. Mówimy o placówce oświatowej, ale to dotyczy wszystkich – piekarni, fryzjerów, różnego rodzaju drobnych zakładów. Podawaliśmy tych przykładów dużo. Natomiast są oczywiście takie branże, które tego zużycia gazu mają jeszcze więcej. W tym przedszkolu rodzice zrzucili się na ten jeden rachunek, ale co będzie dalej? Pewnie będą musieli podnieść czesne i to drastycznie, żeby pokryć koszty w przedszkolu, w którym uczy się trzydzieścioro dzieci.
Jeżeli chodzi o piekarnie, to z tego co wiemy, tam podwyżki rachunków nie są rzędu 5 czy 8 tysięcy złotych, ale 30 – 40 tys. złotych za gaz, bo używa się go dużo więcej. Żeby wyjść na swoje, piekarze muszą drastycznie podnieść ceny. Mówi się, że chleb będzie kosztował 12 -14 zł, a drożdżówka nawet może dojść do 6-7 zł. Żeby taka piekarnia się utrzymała, będzie musiała podnieść ceny i na koniec zapłacą oczywiście konsumenci. Część piekarni splajtuje, a te, które zostaną podniosą ceny, bo po pierwsze będą mogły, bo konkurencja będzie mniejsza, a po drugie żeby wyjść na swoje. Na koniec stracą przedsiębiorcy, zamkną się zakłady, ci ludzie, którzy pracują w takich piekarniach stracą pracę. Ceny na pieczywo - podstawowy produkt - wzrosną. W związku z tym oczywiście inflacja zostanie jeszcze bardziej napędzona.
Niestety, na ceny gazu wpływ mają w dużej mierze kwestie geopolityczne. Wiemy, że Gazprom prowadzi tutaj politykę mocno agresywną, że wstrzymał dostawy do Europy. Jednak w Polsce ceny wzrastają bardziej niż innych krajach, mimo że zaledwie 50 proc. polskiego gazu to gaz rosyjski. Minister Sasin jeszcze parę lat temu chwalił się, że skierował do arbitrażu w Sztokholmie zażalenie na to, że polski kontrakt z Rosją opiera się na cenach średnich produktów pochodnych, a nie jest dynamicznie dostosowany. To ma teraz dynamicznie dostosowane ceny. Przez chwilę na tym zyskiwaliśmy, ale jak widać ceny gazu drastycznie rosną. My dostajemy najbardziej po głowie, więc nie można powiedzieć, że rządzący nie są za to współwinni. Są współwinni. I inflacji, i cen gazu, i prądu.
Może to jest ich sposób na utrzymanie władzy? Będą wysokie rachunki, w związku z tym wprowadzimy ceny regulowane. Zorganizujemy Polski Holding Spożywczy i będziemy jeszcze bardziej uzależniać społeczeństwa od tego, co dostanie.
– Przy całej ich, że tak powiem przebiegłości, nie sądzę, żeby taki był polityczny plan. Uważam, że w sytuacjach tak dużych kryzysów na rynku energii, powinny być wprowadzone ceny maksymalne, bo nie jest to rynek konkurencyjny w sytuacji, kiedy mamy monopolistę w postaci PGNiG. Z tego, co się orientuję, Wielka Brytania i Francja zastosowały tego typu mechanizmy, czyli są tam pewnego rodzaju stabilizatory cen.
Jestem bardzo ciekaw czy nie dzieje się tak, że PGNiG zarabia w tej chwili krocie i ile dostaje po głowie konsument. Bo ceny rynku na rynku detalicznym gazu są w tej chwili parokrotnie wyższe w Polsce, niż w Niemczech, więc z jednej strony może przydałyby się ceny maksymalne, z drugiej strony – pewna liberalizacja i może wpuszczenie konkurencji na ten rynek i wtedy zobaczylibyśmy, czy faktycznie wszystko to, co się dzieje, jest wynikiem tylko i wyłącznie czynników zewnętrznych, czy rządzący nie próbują ugrać swojej przewagi konkurencyjnej.
NBP przez bardzo długi czas grał na osłabienie złotówki. W tej chwili zbieramy tego żniwo, bo przy słabej złotówce wszystko, co importujemy, jest automatycznie dla Polaków droższe. Popełniono mnóstwo błędów, chociażby w porę nie reagując stopami procentowymi, bo można było spróbować tę inflację hamować. Czesi wcześniej rozpoczęli ten proces i co prawda też mieli w pewnym momencie skok, ale później to się uspokoiło. U nas niestety inflacja galopuje i boję się, że przy tych wzrostach cen energii, których dopiero teraz doświadczyliśmy, nie czeka nas póki co stabilizacja.
O polityce gospodarczej moglibyśmy rozmawiać godzinami, ale skoro mówimy o błędach rządu, to powiedzmy też o błędach Platformy. Klasyczny przykład to zamieszanie w Radzie Miasta Krakowa. Dominik Jaśkowiec został odwołany. Wasz reprezentant, osoba bardzo ambitna i rozpoznawalna, straciła swoje stanowisko. Czy można było tego uniknąć?
– Przypomnijmy, że była umowa pomiędzy Dominikiem Jaśkowcem i klubem radnych PO, a Rafałem Komarewiczem i klubem prezydenckim w radzie miasta. Umowa dotyczyła zamiany (przewodniczącego rady miasta – przyp. red.) w połowie kadencji. Zmieniło się w międzyczasie to, że po pierwsze Rafał Komarewicz niejako złamał postanowienia tej umowy, startując przeciwko senatorowi Klichowi do Senatu. Co prawda, to nie było literalnie zapisane, ale jednak startowaliśmy jako zjednoczona opozycja przeciwko PiS-owi. W związku z tym poczuliśmy się trochę oszukani, ponieważ jeżeli walczymy z PiS-em na wszystkich frontach, a Rafał Komarewicz, mimo próśb, startuje przeciwko, to znaczy, że nie traktuje tej współpracy poważnie. Z drugiej strony stał się politykiem Polski 2050 , a nie z tą partią zawieraliśmy, jako klub radnych miasta, porozumienie.
Była dobra wola ze strony Dominika i Platformy, żeby przekazać przewodniczenie radzie miasta Rafałowi. W zasadzie do samego końca prowadzone były rozmowy. Oczywiście, to się trochę opóźniło i ze względów, o których powiedziałem, ale również ze względów epidemiologicznych. Nie było po prostu sesji stacjonarnej. Była prowadzona rozmowa, w którą też, z tego co wiem, włączył się pan prezydent. Dominik powiedział jasno i wyraźnie, że jest w stanie się zrzec funkcji, ale łączenie tego ze sprawą Alicji Szczepańskiej, czyli dosyć niesmacznego incydentu w radzie miasta, nie jest może najbardziej wskazane, więc prosił o to, by odbyło się to na kolejnej sesji. Miesiąc później wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że wszyscy zawarli porozumienie. W ostatniej chwili okazało się, że jednak nie. W związku z tym nie wyszło to wszystko na pewno idealnie, natomiast wola porozumienia z naszej strony była.
Dominik Jaśkowiec powiedział, że jedzie do Warszawy po instrukcje, jak ma teraz postępować. To zabrzmiało dziwnie, bo chyba ktoś taki powinien sam wiedzieć, jak ma postępować i ewentualnie pytać o to tutaj, w Małopolsce. Jak pan widzi przyszłość koalicji w Radzie Miasta Krakowa?
– Myślę, że nie jechał po instrukcje. Byliśmy na konferencji w sprawie związku metropolitalnego w Krakowie. Może w emocjach coś takiego padło. Generalnie władze centralne w takich kwestiach samorządowo-powiatowych się nie wtrącają. Przy decyzjach kluczowych, dotyczących konstelacji w wyborach, to rzeczywiście pewne kwestie są czasem konsultowane z centralą, bo wtedy wchodzi w grę większa polityka. Natomiast jeżeli chodzi o sprawy lokalne, nie dostajemy instrukcji z Warszawy.
Jeśli chodzi o przyszłości koalicji, chciałbym zaznaczyć przede wszystkim, że formalnie koalicji nie było. Myśmy startowali z panem prezydentem, wspólnie z jednych list i później oczywiście była współpraca, natomiast nie było nigdy podpisanej formalnie koalicji. Ta współpraca i zaufanie zostało delikatnie nadszarpnięte, bo wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, żeby pokojowo i bez nadmiernych emocji to rozstrzygnąć. Rzeczywiście, głosowanie klubu prezydenckiego Przyjazny Kraków, czyli też Rafała Komarewicza od Hołowni razem PiS-em jest dla nas trochę niesmaczne, ale rozumiem, że było dużo emocji. Zobaczymy, co dalej się z tym wydarzy.
Prezydent Majchrowski jest już bardzo wiele lat na tym stanowisku. Mówi się o tym, że może jest już jego ostatnia kadencja, w związku z tym może otworzyć się szansa na zmianę prezydenta w Krakowie. Czy Państwo myślicie o jakimś własnym, silnym kandydacie? Czy to będzie właśnie Dominik Jaśkowiec, czy macie jeszcze kogoś w zanadrzu?
– Zapowiedzieliśmy zaraz po wyborach wewnętrznych, które mieliśmy w październiku i w listopadzie (zrobił to Szczęsny Filipiak, przewodniczący krakowskiej Platformy), że Platforma będzie zmierzała w kierunku wystawienia własnego kandydata do wyborów. Oczywiście, jeszcze jest trochę czasu, dwa może dwa i pół roku, jeżeli zostaną przesunięte.
Ciężko nam za pana prezydenta Majchrowskiego mówić, czy będzie startował czy nie. Pewnie, jak zwykle, określi się na samej końcówce kadencji. Natomiast już w tej chwili deklarujemy, że będziemy zmierzać w kierunku wyłonienia własnego kandydata, czy kandydatki. Kto nim będzie - w tej chwili oczywiście za wcześnie żeby decydować. Wchodzimy w proces, w którym będziemy o tym dyskutować i będziemy stopniowo w tym kierunku zmierzać.
Mam nadzieję, że będzie częściej widać Platformy jako taką, nie tylko w koalicji, ale tą, która buduje własny wizerunek. Jeżeli mówimy o walce z PiS-em i nie oddaniu Krakowa PiS-owi, trzeba jednoczyć się we wszystkich możliwych konstelacjach, bo z naszej perspektywy to naprawdę jest bardzo ważne, żeby PiS tutaj nie rządził. Stąd też koalicja w ostatnich wyborach z panem prezydentem i innymi ugrupowaniami opozycyjnymi, bo tak wtedy wychodziło, że pan prezydent, który ma największą szansę, będzie tamą dla PiS-u. Natomiast Platforma ma swój własny program, który zresztą jest na naszej stronie i swoją wizję miasta. W tej chwili pewnie przystąpimy do jej odświeżenia, bo jest sprzed paru lat, ale to był dokument całkiem obszerny. W wielu kwestiach mamy inne zdanie niż pan prezydent i Przyjazny Kraków. Nie ukrywamy, że byliśmy trochę bardziej sceptyczni wobec Igrzysk Europejskich i tak dalej. Wiele naszych pomysłów i rezolucji w radzie miasta było odrzucanych właśnie przez pana prezydenta, jego klub i PiS. Rzeczywiście to jest może ten moment, w którym Platforma będzie trochę wyraźniej mówić własnym głosem i pokazywać własną wizję tego miasta. Myślę, że przyjdzie czas na pokazanie nowego programu dla Krakowa, natomiast jeżeli chodzi o personalia, oczywiście jest to bardzo ważne, ale jednak mniej ważne niż to, co chcemy zrobić.
Aleksander Miszalski od 2019 roku jest posłem Koalicji Obywatelskiej z Krakowa. Od 2009 roku związany z Platformą Obywatelską, w 2016 roku został przewodniczącym PO w Krakowie, a od 2017 jest przewodniczącym partii w Małopolsce. Działał też w krakowskim samorządzie i przez dwie kadencje był radnym Rady Miasta Krakowa.