Średniowieczny świat nie krył swojej fascynacji torturami. Prym w ich zastosowaniu wiedli Europejczycy, którzy prześcigali się w kreowaniu nowych narzędzi zadawania bólu. Swoje sposoby mieli również Azjaci, w tym rosnąca w swoją potęgę Japonia. To właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni pojawiła się w XVII w. okrutna technika tortur tsurushi (zwana również „odwrotnym powieszeniem”), która wykorzystywana była w stosunku do chrześcijan.
Prześladowania chrześcijan
Okres Edo to niewątpliwie jeden z ważniejszych okresów w historii Japonii. Dojście do władzy feudalnego rodu Tokugawa – uznawane jest za rozpoczęcie zmian na wielu płaszczyznach życia codziennego, jak i ogólnego rozwoju kraju. Miasta typu Osaka czy Kioto rozrastały się w błyskawicznym tempie, a sioguni (sprawujący faktyczną władzę), za ponad wszystko postawili sobie inwestować w handel i rzemiosło.
Nowa władza całkowicie wprowadziła swoje rządy, a na dowód tych słów – wystarczy wspomnieć, że rola cesarza została ograniczona tylko do funkcji… ceremonialnych. Pod ogromną presją znalazł się ogół obywateli, który był karany nawet za najmniejsze przewinienia. Najokrutniejszy los czekał jednak chrześcijan. Religia ta była wręcz znienawidzona przez ród Tokugawa, który w XVII w. rozpoczął prześladowanie i brutalne tortury wobec osób uznających wiarę kościoła katolickiego.
Wystarczy wspomnieć, że w 1639 r., aby uchronić kraj przed wpływami zewnętrznymi (zwłaszcza szerzeniem chrześcijaństwa), władze Japonii, zdecydowały się zamknąć granicę kraju, a zgodę na handel miały tylko faktorie chińskie i holenderska na wysepce Dejima. Taka decyzja była na rękę rodu Tokugawa, który od początku dążył do modelu państwa „całkowicie wystarczającego”, bez bodźców z zewnątrz.
Śmierć w imię wiary
Co ciekawe, torturom w imię „niewłaściwej wiary” poddawano zarówno mieszkańców Japonii, jak i cudzoziemców (głównie Europejczyków). W dużej większości przypadków oskarżona osoba była skazywana na tsurushi (tortura jamy). Skazańca zawieszano za nogi na linie, przywiązując jedną rękę do ciała, drugą pozostawiając wolną, by w każdej chwili mógł dać znak, że jest gotów wyrzec się wiary.
To jednak była tylko część brutalności tej kary. Osoby torturowane często były zawieszane w jamie wypełnionej nieczystościami, tak by ich głowa była całkowicie ulokowana w obrzydliwym brudzie i smrodzie. Kaci mieli sprawić jak największy ból ofierze, dlatego wielokrotnie przez torturą nacinano skórę czaszki w okolicach uszu bądź na czole, aby pozwolić na spadek ciśnienia krwi w głowie.
Cierpienie skazańca było ogromne. Trudne nawet do opisania, ale Japończycy dawali mu wybór. Taka osoba musiała „tylko” dokonać apostazji, czyli całkowicie porzucić wiarę chrześcijańską. Miała na to niewiele czasu, ponieważ każda sekunda w takiej pozycji przybliżała do śmierci w wyniku upływu krwi, wzmożonego ciśnienia śródczaszkowego czy też krwawienia śródczaszkowego.
O dużym pechu mogli mówić torturowani w czasie deszczu, ponieważ przeważnie ich śmierć następowała w wyniku utonięcia, gdy jama była całkowicie napełniona.
Wojciech Męciński
Japończycy w temacie wiary chrześcijańskiej byli absolutnie bezwzględni. Dla nich nie miała znaczenia narodowość oraz cel misji, z którą przybył do tego kraju cudzoziemiec. To jednak nie powstrzymywało wielu misjonarzy, którzy chcąc uczyć rdzennych mieszkańców tej wyspy, wiary chrześcijańskiej, przypłacili za to życiem.
Przykładem może być polski jezuita, Wojciech Męciński, który w 1642 r. podstępem dostał się do Japonii wraz ze swoimi towarzyszami. Nasz rodak wierzył w swoją misję, jednak przypłacił za nią największą cenę. 13 sierpnia tego samego roku został odkryty przez ludzi sioguna Iemitsu Tokugawy, a następnie skazany na śmierć w męczarniach. Wiele źródeł donosi, że urodzony w Osmolicach (województwo lubelskie) duchowny, również został poddany tsurushi.
Warto odnotować, że pamięć o Wojciechu Męcińskim przetrwała po dzień dzisiejszy, a on sam uważany jest za pierwszego Polaka w Japonii.
Foto główne: Domena publiczna