wtorek, 21 maja 2024 13:22

Takich twardzieli już nie produkują. Chłopaka z Krakowa pokochała cała Europa

Autor Norbert Kwiatkowski
Takich twardzieli już nie produkują. Chłopaka z Krakowa pokochała cała Europa

Ta historia zapewne znajdzie swoją ekranizację na platformie Netflix lub u innego giganta rynku. Nie może być inaczej, ponieważ postać Marcina Wasilewskiego jest znakomitą inspiracją dla wielu młodych ludzi. I nie chodzi tu tylko o sport, ale najważniejsze wartości w życiu, takie jak charakterność czy pokora wobec losu. Poznajcie historię człowieka, który nigdy się nie poddał!

Trudne początki

Popularny „Wasyl” przyszedł na świat 9 czerwca 1980 r. w Krakowie. Jak tysiące jego rówieśników mieszkających w stolicy województwa małopolskiego – od najmłodszych lat chciał pójść śladami Andrzeja Iwana czy Adama Nawałki i grać na najwyższym poziomie. Jego przygoda rozpoczęła się jednak od miejscowego Hutnika, choć przez Wisłę Kraków był również testowany.

Ówcześni włodarze „Białej Gwiazdy” nie poznali się jednak do końca na jego talencie, co zaowocowało transferem do Śląska Wrocław. Później była jeszcze Wisła Płock oraz Amica Wronki (Lech Poznań), aż w końcu przyszedł sezon 2006/2007 i po nieustępliwego defensora zgłosił się Anderlecht Bruksela. Belgowie byli uznaną marką w Europie, a w swoim kraju nie było na nich mocnych. Wasyl oczywiście przyjął ofertę i tak rozpoczął się dla niego niewątpliwie najbardziej wyjątkowy, a zarazem emocjonalny okres w karierze…

Foto: Marcin Wasilewski w barwach Anderlechtu, (Autor: Wikipedia/Filip Daneels)

Cztery mistrzostwa Belgii, liczne krajowe puchary, uwielbienie kibiców, którzy widzieli w nim utożsamienie wartości klubowych – to wszystko brzmiało jak piękny sen chłopaka z krakowskich blokowisk, jednak nie wszystko było owiane różami…

Koszmarna kontuzja

30 sierpnia 2009 r. bez dwóch zdań zapadł w historii polskich i belgijskich kibiców. Nagranie z kontuzją Marcina Wasilewskiego błyskawicznie obiegło największe stację telewizyjne w Europie, a najlepszym podsumowaniem tego koszmaru jaki przeżył nasz rodak – mogą być reakcję piłkarzy obu drużyn na stadionie w Brukseli…

Mimo upływu lat to wideo wciąż przyprawia o ciarki:

Reprezentant Polski doznał otwartego złamania prawej nogi poniżej kolana. Wielu zawodników grających w tym meczu zgodnie przyznało, że był to najgorszy widok z jakim się spotkali w całej swojej karierze. Pojawiały się plotki, że Wasyl już nigdy nie wróci do piłki, choć najbardziej realistyczne opcje zakładały ponad roczną rozłąkę z piłką. A co na to twardziel z Krakowa? Marcin Wasilewski wrócił do piłki już po… 8 miesiącach zyskując nie tylko przydomek „terminator”, ale również wieczną chwałę wśród miejscowych kibiców. I nic nie zmienił transfer naszego rodaka do Anglii, gdzie w barwach Leicester ponownie miał dokonać czegoś nietuzinkowego…

Sensacyjne mistrzostwo

Taki sezon jak ten „Lisów” z 2016 r. zdarza się pewnie raz na pięćdziesiąt lat, a może i rzadziej. Bo nie ma innego wytłumaczenia na fakt, że ekipa bez gwiazd z King Power Stadium nie tylko postawiła się bogatym hegemonom z ligi angielskiej, ale zdobyło najbardziej sensacyjne mistrzostwo w historii tych rozgrywek. Co prawda, w historycznym sezonie Wasyl często pełnił rolę rezerwowego, ale dla niego to nie był problem. Jak zawsze na pierwszym miejscu było dla niego dobro drużyny, a jego osoba cieszyła się ogromną sympatią i szacunkiem w klubie.

Rekordy popularności biło nagranie z piłkarzami „Lisów”, którzy po bramce Edena Hazarda w meczu z Tottenhamem (dającej im mistrzostwo) rozpoczęli wielkie świętowanie. Wśród nich prym wiódł oczywiście Marcin Wasilewski, który był istnym talizmanem tej ekipy:

Na sam koniec kariery przyszło naszemu bohaterowi wrócić do Polski. Wybór nie był przypadkowy, ponieważ Wasyl postanowił zawitać do Krakowa i podpisać umowę z Wisłą. W klubie z Reymonta spędził tylko dwa lata, jednak i tutaj szybko zyskał sobie szacunek fanów „Białej Gwiazdy”.

Uwielbiany przez… gwiazdy piłki

Historia Marcina Wasilewskiego jest znamienna również z innych powodów. Umówmy się, piłkarzem był bardzo dobrym, ale nigdy nie ze światowego topu. I nie dziwi fakt, że przeglądając media społecznościowe tak legendarnych zawodników jak Ronaldinho czy nawet grającego w Polsce Lukasa Podolskiego – regularnie możemy natknąć się na interakcję od współczesnych gwiazd piłki, tak na kibicach może zrobić niesamowite wrażenie fakt, że posty zapomnianego już trochę „Wasyla”, regularnie komentują Romelu Lukaku czy Jamie Vardy.

Do statusu legendy urosła wręcz wytrzymałość alkoholowa byłego gracza Anderlechtu czy Leicester. Często o niej wspomina były reprezentant Polski Sławomir Peszko, a przy okazji zakończenia kariery przez Marcina Wasilewskiego - jego były kolega z szatni angielskiego klubu, Liam Moore, miał powiedzieć w jednym z wywiadów: - Wasyl miał niesamowitą pojemność alkoholową. Nigdy nie wyglądał na wstawionego, a następnego dnia był pierwszy na treningach. My nie pamiętaliśmy co się działo…

„Was”, bo tak nazywano go w Anglii, był przede wszystkim fantastycznym kolegą, na którego zawsze można było liczyć i… lepiej omijać na treningowych gierkach. O tym, że jest twardzielem zarówno na boisku, jak i poza nim - wiedzieli wszyscy – dlatego pomimo upływu lat wciąż jest traktowany jak żywa legenda w Anderlechcie Bruksela czy Leicester City. Wniosek? Bardzo prosty! Gdzie nie poszedł, tam cenili go wszyscy…

Foto główne: Domena publiczna (Wikimedia commons "Ian Johnson"

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka