wtorek, 31 grudnia 2024 10:00, aktualizacja 2 dni temu

Tamten sylwester odmienił jej życie na zawsze. Mężowi powiedziała po latach

Autor Mirosław Haładyj
Tamten sylwester odmienił jej życie na zawsze. Mężowi powiedziała po latach

– Nigdy nie wierzyłam, że może mi się przytrafić chwilowe zauroczenie i poniekąd los ze mnie zakpił. Sylwester sprzed 10 lat zmienił moje życie na zawsze – mówi w rozmowie z portalem Głos24 pani Karolina z Krakowa.

– 10 lat temu moje życie wywróciło się do góry nogami. A wszystko za sprawą spokojnej, sylwestrowej nocy – wspomina w rozmowie z portalem Głos24 nauczycielka z Krakowa, pani Karolina.

W 2014 roku była na ostatnim roku filologii angielskiej. Czuła, że w jej życiu wszystko układa się tak, jak powinno. Miała narzeczonego, prawdziwą przyjaciółkę, studiowała na wymarzonym kierunku. – Wszystko szło w dobrą stronę – wspomina tamten okres nasza czytelniczka.

Postanowiliśmy od siebie odpocząć

Od początku grudnia była podekscytowana zbliżającym się nowym rokiem. – Nie mogłam się doczekać połowy stycznia – mówi pani Karolina i dodaje: – Właśnie wtedy mieliśmy z Bartkiem wziąć ślub i rozpocząć naszą wspólną przygodę. W czerwcu planowałam obronę, a w wakacje za uzbierane z wesela pieniądze mieliśmy spełnić nasze największe marzenie i wybrać się na dwa miesiące do Stanów.

W połowie miesiąca między narzeczonymi coś zaczęło się psuć. – Mieliśmy sprecyzowane plany. Wszystko wydawało się jasne, ale piętrzące się problemy (tak naprawdę błahostki) doprowadzały do kolejnych spięć – wyjaśnia pani Kinga.

Po wypowiedzeniu o kilka zdań za dużo para postanowiła dać sobie czas. – Zdecydowaliśmy, że musimy od siebie odpocząć. Postanowiliśmy, że nie będziemy się ze sobą kontaktować ani w święta, ani w sylwestra. Przerwa semestralna kończyła się na początku stycznia i Bartek dopiero wtedy wracał do Krakowa. Siedział na Podhalu od połowy grudnia, a ja… tęskniłam za nim. Już następnego dnia miałam ochotę spakować plecak i wsiąść do autobusu. I do dziś żałuję, że tego nie zrobiłam – zwierza się nasza czytelniczka.

„Czekałam każdego dnia”

Pani Karolina każdego dnia czekała na wiadomość od Bartka. Wieczorami brakowało jej ich rozmów lub chociaż puszczanego przed snem sygnału z telefonu – jak to do tej pory mieli w zwyczaju.

– Po kilku dniach doszłam do wniosku, że Bartek pewnie stwierdził, że jednak mnie nie potrzebuje. Nie wiem, skąd się wzięło takie przekonanie. Mogłam przecież zerwać umowę i zadzwonić do niego lub napisać, że go kocham, że tęsknię, że potrzebuję – mówi pani Karolina.

Nasza czytelniczka, słysząc każdy dzwonek do drzwi, łudziła się, że może to Bartek. – Tak bardzo chciałam, żeby było jak w filmie. Wie pan, że otwieram drzwi, za którymi stoi on – z kwiatami lub nie, obojętne – zwierza się pani Karolina.

Jak mówi, najgorsze były dla niej święta. W jej głowie rodziło się coraz więcej lęków i niepewności, a rodzina nie pomagała kolejnymi komentarzami. – Rodzice byli wściekli. Powiedzieli, że tak nie zachowują się dorośli. Że Bartek na pewno się rozmyślił i zostanę z ręką w nocniku, z kolei oni z rachunkami do opłacenia i wstydem. A ja coraz bardziej w to wszystko wierzyłam – wyjaśnia nasza czytelniczka.

„Byłam pewna, że nowy rok przyniesie zmiany”

Po świętach pani Karolina odebrała wiadomość od przyjaciółki. – Agata zapraszała mnie na wspólny wyjazd do… Anglii. W Londynie byłam już kilka razy, ale to miasto jest dla mnie tak piękne, że nie mogłam odmówić sobie przyjemności zobaczenia Big Bena i zrobienia zakupów w Primarku – wspomina pani Karolina.

Lecąc tam na kilka dni, była pewna, że nowy rok przyniesie zmiany. Nie wiedziała jednak, że aż tak duże. Pani Karolina i jej przyjaciółka zatrzymały się u znajomej rodziców pani Agaty. – To Polka, która wyszła za Anglika. Wynajmowała mieszkania studentom, ale w jednym z nich akurat zwolnił się pokój i Agata zaproponowała, żebyśmy poleciały do niej na kilka dni. Nie trzeba było mnie dwa razy namawiać. W mieszkaniu były jeszcze dwa pokoje – jeden zajmowało rodzeństwo z Włoch, a drugi dwóch Niemców – opowiada nam czytelniczka.

Już pierwszego dnia przyjaciółki wybrały się na wieczorny spacer po Londynie. – Wróciłyśmy późno, w kuchni byli nasi współlokatorzy z Niemiec i Włoch, zamieniłyśmy z nimi kilka zdań i poszłyśmy spać. Kolejnego dnia biegałyśmy po muzeach, a następnego był sylwester. Od rana miałam strasznego doła. Kupiłyśmy butelkę whiskey na wieczór. Gdy wróciłyśmy do mieszkania, w kuchni byli nasi współlokatorzy z Niemiec. Pili gin, mieli też piwo, jak to w sylwestra, dołączyłyśmy się do nich – wspomina pani Karolina. Jej przyjaciółce po kilku drinkach zrobiło się niedobrze. – Zwymiotowała i poszła spać. Ja jednak w ogóle nie czułam zmęczenia – wspomina i dodaje: – Piliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie zostaliśmy sami – ja i Lukas. Nie wiem, jak to się stało, że zaczęliśmy się całować. Pamiętam, że poszliśmy do niego do pokoju i dalej nie pamiętam już niczego. Gdy w nocy obudził mnie hałas zza ściany (Agata znowu wymiotowała), ubrałam się i pobiegłam do swojego pokoju. Do dziś pamiętam, jak mocno waliło mi serce. Następnego dnia Karolina i Agata opuściły mieszkanie przed południem, ale z nikim się nie spotkały. – Wieczorem, gdy wróciłyśmy do mieszkania, okazało się, że Niemców nie ma – wyjechali. Lukas nie zostawił mi żadnej kartki. Żadnego słowa. Nie miał też mojego numeru telefonu. Ja jego również. Zresztą chciałam zapomnieć o tym wydarzeniu najszybciej, jak to było możliwe. Nic nie zapowiadało, że zapamiętam je do końca życia.

Po powrocie do Krakowa w mieszkaniu pani Agaty zjawił się Bartek. – Przyjechał z kwiatami, z prezentem i z pieniędzmi. Okazało się, że przez cały czas pracował, żebyśmy mieli co wydawać w wakacje. Codziennie o mnie myślał, chodził do kościoła i dziękował Bogu za taką narzeczoną… – wspomina pani Karolina i dodaje: – Gdy tak rozmawialiśmy, zrobiło mi się głupio, wstyd i nie mogłam powstrzymać łez.

Na badania poszła sama

Jej narzeczony odczytał je jako łzy szczęścia, a pani Karolina nie przyznała się do chwili zapomnienia w Londynie. W połowie stycznia doszło do ślubu, a już w lutym okazało się, że pani Karolina jest w ciąży. – Na badania poszłam sama, tak zresztą chciałam. Prosiłam Bartka, by nie tracił czasu i załatwiał sprawy na uczelni. Już przed pierwszą wizytą byłam pewna, że dziecko nie jest Bartka.

Zgodnie z planem pani Karolina obroniła pracę w czerwcu, ale wyjazd do Stanów nie miał prawa się odbyć. – Ciąża była wielkim wyzwaniem dla mojego organizmu. Musiałam sporo leżeć i odpoczywać ze względu na skracającą się szyjkę. Wiele razy zastanawiałam się, czy donoszę ciążę. Być może po cichu liczyłam, że problem rozwiąże się sam? – wspomina pani Karolina. Jesienią na świat przyszedł Mateusz. – Kolor jego włosów i oczu utwierdzał mnie w przekonaniu, że mój syn jest owocem londyńskiej sylwestrowej nocy – mówi nasza czytelniczka.

Mężowi powiedziała po kilku latach

Po kilku latach pani Karolina powiedziała mężowi, że Mateusz nie jest jego biologicznym dzieckiem. – Mateusz miał planowany zabieg w szpitalu. Czekała go też operacja. Musiałam, ale i chciałam powiedzieć Bartkowi, co wydarzyło się przed ślubem – wyjaśnia nasza czytelniczka i dodaje: – Nigdy nie wierzyłam, że może mi się przytrafić chwilowe zauroczenie i poniekąd los ze mnie zakpił. Sylwester sprzed 10 lat zmienił moje życie na zawsze. Bartek wybaczył mi. Wiem, że było mu ciężko. Jest jednak bardzo mądrym, ciepłym i dobrym mężczyzną. Mateuszek jest dla niego całym światem. I ja też.

Fot.: zdjęcie poglądowe, unsplash

Kraków - najnowsze informacje

Rozrywka