sobota, 28 sierpnia 2021 16:33, aktualizacja 3 lata temu

Wieliczka. Podrobiono podpisy mieszkańców? Panuś: "Nie mam możliwości weryfikacji dokumentów"

Autor Marzena Gitler
Wieliczka. Podrobiono podpisy mieszkańców? Panuś: "Nie mam możliwości weryfikacji dokumentów"

Stowarzyszenie Otwarta Wieliczka opublikowało oświadczenie, w którym zarzuca urzędnikom wielickiego magistratu fałszowanie list z podpisami uczestników zebrania wiejskiego w Śledziejowicach. Zapadły na nim decyzje, które mogły pozbawić miejscową społeczność kilku milionów złotych. Ale gmina zarzuty kategorycznie odrzuca. – Nie mam żadnej, podkreślam, żadnej możliwości weryfikacji dokumentów – mówi sekretarz Gminy Wieliczka, Adam Panuś.

– Mamy niezbite dowody na to, że dokumenty dotyczące zebrania mieszkańców Śledziejowic z 5 czerwca 2018 roku dotyczące przeznaczenia 10 mln złotych, zostały podrobione, a użyto do tego danych i podpisów prywatnych osób, które były na zebraniu we wrześniu 2020 roku. Oznacza to, że dokumenty z 2018 roku musiały zostać podmienione po zebraniu w 2020 roku – mówi Bartłomiej Krzych, przedstawiciel Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka.

O co w tym wszystkim chodzi? Przypomnijmy. Jak wynika z dokumentów, mieszkańcy Śledziejowic zgodzili się na sprzedaż dużej działki, a przysługującą im połowę kwoty ze sprzedaży chcieli przeznaczyć na rozbudowę szkoły. Ten fakt kwestionują mieszkańcy, których podpisy znalazły się na liście uczestników zebrania w dniu 5 czerwca 2018 roku, na którym miały zapaść te decyzje. Rzecz w tym, że albo twierdzą, że takiego głosowania wtedy wcale nie było, albo że w ogóle nie byli na tym zebraniu, bo… nawet wtedy w Śledziejowicach nie mieszkali.

Sprawę nagłośnił Bartłomiej Krzych, organizator akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o odwołanie burmistrza, która zakończyła się fiaskiem, a od niedawna działacz Stowarzyszenia Otwarta Wieliczka oraz radny z PiS Kazimierz Windak z Koźmic Wielkich.

– W 2018 roku było zebranie, na które przyszło ok. dziesięć osób. Tam niby przegłosowano zgodę na sprzedaż dużej działki w Śledziejowicach. Jej wartość to 10 milionów złotych. To było dawne pastwisko tej wioski. Teraz jest w Strefie Gospodarczej w Kokotowie. Już jest zabudowana. Ona została podzielona na dwie działki i sprzedana przez gminę Wieliczka za 10,5 mln zł netto. W 2018 roku, 5 czerwca, rzekomo mieszkańcy zgodzili się na tę sprzedaż i połowa pieniędzy miała iść do gminy, a połowa do dyspozycji Sołectwa Śledziejowice. Nie było powiedziane ani głosowane, że te pieniądze mają być wykorzystane na budowę szkoły. Tak twierdzą osoby, do których dotarłem i które były wtedy na tym zebraniu w 2018 roku – mówi Bartłomiej Krzych. Mam na to niezbite dowody – twierdzi Krzych. – Nie dotarłem do 40 osób, ale korespondowałem z 15 osobami, które powiedziały, że ich na tym zebraniu nie było. Niektóre nawet nie mieszkały wtedy w ogóle w 2018 roku w Śledziejowicach. A przypisuje im się, że były na zebraniu wiejskim i zagłosowały za tym, żeby oddać pieniądze gminie. Na to się po prostu nie zgadzają – mówi nasz rozmówca.

Warto dodać, że procedura jest taka, że dokument z zebrań wiejskich, sporządzane są przez sołtysa i powinny zostać przekazane do Urzędu Miasta Wieliczka, gdzie na polecenie burmistrza są przechowywane przez sekretarza, którym jest Adam Panuś. Nikt o niczym by nie wiedział, gdyby nie radny Kazimierz Windak z Koźmic Wielkich, który wyciągnął z urzędu archiwalne dokumenty. – Są na nich podpisy osób, które wówczas nawet w Śledziejowicach nie mieszkały, a były na zebraniu właśnie w 2020 roku. Skąd więc ich podpisy na rzekomych dokumentach z 2018 roku – pyta Krzych.  – Rozmawiałem z oszukanymi mieszkańcami Śledziejowic telefonicznie i chciałem to wyjaśnić. Korzystając z praw radnego wymusiłem z urzędu dokumenty, które potwierdziły, że mamy do czynienia ze skandalem – ocenia radny Windak. – Rozmawiałem też z sołtys Śledziejowic, jednak nie chciała udzielić wyjaśnień. Uważam, iż sprawą należy się pilnie zająć na sesji Rady Miejskiej, a do tego należy zwołać zebrania mieszkańców Śledziejowic, by wyjaśnić kwestie przeznaczenia pieniędzy – dodaje.

Bartłomiej Krzych twierdzi, że już 15 osób potwierdziło Stowarzyszeniu Otwarta Wieliczka bezprawne wykorzystanie ich danych i podpisów w celu podrabiania dokumentów, ale może ich być znacznie więcej. Część osób jest oburzona, że wykorzystano ich dane do potwierdzenia rzekomego głosowania, w którym nie brali udziału.

– Byłam na zebraniu w Śledziejowicach we wrześniu 2020 i pamiętam to zebranie. Było ok 40 osób, a zebranie było prowadzone chaotycznie. Nie głosowaliśmy nad żadną uchwałą, która zmieniała uchwałę z 2018 roku. Zwracam uwagę na takie rzeczy, bo wielokrotnie brałam udział w zgromadzeniach wspólników spółek handlowych. Był po prostu wniosek o to, żeby część wiejskich pieniędzy przeznaczyć na drogi i to zostało przegłosowane, a potem się okazało, że zrobiono z tego jakąś uchwałę, która nie była przedstawiona na zebraniu. Na pewno nie byłam na zebraniu w czerwcu 2018 i nie głosowałam wtedy nad przeznaczeniem pieniędzy ze zbycia działki, a moje dane i podpis widnieją na liście obecności. Czuje się oszukana – mówi mieszkanka Śledziejowic z ulicy Europejskiej.

– Na zebraniu w 2020 przegłosowaliśmy wniosek o przekazanie 20% sołeckich pieniędzy ze zbycia działki na drogi. Zaraz po tym zebraniu, jako grupa mieszkańców zawnioskowaliśmy o kolejne zebranie wiejskie w celu przeznaczenia reszty środków ze sprzedaży działki. Do tej pory do tego zebrania nie doszło, a w międzyczasie okazało się, że niby w 2018 roku pieniądze zostały już rozdysponowane, a ja o tym współdecydowałem – twierdzi mieszkaniec Śledziejowic z ulicy Nowy Świat.

Przedstawiciel Otwartej Wieliczki domaga się zwołania sesji rady miejskiej z udziałem mieszkańców i wyjaśnienia sprawy. – Sekretarz gminy Adam Panuś powinien wyjaśnić, jak doszło do tego, że w dokumentacji, za którą odpowiada, znalazły się podrobione dokumenty – mówi Krzych.

Ale gmina od całej sprawy się dystansuje. Sekretarz kategorycznie odrzuca zarzuty o to, że gminni urzędnicy ingerowali w jakąkolwiek dokumentację. – Zgodnie z przepisami i ze statutem sołeckim to sołtys ma obowiązek złożenia dokumentów po zebraniu wiejskim w ciągu 7 dni. Jednym z tych dokumentów jest lista obecności. Dokument są dostarczane do urzędu i ja nie mam żadnej, podkreślam, żadnej możliwości ich weryfikacji – wyjaśnia w rozmowie z Głos24 sekretarz Gminy Wieliczka, Adam Panuś. –  Zakładam, że są to dokumenty autentyczne, bo nie ma podstaw, żeby to kwestionować. Ktoś wystąpił z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej i te dane, które otrzymał udostępnił. Zgodnie z przepisami to wszystko jest jawne, dlatego można było to zrobić. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie znam mieszkańców, którzy uczestniczą w zebraniu wiejskim. Nie jestem w stanie tego potwierdzić – podkreśla Panuś.  – Nie mam żadnych podstaw, aby nie wierzyć temu, co zostało złożone. Ja nie byłem na tym zebraniu w 2018 roku. Nie wiem, nie mam pojęcia kto tam był – mówi.

Sekretarz Gminy Wieliczka uważa, że mieszanie do tego Urzędu jest nadużyciem. – Sołectwo to jednostka pomocnicza. Ma swój statut. Jest odrębnym organem. Jeżeli ktoś ma jakieś uzasadnione podejrzenia, że doszło do przestępstwa, powinien to zgłosić do organów ścigania. Ja tę listę widziałem. Tam są podpisy zrobione różnymi długopisami, różnymi charakterami pisma. To nie jest wypełnione przez jedną osobę. Wydaje mi się, że to spełnia wszystkie wymogi. Na pierwszy rzut oka nie widać nic podejrzanego – mówi Panuś.

To samo potwierdza burmistrz Wieliczki, Artur Kozioł. – My tylko przechowujemy dokumenty – podkreśla. Na pytanie, czy i jak dowiedział się o zarzutach pod jego adresem odpowiada: Pan sekretarz mi powiedział, że jeden radny wziął od nas ksera dokumentów i potem pojawiło się oświadczenie, a wcześniej nikt niczego nie sygnalizował. Ja uczestniczę z mieszkańcami w spotkaniach z burmistrzem. Nie uczestniczę nigdy w radach sołeckich. Uważam, że tak, jak rada miejska, mają swoją niezależność. Mam trochę inny styl, niż inni burmistrzowie i dlatego pewnie wygrywam wybory – mówi burmistrz Kozioł.

Do zarzutów o sfałszowanie podpisów nie chce odnieść się sołtys Śledziejowic, Iwona Buchta. – Nie chcę tego komentować – mów pytana przez Głos24 o sprawę oświadczenia. O oświadczeniu jednak wie, ale nie zgadza się z zawartymi w nim oskarżeniami.

Sprawa budzi dużo pytań i wątpliwości. Przede wszystkim po co urzędnicy czy radni mieliby fałszować dokumenty z zebrania wiejskiego? Czy przekazanie pieniędzy na budowę szkoły, zamiast na budowę drogi czy chodnika jest dostatecznym motywem, by popełnić takie przestępstwo? A może po prostu ktoś dopatrzył się, że brakuje jakichś protokołów i żeby ukryć bałagan, wykorzystał autentyczne listy z podpisami powstałe podczas zebrania w 2020 roku i podłączył je do dokumentacji z 2018 roku? Może też przepytani przez Krzycha mieszkańcy mówią, że nie byli na zebraniu i nie zagłosowali, bo jest im wstyd się przyznać do zgodzenia się na niekorzystne dla wioski zadysponowanie przysługującymi sołectwu funduszami?

Wieliczka - najnowsze informacje

Rozrywka